IX

 

Gdy Pretor z konia zsiadł, już przedtem nieco

Po obu stronach perystylu stały

Gwardie w lamparcich skórach i co świecą

Łuskami; od tych wprost na polot strzały

Szeroko widzisz schody, gdzie trybuna

I złoty posąg cezarski, świecący,

Jak w mroku rannym pożarowa łuna.

 

Tam - poczet pieszy, po stopniach rosnący,

Wkraczał, trzech wiodąc oskarżonych ludzi

O zbrodnię, która lud do buntu budzi.

 

Po krzykach: "W prawo! w lewo!" - i po owym

To tu, to owdzie ciąganiu się tłumu,

Które zdaje się ciałem tym zbiorowym

Miotać, jak wielką rzeczą bez rozumu,

Stało się wreszcie, iż masa ta cała,

Od wierzchu schodów do schodów podnóża,

Usadowiła się i wyglądała

Jak zawieszona płachta jaka duża,

Z rozlicznej barwy okrawek zszywana,

Do wietrzonego podobna dywana.

 

Prócz osób głównych, nikt z tych, co tam biegli,

Przy towarzyszu drogi się nie wstrzymał,

Jedni się z dala zaledwo spostrzegli -

Drugi dojść nie mógł, gdzie chciał, lecz się zżymał

Na wyrywany mu z rąk rąbek togi,

Którym się druha i rozmowy trzymał;

Inny szedł z tłumem, zdawszy się na bogi.

 

Syn Aleksandra poczuł tuż przy sobie

Kolumny ocios i wsparł ręce obie -

I blisko rdzeni będąc, słuchał sprawy.

 

Barchob, Jazona uczeń, stał daleko,

Lecz rzucał okiem nie bez pewnej wprawy,

A okiem zimnym: tak rzemieślnik wieko

Trumny ogląda i dwie strony mierzy,

By trafnie oddać, co której należy.

Tak czyni jeszcze i posłannik, który

Ma zdać rachunek z liczby i natury,

I położenia rzeczy; ale przeto

Tyle jest wierny, ile oddalony,

I wie, co to jest? o ile? i gdzie to?-

Lecz w tym nie będąc, jednej tylko strony

Nie zna: ta właśnie jest rzeczy zaletą!

 

Gramatyk nie sam stał, po jednej strome

Kupca fig, z drugiej mając gladiatora -

I coraz zdawał się pokłaniać skronie

W prawo, to w lewo - jak osoba chora,

Lub niemy, kiedy mówić chce o zgonie.

Pisarz te słowa jął czytać:

 

"Zaiste,

Ze świąt jeżeli które uroczyste

W obliczu prawa, to cezarskie święto;

Mąż, co tu stoi tak, jak go ujęto,

Jak świadczą starzy, znający go z bliska,

Nazwiskiem Quidam, że nie miał nazwiska,

Potem zaś przezwan Gwido - mąż zuchwały,

I czeladnicy jego - gdy wieczorem

Wieńce i lampy, naznaczonym wzorem,

W każdym się oknie rzymskim kołysały,

Nie tylko w tejże nie uszczknął radości*,

Lecz wyznał głośno, iż gorszyć to może

Chrześcijan słabszych, co w niewiadomości

Są, jak Cezarskie rozdzielić i Boże?"

 

"Świadczcie!" - odezwał się Pretor do grupy

Szpiegów i świadków, stojących pod słupy,

Do pół okrytych cieniem, w sposób taki,

W jaki się nocne kryć umieją ptaki,

Skoro je światło południa zaskoczy:

Że głos ich słysząc, nie widzisz osoby,

Osobę widząc, widzisz ją po oczy

I mógłbyś deptać, nie wiedząc - jak groby! -

Jeden z tych - gdy się wszyscy odezwali

Porządkiem, jakim w cieniu owym stali:

"Świadczymy!" - prawił:

 

"A ja oto właśnie

U siebie - biednym będąc - lampy cztery

Gdy zapaliłem, patrzę - jedna gaśnie!

Zgroza! - Gdyż cztery miały być litery,

Wyobrażone lampami czterema -

Tandem, łzy w oczach mając, szukam grosza,

By nową kupić lampę - grosza nie ma!

Tandem, cóż, mówić chciałem - ten jest Gwido

Ogrodnik, który coś składał do kosza,

Przed drzwiami domu stojąc - gdy ci sami

Dwaj drudzy, ucznie jego, właśnie idą,

Idą i mówią sobie coś czasami.

