Ze starego kufra dzieci wyciągnęły i ojcu przyniosły kołnierz z sukna niebieskiego, oszyty srebrzystą tasiemką.
- Co to, tatusiu?... Od czego to?... Skąd się to tam wzięło?.. Ojciec wziął w ręce wąski, wypłowiały pasek, do oczu go przybliżył - długo wpatrywał się weń w milczeniu, Ciekawość dzieci jeszcze bardziej wzrosła.
- Tatusiu kochany! - niech nam tatuś powie!... My koniecznie chcielibyśmy się dowiedzieć!...
Ojciec przesunął ręką po oczach - może mu się czym zaprószyły? - potem westchnął głęboko i rzekł drżącym głosem:
- To jest kołnierz od mojego mundura...
- Od mundura? - zdziwił się najmłodszy synek, - To tatuś był w wojsku?...
- Od mego mundura szkolnego!
Dwaj starsi chłopcy wystąpili z opozycją.
- To być nie może! Żadna szkoła nie nosi mundurów niebieskich ze srebrnym oszyciem. Przecież znamy wszystkie: rządowe i prywatne.
- Nie noszą dziś - nosiły pomiędzy rokiem 1860 a 1870, to jest wówczas, gdy wasz ojciec był takim, jak wy, uczniakiem...
Chłopcy wyrywali sobie kołnierz, przyglądając mu się z nadzwyczajnym zajęciem...
- To musiały być ładne mundury?... - zauważył najstarszy.
- Ładne. Skrajane "do figury", zapinane na jeden rząd srebrnych, gładkich guzików, z małymi guziczkami przy rękawach. Czapki zaś były formy francuskiej, również niebieskie, z białą wypustką, z prostym daszkiem, takie, jakich dotąd wojsko francuskie używa.
- To musiały być "kiepy"! - wyrwał się najmłodszy chłopiec, pierwszoklasista. - Nosili je "górale".
- Jacy "górale"?
- No, wie tatuś: te sztubaki od Górskiego!
- Takie czapki nie nazywają się "kiepy", lecz "kepi". Tamte różniły się od dzisiejszych tym, że były miękkie i dawały się najrozmaiciej na głowie układać. Przywdziewał je też każdy inaczej, nieraz bardzo fantastycznie.
Chłopcy starali się wyobrazić sobie, jak wyglądał ich ojciec w niebieskim kepi. Ale trudno im było przedstawić go sobie bez wąsów, z gładką, rumianą twarzą, bez siwiejących na skroniach włosów...
Ojciec tymczasem nie przestawał wpatrywać się w wypłowiały kołnierz, oczy zaś jego musiały być wciąż zaprószone, bo je przecierał nieustannie, najpierw dłonią, później chusteczką...
Nagle szepnął z nowym westchnieniem:
- Ach, gdyby ten kołnierz umiał mówić!...
- To co?... To co, tatusiu?... - wykrzyknęli pytająco wszyscy trzej chłopcy.
- To opowiedziałby wam swoje wspomnienia, które by was niezawodnie zajęły...
- Ba!... - westchnął smutno średni chłopiec - nie tylko kołnierz, ale nawet cały mundurek tej sztuki nie dokaże.
- Ale może dokazać jej tatuś, który w tym mundurku chodził! - osądził spokojnie najstarszy. Ojciec przygarnął do siebie swą "trójkę hultajską".
- Więc ciekawiście naprawdę "wspomnień niebieskiego mundurka?"...
- Jeszcze jak, kochany tatusiu!... Zaraz byśmy siedli i słuchali...
- No, to wam je opowiem. Albo lepiej - po namyśle dodał - napiszę.
...Z tej rozmowy i z dotrzymanego przez ojca przyrzeczenia powstały poniższe obrazki.