PRZEDMOWA

Opowiadania Na Skalnym Podhalu powstały między rokiem 1901 a 1912. Pierwszym napisanym luźno opowiadaniem było Jak wzieni Wojtka Chrońca; pomysł cyklu rozpoczął się od drugiej opowiastki Halny gazda, opowiadanie Ku niebu, drukowane o wiele dawniej, zostało do Skalnego Podhala na nowo opracowane.

Pierwszym moim w ogóle drukowanym utworem, w r. 1886, była góralska powiastka Rekrut. Pisałem jeszcze inne, ale mi ich drukować nie chciano; były to forpoczty Podhala.

Opowiadania Na Skalnym Podhalu są wyłącznie snute z mojej własnej wyobraźni. Te, które są oparte na tematach ludowych (Dziś tu cicho, Notatka o polskim chłopie, Śpiący rycerze), mają dołączone odnośne wyszczególnienia; gdzie, jak np. w Sobku Jaworcarzu, Kubie Pudrasowym, Jakubie Zychu, znajdują się wtrącone ustępy oryginalnej opowieści ludowej, daję również odnośne wzmianki. Zresztą czy to Orlice, czy cała opowieść o "zimowych pannach", czy Babski wybór, czy Jak baba diabła wyonacyła, czy O Panu Jezusie i zbójnikach, w ogóle wszystkie, poza wskazanymi, opowiadania są wyłącznie moją własną inwencją. Podaję to dlatego, że od samego początku starano się obalić nie moje Podhale, ale moją pracę twierdzeniem, że są to przeważnie spisane i powtórzone, słyszane przeze mnie lub nawet czytane w cudzych rękopisach, góralskie powieści i legendy.

Doszło do tego, że żądałem przed siedmiu laty, aby mi wytoczono proces o przedstawienie za swoją cudzej własności. Czekam dotąd -1.

Co do pieśni, są one ludowe, oryginalne i moje własne. celowo utworzone na wzór ludowych i kombinowane jedne z drugimi. Odróżniać je byłoby za wiele roboty.

Dziś i tak ze śpiewających ją mało kto wie, że strofa marszu Hej idem w las, piórko sie mi migoce! nie jest pieśnią chłopską, ale początkiem mego wiersza o czterech strofach.

Zaznaczyć także muszę i zaznaczam jak najwyraźniej, że między Skalnym Podhalem a dzisiejszą góralszczyzną, zwłaszcza zaś dzisiejszym Zakopanem, nie ma żadnego związku. Ci, nie z inteligentnych, ale inteligentniejszych współczesnych górali, którzy myślą i mówią, że "to jest o nich pisane", mylą się najdokładniej. To jest pisane w wyobraźni i z wyobraźni o ich przodkach, ich pradziadach i dziadach, ich ojcach ostatecznie tu i ówdzie – ale nie o nich. Z dzisiejszą góralszczyzną i zakopiańszczyzną nie ma tu nic wspólnego.

Nie ma także moje Podhale nic wspólnego z całą, bez wyjątku, literaturą góralską, która wydała dotąd tak świetne i znakomite dzieła, jak Witkiewicza i Orkana. Witkiewicz patrzy na góralszczyznę jak oczarowany przybysz, Orkan jak miłujący syn. Na Podhale nie przybyłem - urodziłem się na nim; z górali nie pochodzę. Moje stanowisko jest inne.

Wskazuję też tu, że dzieło moje Legenda Tatr (Maryna z Hrubego i Janosik Nędza Litmanowski) jest szóstym i siódmym tomem Podhala i że w następstwie winna być razem we wspólnej księdze wydana.

Z początku dodawałem do poszczególnych tomów objaśnienia gwary, potem zaniechałem tego, gdyż Podhale prawie nie było czytane. Zresztą słownik góralski jest przygotowywany przez inteligentną sekcję "Związku Góralskiego"; zostanie wydany.

Zdaje mi się, że użyłem kiedyś porównania, iż do gwary góralskiej mam zamiłowanie, jak oficer kawalerii do konia. Starałem się ją objąć jak najwszechstronniej i zachować jej pierwotną czystość, nie odrzucając jednak jej dawnych naleciałości ze Słowacczyzny i niemieckiego (od osadników niemieckich), a to dlatego, że to stanowi część jej charakteru. Są tu wyrazy także łacińskie, rumuńskie i perskie. Gwarę moją niechętnie ocenił bardzo słusznie ktoś z nowotarżan, że "tak mówiono lat temu pięćdziesiąt". Żałuję, że nie mogłem słyszeć gwary sprzed lat stu i dwustu.

Pisowni nie zachowuję ściśle jednolitej: rządziłem się tu często słuchem. W alfabecie naszym brak liter pośrednich między literą a i o, między literą y i i. Bez tych liter pisać po góralsku nie możną.

Z nadzwyczajną racją wspomniany nowotarżanin ów nie chciał czytać Podhala, które mu ktoś w rękę cisnął. Myśli popularyzacji mego Podhala, podjętej przez inteligentną sekcję "Związku Górali", nie wypadało mi się sprzeciwić; jest to jednak podług mnie najzupełniej chybione przedsięwzięcie. O ile ja osobiście, zresztą przypadkowo, bom się o te wiadomości nie starał, mogłem odnieść wrażenie, opowiadania Na Skalnym Podhalu, są uważane przez ludność góralską, która je czytała, za cudactwa i śmieszne i głupie zmyślenia, o niej wypisywane. Góralszczyzna jest przecież góralowi znana - a "t a k  n i e  b y ł o". Nic takiego nie było naprawdę. Nie miałem nigdy najmniejszej intencji pisać z myślą o chłopach góralskich jako czytelnikach. Tym mniej o tym właśnie typie chłopów, który jeszcze nie jest człowiekiem zdolnym pojąć, co czyta, a już czytuje. Dla nikogo nie pisałem Podhala. Pisałem sam dla siebie.

I dla nikogo więcej. W ogromnym lesie pięciu tomów Na Skalnym Podhalu i dwu tomów Legendy Tatr ja sam słyszę szum drzew.

Nic mnie też nie martwi, że moje pisma góralskie są niezmiernie mało wzięte i znane wśród publiki; byłoby źle, gdyby było inaczej. Czterech tylko powinienem mieć słuchaczów: mego Ojca; Seweryna Goszczyńskiego; pierwszego proboszcza zakopiańskiego, księdza Józefa Stolarczyka, i nieśmiertelnej tatrzańskiej pamięci doktora Tytusa Chałubińskiego. - Przy wielkiej watrze gdzie u wierchu w Kościeliskach albo Chochołowskiej Dolinie mógłbym im czterem opowiadać te powieści, a oni by słuchali, rozumieli i czuli.

5 października 1913 r.

______________________________________________________

(1) Dodać należy, że niektóre moje opowiadania, np. Babski wybór, Zwyrtała, są opowiadane obecnie przez chłopów jako ich własne.


NA SKALNYM PODHALU

NASTĘPNY ROZDZIAŁ