86. Duchy familijne
Kiedy Rej był posłem do Szwecji, zachorował mu stangret jego kochany, którego zachorzałego zostawił u pewnego szlachcica, mając go odebrać powracając nazad do Polski. Chory ten leżał w jednej izbie pustej, a kiedy go gorączka ominęła, usłyszał muzykę jakąś pięknie grającą; rozumiejąc, że to tam w inszych pokojach grają, leży, aż tu z myszej jamy wyskoczy jeden chłopek maleńki po niemiecku ubrany, a za nim drugi i trzeci, a potem i damulki; muzykę też coraz to lepiej słychać i poczną tańczyć po izbie. Ów stangret w okrutnym był strachu. Po czym zaczną parami wychodzić za drzwi; wyszła także muzyka, wyprowadzono i pannę, zwyczajnie tak, jak do ślubu ubraną; nareszcie wyszli wszyscy z izby, jemu żadnego nie czyniąc gwałtu. Biedny stangret ledwie od strachu nie umarł. Wychodząc zostawili jednego malca, który mu rzekł: — Nie turbuj się tym, co widzisz, bo tu tobie i włos z głowy nie spadnie. My jesteśmy panowie duchowie; mamy też tu wesele swoje, żeni się nasz brat, idziemy do ślubu i nazad tędy powracać będziemy, a ciebie także aktu weselnego uczestnikiem uczynimy.
Ów, nie życząc sobie więcej patrzyć na owo widowisko, wstał i założył drzwi na haczyk, żeby oni tamtędy nazad powrócić nie mogli. Skoro tam już po onym ślubie powracają; aż tu drzwi zamknięte, muzykę znowu słychać; tymczasem ruszą drzwiami — zamknięte. Wlazł jeden maleńki szparą pode drzwiami, a uczyniwszy się w oczach jego dużym mężczyzną, pogroził mu tylko palcem i zdjąwszy haczyk otworzył drzwi; i tym się znowu, co pierwej, prowadzili traktem, a potem w ową myszą jamę powłazili. W godzinę lub też więcej, wyszedł znowu jeden z owej dziury i przyniósł mu na talerzu kołacza suto konfiturami i rodzynkami przeplatanego, mówiąc ten maleńki oddawca: — Weź i skosztuj tych weselnych wetów. — Odebrał stangret te wety z wielkim strachem; a podziękowawszy postawił wedle siebie. Przyszli potem do niego ci, co go doglądali w jego chorobie, i ten lekarz, co koło jego zdrowia chodził. Pytają: — Któż to dał? Opowie- dział im całą awanturę. Pytają: — Czemuż nie jesz? Odpowiada: — Bo się tego jeść boję. Owi mówią mu: — Nie bądź prostakiem nie bój się, jedz, dobre to rzeczy. Nasi to są domownicy, nasi przyjaciele; jedz. On po staremu nie chce. Wziąwszy owi kołacz, przed oczami jego zjedli i nic im nie szkodził.
Zażywają oni tych malców do roboty i do różnych posług.*
* Powiastka ta aczkolwiek przeniesiona do Szwecji przecie* krąży między nami; wziąłem ją dla trafnego opowiadania z Pamiętników Paska.