Sądy te miały nazwisko trojakie: najprzód zwały się sądami królewskimi, iż kanclerze wyręczali w nich królów, do których odbywać takowe sądy należało; po wtóre: sądy asesorskie, iż w nich zasiadali z kanclerzem lub podkanclerzym dygnitarze koronni, jako to: sekretarze, referendarze, pisarze, instygatorowie i przydani z senatu i stanu rycerskiego niektórzy asesorowie, których naznaczało senatus consilium; po trzecie: sądy kanclerskie, iż tylko sam kanclerz albo podkanclerzy dawał sentencją. Asesorowie nie mieli, tylko votum consultivum -pisarz zaś dekretowy asesorski miał votum informativum, to jest, iż do niego należało w przypadku jakowej ciemności w sprawie lub prawie dawać sądowi oświecenie, jak ma być rozumiana, nie mięszając się do samej sentencji, który przymiot oświecenia nie każdy posiadał pisarz. Bywali tacy pisarze, co im sentencją jak żakom okupacją słowo po słomie dyktować trzeba było albo też ją patronowie koncypowali i gotową pisarzowi poddawali. Co stąd pochodziło, iż subiekta mocniejsze wolały się trzymać patronizacji, większy zysk przynoszącej, niż osiągać pióro mniej importujące, a więcej zadające pracy. Jeden z pieczętarzów, kanclerz lub podkanclerzy, odprawiał sądy podług woli między sobą umówionej, do której pierwsze miał prawo kanclerz przed podkanclerzym, chyba że kanclerz nie chciał się zatrudniać tym pracowitym obowiązkiem, to go ustępował podkanclerzemu. Czas sądów asesorskich był długi: od 1 oktobra do 30 kwietnia w Koronie i Litwie.
Porządek zasiadających i stawających takowy: przy jednym końcu długiego stołu, suknem karmazynowym nakrytego, siedział pieczętarz na krześle o dwu poręczach; po bokach stołu, z obu stron, na krzesłach bez poręczy siedzieli asesorowie podług starszeństwa swego, którzy czasem do wpół stołu zastępowali. Po nich, w oddaleniu, na kraju stołu zasiadał pisarz dekretowy. Przy drugim końcu stołu, prosto w kanclerza, stawali patronowie do sprawy należący; inni, nie należący do sprawy, i pacjenci mieścili się za pierwszymi albo też na ławach lub kanapach, w sali sądowej przy ścianach rozstawionych, spoczywali. Gdy w granicznej sprawie trzeba było na mapie okazywać dukla i inne miejsca, patronowie przybliżali się do kanclerza i na położonej przed nim mapie za pomocą cybuchów długich wytykali dukla, znaki graniczne i co było w rzeczy, a kanclerz i asesorowie, takimiż skazówkami od patronów opatrzeni, za nimi sylabizowali. Który modelusz i w trybunatach w sprawach granicznych zachowywano, o którym żem zapomniał w swoim miejscu, przepraszam Czytelnika. Po wytchnięciu mapy patronowie wracali się do miejsc swoich, próbując dokumentami znaków, na mapie pokazanych, których stosowność z tłomaczeniem patronów z tejże mapy, przed sobą zostawionej, sędziowie rekognoskowali.
Miejscem sądów asesorskich bywał pałac pieczętarza, w jednej sali z przysionkiem dla ustępu wygodnej. Instygatorowie skrzynkowi miejsca tu nie mieli, gdyż asesoria, króla sądzącego znacząca, grzywien dla siebie nie naznacza, tylko stronie dla strony; ani instygatorowie securitatis, bo sądy kanclerskie agitowały się pod bokiem królewskim, gdzie publicznego bezpieczeństwa strzegli z urzędu swego marszałkowie wielcy lub w niebytności tych marszałkowie nadworni: w Koronie koronni, w Litwie litewscy. Woźny tylko jeden; ten rzadko kiedy miał potrzebę upominać znajdujących się o milczenie, gdyż tu wielka skromność panowała, a jeżeli kiedy powstał jaki szmer, woźny miernym głosem zawołał: "Mości panowie, uciszcie się, nie rozmawiajcie, respekt sądu!" - i na tym było dosyć. Sprawy z regestru czytał pisarz, a jeżeli zaraz do nich należący nie odzywali się patronowie, czasem na bok oddaleni i nie dający atencji, to wtenczas cokolwiek wyższym głosem od mowy ordynaryjnej powtórzył woźny wpis przychodzący. Patronowie opowiadali sprawę wolnym głosem. Lubo kanclerz zasiadał z asesorami, nie mianowano jednak sądu w liczbie składanej, tylko w pojedynczej, obracając mowę do samego tylko pieczętarza, mówiąc: "jaśnie wielmożny" lub "jaśnie oświecony (jeżeli był książęciem) miłościwy panie i dobrodzieju" - nie: "jaśnie wielmożni miłościwi panowie".
