O strojach, czyli sukniach

Na początku panowania Augusta III mało bardzo było panów używających stroju zagranicznego, wyjąwszy dom Czartoryskich, Lubomirskiego, wojewodę krakowskiego, i kilku innych, którzy jeszcze za Augusta II przestroili się w niemiecką suknią. Podczas koronacji August III i wszyscy panowie polscy, żadnego nie wyłączając, byli w polskiej sukni. Lecz skoro August III zbywszy tę ceremonią wrócił się do rodowitego swego stroju niemieckiego, natychmiast i panowie wrócili się do niemczyzny. A nie tylko, że się ci wrócili, którzy w niej przedtem, jako się wyżej rzekło, chodzili, ale też inni coraz gęściej z czasem poczęli się przebierać po niemiecku, tak iż ku końcu panowania Augusta III ledwo dziesiąta część senatorów i urzędników koronnych zosta ta przy polskiej sukni. Nareszcie połowa narodu okryta się niemiecką suknią. Na wszystkich zjazdach publicznych prezentowały się oczom dwa narody: jeden polski, drugi niemiecki.

Młodzież, osobliwie powracająca z zagranicy, upatrywała dla siebie w stroju cudzoziemskim jakąś dystynkcją; i choć nie w jednej kompanii, mianowicie na sejmikach, tym polskim Niemcom fałdów przetrzepano jedynie z przyczyny stroju, na który krzywo patrzyli długo sektatorowie polskiej sukni, jednak takowe momentalne przypadki nie truty gustu paniczom do niemczyzny, gdy w nadgrodę od białej płci pierwsze względy odbierali. Jeżeli się do damy zebrało dwóch konkurentów równej fortuny i talentów, a było w mocy damy obierać sobie męża, bez wątpienia obrała sobie Niemca, a Polaka odprawiła. Jeżeli rodzicy lub opiekuni obierali pannie męża i byli za Polakiem, ale panna płakała, to mu kładli kondycją, aby się przebrał po niemiecku.

Dwie przyczyny miała płeć biała do wstrętu ku polskiej sukni: pierwsza, iż Polacy chodzący po polsku, jako nie wypolerowani za granicą w te umizgi, łechcące płeć białą, które modnisiowie za największą grzeczność obyczajów do kraju przywozili, zachowywali jeszcze maniery dawnym sarmatyzmem oddające; druga, iż kto się nosił po polsku, musiał oraz utrzymować wąsy, nie mogąc ich golić bez wystrychnienia się na błazna. Nic zaś tak nie odrażało od siebie Matą płeć jak wąsy, gdy miały podostatkiem w stroju cudzoziemskim gachów bez wąsów, a do tego równie jak niewiasty wypudrowanych, wyfryzowanych, wygorsowanych, wypiżmowanych. Jest to powszechnie w naturze lubić obmioty sobie podobne.

Mimo jednak tego powszechnego gustu znajdowały się takie heroiny, które za jakąś waleczność poczytały sobie oddać rękę mężowi Polakowi, ale taka była bardzo rzadkim ptaszkiem. Napisawszy tę różnicę sukni z okolicznościami do niej się ściągającymi, wieszam niemiecką czyli francuską suknią u krawca na grzędzie, niech sobie wisi albo niech ją krawiec przerabia coraz na inną modę. Ja biorę w rękę kontusz jako rodowity strój polski i tym będę bawił Czytelnika mego.

Kontusz, żupan, pas, spodnie, czyli portki, i boty, czapka to było całym ubiorem publicznym Polaka, szlachcica i mieszczanina. Szlachcic przypasywał kontusz pasem. Kontusze zimowe bywały podszywane lekkim jakim futrem, gronostajami, popielicami, królikami, pupkami, susłami, kunami i sobolami, albo zamiast kontuszów podszywanych kładli...*

Mieszczanin opasywał się po żupanie, kontusz zawieszając tylko na ramionach, sznurem grubym jedwabnym lub złotym, albo srebrnym z kutasami na końcach pod szyją zawiązany, z tyłu na kształt paludamentu wiszący. Mieszczanin tak ubrany niósł w ręku laskę, czyli trzcinę grubą, w pas od ziemi krótką skuwką mosiężną u dołu okowaną, na wierszchnim końcu gałkę srebrną lub kokową z srebrną obrączką mającą, pod którą gałką przeciągnięta była przez trzcinę antabka srebrna lub też mosiężna, a u antabki wisiał sznur albo taśma z kutasami: jedwabna przez się, jedwabna srebrem lub złotem przerabiana, srebrna lub złota przez się, i zwała się ta taśma lub sznur temblakiem. Trzcina zatem była podporą, ozdobą i orężem mieszczanina, gdyż przy szabli nie godziło się chodzić mieszczanom, wyjąwszy krakowskich i magistraty poznańskie i wileńskie z dawno strużących przywilejów.

Szlachcic gdy wychodził z domu, przypasywał szablę do boku, brał w rękę obuch, który oprócz tego nazwiska mianował się nadziakiem i czekanem. Skład jego był taki: trzcina gruba na cal diametru, krótka w pas człowieka od ziemi, na końcu ręką trzymanym gałka okrągło-podługowata srebrna, posrebrzana albo w cale mosiężna, na drugim końcu u spodu osadzony mocno na tejże trzcinie młotek żelazny, mosiężny albo i srebrny, podobny końcem jednym płaskim zawsze do szewskiego, drugi koniec jeżeli miał płasko zaklepany jak siekierkę, to się zwał czekanem, jeżeli kończasto, grubo, nieco pochyło, to się zwał nadziakiem, jeżeli zawinięty w kółko jak obarzanek, to się zwał obuchem.

Straszne to było narzędzie w ręku Polaka, ile podówczas, gdzie panował humor do zwad i bitwów skłonny. Szablą jeden drugiemu obciął rękę, wyciąć gębę, zranił głowę, krew zatem dobyta z adwersarza tamowała zawziętość. Obuchem zaś zadał ranę często śmiertelną, nie widząc krwi; i dlatego nie widząc jej nie zaraz się upamiętał, waląc raz na raz i nie obrażając skóry łamał żebra i gruchotał kości. Szlachta chodząca z tymi obuchami najwięcej odbierała nimi zdrowie swoim poddanym, a często i życie. Dlatego na wielkich zjazdach, sejmach, sejmikach, trybunałach, gdzie zazwyczaj częste działy się zabijatyki, nie wolno było pokazywać się z nadziakiem; w kościele zaś katedralnym gnieźnińskim wisi u wielkich drzwi tablica, ostrzegająca o klątwie na takowych, którzy by się do tamtego domu bożego z takim instrumentem prawdziwie zbójeckim wchodzić ważyli.- Instrument to był prawdziwie zbójecki, bo kiedy jeden drugiego końcem ostrym nadziaka trafił po zauszku, do razu zabijał wpędzając w skronie żelazo fatalne aż na wylot.