- Tu ja, że widzę drzwi nieozdobione

I ciemność: lampy że nie zapalone -

Nuż wołać, dalej przestrzegać, zaklinać -

I jak brzmi słowo, czytane wybornie,

Stało się - bowiem nie chcę już wspominać -

Przed Bóstwem raczej padając pokornie."

 

To rzekł i upadł, a za nim i owi,

Co mu świadczyli, świadkowie świadkowi.

 

Upadek taki kapłan Jowiszowy

Widząc, garść mirry w kadzielnicę rzucił;

Toż czynił Pretor - i inny, i owy,

A każdy ściągał twarz, jakby się smucił,

Lub głową wstrząsał, lub ręce zakładał,

Jakby się ludziom na migi spowiadał,

I szukał ruchem coraz mniej kłamanym,

Aż znajdzie w sobie głos dość wiarogodny;

Bo głos mniej może niż gest być udanym,

I stąd mniej skory jest i mniej wygodny,

I musi w kłamstwo pierw zagaić ruchem

Drugich, aż tego się nazbiera wiele -

Wtedy zaś zwie się już ogółu duchem,

Wyrazem myśli w tym zbiorowym ciele,

I już się nie zwie kłamstwem - lecz organem,

Albo koniecznym ogniwem tradycji,

Albo przyjętym trybem nieskłamanym,

Regulaminem mody lub policji -

W sposób iż człowiek kłamiący tam będzie

Przez porównanie białym jak łabędzie;

Dlatego właśnie, iż możność zachował

Zbłądzić - i oną wszech-prawość zepsował.

 

Na tak niejasne stąd patrząc budowy,

Zrozumiesz łatwo, co w nich człek wywoła

Zacny, cieniować gdy nie będzie mowy,

Przez miłość Prawdy wiecznego Kościoła;

Albo do tegoż o ile się zbliży

Prostak, mów swoich nie ważący zgoła,

Dla ludzi patrzeć nienawykłych wyżej

Równy boleścią bólom apostoła -

Acz ów zuchwalec przy wyznawcy stanie,

Często toż samo cierpiąc katowanie,

Dlatego tylko, by widziane było,

Pokąd człek może własną dotrwać siłą -

Lub aby świadczył, gdy inni kląć poczną,

Aż oba w raju wieczerzać odpoczną.

 

Ta to różnica męczeństwa i wojny,

Że pierwsze, dając krew, jeszcze ją daje

Zmnożoną przez to, co dawca spokojny

Czyni, okrzętne łącząc obyczaje

Do datku swego - i kruszynę chleba

Tam, tak i wtedy daje, jako trzeba.

Daje tym samym krew swą - więcej sobą,

Do szczętu siebie dotrwając osobą,

Więc po-nad-śmiertną obłócząc już siłę,

Co zwija topór jak kartę u księgi

Znanej - na skrzypców smyk zamienia piłę,

A w nierozwity róży pąk obcęgi.

 

I jeśli dziwno, że w wrzącej oliwie

Jan święty krzepciej niż przed męką żywie,

To w mniejszym stopniu toż samo zjawisko

Jest ci zwyczajnym i znajomym blisko,

Gdy obok stawisz mściwego człowieka

I tego, który przebacza, a czeka,

Aż chwila przyjdzie, że przeciwność, w sobie

Zniósłszy się sama, do stóp padnie tobie.

 

"Gwido - rzekł Pretor - wstręt ofiarowania

Bóstwu, tym więcej winę twą odsłania -

Mów!"

 

"Za człowiekiem, szpiegiem, co przed chwilą

Padł na kolana, widzę wasze głowy,

Sędziowie moi! jak nie mniej się chylą;

Mąż ten podchwycił was gestem, mnie - słowy.

Nikt z was nie wierzy w Bóstwo Cezarowe,

Bo Cezar nie jest też od Apollina,

Jowisza, Bacha, roślejszym o głowę -

A ci że byli ludźmi, nie nowina!

- Jakoż, bez Boga będąc, szukacie go

W wyższości męża tego, to owego;

I stąd zaiste mam ja dla was litość.

Wszakże bez granic mieć jej nie mam prawa,

Bom nie jest pierwszy i znam przyzwoitość;

Mam wzgląd na wszystkich, których jest ma sprawa

Na tych, co byli przede mną sądzeni,

I tych, co będą, i tych, co są może

Tu gdzieś wśród ciżby ludu utuleni,

Jeśli zrządzenie ich powoła Boże."

