Imieniem palestry w Polszcze oznacza się stan ludzi prawnych, z których jedni są patronami, służący w sprawach prawującym się osobom; drudzy są wpisujący do ksiąg publicznych i z nich wypisujący dekreta, manifesta, relacje pozwów i inne transakcje, czyli kontrakty publiczne o kupno i przedaż dóbr, o zastawy lub arendę tychże, o zeznawanie długów na dobrach, o zapisowanie żonom posagów lub kwitowanie z nich; także przyjmujący do ksiąg przywileje królewskie na starostwa, urzędy koronne i ziemskie otrzymane, zgoła rozmaite różnych gatunków pisma; a takowa palestra dzieliła się na regentów, wiceregentów, susceptantów i feriantów, który ostatni gatunek składali młodzi ludzie dla edukacji lub też dla dalszej w tej profesji promocji do palestry udający się.
Sądy, czyli magistratury, którym ta dwoista palestra służyła, były te: asesoria koronna i litewska, referendaria koronna i litewska, sądy marszałkowskie przy boku króla tylko odprawujące się, trybunał koronny w Piotrkowie i Lublinie, trybunał litewski w Wilnie i Grodnie, komisja skarbowa i wojskowa w Radomiu, sądy ziemskie i grodzkie po województwach i powiatach, sądy podkomorskie, czyli graniczne, które jako też kondescensje nie miały fixum locum ani regularnych kadencyj, ale tam i wtedy tylko odbywane bywały, gdzie i kiedy za dekretem trybunalskim ziemskim lub grodzkim od stron prawujących się sprowadzone były. Kiedy szło o granice między dobrami ziemskimi a ziemskimi lub duchownymi i ziemskimi, sędzią był podkomorzy lub komornik graniczny jakiegokolwiek województwa lub powiatu. Kiedy szło o inną jaką do dóbr pretensją, np. o działy między sukcesorami, o rachunek z zastawy lub arendy, o zniesienie długów, używano do takich spraw samych sędziów ziemskich lub grodzkich albo komorników ziemskich, albo burgrabiów grodzkich, albo subdelegatów, co jest jeszcze mniej od burgrabiego, i takowe sądy nazywano kondescensjami.
A kiedy szła sprawa między dobrami ziemskimi i królewskimi, to jest z dóbr stołowych królewskich, z starostwa albo wsi królewskiej lub z miasta królewskiego, bądź z szlachcicem, bądź duchownym, już takowy sąd czy o granicę, czy o inną pretensją nie nazywał się kondenscensją, ale komisją, dlatego że sobie strony komisarzów, jacy się której podobały, w równej z obu stron liczbie nominowały; do granic jednak sypania prócz komisarzów musiał być koniecznie wezwany jaki podkomorzy lub komornik graniczny. Bywały takie przykłady, że strona mocna, a przy tym gwałtowna, wydzierająca drugiej, słabej, jej własność - nie mogąc z bliskich województw namówić do zamierzonej roboty podkomorzego lub komornika - sprowadzała jak najodleglejszych, na przykład do Wielkiej Polski z Ukrainy albo na Ruś z Wielkiej Polski, albo z Prus, a to dlatego, że takowy komornik, nieznajomy stronie przeciwnej z miejsca mięszkania i przeto mniej niż bliski obawiający się ścigania w sądzie wyższym za zły dekret, tym samym odważał się na wyroki najniesprawiedliwsze, podług żądzy strony, onego sprowadzającej.
