Sierpień 1980
Nad Polską wolne wichry powiały
i wszystko zaraz poszło na opak.
Na robotnika już więcej z pałą
z Golędzinowa nie ruszy chłopak.
Bo coś mu nagle pod czaszką trzasło
i wreszcie pojął, że on też prolet.
Czerwoni mają na głowie masło —
upadł pistolet, upadł pistolet!
Słynny pistolet (zaś bywszy nagan),
któryśmy mieli długo przy skroni!
I teraz, proszę, cóż za bałagan!
Jak galareta trzęsą się Oni!
Jedni w pośpiechu burzą swe wille,
drudzy ze strachu włażą na ściany.
Czerwoną diabli wzięli idyllę —
każdy się poczuł zdemaskowany!
Wódz ich, co groźne odstawiał dąsy
i huczał na nas baranim basem,
gdy w Stoczni gniewnie zadrgały Wąsy,
w portki narobił z wielkim hałasem.
Potem układny mafii adwokat,
widząc trudności, miał zastrzeżenia,
a także cały wór propozycji —
wszystkie, niestety, do odrzucenia.
Na koniec dzielny generał Bagno,
pragnąc konkietę zrobić w powiecie,
krzyczał: „Pokażę wam tych, co kradną!”,
na co usłyszał: „Wszyscy kradniecie!”
Na górze wielkie odchodzą ruchy —
małe roszady, duże roszady —
jedni znikają nagle jak duchy,
drudzy zmieniają sobie posady.
Lecz cóż obchodzą nas owe zmiany,
nowe odnowy w szulerskim świecie?
W fałszywej talii — każdy as zgrany.
Zrozumcie: nas już nie nabierzecie!
W oszukiwanych, gnębionych tłumie
zakiełkowało nieznane ziarno
i w Sierpniu w Gdańsku każdy zrozumiał,
że najważniejsza jest Solidarność.
Że trzeba stanąć tu zwartym murem
i głośno krzyknąć: „Koniec grabieży!”
Rządźcie swą partią, typy ponure,
nam macie dawać, co się należy!
Pełną zapłatę za naszą pracę,
a w sklepach odtąd ma wisieć mięso!
Dość już na naszej krzywdzie wzbogaceń —
albo przeprawa z groźnym Wałęsą!
A gdy już wszystko się będzie działo
zgodnie z Narodu dobrem i wolą,
możecie sobie smętnie podumać
nad kierowniczo-wiodącą rolą!