Duchowieństwo świeckie obrządku łacińskiego

To się dzieli na: plebanów i proboszczów curam animarum trzymających, do których rzędu należeć powinni wikariuszowie i komendarze subalterni, jeden urząd z pierwszymi sprawujący; na kanoników katedralnych i kolegiackich, tudzież na wikariuszów, mansjonarzów, penitencjarzów, altarystów, psalterystów, tymże katedrom i kolegiatom służących i jedno zgromadzenie, czyli kapitułę formujących, z dystynkcją dla kanoników piszących się capitulum maius, dla wikariuszów piszących się capitulum minus z dodatkiem vicariorum albo penitentiariorum, albo mansionariorum, ponieważ każdy z tych gatunków osobną między sobą składa kapitułę; na prebendarzów, którzy są dwojacy: jedni, którzy mają osobne kościoły z funduszem bez starania o duszach, drudzy, którzy mają osobne fundusze, ale kościół z innymi wspólny, na przykład katedralny albo kolegiacki, i są w nim kanonikami, obligowanymi będąc oprócz wspólnych z innymi kanonikami powinności do odprawiania pewnej liczby na rok mszy świętych za duszę fundatorów, z których łaski szczególne wioski do swoich kanonii przywiązane posiadają, a że mają wyższe tytuły kanoniów, prelatur, a czasem i biskupstw, przeto w potocznych pismach nie piszą się prebendarzami, chyba w ekspedycjach rzymskich albo prawnych transakcjach prebendy tyczących się: natenczas piszą się "canonicus fundi N. prebendarius". Na koniec na biskupów, która godność w hierarchii kościelnej jest najwyższa, bo gdy inni wszyscy księża, zakonnicy i świeccy, w swoim powołaniu dążą do doskonałości, biskupi stawają w stanie doskonałym; dlatego ani arcybiskup, ani patriarcha, ani kardynał, ani sam papież nie jest w wyższym stanie od biskupiego, ale tylko w wyższej godności, tak na przykład jak prowincjał między zakonnikami albo generał lub hetman między żołnierzami. Prowincjał przy swojej godności prowincjalskiej co do stanu jest zakonnikiem; hetman przy swojej godności hetmańskiej co do stanu jest żołnierzem. Dlatego papież pisze się najwyższym biskupem i gdy pisze do innego biskupa, daje mu tytuł "kochanego brata": dilecto fratri; a pisząc do innych księży, a nawet do króla albo cesarza, daje mu tytuł "syna": dilecto vel charissimo filio.

Idąc tedy po stopniach duchowieństwa świeckiego obrządku łacińskiego, wystawię Czytelnikowi memu sarnę tylko powierszchowność każdego gatunku duchownych, nie plątając pióra mego w sprawy prywatne, które jako między ludźmi - acz święconymi - nie zawsze były święte.

Proboszczowie, plebani i inni tego rzędu księża chodzili zawsze w sukniach czarnych długich, pospolicie księskimi rewerendami zwanych, tak około domu, jako też i w podróżach, na taką modę krajanych, jaka w którym czasie panowała; w niemieckiej sukni, oprócz krótkości, której księża rewerenda nie naśladowała, i oprócz guzików, które u niemieckich sukien bywały duże, rozmaite, jedwabne, tombakowe, srebrne lub złote, u księskiej zaś sukni spodniej były guziczki czarne jedwabne lub kamelarowe, drobne, roboty szmuklerskiej. Wierszchnia suknia była bez guzików, tylko z jednym dużym pod szyją, a u niektórych z dwiema na brzuchu. Obuwiem nóg były trzewiki z sprzączkami lub rzemykami, pończochy albo też boty. Na głowie zimą kołpak kuni albo rosumakowy, albo też - u majętniejszych - soboli. Głowy nosili rozmaicie: jedni strzygli włosy krótko, zostawując w tyle cokolwiek dłuższe, drudzy dłuższe włosy zaczesywali w tył taką modą, jakiej zażywają owczarze wielkopolscy i niemieccy gburowie, a po miastach także niektórzy rzemieślnicy. Koronę golili na wierszchu głowy tak wielką jak taler bity i nigdy bez takiego piesza, czyli korony, nie chodzili.

