CZĘŚĆ DRUGA

Czemu, o dziecię, nie hasasz na kijku , nic bawisz się lalką, much nie mordujesz, nie wbijasz na pal motyli, nie tarzasz się po trawnikach, nie kradniesz łakoci, nie oblewasz łzami wszystkich liter od A do Z? - Królu much i motyli, przyjacielu poliszynela, czarcie maleńki, czemuś tak podobny do aniołka? - Co znaczą twoje błękitne oczy, pochylone, choć żywe, pełne wspomnień, choć ledwo kilka wiosen przeszło ci nad głową? - Skąd czoło opierasz na rączkach białych i zdajesz się marzyć, a jako kwiat obarczone rosą, tak skronia twoje obarczone myślami? -

*

A kiedy się zarumienisz, płoniesz jak stulistna róża i pukle odwijając w tył wzroczkiem sięgasz do nieba - powiedz, co słyszysz, co widzisz, z kim rozmawiasz wtedy? - Bo na twe czoło występują zmarszczki, gdyby cieniutkie nici płynące z niewidzialnego kłębka - bo w oczach twoich jaśnieje iskra, której nikt nic rozumie - a mamka twoja płacze i woła na ciebie, i myśli, że jej nie kochasz - a znajomi i krewni wołają na ciebie i myślą, że ich nie poznajesz - twój ojciec jeden milczy i spogląda ponuro, aż łza mu się zakręci i znowu gdzieś przepadnie. -

*

Lekarz wziął cię za puls, liczył bicia i ogłosił, że "masz nerwy". - Ojciec Chrzestny ciast ci przyniósł, poklepał po ramieniu i wróżył, że będziesz obywatelem pośród wielkiego narodu. - Profesor przystąpił i macał głowę twoją, i wyrzekł, że masz zdatność do nauk ścisłych. - Ubogi, któremuś dał grosz, przechodząc, do czapki, obiecał ci piękną żonę na ziemi i koronę w niebie. - Wojskowy przyskoczył, porwał i podrzucił, i krzyknął: "Będziesz pułkownikiem." - Cyganka długo Czytała dłoń twoją prawą i lewą, nic wyczytać nie mogła, jęcząc odeszła, dukata wziąć nie chciała. - Magnetyzer palcami ci wionął w oczy, długimi palcami twarz ci okrążył i przeląkł się, bo czuł, że sam zasypia. - Ksiądz gotował się do pierwszej spowiedzi i chciał ukląc przed tobą jak przed obrazkiem. - Malarz nadszedł, kiedyś się gniewał i tupał nóżkami, nakreślił z ciebie szatanka i posadził cię na obrazie dnia sądnego między wyklętymi duchami. -

*

Tymczasem wzrastasz i piękniejesz - nie ową świeżością dzieciństwa mleczną i poziomkową, ale pięknością dziwnych, niepojętych myśli, które chyba z innego świata płyną ku tobie - bo choć często oczy masz gasnące, śniade lica. zgięte piersi każdy, co spojrzy na ciebie, zatrzyma się i powie: ".Takie śliczne dziecię." - Gdyby kwiat, co więdnie, miał duszę z ognia i natchnienie z nieba. gdyby na każdym listku, chylącym się ku ziemi. anielska myśl leżała miasto kropli rosy, ten kwiat byłby do ciebie podobnym, o dziecię moje- może takie bywały przed upadkiem Adama. -

 

Cmentarz - Mąż i Orcio przy grobie w gotyckie filary i wieżyczki

MĄŻ
Zdejm kapelusik i módl się za duszę matki. -

ORCIO
Zdrowaś Panno Maryjo, łaskiś Bożej pełna, Królowa niebios, Pani wszystkiego, co kwitnie na ziemi, po polach, nad strumieniami...

MĄŻ
Czego odmieniasz słowa modlitwy? - Módl się jak cię nauczono, za matkę, która dziesięć lat o tej właśnie godzinie skonała.

ORCIO
Zdrowaś Panno Maryjo, łaskiś Bożej pełna, Pan z Tobą, błogosławionaś między Aniołami i każdy z nich, kiedy przechodzisz, tęczę jedną z skrzydeł swych wyziera i rzuca pod stopy Twoje. - Ty na nich, jak gdyby na falach...

