ROZDZIAŁ SIEDMNASTY
Każdy romans kończy się zwyczajnie zbiorem osobliwych przypadków, a te ściągają się do wzajemnego poznania lub znalezienia osób wielu, jakby umyślnie na jedno miejsce sprowadzonych. Poznanie się prawie nowe z Julianną po tylu awanturach i dziesięcioletnim niewidzeniu zarywa coś na romans, z tą tylko różnicą, iżeśmy się zeszli w jej własnym domu, nie szukając wzajemnie po ziemi i morzu.
Domyślić się każdy może, iżem się pytał Julianny, jakim sposobem do tego stanu, w którym ją widzę, przyszła. Gdybym się chciał trzymać tonu romansów, z historii Julianny zrobiłbym księgę czwartą. Zacząłbym pod osobliwymi rozdziały opowiadać na przykład: jako Julianna, zamknięta w klasztorze, ciężko płakała straty amanta swojego; jako jednego czasu przechodząc się z towarzyszkami po ogrodzie porwana była gwałtownie przez nieznajome osoby; jako w oddalonej puszczy odbita znowu była przez drugie nieznajome osoby; jako te drugie nieznajome osoby zaprowadzili ją w okropne lochy i pieczary; bako wiele wycierpiawszy w tych okropnych lochach i pieczarach, z niewypowiedzianym hazardem stamtąd uciekła; jako po długiej peregrynacji zaszła może do jakiego pustelnika lub pustelnicy; bako ten pustelnik (który powinien być bardzo stary) żywił ją przez czas niejaki korzonkami; jako pan jeden wielki polując natrafił na pustelnicze mieszkanie i jej widokiem zniewolony został; bako ten pan wielki, przebrawszy się, po wtóre do niej zaszedł i nakłonił do porzucenia pustelniczego życia; jako dała się nakłonić i stała się jego żoną; jako ten mąż zachorowawszy umarł, był pochowany, a ona całej jego substancji została panią, etc.
Awantura Julianny nie była tak nadzwyczajna. Wzięła ją ciotka z klasztoru, zawiozła do Litwy; bogaty w sąsiedztwie wdowiec poznał ją, podobał sobie, chciał mieć za żonę, wziął; nie mając bliskich krewnych fortunę zapisał i w rok umarł.
Serca czułe nie potrzebują wykwintnych oświadczeń. Ofiarować się na wieczne usługi, nie być odmówionym, zyskać rękę i serce kochanej Julianny - dzieło było jednego tygodnia. Od tego czasu żyję z nią szczęśliwy; dużeśmy się doczekali wnucząt - przecież w moich oczach taka jeszcze jak w owym gaiku...
Zeszłaś mnie w tym pisaniu, kochana żono; ty wiesz, ale niech wie świat cały, żeś jest słodyczą życia mojego. Niech się z naszego uszczęśliwienia uczy młodzież, iż miłość ugruntowana na wspólnym szacunku nigdy się nie kończy, a w szczęśliwym pożyciu milsze zmarszczki poczciwej żony niż modne płochych amantek pieszczoty.
KONIEC KSIĘGI TRZECIEJ
I OSTATNIEJ
PRZYPADKÓW DOŚWIADCZYNSKIEGO
W Berlinie 26 lutego roku 1775