Wszystko się w tych sądach toczyło jedną formą, co i w sądach kanclerskich; ta sama powaga, ta sama władza, jako namiestnicza królewska. Był to sąd chłopów królewskich, tak z starostw, jako też dóbr stołowych, aby chłopi królewscy w uciążliwościach swoich od starostów i ekonomów znajdowali sprawiedliwość i protekcją. Lecz ich ta szczęśliwość rzadko kiedy potykała, a choć potkała na papierze przez dekret wygrany, to w egzekucji nie wzięła skutku albo niedołężny, przemocą, czasu przewłoką i tysiącznymi wybiegami skażony. Patronowie i palestra służyła sądom referendarskim ta sama, co i asesorskim. Pisarz referendarski bywał zawsze człowiek w rzemieśle prawniczym doskonały; że bowiem referendaria otwierała się po skończonej asesorii i kursu swego nie miała, tylko kilka niedziel, przeto patronowie asesorscy najlepsi przyjmowali ją dla honoru, gdy ten nie odbierał im pożytku z patronizacji asesorskiej z piórem referendarskim zgodnej, i gdy akcydensa patronizacji, w sądach referendarskich opuszczonej, nadgradzał prowent od dekretów równy albo mało co mniejszy.
Referendarskie i kanclerskie sądy były ostatnią instancją; dekret jeden z obu stron kontrowersji, a po litewsku oczywisto otrzymany, kończył sprawę. Czasem jednak za reskryptem królewskim bywała drugi raz roztrząsana i sądzona, kiedy strona mająca się za pokrzywdzoną znalazła u dworu mocną protekcją; lecz jeżeli swoją mniemaną krzywdę popierała bez słusznych przyczyn, w nadzieję tylko wsparcia królewskiego, jeszcze gorzej przegrała za drugim razem jak za pierwszym; musiała bowiem odpowiedzieć i za zatrudnienie sądu, i za fatygę Jego Królewskiej Mości. Kiedy zaś dwór nie z powodu obcych instancji, ale z powodu reprezentacji ministra swego serio się za sprawą interesował, wydawał póty reskrypta po sentencjach, póki dekret nie stanął w trybach pożądanych.
Najwięcej takich reskryptów wychodziło za miastami, w sektarzów Marcina Lutra i grafa Bruhla ludnymi. A lubo asesoria i referendaria były sądem najwyższym, jako królewskim, od którego żadna nie szła apelacja, przecięż widzieliśmy przykład apelacji za Jana Małachowskiego, kanclerza. W sądach jego miał sprawę Mniszech, marszałek nadworny koronny, z Karwickim o wieś Rokitno, tegoż Karwickiego dziedziczną, ale od Mniszcha za królewską do starostwa białocerkiewskiego prebendowaną. Przegrawszy ją Mniszech bądź słusznie, bądź niesłusznie (nic to do mego zamiaru nie należy), założył mocją do trybunału. Mało na tym: zapozwał samego kanclerza do kary za sentencją uciążliwą i stronie sprzyjającą (prawnymi terminami takowy tekst wyraża się w pozwach po łacinie: "Pro panis ratione sententiae gravaminosae et parli adhaerenti" co się tylko pisze sędziom pierwszych instanc i ale nie ostatnie . Pasja i żądza zemsty, zasadzona na kredycie u króla, tak mocno zaślepiła Mniszcha, iż nie uważał nawet na to, że chcąc obalić powagę kanclerską, tym samym obalał powagę majestatu; lecz przed królem, nie znającym praw polskich, wszystko było na stronę Mniszcha wytłomaczone i jeszcze do tego znalazło wsparcie. Król się interesował za Mniszchem przeciw kanclerzowi; zapozwali się tedy obadwa do trybunału lubelskiego: jeden o zły jakoby dekret, drugi o gorszą w samej rzeczy apelacją. Wszyscy panowie, wezwani na sukurs, wdali się w tę sprawę. Czartoryscy, przeciwni zawsze dworowi, ujęli się za Małachowskim, ile że głowa Czartoryskich będąc kanclerzem wielkim litewskim, prócz racji swoich politycznych sprzeciwiania się dworowi, miał przyczynę nie dopuszczać takowego przesądu na koledze swoim kanclerzu koronnym, który przesąd - spraktykowany na jednym - mógłby z czasem potkać i jego. Sołtyk, biskup krakowski, i inni przyjaciele dworscy stanęli przy Mniszchu; z obu stron przygotowania wielkie poczyniono, jakby chodziło o los publicznej szczęśliwości lub nieszczęśliwości. Pozjeżdżali się do Lublina; nie było ani jednego deputata, który by był zostawiony w neutralności. Palestra wszystka była rozebrana od tej i owej strony. Złote potoki płynęły do mecenasów i sędziów, nicht się brać nie wzdrygał, a mędrsi od obu stron garnęli złoto - każdej ofiarując swoje szalbierskie usługi.
Trybunał pod ten czas nie był po plecach Czartoryskich, więc kanclerz przegrał sprawę wstępną, to jest in accessorio przyznano appellabilitatem od sądów kanclerskich do trybunału. Małachowski, kanclerz, i Karwicki po takowej zadanej dorozumiawszy się, iż i interes pryncypalny nie poszedłby lepiej, dali się obadwa wzdać; wkrótce potem umarł kanclerz, toż i król; po którego śmierci, właśnie przed reasumpcją trybunału piotrkowskiego zdarzonej, że nie było trybunału, Karwicki osiedział się przy wsi, a potem sejm konwokacyjny na nowo podług dawnych praw inappellabilitatem od sądów kanclerskich deklarował, skasowawszy uroczyście wyrokiem swoim dekret w tej mierze trybunalski i, żeby śladu takowego bezprawia i gwałtu nie było, kazawszy tak sam dekret, jako też wszystkie relacje i manifesta w tej sprawie poczynione z ksiąg wymazać.