ZIELONY DZBAN
To nie stu rycerzy, lecz sto trupów leży!
Nie sto trupów leży, jeno stu rycerzy!
A nie dla nich ruczaj dzwoni,
A bór szumny od nich stroni,
Jeno wicher we sto koni
Znik±d ku nim bieży.
Wybiła godzina - wiosna się zaczyna,
Z chaty poprzez kwiaty wybiega dziewczyna,
Dzban zielony, pełen wody,
Niesie zmarłym dla ochłody
W skwar ¶miertelnej niepogody,
Co w proch wargi ¶cina.
Stopy moje - bose, skronie - złotowłose,
Kochałam, płakałam, zmarłym wodę niosę,
Oczerstwijcie ból wasz słony,
Smakiem ¶mierci podraĽniony,
Cały ranek w dzban zielony
Ciułałam tę rosę.
Wypić - wypijemy, lecz nie ożyjemy,
Na polu w k±kolu żal się chwieje niemy,
A my leżym z ziemi± w zmowie
W tym tu rowie i parowie,
Lecz nikt tego nie wypowie,
Gdzie my teraz, gdzie my?
Jedyny dobytek - ciszy w sobie zbytek
I snu podziemnego żmudny bezpożytek.
Nim sporz±dzisz dla nas sanie
Na wieczyste zimowanie,
Połóż wieniec na kurhanie
Z kalinowych witek.
W waszym zgromadzeniu, w natłoczonym cieniu,
Jest taki, co maki kładł mi na ramieniu,
Niech ze dzbana pije wodę,
Niech przypomni lata młode,
Gdy raz spojrzał w m± urodę
W nagłym zachwyceniu !
Płyn± dni niezłomne, czasy nieprzytomne,
Nie wierzę, że leżę trzy lata ogromne!
Mak pamiętam purpurowy,
Ale twojej, dziewczę, mowy
I tej złotej w słońcu głowy
Już dzi¶ nie przypomnę!
Chmurz± się błękity, płacze deszcz obfity,
Na trawie w murawie leży dzban rozbity,
Dzban rozbity leży, leży,
A ¶pi pod nim stu rycerzy,
A wiatr znik±d ku nim bieży,
Kurzaw± okryty!