MĄŻ
Orcio! -

ORCIO
Kiedy mi te słowa się nawijają i bolą w głowie tak, że proszę papy, muszę je powiedzieć.-

MĄŻ
Wstań, taka modlitwa nie idzie do Boga. - Matki nie pamiętasz - nie możesz jej kochać. -

ORCIO
Widuję bardzo często mamę. -

MĄŻ
Gdzie, mój maleńki? -

ORCIO
We śnie, to jest, niezupełnie we śnie, ale tak, kiedy zasypiam, na przykład zawczoraj. -

MĄŻ
Dziecko moje, co ty gadasz?

ORCIO
Była bardzo biała i wychudła. -

MĄŻ
A mówiła co do ciebie?

ORCIO
Zdawało mi się, że się przechadza po wielkiej i szerokiej ciemności, sama bardzo biała, i mówiła:

Ja błąkam się wszędzie,
Ja wszędzie się wdzieram,
Gdzie światów krawędzie,
Gdzie aniołów pienie,
I dla ciebie zbieram
Kształtów roje,
O dziecię moje!
Myśli i natchnienie.

I od duchów wyższych,
I od duchów niższych
Farby i odcienie,
Dźwięki i promienie
Zbieram dla ciebie,
Byś ty, o synku mój,
Był, jako są w niebie,
I ojciec twój
Kochał ciebie. -

Widzi Ojciec, że pamiętam słowo w słowo - proszę kochanego papy, ja nie kłamię. -

MĄŻ opierając się o filar grobu
Mario, czyż dziecię własne chcesz zgubić, mnie dwoma zgonami obarczyć?.. Co ja mówię? - Ona gdzieś w niebie, cicha i spokojna, jak za życia na ziemi - marzy się tylko temu biednemu chłopięciu. -

ORCIO
I teraz słyszę głos jej, lecz nic nie widzę. -

MĄŻ
Skąd - w której stronie? -

ORCIO
Jak gdyby od tych dwóch modrzewi, na które pada światło zachodzącego słońca. -

Ja napoję
Usta twoje
Dźwiękiem i potęgą,
Czoło przyozdobię
Jasności wstęgą
I matki miłością
Obudzę w tobie
Wszystko, co ludzie na ziemi, anieli w niebie
Nazwali pięknością-
By ojciec twój,
O synku mój,
Kochał ciebie -

MĄŻ
Czyż myśli ostatnie przy zgonie towarzyszą duszy, choć dostanie się do nieba - możeż być duch szczęśliwym, świętym i obłąkanym zarazem? -

ORCIO
Głos mamy słabieje, ginie już prawie za murem kośćtnicy, ot tam - tam - jeszcze powtarza -

O synku mój,
By ojciec twój
Kochał ciebie -

MĄŻ
Boże, zmiłuj się nad dzieckiem naszym, którego, zda się, że w gniewie Twoim przeznaczyłeś szaleństwu i zawczesnej śmierci. - Panie, nie wydzieraj rozumu własnym stworzeniom, nie opuszczaj świątyń któreś Sam wybudował Sobie - spojrzyj na męki moje i aniołka tego nie wydawaj piekłu. - Mnieś przynajmniej obdarzył siłą na wytrzymanie natłoku myśli, namiętności i uczuć, a jemu? - dałeś ciało do pajęczyny podobne, które lada myśl wielka rozerwie - o Panie Boże- o Boże! -

Od lat dziesięciu dnia spokojnego nie miałem - nasłałeś wielu ludzi na mnie, którzy mi szczęścia winszowali, zazdrościli, życzyli - spuściłeś na mnie grad boleści i znikomych obrazów, i przeczuciów, i marzeń - łaska Twoja na rozum spadła, nie na serce moje - dozwól mi dziecię ukochać w pokoju i niechaj stanie mir już między Stwórcą i stworzonym - Synu, przeżegnaj się i chodź ze mną. Wieczny odpoczynek.
Wychodzą.

*

Spacer - damy i kawalerowie - Filozof - Mąż.

FILOZOF
Powtarzam, iż to jest nieodbitą, samowolną wiarą we mnie, że czas nadchodzi wyzwolenia kobiet i Murzynów. -

MĄŻ
Pan masz rację.