Sposób opowiadania spraw był dwojaki: jeden z pamięci, drugi z karty; i ten drugi nazywał się mówieniem z instancji; oddawany bywał do pióra po odbytych induktach i kanclerz w dekrecie musiał wyrażać pobudki, jakie miał do odrzucenia jednej, a przychylenia się ku instancji drugiej strony. Kiedy nie przez instancją, tylko słownie opowiedziana bytu sprawa, nie wspominano w dekrecie instancji, ale tylko dokumentu, które ważniejszymi być się zdawały. Patronowie asesorscy pospolicie bywali plebejuszowi; z rzadka kiedy zamięszał się między nich szlachcic, dla czego palestra asesorska nie brutala się z grodzką i ziemską, od której była mniej poważana, jako nierówna urodzeniem, choć bogatsza; dzieliła się na dwie klasy: na patronów i agentów. Tych ostatnich przez urąganie palestra grodzka nazywała torbiferami, dlatego że dokumentu i księgi prawne za swymi pryncypałami nosili na sądy w torbach płóciennych. Agentów powinnością było: pisać sumariusze, przepisować na czysto instancje, przeglądać często regestra dla wiadomości, jak dalekie są sprawy, do których należą ich pryncypałowie, i przepisane z regestru, który wszedł na stół, mieć przy sobie na pogotowiu; a oprócz tych obowiązków mieć nogi nieleniwe do wszelkich usług i poselstw jmci pana patrona i jejmci pani patronowej, czasem nawet po pietruszkę na rynek albo do szewca po trzewiki. Do takich jednak usług nie zażywani bywali, tylko nowicjuszowie i ci, którzy mieli stancją i stół od pryncypała; którzy zaś edukowali się swoim kosztem albo mieli po sobie młodszych, pilnowali tylko pióra i rzeczy sądowych. Promocja do patronizacji zależała od aplikacji i łaski pryncypatu. Kiedy agent został patronem, brał patent od króla na sekretarza Jego Królewskiej Mości, dla którego charakteru, choć nie był szlachcicem, służył mu tytuł szlachecki, po łacinie: generosi, po polsku: urodzonego.
Sprawy do sądów kanclerskich należały: mieszczan z mieszczanami prywatnymi, od magistratu miejskiego przez apelacją za dworem wytoczone; pospólstwa albo i prywatnego mieszczanina przeciw magistratowi; klasztorów, zgromadzeń i kościołów, które miały grunta, domy, kamienice, place na prawie magdeburskim lokowane, które miały zapisy lub pożyczane sumy na dobrach miejskich; starostów z miastami i nawzajem; szlachty graniczącej z starostwami i dobrami królewskimi stołowymi; sprawy 0 otrzymane kaduki na dobra, sukcesje prawego dziedzica nie mające i przeto prawu królewskiemu rozdawniczemu podpadające; sprawy między dwoma na jeden urząd (starostwo lub dzierżawę królewszczyzny) przywileje otrzymującymi; także sprawy szlacheckie, które z posesji w miastach nabytej albo z sukcesji przez ożenienie szlachcica z mieszczką wynikały. Zgoła wszystkie sprawy miały forum w asesorii, które tykały praw miejskich i przywilejów królewskich, w rozpoznanie których żaden inny sąd nie mógł się wdawać, tylko asesoria. Dlatego patronowie asesorscy musieli być biegłymi tak w prawie magdeburskim, chełmińskim i innych prawach miejskich, jako też w statutach królewskich i konstytucjach koronnych. Byli więc mądrzejsi od innych patronów, mianowicie w tym, że drożej rozum swój przedawali. Nawet skryptury i ekstrakty wszelkie asesorskie, z rąk agentów wychodzące, droższe tu były niż w innych sądowniach; moneta i talery, choć kurantowe, niewielką miały tu kurencją, tylko złoto, a jeszcze obrączkowe.
