77. Wąż
Niektóry człowiek, religii katolickiej prawdziwy wyznawca, u jednego z wężochwalców na Litwie kupił kilka ułów miodu, a potem, za długim zaprzyjaźnieniem się i samego na wiarę chrystusową, acz z wielką pracą i staraniem, nawrócił i namówił, aby obrzydliwego węża, którego za boga chwalił, zabił. To gdy ten gospodarz uczynił, po małym czasie przyszedł do ogrodu pasiekę swoją przeglądać, wtem ujrzał w ulu jednym próżnym siedzącą osobę, jakąś czarną, na podobieństwo człowieka, z gębą aż po uszy szkaradnie rozdartą, z oczyma krzywo wywróconymi, zgoła jakieś piekielne straszydło tam było. Zapomni się od strachu gospodarz; potem nieco do siebie przyszedłszy, kto by był i co by tam robił? — spyta. Poczwara odpowiedziała: — Jam jest ten, który tak długo tu będę, aż się tęgo nad tobą zemszczę, żeś boga swego domowego zabił i jeszcze większe prześladowanie będziesz miał, jeżeli się do ofiar jemu należących nie wrócisz. Gospodarz nie dbał o to i jako chrześcijanin krzyżem świętym przepędził poczwarę, że natychmiast znikła i nie wiedzieć, gdzie się podziała. Kiedy jednak na to miejsce przychodził, przez czas długi szum jakiś i ksykanie na kształt wężów w ogrodzie słychać było.