FILOZOF
I wielkiej do tego odmiany w towarzystwie ludzkim w szczególności i w ogólności - z czego wywodzę odrodzenie się rodu ludzkiego przez krew i zniszczenie form starych. -

MĄŻ
Tak się Panu wydaje? -

FILOZOF
Podobnie jako glob nasz się prostuje lub pochyla na osi swojej przez nagłe rewolucje. -

MĄŻ
Czy widzisz to drzewo spróchniałe? -

FILOZOF
Z młodymi listkami na dolnych gałązkach. -

MĄŻ
Dobrze. - Jak sądzisz - wiele lat jeszcze stać może?

FILOZOF
Czy ja wiem? Rok - dwa lata. -

MĄŻ
A jednak dzisiaj wypuściło z siebie kilka listków świeżych, choć korzenie gniją coraz bardziej. -

FILOZOF
Cóż z tego? -

MĄŻ
Nic - tylko że gruchnie i pójdzie precz na węgle i popiół, bo nawet stolarzowi nie zda się na nic. -

FILOZOF
Przecie nie o tym mowa. -

MĄŻ
Jednak to obraz twój i wszystkich twoich, i wieku twego, i teorii twojej. -
Przechodzą.

*

Wąwóz pomiędzy górami

MĄŻ
Pracowałem lat wiele na odkrycie ostatniego końca wszelkich wiadomości, rozkoszy i myśli, i odkryłem - próżnię grobową w sercu moim. - Znam wszystkie uczucia po imieniu, a żadnej żądzy, żadnej wiary, miłości nie ma we mnie- jedno kilka przeczuciów krąży w tej pustyni - o synu moim, że oślepnie - o towarzystwie, w którym wzrosłem, że rozprzęgnie się - i cierpię tak,. jak Bóg jest szczęśliwy, sam w sobie, sam dla siebie. -

GŁOS ANIOŁA STRÓŻA
Schorzałych, zgłodniałych, rozpaczających pokochaj bliźnich twoich, biednych bliźnich twoich, a zbawion będziesz.

MĄŻ
Kto się odzywa?

MEFISTO przechodząc
Kłaniam uniżenie - lubię czasem zastanawiać podróżnych darem, który natura osadziła we mnie. - Jestem brzuchomówca.

MĄŻ podnosząc rękę do kapelusza
Na kopersztychu podobna twarz gdzieś widziałem.

MEFISTO na stronie
Hrabia ma dobrą pamięć. (głośno) Niech będzie pochwalon. -

MĄŻ
Na wieki wieków - amen. -

MEFISTO wchodząc pomiędzy skały
Ty i głupstwo twoje. -

MĄŻ
Biedne dziecię, dla win ojca, dla szału matki przeznaczone wiecznej ślepocie - nie dopełnione, bez namiętności, żyjące tylko milczeniem, cień przelatującego anioła rzucony na ziemię i błądzący w znikomości swojej. - Jakiż ogromny orzeł wzbił się nad miejscem, w którym ten człowiek zniknął! -

ORZEŁ
Witam cię - witam. -

MĄŻ
Leci ku mnie, cały czarny - świst jego skrzydeł jako świst tysiąca kul w boju. -

ORZEŁ
Szablą ojców twoich bij się o ich cześć i potęgę.

MĄŻ
Roztoczył się nade mną - wzrokiem węża grzechotnika ssie mi źrzenice - ha! rozumiem ciebie. -

ORZEŁ
Nie ustępuj, nie ustąp nigdy - a wrogi twe, podłe wrogi twe pójdą w pył. -

MĄŻ
Żegnam cię wśród skał, pomiędzy którymi znikasz - bądź co bądź, fałsz czy prawda, zwycięstwo czy zaguba, uwierzę tobie, posłanniku chwały. - Przeszłości, bądź mi ku pomocy - a jeśli duch twój wrócił do łona Boga, niechaj się znów oderwie, wstąpi we mnie, stanie się myślą, siłą i czynem. -
Zrzuca żmiję.
Idź, podły gadzie - jako strąciłem ciebie i nie ma żalu po tobie w naturze, tak oni wszyscy stoczą się w dół i po nich żalu nie będzie - sławy nie zostanie - żadna chmura się nie odwróci w żegludze, by spojrzeć za sobą na tylu synów ziemi, ginących pospołu. -
Oni naprzód - ja potem. -
Błękicie niezmierzony, ty ziemię obwijasz - ziemia niemowlęciem, co zgrzyta i płacze - ale ty nie drżysz, nie słuchasz jej, ty płyniesz w nieskończoność swoją. -
Matko naturo, bądź mi zdrowa - idę się na człowieka przetworzyć, walczyć idę z bracią moją.

