ROZDZIAŁ XVIII. 
POWRÓT DO OJCZYZNY

 

Dzień i noc jadąc sankami stanąłem w Moskwie. Na ostatniej stacji spytawszy się zwoszczyka do jakich oni domów zawożą pierwszych pasażerów, zainformował mnie, że dwa domy są najpierwsze w Moskwie: jeden hotel Stambulski, drugi Francuski. Kazałem mu prosto jechać do Francuskiego. Wszedłszy na kurytarze apartamentów, wpadłem w oczy samejże gospodyni, więcej dla moich ubiorów jakie miałem na sobie. Prosiłem jej o pokój jeden, który mi natychmiast wyznaczyła, ciepły i bardzo porządny, powiadając, że to kosztować będzie ze stołem, pora jedna, rubli pięć asygnacyjnych. Nie zostawało u mnie całego zapasu nad piętnaście rubli asygnacyjnych, myślałem zawsze, że w takim wielkim mieście znajdę kogoś co mi pożyczy.

Gospodyni wzięła ode mnie paszport i wypytywała się o mojej historii, co też w krótkości opowiedziałem. Nazajutrz odwiedziła mnie znowu z ostrzeżeniem, abym się chronił wszelkiej konwersacji z kimkolwiek, co by do mnie przyszedł a szczególniej, abym się wystrzegał Polaków, co niezmiernie duszę moją przeraziło.

Kiedym widział tak poczciwą Francuzkę, zwierzyłem się, że jestem bez zapasu żadnego pieniędzy: odpowiada mi na to; że dopóki zabawię nic mnie kosztować nie będzie, i daje mi sto rubli asygnacyjnych. Dziękuję jej uprzejmie, a chcąc wiedzieć o dobroczyńcy i komu mam być wdzięcznym pytam o jej imię, lecz odpowiedziała, że tego wiedzieć nie mogę.

Na trzeci dzień kazano mi stawić się stawić do policji, gdzie prezydował Jenerał Kaweryn. Ten wziąwszy mnie w swój pojazd zawiózł do Jenerała-Gubernatora Xięcia Sołtykowa, z pod którego ja komendy wyszedłem z Ukrainy z brygadą. Mówił do mnie po polsku z największą grzecznością. Czynił mi też wymówki przed wszystkimi tam będącymi jenerałami, że on za mnie bardzo był prześladowany od Katarzyny II, iż dopuścił wojskom polskim zrobić zamieszanie i przebić się przez całą ich armię: bo za moim przykładem wyszły jeszcze dwie brygady, Łaźnińskiego przez Dniepr i Wołoszczyznę, Wyżkowskiego tą drogą którędy ja szedłem, i pułk konny lekkiej kawalerii.

Książę Sołtykow prosił mnie na obiad i pozwolił dni kilka w Moskwie zabawić.

Po upływie tego czasu pożegnałem zacną i szanowną Francuzkę i przedsięwziąłem dalszą mą podróż do kraju. Widziałem też w Moskwie jenerała naszego Niesiołowskiego, który był posłany przez Pawła, będąc oskarżonym od Moskalów za zbytni zapał do swojej ojczyzny.

Miejsca znaczniejsze mi pokazano, miasta samego nie opisuję, gdyż wszystkim jest prawie najlepiej znane.

Skąd przez Ruś, Mińsk przybyłem do Wilna i zajechałem prosto do domu pocztowego. Gospodarz poznawszy mnie, skrył za parawan ostrzegając, że ludzie się będą skupiać, ponieważ byłem w sukni kamczackiej zimowej, bo innego futra nie miałem.

Bawiłem w Wilnie dwa miesiące, aż nadszedł rozkaz Pawła I, żeby wszystkich cudzoziemców z kraju wypędzić. Było to powiedziane do francuskich emigrantów, i księży trapistów. Ja, żem się podał w paszporcie jako mieszkaniec Galicji, byłem równie wzięty za cudzoziemca i z konwojem odesłany na Wołyń do Uściługa nad rzeką Bugiem do kordonu, gdzie wówczas stał z wojskiem Jenerał Gubernator Podolski Gudowicz. Ten mnie zatrzymał mówiąc, że tak złośliwych ludzi nie wypuszczają za granicę: musi to być omyłka, więc uczynię raport do Monarchy, czy możesz z kraju wyjechać; prosiłem go, aby moją prośbę do Monarchy przyłączył, na co chętnie zezwolił a mnie kazał mieszkać w mieście Dubnie za inspekcją niższego sądu, abym się nigdzie nie oddalał dopóki nie nadejdzie rezolucja z Petersburga.