Materie sukni były podług majątku rozmaite: sukno, kamlot, grodetur, atłas, knaj, aksamit. Którzy nie mogli wystarczyć na całą suknią aksamitną, to pospolicie do sukiennej dawali mankiety u rękawów i kołnierz, a czasem i lisztwy do przodku aksamitne. Podszywali także rewerendy futrami rozmaitymi, popielicami, lisami, żbikami, rysiami, a majętniejsi proboszczowie i kanonicy katedralni lub wyżsi prałaci oprócz futer wyżej wyrażonych zażywali kun, krzyżaków, marmurków i soboli. Na tęgie mrozy opatrywali się w wilczury albo też płaszcze sukienne lub kamlotowe, niemieckim krojem uszyte, które bywały koloru popielatego albo granatowego, z guzikami u majętniejszych srebrnymi lub złotymi, roboty szmuklerskiej. Od plusków i słoty zażywali takichże kolorów płaszczów niemieckich albo też opończów polskich.

Podróże odbywali kolaskami w parę lub cztery, wózkami w parę koni zaprzężonymi albo też konno, jak któremu możność i sposobność pozwalały. Na kongregacje podobnymiż zjeżdżali się ekwipażami; po odbyciu duchownych interesów biesiadowali swobodnie, czasem do drugiego i trzeciego dnia, jeżeli ksiądz gospodarz kongregacji był fanty i ludzki, a czasem też kolator majętny wyręczał w tej ludzkości swego księdza plebana. Bardzo była rzadka rzecz, oznaczająca ostatnie ubóstwo lub skępstwo księdza, od którego się z kongregacji tego samego dnia, którego ta przypadała, wszyscy rozjechali.

Takowe raczenie się, że było w zwyczaju powszechnym całego kraju u wszystkich stanów, na wszystkich zgromadzeniach, na wszystkich zjazdach, na wszystkich odpustach, na wszystkich weselach, na wszystkich postrzyżynach, na wszystkich chrzcinach, na wszystkich pogrzebach, przeto też i kongregacjom duchownym nie było od zwierszchności duchownej za występek poczytane.

Kanonicy kolegiaccy w sukni duchownej nie różnili się niczym od proboszczów i plebanów ani w ekwipażu; niektóre kolegiaty nie używały nawet ani mantoletów, ani rokiet, jakowych do czasów ostatnich panowania Augusta III było bardzo wiele, dopiero na samym końcu panowania tego monarchy wiele kolegiat postarało się w Rzymie o używanie rokiet i mantoletów, jednak nie wszystkie. Kanonicy poznańscy kolegiaty Marii Magdaleny zostali się przy swoim dawnym stroju, którego używają w chórze i w procesjach; a ten jest: na wierszchu rokiety płaszczyk krótki, okrywający plecy, ramiona i piersi, białym futrem cętkowanym albo gronostajami wyłożony, od którego futra nazywa ich pospólstwo "kożuszkami". Wyobrażenie tych mantoletów, czyli płaszczyków, najdoskonalej wystawują po dziś dzień malarze i snycerze na statuach i obrazach świętego Jana Nepomucena, gdyż dawniejszymi laty takich kożuszków, czyli mantoletów, wszyscy kanonicy katedralni w całym świecie chrześcijańskim używali. U nas w Polszcze dopiero za Augusta II dała się widzieć na kanonikach katedralnych reforma kap (o których będzie zaraz) miasto kożuszków.

Kanonicy katedralni tak w stroju kościelnym, jako i w domowym lub podróżnym różnili się od księży niższej rangi, dopiero opisanych. Kanonicy wszystkich katedr już za czasów Augusta III zyskali distinctoria: jest to orderek mały, wiszący z szyi na piersiach, na rokiecie, a gdy się bez tej znajduje kanonik za kościołem, na spodniej sukni. Ten orderek, czyli gwiazda, pospolicie z tombaku żółtego, a u majętniejszych z złota zrobiony, szmelcem różnego koloru powleczony, wyraża na jednej stronie orla białego, herb krajowy, na drugiej - patrona katedralnego kościoła. Gdy te ordery nastały, zrazu noszono je na wstążkach czerwonych, błękitnych, fioletowych lub innych kolorów, według ustanowienia każdej kapituły. Takie distinctoria na wstążkach dawane bywają nowym kanonikom z kapitularza, którzy własnych nie mają, z obowiązkiem powrócenia ich, po śmierci lub wyńściu z katedry, do kapitularza. Lecz że wstążki często się darły i płowiały, a takimi będące nie bardzo się lśniły, więc powoli kanonicy, przejmując modę od opatów klasztornych i biskupów, na łańcuchach złotych lub suto pozłacanych krzyże swoje noszących, oni także distinctoria pozdejmowali z wstążek, a zawiesili na łańcuchach.