Szabla za czasów Augusta była rozmaita. Szabla prosta czarna, alias w żelazo oprawna, na rzemiennych paskach; i ta pospolita była zawsze szlachcie ubogiej; zamiast capy albo kurszu (są to dwa gatunki skóry, w które szable oprawiano) obszyta w węgorzową skórkę; nic to nie szkodziło, bo głownia, alias żelazo stanowiło taty szacunek. I nie tylko między drobną szlachtą, ale też między najmożniejszymi pany szabla przechodziła od ojca do syna, od syna do wnuka i tam dalej w sukcesji między najdroższymi klejnotami. Przy czarnej szabli także chodzili zawsze szulerowie, nocni grasanci, szałapuci, których to zabawą było obciąć kogo, nakarbować gębę gładką jakiemu galantowi albo Niemca jakiego przepędzić przez błoto w białych pończochach. W powszechności zaś czarna szabla używana bywała od wszystkich w okolicznościach, w których się spodziewano tumultu, a potem rąbaniny. Ci, którzy używali niemieckiego stroju, do takich okazyj brali pałasze niemieckie i rapiry obosieczne; na koniec szabla czarna służyła do pojedynku, najwięcej tym orężem odbywanego.

Szabla czarna staroświecka była zawsze krzywa. Z kuźnic wyszyńskich- najbardziej popłacała; dobroci jej próbowano, kiedy się dała giąć niemal do samej rękowieści i gdy się po takim zgięciu wprost wyprężała. Nastały potem szable proste, staszówki-, hiszpanki wąskie i lekkie, które nie tak wiele przy boku ciężąc, służyły dobrze do obrony i odpędzenia napaści niespodzianej. Rękowieści u szabel czarnych były z pałąkiem graniastym i małym skobelkiem, żelaznymi; ten pałąk nazywał się krzyżem, a skobelek paluchem, od wielkiego palca, który w niego wchodził. W dalszym czasie, kiedy sejmy i trybunały zaczęty bywać burzliwe, wymyślono do szabel takie krzyże, że całą rękę okrywały; i zwał się taki krzyż furdyment, składał się z prętów żelaznych jak klatka i z blachy w środku wielkości dłoni. Dla proporcji tak ogromnego krzyża dawano pochwy szerokie jak tarcice, choć do wąskich szabel, która moda przeszła potem do wszystkich szabel, nawet i do tych, u których były krzyże bez furdymentów. Tę modę niedługo trwającą wymyślili Litwini, a od Litwinów przejęli korończykowie, musiała ona jednak bywać dawniej na świecie w Rzeczypospolitej Rzymskiej, kiedy poeta łaciński, nie wiem który - czy Horacjusz, czy Marcjalisz - napisał te wierszyki na jakiegoś Pomyka: "Grandi in vagina, Pontice, claudis acum", co znaczy po polsku:

W dużej pochwie Pomyka 
Igiełka się zamyka.

Takie szable z szerokimi pochwami i wielkimi krzyżami nosili najwięcej ludzie dworscy, szulerowie i szałapuci, którzy mieli upodobanie kiereszować się w kordy po wiechach i szynkowniach, bo kogo pobili, to i obdarli, albo się im opłacił, jeżeli się nie czuł na mocy i serca nie miał. Wszakże gdy taki oręż, jako ciężki, psował suknią, wkrótce go zaniechano, osobliwie, kiedy łagodniejsze obyczaje po grubych i srogich następować poczęty. Do paradniejszego stroju używano karabelek tureckich, czeczugów tatarskich i patasików w srebro oprawnych albo pozłacanych, albo szmelcowanych; takich najwięcej wychodziło ze Lwowa, przez co zwano je zazwyczaj lwowskimi.

Nawiązanie do szabel i karabelów było dwojakiej mody: najdawniejsze było z pasków rzemiennych, obszernych, z sprzączkami i cętkami na końcach srebrnymi albo pozłocistymi; te paski utrzymowały szablę tuż przy pasie, tak iż krzyż szabli równał się z pasem; paski obejmowały sam bok lewy, schodząc się do węzła w tyle, na krzyżu człowieka nad pasem, czyli na pacierzu. Takim sposobem nawiązywane były rapcie, które tym się różniły od pasków, że były nie rzemienne, ale z jedwabnego sznuru, czasem same przez się, czasem srebrem lub złotem przerabiane, czasem z samego srebra lub złota. Dworacy, gaszkowie i paniczowie młodzi, jaki mieli żupan, takie zakładali i rapcie do karabeli lub szabli, w paskach zaś jedności koloru z żupanem nie przestrzegano.

Potem nastało nawiązanie długie tak, iż szabla wisiała pod kolanem i idąc trzeba ją było koniecznie albo trzymać za krzyż, albo nieść pod pachą, aby się między nogi nie wplątała i nie wywróciła. Paski i rapcie zachodziły na cały tył człowieka jak półszorek na konia. Ta moda, jako śmieszna i wielce niewygodna, nie trwała dłużej nad pięć albo sześć lat; została zarzucona i wrócono się do nawiązania krótkiego i wąskiego, nic a nic z tyłu nie zajmującego, tylko sam bok, co też niezbyt wygodno było, bo się szabla w chodzeniu tłukła po boku. Nastały potem paski z taśmów srebrnych lub złotych, sztuczkami srebrnymi odlewanymi lub srebrno-pozłocistymi gęsto nasadzane. Takich pasków zażywano do samych pałasików, w oków srebrny i srebrno-pozłocisty oprawnych; nie służyły do szabli czarnej, to jest w żelazne skuwki oprawnej, ani do karabeli. Takie paski dla trwałości niektórzy podszywali spodem irchą białą, niektórzy, kochający przepych i zbytek, niczym nie podszywali. Kiedy w modzie było nosić nóż za pasem, starali się majętniejsi mieć u niego rękowieść z jakiego kamienia przedniego albo też z kości lub rogu, srebrem albo złotem nabijanej. Pochwa nożowa, pospolicie z skóry czarnej capowej zrobiona, ozdobiona była skuwkami srebrnymi, białymi albo pozłacanymi, zszyta misternie nicią srebrną albo złotą. I żeby się nóż nie wymknął zza pasa, była przy nim taśma na antabce odpowiadającej skuwkom, jedwabna, w kolorze albo srebrna, albo złota, i ta się kilka razy około pasa okręcała.