Cokolwiek zaś wychodziło z protokołu dekretowego lub z metryki koronnej, ordynaryjną miało taksę: od arkusza - czerwony zloty; ale też za to pisano ściślejszym charakterem niżli w grodach, ziemstwach i trybunałach, gdzie prawo naznaczyło od arkusza po złotemu, a na jednej stronie, czyli facjacie, arkusza kazało mieścić wierszów dwadzieścia, nie dołożywszy, wiele powinno być liter w jednym wierszu. Stosując się tedy do prawa pisano - prawda - na jednej kolumnie po dwadzieścia i więcej wierszów, ale w wierszu ledwo się znajdowało po dwa lub trzy słowa, tak że co się mogło spisać na jednym arkuszu, zabierało pięć, sześć, a równo nie wychodziło piszącemu na złotych osimnaście, ile przy większej ekspensie na inkaust i papier.
W asesorii litewskiej taż sama była forma sądu co i w koronnej, wyjąwszy prawa, które w rozmaitych przypadkach służyły samemu tylko Wielkiemu Księstwu Litewskiemu, i palestrę, która składała się z samej szlachty, a do tego urzędników: stolników, cześników, mieczników, horodniczych, mostowniczych i tym podobnych bądź aktualnych, bądź tytularnych; w niższej zaś palestrze: stolnikiewiczów, cześnikiewiczów, cywunowiczów i tam dalej - rozmaitych cyców.
Metryki w Koronie były dwie: większa i mniejsza; i w Litwie takież dwie; nazywały się dlatego większymi i mniejszymi, że służyły pieczęciom większym i mniejszym; pieczęci zaś brały nazwiska od pieczętarzów, z których kanclerze zwali się pieczętarzami większymi, podkanclerzowie mniejszymi, chociaż urząd obydwóch był jednakowy i same pieczęci równe były sobie w ogromności. Pieczęci pomienione wyrażały: na krzyż dwa Orły - herb koronny, i dwie Pogonie, to jest: dwóch jeźdźców zbrojnych na koniach - herb litewski; w środku herb królewski, jakim się panujący pieczętował.
W metryki wpisowano wszystkie przywileje i dyplomata, które spod ręki królewskiej wychodziły; oprócz tego metryki pomienione były aktami publicznymi; wolno było każdemu czynić w nich wszelkie transakcje kupna i przedaży, rezygnacji, intercyzów szlubnych, manifesta, nawet i oblaty wszelkich skryptów; miała każda transakcja w metryce uczyniona taką ważność, jakby była uczyniona w własnym grodzie albo ziemstwie. Same tylko relacje pozwów nie miały w metrykach miejsca, prawem do własnych powiatów pod nieważnością pozwu odesłane.
Żeby między metrykami nie było zamięszania, żeby metrykanci jedni drugim akcydensów nie odbierali, żeby szukającym dawnych przywilejów łatwiejsza kwerenda była, zachowywano ten porządek, iż spod jakiej pieczęci przywileje królewskie wychodziły, w takiej metryce ingrosowane być musiały. Protokoły jednak zakończone do jednego archiwum odnoszono: koronnych metryk do archiwum koronnego, litewskich do litewskiego. Metrykant ten miał więcej zysku, który służył pieczęci czynniejszej; który pieczętarz prędzej odbywał przywileje, do tego się bardziej garniono, a zatem i metrykant jego więcej profitował. Między pieczętarzami w tej mierze nie było żadnego działu; wolno było każdemu otrzymującemu przywilej od króla zanieść go do pieczęci, do której się mu podobało; chyba że zaszła rekomendacja ode dworu albo od protektora wyrabiającego przywilej, aby do tej, a nie innej pieczęci był podany, co się działo według faworu pieczętarzów, w jaki który u króla lub magnatów obfitował, i według ważności interesu, kiedy miarkowali, że zyskujący łaskę królewską dobrze pieczęć złotem nasmaruje, którym się przy końcu panowania i sam dwór nie brzydził, biorąc znaczne sumy za konferowane panom polskim wakanse i starostwa. Acz po prawdzie te opłaty nie dostawały się do kasy królewskiej, na imię której były wyciągane, ale szły do szkatuł grafa Bruhla, ministra królewskiego, i Mniszcha, marszałka nadwornego, zięcia jego.
Każdy pieczętarz miał sekretarza, który przywileje królewskie pieczętował i na nich się podpisował. Ten urząd mający dosyć honoru, pożytku zaś tyle, ile go udzielał sekretarzowi pieczętarz, nie zawsze posiadali szlachta, bywali czasem sekretarzami pieczęci plebejuszowie duchowni i świeccy. Należało albowiem do pieczętarzów powierzyć pieczęci, komu się podobało; człowiek zatem zdatny, każdemu przygodny i w protekcji kanclerza zostający, miał pokój z strony urodzenia, które wielom niewiadome, od wiadomych zaś dysymulowane będąc, za szlachetne uchodziło.