Gottfried Benn Chopin

 

W rozmowie niezbyt elokwentny,

poglądy nie były jego mocną stroną —

poglądami szastano na prawo i lewo.

Kiedy Delacroix wygłaszał swe teorie,

stawał się niespokojny,

bowiem w żaden sposób nie mógł uzasadnić nokturnów.

 

Kiepski kochanek. Cienie

snuły się w Nohant.

Także dzieciom George Sand

nie świecił budującym przykładem.

 

Chory na piersi —

w każdej z możliwych postaci:

z krwotokami

i kawernami, które nie chciały się goić.

Cicha śmierć

w przeciwieństwie do śmierci

w paroksyzmach bólu

lub od salwy plutonu egzekucyjnego.

Przysunięto fortepian (Erarda) do drzwi

i Delfina Potocka

w ostatniej godzinie

śpiewała mu pieśń o fiołku.

 

Do Anglii wyruszył z trzema fortepianami:

Pleyelem, Erardem, Broadwoodem.

Koncertował wieczorami, przez kwadrans,

biorąc za występ 20 gwinei,

u Rotschildów, Wellingtonów, w Strafford House

i u rozlicznych rycerzy podwiązki.

Omroczony zmęczeniem i bliskością śmierci

wrócił do domu

na Square d'Orlean.

 

Tam spalił wszystkie szkice,

manuskrypty.

Tylko żadnych brulionów, fragmentów, notatek,

żadnych zdradzieckich śladów.

Na koniec rzekł:

„Usiłowania moje zgodne są z poziomem,

jaki zdołałem osiągnąć.”

 

Grać winien każdy palec

z siłą odpowiednią do jego budowy.

Czwarty jest najsłabszy

(to tylko syjamski brat palca średniego).

 

Kiedy miał grać, palce kładł na e, fis, gis, h, c.

 

Kto kiedykolwiek usłyszał

któreś z jego preludiów,

czy to w dworku na wsi,

czy w górach,

czy przez drzwi otwarte

tarasu w jakimś sanatorium,

z trudem mógł je zapomnieć.

 

Nie skomponował żadnej opery,

żadnej symfonii,

tylko te tragiczne progresje,

poczęte z artystycznego przekonania

i grane małą ręką.

 


Janusz SZPOTAŃSKI