Pasy w pierwszym używaniu za mojej pamięci do publicznego stroju tak u szlachty, jak u mieszczan bywały jedwabne, siatkowe, szmuchlerskiej roboty, z końcami w sznurki kręconymi, w kolorach rozmaitych, lecz najwięcej w karmazynowym, z końcami, czyli kutasami, u chudszych jednostajnymi, u majętniejszych z srebrnymi lub złotymi. Takież pasy bywały wciąż na pól srebrem lub złotem przerabiane. Na powszednie chodzenie zażywano pasów taśmowych, rzemieniem podszytych, na klamrę żelazną, mosiężną, srebrną, pozłocistą, według przepomożenia i ambicji każdego, na przedzie zapinaną.

Zarzucili niedługo takie pasy siatkowe i taśmowe, wzięli się do pasów tureckich, perskich i chińskich; te ostatnie były to z wełny tak delikatnej robione, że choć był taki pas szeroki na dwa łokcie, przewlókł go przez pierścionek; nazywał się taki pas bawolim, służył do najbogatszej sukni, lubo nie miał żadnej innej ozdoby tylko szlaki, czyli brzegi, dziwnie w miłe kwiaty wyrobione. Samego pasa takiego kolor bywał jednostajny: zielony, pomarańczowy, karmazynowy i biały-i był w takim szacunku, że choć nie miał w sobie nic drogiego ani ozdobno prócz szlaków, płacono jednak jeden, osobliwie biały, kiedy był nowy, nieprzechodzony, do 50 czerwonych złotych. Lecz z trudna takie pasy nowe dostawały się do Polski. Najwięcej przychodziły od Turków i Persów, na zawojach dobrze podnoszone, a przez naszych Ormianów czysto wyprane, wyprasowane i za nowe przedawane.

Tureckie i perskie pasy były rozmaite, dłuższe i krótsze, szersze i węższe, sute i ordynaryjne, wszystkie jedwabne, rozmaitych kolorów i deseniów; srebrem i złotem bogato i skąpo przerabiane. Ordynaryjny pas turecki, mędelkowym zwany, płacił się najtaniej czerwonych złotych 4, stambulski-czerwonych złotych 12, perski- 16, 18 i wyżej, podług gatunku, aż do czerwonych złotych 60. Prócz zaś takich pasów znajdowały się po pańskich garderobach pasy daleko od wymienionych dopiero droższe, albowiem jeden do czerwonych złotych 500 szacowano. Tak pas był długi łokci dziewięć, szeroki do trzech łokci, gruby jak sukno francuskie, tęgi jak pargamin; przeto też takich pasów nie używano do stroju, ale raczej trzymano dla zaszczytu garderoby pańskiej i na podarunki; bywał tkany z nici srebrnej lub złotej, albo po jednej stronie srebrnej, po drugiej złotej, kwiatami jedwabnymi w rozmaite kolory przerabiany. Nastały potem pasy słuckie, bogactwem i pięknością perskim i tureckim bynajmniej nie ustępujące. Każdy pas takowy, bogaty lub ordynaryjny, miał na końcu wyhaftowane słowa: "Factus est Sluciae", którymi różnił się od perskiego i tureckiego.

Po słuckich pasach dały się widzieć pasy francuskie w gatunku tureckich i perskich, ale kolorami dobranymi i żywymi daleko wszystkie pasy wyżej wyrażone celujące, z napisem na końcu: "a Paris". Rozmnożyła się na ostatku w Polszcze fabryka pasów rozmaitych po wielu miejscach, jednak przez to pasy nie staniały, wyjąwszy ordynaryjne tureckie, które gustownością nowych pasów zgaszone, pokupu do siebie nie miały.

Przyńdzie tu komu na myśl: kiedy fabryki pasów zagęściły się w kraju, dlaczegóż pasy nie staniały? Odpowiedź na to bardzo jasna: nie mamy w kraju naszym ani jedwabiu, ani złota ciągnionego, ani fabrykantów; wszystko to sprowadzamy zza granicy i utrzymujemy w kraju naszym kosztownie. Za czym pas zrobiony w kraju drożej kosztuje przy takim nakładzie niżeli zrobiony za granicą, gdzie się jedwab rodzi, a fabrykantów tak wiele, że się ledwo nie z łyżki strawy najmują do roboty. Nie tak jak u nas, co fabrykant sprowadzony godzi się na miesięczne lafy, a te wysokie odbierając, więcej pilnuje rozrywek albo i pijatyki niż warsztatu.

Czapki pod panowaniem Augusta były kilkorakiego gatunku; najpierwsze, które zaznałem, były z wąskim barankiem okrągłym, rozcinanym na przodzie i w tyle, z wierszchem czworograniastym, cienko bawełną wyściełanym; po szwach, gdzie się kwaterki schodzą, sznurkiem srebrnym albo złotym obkładane lub też rygielkami takimiż ujmowane. Po tych nastały czapki konfederatkami zwane; były to czapki właśnie takiego kroju, w jakich malują papieżów, co je zowią piuskami. Po konfederatkach nastały czapki kozackie z wysokim wierszchem, z wąskim barankiem, miałko wyściełane. Dalej weszły w modę czapki z wysokimi baranami, z wierszchem płaskim, od modnisiów jeszcze do tego wgłąbsz barana wtłaczanym tak, iż nie widać było nic wierszchu, tylko sam baran na głowie. Forma takich czapek była ostatnia i utrzymuje się do dziś dnia z tą różnicą jedynie, że baranka zwężono, a wierszchu podniesiono; takie czapki zwały się w swoim początku kuczmami, a potem przezwano je krymkami od Tatarów krymskich, od których modę takich czapek Polacy przejęli. Do wszelkiego rodzaju czapek używano baranków naturalnych czarnych, siwych, kasztanowatych i białych, i pstrych; lecz najwięcej czarnych a siwych; innego koloru baranki były w guście tylko ludzi młodych i gaszków. Rodzaj baranków: węgierski, krymski i bugarski, jeden od drugiego porządkiem wyrażonym lepszy. Niekiedy też udał się baranek domowej owczarni, który uszedł za węgierski i bugarski, mianowicie wyporek, ale tylko w kolorze kasztanowatym, pstrym i białym; w czarnym i siwym nigdy.

