121. Wiatr

Gospodarz na połoninie pokrywał kolibę. A co pokryje, to silny wiatr powieje i łat zerwie. Trwała ta mitręga jakiś czas; aż pobudzony do gniewu gospodarz cisnął nóż przeciw wiatru, złorzecząc mu; niebawem też wiatr ucichł i gospodarz mógł zaczętą pracę dokończyć. Zbywszy się roboty, rozniecił dobry ogień i zaczął wieczerzę warzyć; właśnie było po zachodzie słońca, kiedy wziął się do jadła, aż tu idzie człowiek jakiś niezmiernie pokaleczony, że mu ani oczu, ani twarzy nie widać, i rzecze do gospodarza: — Dobry wieczór. Gospodarz odrzekł: — Daj Boże zdrowie! Siadajcie, jeśli łaska do wieczerzy. Nieznajomy zaś odpowiedział: — Wieczerzaj zdrów — a po niejakim milczeniu popatrzywszy na gospodarza dodał: — Masz szczęście, gdybyś mię był uczciwie nie przyjął, byłbym cię nauczył, jak nożem przeciw wiatru ciskać; widzisz, jakeś mię pokaleczył; na drugi raz strzeż się rzucać nóż przeciw wiatru. To rzekłszy, przepadł.

 


PODANIA I LEGENDY