Oprócz tych sądów i magistratur bywał jeszcze jeden sąd w wszelkich sprawach, a taki nazywał się sądem polubownym, czyli kompromisem, kiedy mające z sobą interes strony, odstępując od wszelkich sądów ordynaryjnych, sprawie swojej przyzwoitych, zdawały się na przyjaciół i tych sobie za sędziów obierały uroczystym wyznaniem przed księgami publicznymi, że wyrokowi takowych sędziów nieodmiennie posłusznymi będą. Jeden z takowych sędziów nazywał się superarbiter i reprezentował obu stron mediatora; drudzy zwani byli arbitrami i znaczył każdy swojej strony przyjaciela; liczba arbitrów z obu stron musiała być równa, a superarbiter swoim zdaniem przeważał równość, dla czego w kompromisie nigdy rozpisku być nie mogło. Dekret kompromisowy był wyrokiem ostatecznym. Zdarzały się jednak przykłady, że i takie wyroki, acz podług prawa niecofnione, pękały się w trybunałach, kiedy dekret kompromisarski jawnie i oczywiście przeciwko prawom do rzeczy służącym był napisany; albo choć prawnie, lecz o rzecz cudzą, między dwiema walczącymi trzeciemu, nie wezwanemu należącą, jako to na przykład: między opiekunami i kredytorami o substancją dzieci niedorosłych, najczęściej zaś, kiedy mocna strona, oszukawszy się na faworze od panów sędziów polubownych spodziewanym, znalazła go w deputatach przez przekupstwo i intrygi. Patronowie do sądów polubownych zażywani bywali z grodu, z ziemstwa, z trybunału, podług ważności sprawy. Jeżeli sędziowie kompromisarscy wszyscy dobrani byli z osób nieprawniczych, przybierali do pióra jakiego jura dla napisania dekretu w należytej formie. Ale taki pisarz nie dawał swojej sentencji, acz wiele mógł dowcipnymi wykładami prawa i słuszności nakłonić umysły sądzące na stronę, której był przyjacielem.
Te były źródła ordynaryjne, z których się za czasów Augusta III rozlewała po całym kraju sprawiedliwość. W tych klasach młodzież szlachecka, sama tylko mając do nich przystęp, uczyła się praw ojczystych, formowała się na sędziów. I że ten konszt jest zyskowny i poważny, wiele chudych pachołków, aplikując się szczerze do niego, przychodziło do znacznych substancji i wysokich honorów, gdy przeciwnie, synowie majętnych rodziców na edukacją oddani, pracy nie lubiący, strawiwszy po lat kilka w palesterze na rozpuście i próżnowaniu, z pustymi workami i łbami częstokroć do domu powracali.
Palestra suknią i innym ogarnięciem nie różniła się od osób innego stanu rozmaitego; dlatego w tej mierze nie mam co o nich zostawić potomności.
Palestra trybunalska formowała z siebie osobną klasę, dystyngwującą się od innej palestry grodzkiej i ziemskiej, a to pochodziło z przywilejów bezpieczeństwa i powagi, nadanej trybunałom od królów i stanów Rzeczypospolitej. Nadciągając tego przywileju, nieraz palestra burzyła się naprzeciw samym deputatom nie przychodząc na ratusz i nie chcąc stawać w sprawach, gdy który z mecenasów słowem uszczypliwym od marszałka lub innego deputata został urażony. Nieraz w takowym razie musiał trybunał zniżyć powagi swojej, czyniąc palestrze deprekacją. Krzywda wyrządzona jednemu oburzała wszystkich i tak młodzież palestrancka hurmem się na rewanż gromadziła. Wyjąwszy mecenasów, którym nie było praktyki, żeby śmiał kto jaką krzywdę uczynić, młodzież, zwyczajnie wszędzie się mięszać lubiąca, prędko się z kim zaczepiła, a najprędzej z oficjerami, którzy także, ile młodzi, nie lubili sedenterii i samotności; skąd nieraz między palestrą i garnizonem trybunałowi asystującym bywały potyczki do krwi rozlania i zabójstwa; a po skończonej kłótni, gdy tak z tej, jak z tej strony równa była wina, tym samym żadnego nie było winowajcy; następowała zatem zgoda póty trwała, póki do nowego rozruchu nie podała się nowa okazja.
Instygatorowie skrzynkowi trybunalscy, do odbierania grzywien, w każdym trybunale byli dwaj; jednemu ten urząd z swoich przyjaciół albo służących dawał prezydent, drugiemu marszałek. Ci pospolicie te urzędy przedawali palestrantom, bierali za niego od pięćdziesięciu do stu czerwonych złotych, miarkując podwyższanie lub zniżanie ceny regestrami województw, jakie na zaczynający się trybunał następowały, i deputatami, jak możni stawali. Jeżeli regestra przychodziły województw bogatych, jeżeli deputaci byli możni, a osobliwie marszałek jeżeli był z wielkich panów, to instygatoria skrzynkowa była droższa. Jeżeli przypadały regestra województw ubogich albo deputaci byli z pomiernej szlachty lub mała ich liczba, dla której pauzów częstych w sądzeniu spodziewać się należało, na koniec jeżeli marszałek był z pomiernych panów, to instygatoria skrzynkowa była tańsza. Gdy bowiem instygator skrzynkowy prezydencki lub marszałkowski z kolei swojej odnosił deputatom grzywny, przez miesiąc zbierane, te z bogatszych województw, będąc znaczniejsze i majętnym dostając się deputatom, częstokroć przez rezon instygatorowi skrzynkowemu po części lub w całości bywały darowane, mianowicie od marszałka, wielkiego pana. Inaczej działo się, gdy z województw ubogich mata kwota chudym do tego na połatanie niedostatku przychodziła deputatom.
