156. Cień Barbary
Żałosny król Zygmunt August po stracie ulubionej swej żony, Barbary Radziwiłłównej, cień jej przynajmniej oglądać pragnął. W wychowaniu niewieścim młodości swojej nasłuchał się tysiącznych powieści, jak dusze osób zeszłych, lub same dobrowolnie, lub wywołane sztuką czarnoksięską, ukazywały się żyjącym. O możności więc nie wątpił, chęci swej zwierzył się dworakom ubiegającym się w staraniach zadosyć uczynienia żądzy swego pana. Sprowadzono zewsząd do dworu ludzi w sztuce czarnoksięskiej biegłych, obiecano sowitą nagrodę, kto by dokazał tego, iżby król skutkiem swych chęci pocieszony został. Podjął się tego Twardowski, czego inni nie śmieli i królowę Barbarę chodzącą królowi pokazać przyrzekł. Zawierza król przyrzeczeniu i czasu ku temu przeznaczonego z największą niecierpliwością oczekuje. Ostrzega tylko Twardowski Augusta, aby w milczeniu i spokojnie siedząc na widok ukazującej się królowej z miejsca się swego nie ruszył, inaczej za duszę i za życie króla nie zaręcza.
Poddaje się August tak twardemu i tak trudnemu do zachowania warunkowi, byle dopiąć celu swych chęci. Nadeszła pożądana chwila; wywołana z cieniów śmiertelnych zjawia się mara. Ledwie zdołał Twardowski na miejscu króla zatrzymać, tak żywo się porwał i chciał lubą marę uściskać, aż wtem widmo zniknęło.