145. Chłopski rozum
Jeden chłop zostawszy bardzo ubogim, gdy nie miał innego sposobu, sprzedał diabłu duszę za pieniądze: wszelako przy kupnie położył warunek, że wtedy będzie do niej miał prawo, kiedy wszystkie liście opadną z drzewa. Diabeł przystał, myśląc, że w jesieni przyjdzie jak po swoje. Ale gdy jesień nadeszła i diabeł przyszedł upominać się, chłop pokazał mu sosny zawsze zielone i zadrwił sobie z niego.
Inny znowu wieśniak brał od diabła złoto na miarę ćwierci bez dna, pod którą był dół głęboki, a w terminie oddał tą ćwiercią, ale dno wprawiwszy.
Z innym chłopem stracił diabeł na w spółce w ten sposób: Poczęli razem warzyć piwo. Chłop smaczne zrobił, a diabeł, co mu pomagał, gdy cały war był w kadzi, rzekł: — Dzielmy się teraz. — Dzielmy — kmieć odpowie i zabiera z wierzchu z musem piwo, diabłu drożdże zostawiwszy.
Widzi diabeł, ze źle, a gdy się kurczy pocierając żywot, co go bolał, gdy się opił drożdży burzących, rzekł znowu: — Siejmy i zbierajmy razem — Dobrze — odrzekł chłop i zasiał rzepę. Diabeł już teraz mądrzejszy, bierze z wierzchu; dostały mu się liściaste nacie, a chłopu smaczna rzepa.
Złe! — pomyślał sobie bies — pomszczę się na chamie — dalej, kmotrze. — Rzucajmy w górę, kto z nas mocniejszy? I porwał chłopa, zamiótł po piasku, rzucił w górę, aż nad komin swojej chałupy wyleciał.
— Mocnyś, diable — rzekł kmieć, co zbladł nieco, bujając tak wysoko — teraz na mnie kolej i porwał diabła w poły, ścisnął, ale miasto rzucić, w górę wlepił oczy, patrzy się w miesiąc, co był w pełni. Zdziwiony diabeł pyta: — Czego tam ślepisz?
— Patrzę, mój kmotrze, czy się mój rodzic na miesiącu nie pokaże, co cię jak rzucę, odbierze.
Diabeł na to w przestrachu wyrwał się z rąk chłopa i uciekł jak oparzony.