Instygatorowie securitatis także dwaj każdemu służyli trybunałowi: jeden z nominacji prezydenta, drugi z nominacji marszałka; te instygatorie najdrożej przedawane bywały od czerwonych złotych piętnastu do trzydziestu. Instygatorów skrzynkowych powinnością było prócz odbierania i roznoszenia grzywien wiedzieć o papierze i innym serwisie do pisania służącym w izbie sądowej, o świecach, o suknie na stół, o ochędóstwie, stołach, ławach, krzesłach do izby sądowej należących, wypłacać lafy miesięczne, naznaczone od trybunału sobie, instygatorom securitatis, księdzu kapelanowi trybunalskiemu i woźnym tudzież czynić sprawunki jakie ekstraordynaryjne lub dawać jałmużny od trybunału wyznaczone. Kiedy miano kogo skarać grzywnami znacznymi, a nie byt pewny do zapłacenia, instygator, przestrzeżony od trybunału, przed publikacją dekretu przydawał mu wartę tak do stancji, jak do osoby. Jeden żołnierz lub więcej, według potrzeby, pilnował stancji, a drugi żołnierz wszędzie chodził za osobą na grzywny skazaną, gdziekolwiek się ta obróciła. Jeżeli zaś mimo taką ostrożność (co się często zdarzało) skarany grzywnami uciekł, instygator skrzynkowy ścigał go procesem z regestru poenalium na tym samym lub na drugim trybunale, podług pory czasu do obrotu sprawie takowej potrzebnego. Grzywny pozostałe do drugiego trybunału, należące sądowi pospolicie, trybunał ustępował instygatorom lub jakiemu klasztorowi albo szpitalowi, jeżeli na wygrawającej stronie nie mógł wytargować albo nie chciał, ażeby je za stronę przegraną zapłaciła.
Instygatorów securitatis była powinność: przynosić w dni sądowe na ratusz rano i po obiedzie krzyż prezydencki i laskę marszałkowską i odnosić do stancji każdego też insignia pod asystencją dwóch żołnierzy z bronią i gifrejtera; druga - obchodzić co noc kolejno z rontem domy szynkowne, aby się w nich kłótnie i pijatyki całonocne nie działy. Jeżeli dano znać instygatorowi securitatis o wszczętej gdzie bitwie lub rąbaninie, obowiązkiem jego było co prędzej tam z rontem pospieszać i zdybanych na takowym gwałceniu publicznego bezpieczeństwa i spokojności do kordygardy zabierać. Co tylko wtenczas służyło, kiedy się bitwa toczyła między ludźmi podłymi, służalcami dworskimi albo włóczęgami, szulerstwem i rozpustą się bawiącymi, między którymi obierali się częstokroć tak sprawni do korda, że pojedynczo lub we dwóch, lub we trzech instygatorowi z rontem, z kilku i z kilkunastu żołnierzy złożonym, ciosami obdarzonym dawszy odpór, z resztą ucieczką się salwowali i zemknąwszy na czas jaki z gorącego prawa, tym samym się od chwytania uwalniali; a jeśli im nie uszła amnestia i do sądu pociągnionymi byli, to jako ludzie nie mający nigdzie żadnej ostoi, nie zważając na kondemnaty, w inne się strony wynosili. Kiedy się bitwa wszczęła między palestrą lub osobami charakter obywatelski mającymi, do takiej nie mięszał się instygator, gdyż tacy, jako mający zakład odpowiedzi, zapozwani do sądu prawa dotrzymali.
