WIECZOREM
Wieczorem było, wieczorem,
Gdy zorza gasła nad borem.
Dzienny ulatniał się skwar,
Rosa nam spadła na głowy
I zmierzchem dymił się jar,
Jar kalinowy.
Z daleka idzie, z daleka
Ten mrok, co kwiatów się zrzeka.
Gdy płosz±c ospał± woń,
Chłód powiał nad pola zżęte,
O moj± zagrzała¶ skroń
Dłonie zziębnięte.
Nie wolno patrzeć, nie wolno
Bez pieszczot w ciemno¶ć dokoln±!
Zbł±kanych w obszarach pól
Nie zł±czy żaden sen złoty,
Ni lęk, ni zgroza, ni ból,
Nic - prócz pieszczoty!