114. Mnich
Na polanie zwanej Centyrz (cmentarz, podobno z czasów wielkiej jakiej wojny lub powietrza) jest pniak wielkiej grubości, spod którego różnymi czasy wychodził mnich, zrazu maleńki, ale zaledwie stanął, wzrostem przeniósł najroślejszego chłopa. Ukazywał się w różnych postaciach, najczęściej w bieli lub kapturze mnisim. Jeżeli o nim mówiono, wnet go i obaczyć można było. Ginął we wodzie; wszedłszy w nią rozpostarł kaptur i płaszcz mniszy nad falą i powoli malał, aż zniknął z oczu.
Był to jakiś pokutujący mnich, który uciekłszy z klasztoru, przez zbójców zabity został. Widywano go przebranego za kobietę w szlacheckim stroju, nic nie mówił, nic złego nikomu nie wyrządził. Ostatni człowiek, który go widział, krzyknął przelękniony: — Wszelki duch chwali Pana Boga! Na co mnich odpowiedział: — I ja chwalę. To wymówiwszy zniknął i odtąd nie widziano go więcej. Kiedy się jeszcze pokazywał, gdy go kto o co zapytał, nie odpowiadał, tylko kiwnął głową lub ręką.