Obrywczą niemałą bywało instygatorów securitatis zdybanego na zabawie nieprzystojnej z osobą podejrzaną jakiego młodzika, służalca, przejeżdżającego albo rzemieślniczka, lub kupczyka - obrać z pieniędzy, z pasa, z czapki, z zegarka i szabelki i tak wystrychnionego puścić niby z łaską niepojmania do aresztu wiedząc, że dla wstydu nikt się o poniesioną takową grabież nie będzie skarżył, chociaż ta czasem mniej sprawiedliwą była, owszem każdy w taki trafunek wpadający szkodę poniesioną na inne nieszczęście zwali. Tym sposobem obchodzili się instygatorowie i z niewiastami publicznymi, gdy miarkowali, że się już w ogarnięcie i grosze zapomogły, chyba że z nimi miały zmowę, aby im znać dawały, kiedy u siebie jakiego gaszka strojnego mieć będą albo kiedy się instygatorom powolnością dla nich samych lub miesięczną kwotą umówioną opłacały. Tak pod bokiem świętej sprawiedliwości jedna niesprawiedliwość gnębiona bywała drugą niesprawiedliwością. Bywało też czasem, że takie niewiasty publiczne z rozkazu trybunału rózgami chłostano i z miast wyganiano, kiedy rozpusta nazbyt ośmielona żadnej już ostrożności w szafunku zakazanego towaru nie używała. Nieraz także i pan instygator, doniesiony o tak niegodziwą i zdradziecką służbę swoją, odpoczywał w kordygardzie i bywał z urzędu zrucany.
Instygator skrzynkowy bierał lafy miesięcznej najwięcej czerwonych złotych 8, instygator securitatis czerwonych złotych 4 i ten ostatni żywił się u stołu prezydenta lub marszałka z ich służącymi, kiedy ci panowie byli hojni i dostatni. Więc że instygatoria bezpieczeństwa prócz lafy szczupłej nie miała innych uczciwych obwencyj, tylko łotrowskie, wyżej wyrażone, przeto też jej żaden z palestry nie kupował, chyba bardzo chudy pachołek: najczęściej szlachcic na bruku siedzący albo dworak bez służby, między którymi zdarzało się wielu bardzo podczciwie podług przepisu prawa swój urząd sprawujących.
Do instygatorów securitatis należało jeszcze: przyprowadzanie z aresztu do sądów i odprowadzanie do więzienia kryminalistów, rzeczą samą takimi lub tylko z oskarżenia będących (o czym się więcej powie niżej, gdzie będzie o samym sądzie), wyprowadzanie na plac osądzonych na garło i czytanie im dekretu. Obecnym zawsze jeden z nich musiał być u sądu, czytać woźnym wokandę, czyli regestr spraw, która po której następowała; nareszcie być na zawołaniu prezydenta i marszałka; reszta powinności instygatorów opisze się między woźnymi, jako z nimi społeczeństwo i związek mająca.
Woźnych przy trybunale piotrkowskim bywało po trzech, najwięcej po czterech; w lubelskim trybunale po czterech i po pięciu; zasłużeńszy między nimi trzymał wokandę, czyli regestr spraw. Jeżeli umiał czytać, sam sobie czytał; jeżeli nie umiał, instygator mu czytał, a on toż samo głosem donośnym oddawał, z przewrócenia słów, niedobrze usłyszanych lub nie rozumianych częstokroć, stając się okazją gwałtownego śmiechu, jak gdy jednego razu w Lublinie zamiast wpisu przeczytanego sobie od instygatora: "Jegomość pan Kapenhauzen przeciwko jegomości panu Rościszewskiemu", woźny wyryknął z paszczęki swojej: "Jegomość pan kiep i błazen przeciwko imci panu Rościszewskiemu."
Woźnych innych i tego, który wokandę trzymał, była robota największa na gadających po stronach podczas sądów wołać niemal bez przestanku: "Mości panowie, uciszcie się!" Kiedy znaczny szmer powstał, marszałek wołał na instygatora: "Panie instygator, niech się uciszą!" Instygator natychmiast zawołał w jednej liczbie: "Woźny, proś ichmościów, niech się uciszą", a za tym rozkazem nie jeden, ale wszyscy woźni, wielu ich było przytomnych, zaczęli się odzywać jak żurawie: "Uciszcie się, nie rozmawiajcie, mości panowie, uciszcie się!", póty nie przestając, póki szmer nie ustał. A skoro znowu powstał, odzywała się taż sama marszałka, instygatora i woźnych repetycja. Skoro marszałek dał znak laską w stół uderzywszy i słowem przemówiwszy: "na ustęp", instygator zaraz powtórzył: "Woźny, proś ichmościów na ustęp"; a woźniowie zaczęli wołać bezprzestannie: "Mości panowie, ustąpcie się, mości panowie, wychodźcie, ustąpcie się, ale ustąpcie, ale nie bawcie, ale wychodźcie"; instygator zaś raz po razie pierwszymi słowy: "Woźny, proś ichmościów na ustęp"; tak każdy swoje póty wołał, póki wszystkich nie należących do sentencji za drzwi nie wyprawili; a że na samym wychodzeniu na ustęp, mianowicie w akcesoriach, patronowie najwięcej się między sobą umawiać zwykli, których słuchać każdy miał ciekawość, przeto leniwe wychodzenie na ustęp czasem i godzinę czasu zabierało, a niebożęta woźniowie z instygatorem od ustawicznego wołania aż chrapki dostawali.