 

To mówiąc, pojrzał z tym skąpstwem anioła,

Z jakim chleb łamiąc w ubogiej rodzime,

Ogląda ojciec, żali co nie ginie,

Im chętniej dając, uważniej dokoła - -

 

"Jakoż czci Boskiej nie dam posągowi,

Przez który kłamstwo wasze się stanowi,

I strząsam szaty, nie iżbym Cesarza

Klął albo zniżał, jak indziej się zdarza,

Lecz że go cenię. Wy, co wart, nie wiecie:

Wy uwielbiacie, cenić nie umiecie,

A że sprzed serca Boga wam zakryto,

Zowiecie Bogiem wszelkie incognito."

 

"Na klęczki!" - Pretor głosem wrzasł takowym,

Jakim się sprawia szyk w polu bojowym -

Aż poszła cisza po rzeszy szeroko,

Jak po jeziorze nagła wiatru zmiana;

Aż w poczcie gwardii jękło coś głęboko,

Szablica jakaś spadła odpasana,

Czy trąby dwie się przypadkiem gdzie zbodły,

Czy głos tak dzielny był, a tłum tak podły.

"Czekaj! bom w ustach nie miał nic trzy doby -

Ja i te zacne dwie ze mną osoby,

A głos masz silny przez sytość i wprawę

W komendę - czekaj, niech zakończę sprawę."

 

To mówiąc, Gwido chwiał się i był blady,

Jak gdyby mówił: "czczo-mi" - lecz pozierał

Na dwóch, co za nim stali, jak na ślady.

- Gdy ktoś, co dotąd o głaz się opierał

Przy jednej z kolumn, rzucił trzos i skinął,

Wołając: "Chleba! - hej - po trzykroć płacę!" -

Co rzekłszy, tak się w togi zwój owinął,

Że wraz skoczyli ludzie i, na tacę

Włożywszy chleby, ponieśli mu w górę,

Bacząc szlachetną postać i naturę.

 

Syn Aleksandra rzekł: "Ci ludzie, trzy dni

Nie jadłszy, omdleć mogą w osłabieniu,

Widzę to. " - "Ktoś jest?" - szpieg zawoła z cieniu.

"Doktor!" - krzyknęło trzech, a byli zgodni,

Że posądziłbyś o wczesną umowę -

I - tu dwa kłamstwa stały w przesileniu:

Oskarżające i to, co w natchnieniu

Współ-miłosierdzia tchnęło trzech - ludowe.

Tamto formalne, to nieobmyślone,

Jak grom, co, nie wiesz, w którą wytnie stronę.

 

Gwido: "Bóg zapłać" - rzekł, gdy współ-skarżeni

Poczęli chleb jeść, a tak cicho było,

Że i najwięcej środka oddaleni

Słyszeli dziękę, jakby się im śniło,

Że tuż przy Quidam stali w onej dobie,

Bo ciszej było tam, niż bywa w grobie.

 

"Teraz - tak kończył Gwido - już się stało.

- Teraz, jakkolwiek broniłbym tej sprawy,

Nie uwolnicie nas - znam, bez obawy;

Więc posilone, jak jest, weźcie ciało;

Bo nie zniżyłem prawd przez ich oprawy,

Ni przez zuchwalstwo na szwank naraziłem;

Ni wywołałem nawet urągania,

Ni znikłem, marnym uznawszy się pyłem!

A to są sprawy nie do wybaczania!"

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

 

"Dosyć!" - zawołał z krzesła wstając Pretor

I, dwakroć spluwszy, rzekł: "Ja tam nie retor."


* Za panowania Adriana męczeństwa były rzadkie, ale męczeństwo trwało tym uciążliwiej, że właśnie pomiatano sprawami tymi, na policyjne je zamieniając kwestie. - Podobnych, o lampy, wiele spraw było, tym ważniejszych dla prawdy, iż te iluminacje zamieniały z czasem drzwi na bogi! Z tego zaś względu, iż męczeństwo w całej swojej wojennej ostrości nie wywoływane było, boleści dla prawdy były tym sroższe, że bezjawne i wielkiej wymagające baczności. - Co do właściwego znaczenia odpowiedzi Zbawiciela: "Oddajcie co Cezara Cezarowi, a co Boskiego Bogu" - ta przez Ojców Kościoła objaśnianą jest w apologiach, acz wystarczy nam dodać tylko: że zapytanie, które ją wywołało, należy do tych, które nigdy nie powinny były mieć miejsca, powiedziane jest albowiem, iż Faryzeusz, kusząc Chrystusa Pana, zapytywał.

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

QUIDAM

NASTĘPNY ROZDZIAŁ