Że distinctoria jednały powagę i poszanowanie większe dla zaszczyconych nimi, przeto wielu księży starali się o kanonie przynajmniej tytularne, gdy do aktualnych domieścić się nie mogli, aby tylko piersi swoje łańcuchem i orderem przyozdobić mogli. W innych katedrach, mających egzystencją prawdziwą i komplet aktualny prałatów i kanoników, trudno było chwytać kanonie tytularne, bo lubo tych szafunek należał i należy samowładnie do biskupów, jednakowoż dla utrzymania powagi aktualnych kanoników rzadko dawali kanonie tytularne, więc chciwi dystynkcji księża udawali się po ordery najwięcej do biskupa inflantskiego, którego katedra in abstracto, a kapituła in infinito, bo w każdej diecezji możno znaleźć po kilku i kilkunastu kanoników inflantskich, a zatem liczba ich nieskończona. Wszyscy kanonicy inflantscy mogą być brani za aktualnych, bo każdy ma patent od biskupa, i wszyscy za tytularnych, ponieważnie mając katedry - żaden się nie instaluje. Z tym wszystkim ma biskup inflantski kanoników, którym daje instytucją, a ci - mając się za aktualnych - podają się do kalendarzyka politycznego i formują kapitułę. Jest także niemało po województwach małopolskich kanoników tytularnych smoleńskich i kijowskich, którzy żyjąc w dalekich stronach od tych katedr, których się kanonikami tytułują, bynajmniej kanonikom aktualnym nie zawadzają.

Strój kanoników katedralnych kościelny: najprzód suknia ordynaryjna jak i innych księży świeckich, długa, z różnicą, iż na suknią spodnią przed piersi zawdziewają półrokiecie i order na łańcuchu lub na wstąszcze, bez których przydatków nigdy do swego kościoła katedralnego nie przychodzą; drugi strój: cymara albo camara, suknia długa, obszerna jak kapa, z kołnierzem szerokim, z rękawami podwójnymi, z jednymi okrywającymi rękę aż do pięści, z drugimi od łokcia do ziemi wiszącymi, po kilka rzędów guziczków małych w pewnej między sobą odległości mającymi, jednostajnie od wierszchu aż do dołu szerokimi. Kiedy kanonicy kładą na siebie cymarę, wtenczas nie biorą półrokiecia, ponieważ cymara zapina się od szyi aż do dołu na guziki, a tak zasłania spodnią suknią, a zatem zasłaniałaby i rokietę czyli półrokiecie; kładą tylko na wierszch cymary distinctorium dla różnicy od innych księży, nie-kanoników, którym wolno także używać cymary.

Trzeci strój: mantolet i rokieta z rękawami, z spodnią suknią długą z tyłu, po ziemi się nieco wlokącą, na którą kładli pas jedwabny czarny, szeroki, z złotymi kutasami na boku przy końcach od pasa wiszącymi albo też z zielonymi jedwabnymi, złotymi pukielkami i kutasikami przerabiany. Czwarty, najparadniejszy, w same tylko wielkie święta i w procesjach publicznych używany: na spodniej sukni czarnej kapa fioletowa kamlotowa lub bławatna, z kapturkiem z tyłu małym, z wyłogami czerwonymi kitajkowymi, ramiona i piersi okrywającymi, od wpół pleców aż do dołu wstążkami czerwonymi w kilku miejscach w pukle powiązana, formę ogona wydająca tak długiego, że środek wisi nad kostką nogi, chociaż koniec na rękę lewą według zwyczaju zawdziewają. Na głowę, gdy idą do kościoła w ordynaryjnych sukniach albo w cymarze, latem używają kapeluszów, zimą kołpaków kunich lub sobolich; biorąc zaś mantolety lub kapy, kładą na głowę wtenczas, gdy ta może być nakryta, birety. Głowy noszą pod włosami naturalnymi, w tył zaczesanymi, z małą w środku koroną.