Woźny jeden przywoływał i odwoływał sesje trybunalskie; woźny ogłaszał kondemnaty na nie stawających do sprawy wypadające, co też było powinnością i woźnych innych mniejszych sądów, jako też kładzenia pozwów i dawania roków.
Gdy miał być w trybunale czytany dekret śmierci, poprzedzała takowa ceremonia: marszałek wołał na woźnego: "Woźny, otwórz drzwi!" Te jeżeli były wtenczas otwarte, woźny je zamykał. Gdy drugi raz marszałek zawołał: "Woźny, zamknij drzwi!" - woźny je otwierał; i tak do trzeciego razu czyniona była ta kontradykcja rozkazów z ich wykonaniem, zawsze z mocnym szelestem w otwieraniu i zamykaniu. Na jaki by koniec był postanowiony takowy obyczaj, dochodzę moim, acz miałkim zdaniem, iż stanowiciele kar śmiertelnych chcieli prze to wyrazić, z jaką ciężkością przychodzi im odbierać życie człowiekowi, że gdy się w takowym razie znajdują przez zasługę zbrodni, miłosierdzie walczące z sprawiedliwością wprawia ich w jakoweś zmysłów pomięszanie, czyli też, ażeby tym łoskotem drzwi, przerażającym ucho, sprawili wzdrygnienie w sercu i przerażenie do pokuty winowajcy, czasem do ostatniego momentu zatwardziałego. Ostatnia pobudka ma poniekąd racją, jeżeli pierwsza zdaje się zbytkować; alboż sprawiedliwość nie jest cnotą, żeby się nad jej wykonaniem pasować? Alboż miłosierdzie nieroztropne nie jest okrucieństwem, żeby go słuchać?
Rok jest to pozew słowny; dawany bywa, kiedy kto wykroczy przeciw powadze sądu albo pod bokiem jego popełni jaki występek karygodny: na przykład skaleczy kogo, porwie się do szabli w publicznej kompanii, wyzwie na pojedynek, a jest przy tym człowiek charakteryzowany, łapaniu i więzieniu przed przekonaniem urzędownym podług praw kardynalnych niepodległy. Takiemu tedy w stancji lub gdzie go znajdzie instygator (wyjąwszy kościół), opowiada: "Jesteś WMPan od prześwietnego trybunatu rokowany." A w tym samym razie po komplemencie od pana instygatora uczynionym przystępuje do oskarżonego woźny i uderzając go raz ręką w ramię, powtarza słowa: "Masz WPan do trybunału rok." Od tego uderzenia, czyli dotykania się ramienia, wzięły nazwisko wszystkie sprawy uczynkowe (choć z pozwu pisanego, nie z roku wypadające): terminorum tactorum, a regestr ich -regestru taktowego. W niższych subseliach, gdy się zdarzy przyczyna kogo rokowania, sam woźny bez instygatora odbywa tę ceremonią.
Woźniowie trybunalscy i innych subseliów jeszcze mieli jeden popis swoich głosów: kiedy na ratusz przychodził prezydent, marszałek lub który z deputatów, woźniowie wołali na przemianę: "Jaśnie Wielmożnemu" lub - "JO.N.N. ustąpcie się", choć ciżby w izbie, a czasem i nikogo prócz wchodzącego i tych samych woźnych nie było. Co także działo się i po innych sądach, nie tylko samym sędziom, ale też i znaczniejszym pacjentom, kiedy woźnym, pospolicie takowych pacjentów wizytującym, talera bitego lub dukata w garść włożyli.
Opisawszy palestrę i sług trybunalskich, wypada mi pod nimi opisać służalców palestry i deputackich, którzy także mieli swoje obrządki, pamiątki godne.