Wierszchy u czapek rozmaitego koloru, zawsze sukienne, aż do ostatnich lat Augusta III, w których zaczęto używać na lato czapek z wierszchami bławatnymi, dla lekkości i chłodu. Kapeluszów albowiem chodzący w polskim stroju nie używali (wyjąwszy chłopów). A komu dogrzewał upał słoneczny, rozwieszał chustkę głowę i twarz okrywającą, aby się gaszkowi nie opaliła. O którą szkodę mniej dbając mężczyźni dawnego sarmatyzmu, łby wygolone jak kolano-zdjąwszy czapkę albo ją tylko na jednym uchu zawiesiwszy-na największym skwarze dystylowali. Jak nastały wierszchy bławatne, nastały oraz i baranki atłasowe; z czarnego atłasu na nić marszczonego robił się baranek czarny, z popielatego siwy, przedziwnie piękne i lustrowne. Podszewka do czapki zazwyczaj bławatna, starym ludziom, wygody, nie mody przestrzegającym, z lisiego futra albo łapek baranich. Takie czapki zwały się kapuzami, były zawijane i mogły się spuszczać na cały kark i zasłonić twarz, sam nos do oddechu i oczy do patrzenia zostawując gołe.

Senatorowie i majętni szlachta wieku podeszłego na wielką paradę zażywali kołpaków sobolich z wierszchami aksamitnymi karmazynowymi, granatowymi albo zielonymi, przypinając do kołpaka w środek opuszki sobolej nad czołem jaki kamień drogi świecący albo sygnet brylantowy, co Polaka dziwnie poważnego i ozdobnego wydawało. Krój kołpaka był ten sam co czapki krymki, lecz przez wysokość i ogromność opuszki sobolej wydawał się inakszym.

Spodnie ubranie, jednym słowem polskim powszechnym "portki" zwane u szlachty i mieszczan bogatych były z sukna francuskiego pąsowego lub karmazynowego, także z atłasu i adamaszku błękitnego. Po szwach w kroku niektórzy te portki szamerowali galonkiem srebrnym lub złotym, niektórzy gładkich nieszamerowanych używali, niektórzy zaś mieli portki takie tylko rygielkami złotymi lub srebrnymi po tychże szwach ujmowane. Kogo nie stać było na galony i rygielki srebrne lub złote albo miał je za zbytek, a przecie lubił się do urodzi (jak mówiono) stroić, używał na to miejsce taśmy jedwabnej błękitnej i rygielków takichże, co tylko służyło do portek sukiennych. Spodnie były buchaste, przestrone, do samych kostek długie, żeby się zaś w zuwaniu bota nie zmykały z nogi do góry, dawano do nich strzemiona krajczane.

Długi czas pod panowaniem Augusta używali Polacy spodni zawiązywanych na uczkur; był to pasek jedwabny, siatkowy, z obdłużnymi końcami, kutasiki na czas srebrem i złotem przerabiane mający, na który spodnie nawlekano i onym zawięzywano sposobem na kształt chłopskich gaci, których do dziś dnia używają wieśniacy, z tą różnicą, iż oni swoje gacie sznurkiem zawiązują na boku. Szlachta zaś spodnie wyżej opisane zawiązywała na przedzie, prosto w rozpór, który zakrywały końce uczkura z kutasami, na wierszch spodni wydawane. Żeby fałdy zemkniętych spodni, szerszych zawsze od lędźwi człowieka, nie czyniły grubości i nie odymały sukien jak na kiszce, tak do sukiennych, jak do adamaszkowych lub atłasowych spodni dawano lisztwę po wierszchniej stronie bławatną, po wewnętrznej płócienną, pomiędzy którą przechodzi) uczkur; u sukiennych spodni lisztwa bywała ałtasowa błękitna, u adamaszkowych i atłasowych kitajkowa albo kitajowa u mniej majętnych. Zarzuciwszy uczkury, zaczęto nosić portki na guziki niemieckim sposobem zapinane.

Boty w używaniu były troistego koloru: żółte, czerwone i czarne. Cholewa u bota krótka, z tyłu łydkę całą, z przodu pół kolana dłuższym od tylnej części końcem - wichlarzem zwanym - zajmująca, z dwóch sztuk po bokach bota zszywanych składana, z przyczyny nogawic portkowych szerokich przestrona. Napiętek u bota łubem drewnianym, w środek skór zasadzonym, obwarowany, aby się nie koślawił i nie marszczył, pod napiętkiem podkówka żelazna, na trzy palce wysoka, u panów pobielana albo w cale srebrna, u chudych pachołków tylko pilnikiem cokolwiek pogładzona. W dalszym czasie panowania Augusta III nastały podkówki płaskie na kształt końskich, trzema ćwiekami do podeszwy przybite. Nareszcie podkówki wszelakie zarzucono, na miejsce których nastały abcasy skórzane, tak jak u niemieckich botów, ale niższe; i to była moda ostatnia bota polskiego pod panowaniem III Augusta.

Poki trwały w modzie podkówki, przy każdych jatkach szewskich po wielkich miastach znajdował się kowal, który wszelkiego rodzaju boty podbijał podkówkami, według mody używanymi, biorąc za proste po groszy sześć, za pogładzone pilnikiem po groszy dwanaście; pobielane i srebrne wychodziły od innych majstrów. Białogłowy także gminne zażywały do trzewików małych podkówek, które do nich przybijał ten sam kowal za zapłatą trzech groszy od pary. I taki kowal nie robił żadnych innych sztuk przy wielkich miastach, mając dosyć zatrudnienia i pożytku z samych podkówek.

Pospólstwo i szlachta drobna różniła się od uboższych jeszcze od siebie botami, u których były przyszwy nowe czarne, a cholewy żółte lub czerwone podszarzane, z żądzy-zwyczajnej naturze ludzkiej-pokazania się czymsić więcej, niż jest, chcąc każdy takowy zostać w rozumieniu, jakoby miał wprzód nowe żółte lub czerwone boty, a te znosiwszy, kazał przez dobrą ekonomią podszyć czarnymi przyszwami, choć w samej rzeczy takie kupił od szewca jako tańsze od żółtych i czerwonych nowych, acz cokolwiek droższe od w cale czarnych, pospolitych. Skąd urosło szyderskie przysłowie: "Znać pana po cholewach."

Koszula polska miała rękawy szerokie, około pięści zawijane, kołnierz wąski, tasiemką zawiązywany pod szyją albo szpinką srebrną, złotą lub rubinkową zapięty, którego nic spod sukni widać nie było. Długość koszuli u tych, którzy staropolskim obyczajem nosili gacie płócienne na gołym ciele, spodem portek, nie dochodziła kolan. U tych, którzy już zarzucali gacie, spuszczała się do pól goleni.

