53. Skarbiec w Zbąszyniu
W Zbąszyniu po dziś dzień stoi zamek, niegdyś warowny, nad wielkim jeziorem. Jeden z panów tego zamku prowadziwszy w młodości życie rozwiązłe, przepędzał na pokucie i rozmyślaniu późniejsze swoje lata. Obracał starzec znaczne swe dochody na miłosierne uczynki, a powiernikiem jego w rozdawaniu jałmużn był doświadczony długoletni sługa. Obaj częstokroć do podziemnego schodzili skarbcu, gdzie po kilka godzin sam na sam przebywali. Skromny sposób życia właściciela Zbąszynia nie podobał się synowi jego. Młodzieniec ten zepsutych obyczajów obłudą nazywał postępowanie ojcowskie, słudze zaś zemstą swoją na przyszłość odgrażał. Wtem nagła niemoc naprzód mowę, a wkrótce potem i życie starcowi odjęła, a gdy zwłoki jego do grobu zniesione zostały, wezwał nowy dziedzic starego sługę i do skarbcu zaprowadzić się kazał. Czy tu składał mój ojciec pieniądze swoje? — rzekł, widząc wielką skrzynię w żalazo okutą, którą skwapliwie otworzył, lecz w której księgi pobożne tylko i włosienicę ujrzał.
— Gdzie są skarby mego ojca? — rzekł dziko młodzieniec — a kiedy ich nie ma, gdzie są kwity, z roztrwonionych jego dochodów?
— Rozdawał pan mój dochody swoje między nieszczęśliwych, a kwitów od nich me żądał — odrzekł sługa.
— Ty więc je przystaw, niecnoto. Nie wyjdziesz stąd, dopóki ich mieć nie będę. — To powiedziawszy, nowy pan zatrzasnął za sobą żelazne podwoje i starego sługę samego w piwnicy zostawił. Dzikie śmiechy towarzyszów rozpusty młodego pana rozlegały się po zamku. Dwa dni przepędził w więzieniu nieszczęśliwy sługa bez pokarmu i napoju, cały ten czas swawolna rzesza na rozpuście strawiła. Trzeciego dnia na wieczerzy jeden z gości, mocno podchmielony, z urąganiem spełnił zdrowie więźnia mówiąc: — Niech go pasie stary, niech go uwolni, jeśli potrafi. — W tejże chwili otworzyły się nagle ciężkie okowane drzwi prowadzące do poziemnego skarbcu. Wchodzi umarły ojciec w śnieżną przybrany suknię i wiernego sługę za rękę prowadzi. — Tak jest — rzek- nie — nakarmiłem go, wywiodłem z więzienia, teraz niewinność jego zaświadczani.
Starzec zniknął, a syn upadł bez zmysłów. Następne życie jego dowiodło, że napomnienie ojca pożądany odniosło skutek.