Ku końcu panowania Augusta III poczęli włosy z tyłu fryzować, z przodu tupety, czyli czuprynki stojące na kształt grzebieniów, stawiać, czego jednak nie chwytali się kanonicy starzy, tylko młodzi gaszkowie albo też prałaci wielcy, na urzędach publicznych zostający lub nadskakujący dworowi dla promocji. Starzy kanonicy, łysi, dla uniknienia zimna wnieśli używanie peruk, najprzód koloru do włosów naturalnych, jakimi którego natura opatrzyła, stosowanych, a potem pudrowanych. Puder, pierworodnie od komediantów wymyślony dla śmieszniejszej figury, moim zdaniem najpierwsi przejęli szafrańcy, to jest ludzie żółtego włosa, pokrywając tym prochem kolor, pospolicie i podług reguł fizjognomii, człowieka-franta, chytrego i zdradliwego oznaczający, acz nie brakuje takiego gatunku ludzi i pod innymi kolorami, i zdarzają się między szafrańcami, acz rzadko, podczciwi.

Mankietki u koszul około rąk weszły w modę duchowną tym porządkiem jak fryzury i peruki. Toż samo miejsce dać należy kołnierzykom błękitno malowanym, które w czasach Augusta III nastąpiły na miejsce białych. Te kołnierzyki błękitne bywały dwojakie: jedne, u chudszych albo skąpszych księży, kitajkowe, drugie batystowe, lazurem i indychtem ciemno lub jasno podług czyjego gustu malowane; był to chleb dobry dla ubogich panien i niewiast, które się praniem bielizny i szyciem bawiły, ponieważ za tuzin takich kołnierzyków nowych płaciło się od zł 18 do 24, a od uprania i ufarbowania od zł 4 do 8, podług wyborniejszej roboty i podług czasu, z początku skąpego, a potem obfitującego w takie fabrykantki; za nową rokietę, im modniej utrefioną, to jest pomarszczoną, tym więcej się płaciło - po 6 i po 8 czerwonych złotych; od uprania starej i utrefienia zwyczajnie czerwony złoty jeden. Do półrokieciów i rokiet przydawali kanonicy ku większej ozdobie wstęgę szeroką czerwoną, błękitną lub fioletową, lub zieloną, pod szyją w pukiel związaną, do rokiety we dwoje przyszytą, z długimi końcami, do pępka sięgającymi, do których końców paniczowie i bogatsi prałaci przydawali kutasy złote, a takie rokiety bywały rąbkowe; którzy zaś nie dbali o okazałość stroju, używali półrokieciów i rokiet płóciennych bez trefienia i kutasów, z lada jakąkolwiek wstążczyną, czasem z koronką u dołu, czasem bez koronki. Niektórzy zaś, ozdobę duchowną pokładający w samej skromności, nie zażywali nawet ani wstążek.

Jeszcze był jeden strój, od samych tylko kanoników katedralnych, prałatów i biskupów używany, a ten był: czarna suknia niemiecka krótka, z płaszczykiem kitajkowym takiegoż koloru, wiszącym z tyłu, trochę od sukni dłuższym. Biskup zaś pokazujący się w takim stroju miał płaszczyk fioletowy; zwał się taki strój an labbe. Takiego stroju zażywali na publicznych kompaniach, między świeckimi znajdując się osobami; brali go i do kościoła, ale tylko wtenczas, kiedy w nim znajdować się chcieli jako prywatnie modlący, nie jaką funkcją, czyli powinność właściwą swojemu stanowi, odbywali. Od sukni czarnej krótkiej posunęli się do sukien niemieckich rozmaitego koloru, jakich używali w domach, podróżach i prywatnych kompaniach, z początku bardzo rzadko, potem coraz więcej.

Strojem domowym i podróżnym niemieckim, dopiero opisanym, długo się brzydzili starych zwyczajów czciciele, prześladowali nawet i przezywali rzeźnikami, szlifierzami, kupczykami przejmujących nowomodę, a moda - zwyczajem swoim - jak zaraza powietrzna coraz się bardziej szerzyła, tak iż na koniec i starych Seneków, i Katonów opanowała.


OPIS OBYCZAJÓW