Opisawszy każdą sztukę z osobna do stroju należącą, obaczmyż teraz Polaka w to wszystko w czasach swoich ustrojonego. Najdawniejszą zaznałem modę pod panowaniem Augusta III kontusz i żupan, długi niemal do samej ziemi, w plecach wąsko - podług miąższości człowieka - przykrojony, od pasa do dołu fałdzisty, z przodu opięto, kołnierzyk wąziuchny tak u żupana, jak u kontusza, u którego zapinał się na jednę pętelkę. Od szyi do pasa spod kontusza wąskiego dawał się widzieć żupan. Dembski, marszałek Załuskiego, biskupa krakowskiego, Szaniawski, starosta kąkolownicki, i Kraszewski, natenczas dworzanin wojewody kijowskiego, trzej patriarchowie mód polskich, jakie mieli żupany, takiego koloru wdziewali i boty: żółte, czerwone, zielone, błękitne etc., ale tego ich gustu nicht więcej nie naśladował. Rękawy tak u żupana, jak u kontusza wąskie, wyloty u kontusza od pachy aż do łokcia otwarte, którymi wyglądał żupan. Poły u obojga nic a nic niezałożyste i tylko brzegami poła poły dosięgająca, w siedzeniu i chodzeniu otwierając się, widok spodni sprawowała. Ten widok upoważniał albo upodlał osoby. Jeżeli albowiem portka była czysta, nowa, bogata, wrażała patrzącym rozumienie, że ten, co się tak nosił, jest pan, majętny człowiek. Jeżeli pokazały się portki dziurawe, łatane, wytarte, zafolowane, była konwikcja, iż osoba w takich chodząca małego jest wątku. Przeto też, kiedy błoto uginać się w takim długim stroju chodzących przymuszało, ci, co mieli dobre portki, brali fałdy sukien w rękę z tyłu, podnosząc je tym sposobem do góry, aby się nie szargali, i było to podług przysłowia metaforycznego: "Nieść zadek w garści." Ci, co mieli złe portasy, zawijali poły na przedzie jednę na drugą, podkasując tym sposobem sukien wyżej trochę nad pół goleni, aby podkasawszy się wyżej, kolanami lub giczelami przez złe portki nie błyskali.

Poki suknie długie były w modzie, czupryna także była długa, z tyłu i z przodu wszędzie równo okrągła, rzęsista, pół czoła z przodu, a z boków pół ucha zajmująca, spod której cały kark goły wyglądał.

A że pod owe czasy karety nie były nikomu znajome po miastach, tylko wielkim panom i posłom podczas sejmu, a reszta szlachty i wszelki lud możny i ubogi roił się pieszo po ulicach, przeto moda długich sukien, jako wielce na błoto niewygodna, ustawać poczęła jakoś około roku piętnastego panowania Augusta i we dwa roki najdalej od początku ustawania zupełnie ustała. Na jej miejsce nastała insza, w cale kusa i we wszystkim od pierwszej różna. Kontusz i żupan ledwo zakrywały kolano, krój od kołnierza do pasa haniebnie buchasty, tak iżby mógł wygodnie pod pachy włożeć po bochenku chleba; kołnierz u kontusza wykładany wysoki, zachodzący prawie na kark cały; rękawy długie aż do palców, szerokie jak wory i dla zbytecznej długości fałdujące się na ręku, z wylotami maleńkimi, ledwo znak żupana ukazującymi, często do góry od tejż ręki, aby jej wcale nie skryty, pomykania potrzebujące. Od pasa do dołu żadnego fałdu ani z przodu, ani z tyłu, wydawały człowieka jakby nie w sukni przykrojonej, lecz jakby w kawał sukna obwiniętego. Poły na przedzie zakładały się jedna na drugą aż pod same pachy. Nie potrzeba się było w takim stroju obawiać rozczosnięcia, bo tak szczupły krój - a przy tym otulony około człowieka - ledwo dawał sposobność uczynienia zamaszystego kroku. Spod takich sukien portki wielkie, buchaste, na pół cholew opuszczone, nieprzywykłym oczom w czasy pogodne śmieszną, a podczas błota, zachlastane tymże, plugawą Polaka wystawiały postać; lecz póki co jest w modzie, póty za dobre uchodzi, choćby było najgorsze i najniewygodniejsze.

Pod tę modę czupryna zredukowaną została do kilku włosów na samym wierszchu pozostałych, dla czego takie głowy, młokosom, dworakom najwięcej upodobane, poważniejsze osoby nazwały głowami cybulanymi, przez podobieństwo do cybuli, wśród gładkiego kręgu swego mały kosmek mającej.

Pasów do takiego stroju zażywano jak najdłuższych i jak najszerszych. Ze zaś do miary grubości i szerokości, pretendowanej w modnym opasaniu, pasy żadne nie wystarczały, przeto zwijali w kupę po dwa i po trzy pasy, ubożsi modnisiowie kładli ręczniki, prześcieradła albo pakuły. Guz na przedzie wiązano jak bochen chleba i ten z pasem musiał być spuszczony aż na lędźwie; końce zaś pasa pozakładane w tył człowieka. Wielu jednak z panów starych tę modę, czerkieską nazwaną, miarkowali pośrednią z starej i nowej kompozycją, używając sukien nie tak długich i szczupłych jak pierwsze ani nie tak kusych i buchastych jak drugie. Opasowali się także niezbytnie grubo. Wojewoda zaś wołyński Potocki, starzec dużoletni, do samej śmierci żadnego pasa nie używał, opasując się samymi od szabli paskami, zachowując modę dawniejszych lat, która podobno pod Augustem II, ale już nie pod III panowała. Czupryn także wielu z nich nie podgalało zbyt wysoko, żaden jednak nie nosił staroświeckiej czupryny wyżej opisanej.

Boty wyściełano słomą, a stopy nóg obwijali w chusty płócienne latem, do których w zimie przykładano dla ciepła kuczbaje, i zwały się takie płaty bądź płócienne, bądź kuczbajowe onuczkami; słoma zaś w bot używana-wiechciami. Najwięksi panowie, senatorowie, hetmani, w polskim stroju chodzący, używali wiechcia do botów, i była to funkcja chłopców hajduków i pajuków co dzień kłaść panu w boty świeże wiechcie, strzygąc słomę w miarę bota nożyczkami albo też przecierając ją w ręku do tejże miary. Przed końcem panowania Augusta najprzód onuczki, a potem wiechcie skasowane zostały, bo się już coraz większe ochędóstwo w stroju polskim zajmowało, do którego wielką przyczynę, ile względem nóg, dały wprowadzone podłogi woskowane, które się z wiechciami i barłogami z nich zrobionymi nie cierpiały. Miejsce wiechciów zastąpiły podeszwy pliśniowe, kuczbajowe, burkowe albo kapeluszowe. Onuczki zaś przemienione zostały na szkarpetki i meszty tureckie. Co do ciepła i zdrowia, lepsze były wiechcie słomiane od jakichkolwiek podeszew, ponieważ słoma to ma do siebie, iż wyciąga wilgoć, dla zbytku której niejednemu przeraźliwie nogi śmierdzą. Co do ochędóstwa albo polityki ochędożniej pokazuje się gość w domu uczciwym, kiedy położy na taborecie szkarpetki z nóg zdjęte i podeszwy wyjęte z bota dla przesuszenia, niż kiedy, jak przedtem bywało, porozwiesza onucze, potem z nóg i kwasem z bota przejęte i wyciągającym się przy wszelkiej ostrożności za nogą wiechciem z bota podłogę woskowaną zabarłoży.