*

Pokój - Mąż - Lekarz - Orcio

MĄŻ
Nic mu nie pomogli - w Panu ostatnia nadzieja. -

LEKARZ
Bardzo mi zaszczytnie...

MĄŻ
Mów panu, co czujesz. -

ORCIO
Już nie mogę ciebie, Ojcze, i tego pana rozpoznaé - iskry i nicie czarne latają przed moimi oczyma, czasem z nich wydobędzie się na kształt cieniutkiego węża - i nuż robi się chmura żółta - ta chmura w górę podleci, spadnie na dół, pryśnie z niej tęcza - i to nic mnie nie boli.-

LEKARZ
Stań, Panie Jerzy, w cieniu - wiele Pan lat masz? -
Patrzy mu w oczy.

MĄŻ
Skończył czternaście. -

LEKARZ
Teraz odwróć się do okna. -

MĄŻ
A cóż?

LEKARZ
Powieki prześliczne, białka przeczyste, żyły wszystkie w porządku, muszkuły w sile. (do Orcia) Śmiej się Pan z tego - Pan będziesz zdrów jak ja. (do Męża) Nie ma nadziei. - Sam Pan Hrabia przypatrz się źrzenicy- nieczuła na światło - osłabienie zupełne nerwu optycznego. -

ORCIO
Mgłą zachodzi mi wszystko - wszystko. -

MĄŻ
Prawda - rozwarta - szara - bez życia. -

ORCIO
Kiedy spuszczę powieki, więcej widzę niż z otwartymi oczyma.

LEKARZ
Myśl w nim ciało przepsuła - należy się bać katalepsji.

MĄŻ odprowadzając Lekarza na stronę
Wszystko, co zażądasz - pół mojego majątku

LEKARZ
Dezorganizacja nie może się zreorganizować. -
Bierze kij i kapelusz.
Najniższy sługa pana hrabiego, muszę jechać zdjąć jednej pani kataraktę.

MĄŻ
Zmiłuj się, nie opuszczaj nas jeszcze.

LEKARZ
Może Pan ciekawy nazwiska tej choroby?

MĄŻ
I żadnej, żadnej nie ma nadziei?

LEKARZ
Zowie się po grecku: amaurosis. -
Wychodzi.

MĄŻ przyciskając syna do piersi.
Ale ty widzisz jeszcze cokolwiek?

ORCIO
Słyszę głos twój, ojcze. -

MĄŻ
Spojrzyj w okno, tam słońce, pogoda. -

ORCIO
Pełno postaci mi się wije między źrzenicą a powieką - widzę twarze widziane, znajome miejsca - karty książek czytanych.

MĄŻ
To widzisz jeszcze?

ORCIO
Tak, oczyma duszy, lecz tamte pogasły.

MĄŻ padając na kolana
Chwila milczenia

Przed kim ukląkłem - gdzie mam się upomnieć o krzywdę mojego dziecka? - (wstając) - Milczmy raczej - Bóg się z modlitw, Szatan z przeklęstw śmieje. -

GŁOS SKĄDSIŚ
Twój syn poetą - czegóż żądasz więcej?

*

Lekarz, Ojciec Chrzestny

OJCIEC CHRZESTNY
Zapewnie, to wielkie nieszczęście być ślepym. -

LEKARZ
I bardzo nadzwyczajne w tak młodym wieku

OJCIEC CHRZESTNY
Był zawsze słabej kompleksji, i matka jego umarła nieco... tak...

LEKARZ
Jak to ?

OJCIEC CHRZESTNY
Poniekąd tak - waćpan rozumiesz - bez piątej klepki.

Mąż wchodzi
MĄŻ
Przepraszam Pana, żem go prosił o tak późnej godzinie. Ale od kilku dni mój biedny syn budzi się zawsze około dwunastej, wstaje i przez sen mówi - proszę za mną. -

LEKARZ
Chodźmy. - Jestem bardzo ciekawy owego fenomenu.

