38. Kiszporg
Na miejscu, gdzie teraz stoi miasteczko Kiszporg (Christburg), mieli dawni Prusacy zamek. Długo Krzyżacy nadaremnie zamek ten oblegali. Na koniec go dobyli i wszystkich tam co do nogi wycięli; a że to w wigilię Bożego Narodzenia się stało, dlatego Krzyżacy ten zamek po niemiecku Christburg nazwali. Przez dwieście lat Krzyżacy ten mocny i ważny zamek posiadali, aż go lata Pańskiego 1410 z ziemią zrównano. Był tam naówczas komturem Olbracht Szwarcburg; albo, jak inni chcą, Otton z Sangerwic; ten zawsze Krzyżakom nie radził rozpoczynać wojny z Jagiełłą, która tak nieszczęśliwie dla Zakonu skończyła się. Ale starszyzna krzyżacka chciała koniecznie wojny. Gdy więc komtur wyciągnął w pole i szedł na bitwę pod Tannenbergiem, a starszy go zapytał: komu by zamek powierzył? — odpowiedział zniecierpliwiony: tobie i tym złym duchom, coście wojnę uradzili. Te słowa tak starszego przeraziły, iż wpadł w gorączkę i na drugi dzień umarł. Zaraz dusza jego poczęła się błąkać po zamku; odtąd, jak który ze starszyzny krzyżackiej umarł, co na wojnę z Jagiełłą namawiał, dusza jego szła do zamku Kiszporskiego na pokutę; zarazem tyle się tu duchów zebrało, iż żaden żyjący człowiek w tym zamku wytrzymać nie mógł. Toteż tu niesłychane i straszne działy się rzeczy. Nieraz parobcy, chcąc iść do stajni, zachodzili do lochu i tam — bywało — popili, iż żaden o świecie nie wiedział. Raz kucharz i pomywacze poszli do kościoła, patrzą: a tu konie stoją; z kościoła zrobiła się stajnia. Idzie piwniczy do lochu, a tam woda płynie. Jeśli Krzyżacy — bywało — jeść w zamku się zabierają, a tu miski krwią się napełniły. Ale najgorzej zdarzyło się komturowi, który przybył z Frauenburga; raz bowiem znaleziono go w studni zawieszonego za brodę, iż z wielką biedą do siebie przyszedł; a drugi raz na najwyższym dachu się znalazł. Raz znowu poczęła mu broda się palić; woda nie pomogła, aż póki nie uciekł z zamku.
Wszyscy więc zamek opuścili, który się w gruzy rozsypał. Ten zamek dotąd jeszcze stoi, dotąd jeszcze mieszkają tam dusze Krzyżaków, którzy wojnę z Polską radzili.
We dwa lata po bitwie pod Tannenbergiem i Grunwaldem kowal z Kiszporgu wrócił z pielgrzymki do Rzymu; ten chcąc czegoś o duchach zamkowych dowiedzieć się, poszedł raz w południe do zamku i tam zastał brata komtura stojącego na moście, który także na tej bitwie zginął. Kowal, któremu ten Krzyżak niegdyś synka do chrztu trzymał, poznał go od razu, a rozumiejąc, że mówi do żyjącego człowieka, rzekł mu: O, panie kumie, cieszy mię, że was w dobrym i czerstwym zdrowiu oglądam; co też tam się dzieje w tym zamku, o którym takie dziwy opowiadają? — Na co mu duch odrzekł: Chodź ze mną, to zobaczysz, jakie to gospodarstwo prowadzimy. Poszedł więc za nim kowal krętymi wschodami. Przyszedłszy do pierwszej komnaty znaleźli wiele bardzo ludu grającego w kostki i karty, jedni śmiali się, niektórzy klęli. W drugiej komnacie wszyscy jedli i pili. Stamtąd przyszli na wielką salę, gdzie znaleźli mężczyzn wiele, niewiast, panienek i chłopców; tam tylko na gitarze grano i śpiewano; nic, tylko taniec i rozpusta. Poszli potem do kościoła, tam stał ksiądz, jakby miał mszą odprawiać, a kanonicy siedzieli w stallach i spali. Potem wyszli z zamku; wtem usłyszano stamtąd żałosny płacz i wycie, że kowal zaczął się strachać i myślał sobie, że już i w piekle gorzej być nie może. — Idź i powiedz nowemu wielkiemu mistrzowi, coś tu widział i słyszał; tak bowiem żyliśmy, jakieś to tam widział; a z tego poszła nędza i płacz, któryś słyszał. To rzekłszy zniknął.
Przestraszył się bardzo kowal, jednakże chciał dany sobie rozkaz wypełnić; poszedł do wielkiego mistrza i opowiedział wszystko, jak się stało. Ale ten rozgniewał się strasznie, mówiąc, iż tę bajkę zmyślono, aby Zakon krzyżacki osławić; kazał więc kowala w worek zaszyć i utopić.