W tym czasie przybywszy do tegoż miasta Tadeusz Czacki starosta Nowogrodzki, zaręczywszy Sąd niższy wziął mnie do siebie. Dom ten zacny i poważny, w którym znalazłem wiele osób poważnych i uczonych. Sama z Dembińskich Czacka najmoralniejsza i najpiękniejsza osoba, a przy tym dobra Polka. To miejsce było mi rajem, bo tak serdecznie i czule byłem przyjmowany, że nigdy o nich bez wdzięczności wspominać nie mogę.

Wyrobił dla mnie Tadeusz Czacki w komisji Warszawskiej od trzech dworów wyznaczonej do oblikwidowania długów królewskich, za rangę brygadjera podług rekonesansu zapłatę. Byłem mu najwdzięczniejszy za jego staranie, ale pieniędzy brać nie odważyłem się za stopień krwią i zasługami nabyty, chociaż nie miałem żadnego funduszu do utrzymania mojej exystencji, czekając powrotu ojczyzny. Pragnąłem pokazać przez to rodakom moim, że nieszczęście i ubóstwo nie powinno odmieniać sposobu myślenia, zwłaszcza, że widziałem wielu obok siebie nieszczęśliwych z upadku ojczyzny.

Później bawiłem w domu Alexandra Chodkiewicza, dobrego Polaka i moralnego człowieka. Tam spędziwszy czas niejakiś, miałem szczęście być za przyjaciela przy jego związku małżeńskim z Walewską, wojewodzianką Sieradzką. Osoba młoda, piękna, talentów wiele posiadająca. Razem z siostrą swoją Bierzyńską ofiarowały mi najprzyjemniejszy park w lesie Czarnym, óśm włók ziemi, z sadem fruktowym, mieszkaniem i całym gospodarstwem, gdzie przez lat kilka przebywałem. Już to było po śmierci Pawła I, więc mogłem wyjeżdżać za granicę do wód, skąd znowu wracałem do mego lubego siedliska. Później przybyło do mnie kilku moich żołnierzy ranionych, których znałem z odwagi i przywiązania. Przytuliłem onych do siebie, przeznaczywszy jednych do roli, drugich do sadzenia drzew z którymi i sam pracowałem, innych do gospodarstwa wnętrznego a niektórych do utrzymania straży domowej, gdyż to miejsce było w lesie od wsi i wiosek oddalone.

Przebywszy w samotności i smutku po utracie ojczyzny lat kilka, zapędziłem się do Petersburga dla dojścia sukcesji lennej na mnie spadającej po moim krewnym. Lecz nic pomyślnego nie wskórawszy, straciłem na koszta podjęte moją przyjemna pustynię i powróciłem do kraju gdzie później zostałem złożony dwuletnią chorobą.

 

Roku 1810 w Marcu

 

Mieszkałem czas niejaki przy moim krewnym u którego mi na niczym nie zbywało, przy chorążym Litewskim, Tomaszu Wawrzeckim, znajomym krajowi z cnót i gorliwości dla ojczyzny. Był on wybrany po Kościuszce naczelnikiem narodu: teraz czynny jest dla kilkudziesiąt opiek i dla nieszczęśliwych. Imperator Alexander I, wybrał go do nowej magistratury, dla oblikwidowania w kilku guberniach izb skarbowych, względem weszłych funduszów tak pojezuickich, jako obywatelskich podatków od ostatniego zaboru Polski.

Po zawarciu Tylżyckiego pokoju, opuściwszy Litwę dążyłem ku Ukrainie, licząc w tamtych stronach dom przyjacielski za mój własny, gdzie postanowiłem w zaciszu i życiu prywatnym oczekiwać jeszcze powrotu ojczyzny i cieszyć się tą nadzieją, która już tyle razy zawodziła.

Przejeżdżając przez Nieśwież którędy trakt mi wypadał, na moje szczęście książe ordynat Dominik Radziwiłł dowiedział się o mnie i zaprosił do swojego domu z największą uprzejmością. Jako dobry Polak, mając czułe i dobre serce, ofiarował mi folwark, który musiałem przyjąć i dziś utrzymuję się z niego. Muszę oddać Księciu tę sprawiedliwość znając go z bliska, że dla ojczyzny majątku i życia nie szczędzi.

Obywatel zaś na Ukrainie do którego jechałem, nazwiskiem Tadeusz Pawsza, został wygnańcem i postradał cały majątek. Jego żona, najzacniejsza osoba z domu Lubańska, tyle czyniła wydatków i tyle pokazała zapału w ratowaniu ojczyzny, ile prawie żaden z tamecznych obywateli. Kobiecie tak wysokimi talentami i przymiotami duszy ozdobionej, wszystko się udawało.

 

KONIEC

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

DZIENNIK PODRÓŻY...