*

Pokój sypialny - Służąca - Krewni - Ojciec Chrzestny - Lekarz - Mąż

KREWNY
Cicho.

DRUGI
Obudził się, a nas nie słyszy.

LEKARZ
Proszę Panów nic nie mówić. -

OJCIEC CHRZESTNY
To rzecz arcydziwna. -

ORCIO wstając
O Boże - Boże! -

KREWNY
Jak powoli stąpa. -

DRUGI
Jak trzyma ręce założone na piersiach. -

TRZECI
Nie mrugnie powieką - ledwo że usta roztwiera, a przecię głos ostry, przeciągły z nich się dobywa. -

SŁUŻĄCY
Jezusie Nazareński !

ORCIO
Precz ode mnie, ciemności - jam się urodził synem światła i pieśni - co chcecie ode mnie? - czego żądacie ode mnie? -
Nie poddam się wam, choć wzrok mój uleciał z wiatrami i goni gdzieś po przestrzeniach - ale on wróci kiedyś, bogaty w promienie gwiazd, i oczy moje rozogni płomieniem. -

OJCIEC CHRZESTNY
Tak jak nieboszczka, plecie, sam nie wie co - to widok bardzo zastanawiający. -

LEKARZ
Zgadzam się z panem dobrodziejem. -

MAMKA
Najświętsza Panno Częstochowska, weź mi oczy i daj jemu. -

ORCIO
Matko moja, proszę cię - matko moja, naślij mi teraz obrazów i myśli, bym żył wewnątrz, bym stworzyĺ drugi świat w sobie, równy temu, jaki postradałem. -

KREWNY
Co myślisz, bracie, to wymaga rady familijnej. -

DRUGI
Czekaj - cicho. -

ORCIO
Nie odpowiadasz mi - o matko! nie opuszczaj mnie. -

LEKARZ do Męża
Obowiązkiem moim jest prawdę mówić.

OJCIEC CHRZESTNY
Tak jest - to jest obowiązkiem - i zaletą lekarzy, panie konsyliarzu.

LEKARZ
Pański syn ma pomieszanie zmysłów,  połączone z nadzwyczajną draźliwością nerwów, co niekiedy sprawia,  że tak powiem,  stan snu i jawu zarazem, stan podobny do tego, który oczywiście tu napotykamy. -

MĄŻ na stronie
Boże, patrz, on Twoje sądy mi tłumaczy. -

LEKARZ
Chciałbym pióra i kałamarza - Cerasi laurei dwa grana etc., etc. ...

MĄŻ
W tamtym pokoju pan znajdziesz - proszę wszystkich, by wyszli. -

GŁOSY POMIESZANE
Dobranoc - dobranoc - do jutra. -

ORCIO budząc się
Dobrej nocy mi życzą - mówcie o długiej nocy - o wiecznej może - ale nie o dobrej, nie o szczęśliwej. -

MĄŻ
Wesprzyj się na mnie, odprowadzę cię do łóżka. -

ORCIO
Ojcze, co to się ma znaczyć? -

MĄŻ
Okryj się dobrze i zaśnij spokojnie, bo doktor mówi, że wzrok odzyskasz. -

ORCIO
Tak mi niedobrze - sen mi przerwały głosy czyjeś. -
Zasypia.

MĄŻ
Niech moje błogosławieństwo spoczywa na tobie - nic ci więcej dać nie mogę, ni szczęściá, ni światła, ni sławy - a dobija godzina, w której będę musiał walczyć, działać z kilkoma ludźmi przeciwko wielu ludziom. - Gdzie się ty podziejesz, sam jeden i wśród stu przepaści, ślepy, bezsilny, dziecię i poeto zarazem, biedny śpiewaku bez słuchaczy, żyjący duszą za obrębami ziemi, a ciałem przykuty do ziemi - o ty nieszczęśliwy, najnieszczęśliwszy z aniołów, o ty mój synu? -

MAMKA u drzwi
Pan Konsyliarz każe jw. pana prosić. -

MĄŻ
Dobra moja Katarzyno, zostań się przy małym.
Wychodzi.


POPRZEDNIA CZĘŚĆ

SPIS TREŚCI

NASTĘPNA CZĘŚĆ