Trzecia i ostatnia moda polskiej sukni po owej buchastej nastąpiła ostatnich lat Augusta III, moda w cale przystojna, ani zbyt kusa; ani zbyt długa. Krój w cale przystojny, niezbyt opięty, niezbyt fałdzisty, rękawy gładkie, sudanne, wyłogi na przedzie u kontusza obdłużne i wyloty u rękawów takież, dosyć żupana na widok wystawujące, który ponieważ się prędko brudził w tych otworach, przeto wymyślili bluzgiery, to jest łaty z takiejż materii, przyszyte na przedzie. Koszule nastały z kołnierzami wąsko na żupanowy wąski kołnierz wykładanymi, takież kołnierzyki u rękawów koszuli na wierszch żupana wywijane, szpinkami metalowymi, a u panów wielkich perłowymi albo diamentowymi zapinane; w tym czasie z trudna kiedy rękawy kontuszowe zawdziewano na ręce, ale pospoliciej zakładano je na plecy. Żupany aż do tego czasu u korończyków były całkowite, z jednej materii w tyle i na przodkach. Litwini tył żupana robili z płótna, choćby do najbogatszego żupana.

W tenże sam czas zagęściły się zegarki, dewizki do nich, szpinki pod szyję diamentowe albo brylantowe i pierścienie na ręce, które Polakom wiele do stroju ozdoby przydawały. Z początku jak się zagęściły zegarki, Polacy nosili je w kieszonkach małych u żupanów, na prawym boku, Niemcy w spodniach, dewizki, łańcuszki i taśmy z kutasami srebrne, złote lub z jedwabiem przerabiane wystawując na widok. Potem

Polacy zegarki przenieśli za kontusze na przód piersi, a Niemcy zostawili swoje w dawnym schowaniu.

Poczęli także Polacy używać kontuszów materialnych, bławatnych i kamlotowych tudzież do czapek wierszchów materialnych koloru żupanowi odpowiadającego. Kontusz bławatny albo kamlotowy już się odtąd nie zwał kontuszem, ale kubrakiem. Na ostatek Polacy, coraz lepiej naśladując kobiecą pieszczotę w stroju, wymyślili pod bławatne kubraki żupany muślinowe, czerwoną albo zieloną kitajką podszywane, zamiast której mniej majętni dawali płótno glancowane takichże kolorów. Zimową porą najdawniej zażywali wilczur, atłasem karmazynowym podszywanych, na sznur gruby srebrny lub złoty, z kutasami, pod szyją zawięzywanych. Te wilczury, w powozach siedząc, wdziewali na rękawy i otulali się nimi, chodząc zaś pieszo lub jadąc konno, zawieszali na sobie za ów sznur na bakier, to jest przykrywając jedno ramię i bok, a drugie na powietrze wystawując; a gdy jedna strona uziębła, obracali wilczurę na drugi bok naziębiony. Wilczury, lubo od wilczego futra miały nazwisko, nie wszystkie jednak były robione z wilków; nosili możniejsi krzyżakowe, marmurkowe i barankowe czarne i siwe; te zaś barankowe, iż mniej miały ciepła niż inne wysokiego włosa, podszywali gronostajami. Wilczury z wilków czym bielsze, tym były droższe; wszakże kiedy wilczura była z wilków brunatnych, jak marmurkowa albo krzyżakowa, drożej była szacowana od białej, kosztowała czasem taka do stu czerwonych złotych i nie okrywała, tylko panów wielkich i dobrze majętną szlachtę. Ordynaryjna wilczura kitajem podszywana, jakich najwięcej zażywali szlachta mniej majętna, skąpcy i służący ludzie, nie była droższa nad czerwonych złotych sześć, pięć aż do czterech, a taka pospolicie była z wilków krajowych. Podolskie, szwedzkie i sibierskie wilki podług gatunku dobroci jedne drugich ceną przewyższały. Bywały też wilczury z białych baranków lustrownych, gronostajami podszywane, ale bardzo rzadkie.

Wilczur używali zarówno tak Polacy, jak Niemcy, czyli Polacy po niemiecku wystrojeni. Lecz nie wszyscy; najwięcej używali panowie niemieckiego kroju płaszczów sukiennych pąsowych, ze złotymi guzikami i pałetami do rozporów ku wytchnięciu rąk służących, rozmaitym futrem, najczęściej krzyżakami, podszywanych. Lubo jeszcze długo były używane wilczury dopiero opisane, jednak już rzadko. Moda wniosła bekiesy; te dają się jeszcze po dziś dzień widzieć w miejskim stanie i między szlachtą ubogą. Bekiesa jest to suknia futrem podszyta, krojem kontusza zrobiona, z zaszywanymi rękawami, tak dostatnia, żeby mogła wnińść na żupan i na kontusz, z pętlicami i sznurkami do zawiązywania.

Najpierwsze bekiesy pokazały się w żółtym kolorze, siwymi barankami jak najprzedniejszymi u panów podszyte, z srebrnymi albo też błękitnym jedwabiem ze srebrem przerabianymi potrzebami; chudsi dawali potrzeby same błękitne, baranki pod spód jakie takie, z opuszką czyli wyłogami lepszymi, siwymi albo czarnymi. Tak się nagle zagęściły żółte bekiesy, iż nie było dworaka ani modnisia, który by jej nie nosił.

Działo się to przez kilka lat na znak akomodacji królowi Augustowi. Iż on liberią dworowi swemu od parady dawał żółtą, więc panowie używając takich bekiesów pokazywali się królowi być życzliwymi sługami, choć w sercu inakszymi ku niemu byli. Lud zaś mniejszy, nie zapatrując się na tę tajemnicę i nie myśląc o niej, tylko z zapatrzenia się na panów, rzucił się do żółtych bekiesów, a skoro te panowie porzucili, i on porzucił. Żółty kolor jak się nagle pokazał, tak też nagle zginął; ale bekiesy w długim zostawały używaniu w rozmaitych kolorach, rozmaitym futrem podszywane; i te dostały się do czasów Stanisława Augusta.

Po zgaśnieniu żółtych bekiesów nastały kiereje karmazynowe, wilczym futrem podszywane; ta suknia jest bez stanu w pasie, z rękawami szerokimi, u niektórych przy pięści wąsko ścinanymi, u niektórych, osobliwie Niemców, równo od ramienia do końca szerokimi. Kiereja nie rugowała bekiesy; lubiący ciepło i podróżni odziewali się razem i bekiesą, i kiereją. Karmazynowa kiereja oprócz ciepła, zwyczajnego każdemu kolorowi dobrym futrem podszytemu, przydawała i honoru, poki była w modzie. Kto nie miał kierei karmazynowej, poczytany był za chudego pachołka. A co znaczyła kiereja karmazynowa, toż samo znaczyła opończa tegoż koloru adamaszkiem albo atłasem błękitnym podszyta, takiegoż kroju jak kiereja będąca: z przydanym kapturem do nakrycia głowy służyła od deszczu wszędzie i od kurzawy w drodze. Mieszczankowie małych miasteczek i szlachta drobna przylgnęła upodobaniem do kierejów, ponieważ one służyły im tak do stroju, jako też do podróży, w dzień za suknią i opończą, w nocy za pierzynę. Kierejka była distinctorium tych dwóch stanów, z tą różnicą, iż kto był w kierejce przy szabli, uznawany był za szlachcica; kto bez szabli, tylko z trzciną w ręce, za mieszczanka; lecz kiereje takiego drobnego ludu nie były karmazynowe ani wilkiem podszyte, tylko kuczbają, najwięcej czerwoną, mniej zieloną lub białą, pod wierszchem z sukna prostego granatowego albo popielatego.

Litwini kiereje swoje karmazynowe podszywali niedźwiedziami czarnymi albo szarymi, czyli marmurkowatymi. Od Litwinów przejęli modę korończykowie podszywać kiereje niedźwiedziami. To futro nie tak obłazi jak wilcze, ale też za to nie jest tak ciepłe jak wilki, choćby z najokrytszych i młodych niedźwiadków, ponieważ niedźwiedź nie ma tyle puchu pod długim włosem co wilk i skóra niedźwiedzia jest dziurkowata, za czym łatwiej ją wiatr przedyma niż wilczą, gęściejszą i kosmatszą.

Karmazynowy kolor trwał trochę dłużej nad żółty; zgasł jednak najdłużej po dziesięciu leciech; rzucili się do kierejów zielonych, które się lepiej do wilków stosowały, a potem do rozmaitych kolorów. Kiereje jednak, choć się w barwę odmieniły, jednak nie zaginęły, jako najwygodniejsze okrycie zimowe czy to w mieście, czy w drodze, ale nie były tak powszechne jak z początku swoich narodzin.

Delie wymyślone odebrały im większą połowę nosicielów, osobliwie młodych ludzi. Delia niczym się nie różni od kierei, tylko jednym stanem wciętym w miarę pasa, którego nie ma kiereja. Gdy nastały delie, nastały też razem i opończe wcinane rozmaitego koloru, atłasem błękitnym podbijane; i była to suknia, w której godziło się wnińść do pokoju, gdy przeciwnie w opończy bez stanu, choćby karmazynowej, wnińść do pokoju byłoby grubiaństwem. Lecz takich opończów, jako z przedniego sukna francuskiego robionych, nie nosił lud pospolity, tylko sami możni, a najwięcej dworzanie. Te delie przezwali potem czujami, choć się przez to nazwisko w niczym nie odmieniły.

Jeszcze się muszę wrócić do kontusza i żupana.

Najdawniejsi Polacy na strój codzienny zażywali żupanów sukiennych karmazynowych, do których pod szyją przyszywali drobne guziczki srebrne lub pozłociste z małymi w końcach osadzonymi rubinkami. Kontusze także nosili sukienne z dużymi sześcią guzami w formie głogu, wielkości orzecha laskowego; te guzy bywały białe srebrne, srebrne szmelcowane i marcypanowe albo pstro pozłacane z rubinkami małymi; mniej majętni zażywali takich guzów z prostego krwawnika, kolbuszowskiej i głogowskiej roboty, których sześć nie więcej kosztowało nad dwa tynfy, teraźniejsze dwa złote i groszy szesnaście.

Suknią odświętną były: kontusz sukienny różnego koloru, żupan ałtasowy karmazynowy, bez guziczków, albo żółty. Kontusze i żupany sukienne bramowali Polacy sznurkami jedwabnymi takiegoż koloru, jakiego był kontusz i żupan, albo też srebrnymi i złotymi; w kontuszach najwięcej używali ciemnych kolorów. Mieszczanie pomniejszych miast zażywali żupanów żółtogorących, łyczakowych; a że ta materia, atłasowi podobna, robi się z włókien, czyli łyków konopnych, dlatego mieszczanków pospolicie nazywano łyczakami; szlachtę zaś od żupana karmazynowego, najwięcej zażywanego, karmazynami.

Potem nastały kontusze aksamitne, atłasem podbijane, do żupanów bławatnych; dalej znowu kontusze sukienne drugim suknem takiego koloru, jakiego był żupan, podszywane; dalej weszły w modę kontusze bez podszewki, sukienne, koloru pieprzowego, z żupanami aksamitnymi zielonymi; znowu kontusze i żupany z jednakowego sukna, z grubym jak bicz furmański sznurem srebrnym lub złotym, to z plecionkami takimiż, to na koniec z brzegami dokoła kontusza suto haftowanymi, to z wycinanymi dokoła w ząbki albo w łuszczkę rybią brzegami, jedwabiem koloru takiego jak żupan obdzierzganymi. Niedługo ta moda trwała; zarzucili hafty, dzierzgania, galony, taśmy, sznurki, które dawali do kontuszów i żupanów sukiennych, a wnieśli modę gładką, bez wszelkich potrzeb, ale rękawy u kontuszów i poły podszywali kitajką, grodetorem lub atłasem różowym, choć przy sukiennym żupanie. Kiedy zwierszchnia suknia miała zaszyte rękawy, zwała się czechmanem i taką będąc, musiała być podszyta takim suknem, jakiego był żupan. Kiedy zaś suknia zwierszchnia miała rękawy z wylotami, zwała się kontuszem, chociaż była podszyta jak pierwsza. Na żupany bławatne modnisiowie przywdziewali kaftany krótkie, za pas nieco występujące, z takiej samej materii, jakiej był żupan; to było częścią dlatego, aby się żupany na podbródku, którego nigdy kontusz nie zakrywał, nie smoliły, częścią dla okazania dostatku. Były też czechmany zapinane na drobne guziczki szmuchlerskiej roboty aż do samej szyi, sukienne, z wąskim wykładanym kołnierzem aksamitnym; lecz takich mało noszono, ponieważ czyniły porozumienie złe o żupanie.

Nie wiedzieli panowie, jak się mieli różnić od szlachty; jakąkolwiek oni modę wymyślili, wnet ją widzieli na szlachcie. Kazał sobie pan obsadzić dokoła perłami kontusz, szlachcic, choćby mu przyszło żonę i córki poobdzierać z pereł, musiał także po pańsku swój kontusz uszamerować albo przynajmniej ze srebra narobić guziczków, perłom podobnych. Przypiął pan do kontusza jaką bogatą z diamentów i drogich kamieni konchę, syn szlachcica, dobrze majętnego, na matce, na siostrach, na ciotkach, na stryjenkach wytargował zausznice, manelki, pierścionki, z których sobie podobną w kształcie, choć nie w szacunku, zrobił.

Piotr Sapieha, wojewoda smoleński, którego ta emulacja najbardziej mierziła, medytując, jak by się wystroić tak, żeby go żaden z szlachty nie naśladował, kazał sobie zrobić czechman multanowy biały, błękitnym aksamitem podbity, przyszywszy do niego order. Udała mu się na pierwszych sądach w Poznaniu wyśmienicie taka sukni dystynkcja; on sam jeden w czechmanie multanowym paradował. Lecz przyjechawszy na drugie sądy, niemal wszystkich obywatelów województwa poznańskiego w czechmanach multanowych, choć nie w cale aksamitem podbitych, to przynajmniej nim obłożonych, zastał. A jeszcze bardziej zdziwił się, kiedy tegoż roku w Warszawie pełno multanowych czechmanów obaczył. Darował swój kucharzowi; i natychmiast czechmany multanowe z panów na kuchtów, masztalerzów i podstarościch poprzechodziły.

Choć ja w całym tym opisaniu stroju usiłowałem wyrazić wszystkie odmiany kroju i materiów pod Augustem III używanych, zapomniałem jednak położyć w swoim miejscu żupanów dymowych białych, latem od dworzan i innej szlacheckiej i miejskiej drużyny używanych, z tasiemką wąską, jedwabną, w ząbki robioną, około kołnierza i na przednim licu od szyi do pasa przyszywanych; także pasów kałamajkowych w różnym kolorze, z szlakami w rozmaite kwiaty jedwabną, srebrną i złotą nicią wyszywanymi, z frandzlą na końcach złotą lub srebrną. Te pasy były zażywane w jednym czasie z pasami siatkowymi, nim nastąpiły pasy tureckie i perskie.

Do podróży używali Polacy zamiast kontuszów kurtek zielonych sukiennych, kitajką czerwoną podszytych, z maleńkimi na przedzie i około rękawów guziczkami szmuchlerskiej roboty, do kształtu, nie do zapinania służących; a to tylko latem; w zimową porę nosili takież kurtki barankami, rysiami, lisami i wilkami podszywane. Na żupan obłóczyli szarawary wielkie sukienne, popielate albo zielone; i to był strój podróżny każdego dworskiego, na koniu przed karetą jechać podług zwyczaju obowiązanego w ładownicy i przy szabli.

Lubo nie założyłem sobie opisowania stroju niemieckiego, dotchnąć go atoli w przedniejszych okolicznościach muszę. Używający takiego stroju Polacy przesadzali się na galony i hafty sukien jak najsutsze, po wszystkich szwach dawali galony albo kolbertyny tak szerokie, że ledwo spod nich cokolwiek sukna widzieć można było. Toż potem nastały hafty bogate do zimowych sukien i jedwabne do letnich. Te sprowadzali z Francji; haft w materiach pomienionych był tak ułożony w sztuce, jak i w których miejscach miał przypadać w sukni. Do mankietów około rąk i gorsów na piersi u koszul używali koronek brabanckich, których para z gorsem do jednej koszuli kosztowała pięćdziesiąt czerwonych złotych. Na wielką galę panowie pierwszej rangi dawali do sukien wszystkie guziki z samych diamentów, brylantów i innych najdroższych kamieni

robione; w inne zaś czasy używali guzików srebrnych albo złotych, odlewanych na fason szmuchlerskiej roboty albo też w cale szmuchlerskich.

Głowy nosili jedni w naturalnych włosach, podług mody fryzowanych, drudzy w pudrowanych, inni, najwięcej starzy, w wielkich perukach pół policzków zastępujących, z lokami, czyli po polsku kędziorami, na plecy spadającymi. Młodsi końce peruk albo włosów przyrodzonych kładli w worki kitajkowe czarne, płaskie, na plecy spuszczone. A insi całą głowę strzygli tak nisko jak benedyktyni, pudrem posypawszy; i to się zwało - po szwedzku. Ci, którzy nosili włosy naturalne, przykrywali głowę kapeluszem; którzy mieli peruki, nie kładli na nie kapeluszów, ale jakiekolwiek kapeluszysko stare pod pachą gnietli. Potem zaś, kiedy puder wszedł generalnie na wszystkie głowy, nie nakrywali głów, a ukłony sobie kapeluszem spod pachy wyjętym oddawali; nie nakrywali dlatego głowy, ponieważ fryzura modna, wytrefiona i grubo pudrem przyprószona, traciła od kapelusza swoje ułożenie, kapelusz się pudrem oblepiał i kiedy w izbie musiał z głowy przenieść się pod pachę, suknią plamił. Było tedy śmieszno Polakowi, ciepłą czapką głowę nakrytą mającemu, widzieć Niemca w najtęższy mróz z gołą głową po ulicy biegającego, a w futrze ciężkim, wilczym albo niedźwiedzim, albo innym, lecz moda wszystko wytrzyma.

Z tym wszystkim, kiedy miał mieć audiencją w senacie turecki poseł, wtenczas panowie niemieckiego stroju brali kapelusze do nakrycia głowy zdatne. Albowiem iż Turcy zawsze mają głowę turbanem przykrytą, więc aby Polacy nie zdawali się być dla posła z odkrytymi głowami, skoro Turczyn wchodził do senatu, natychmiast wszyscy senatorowie nakrywali głowy czapkami albo kapeluszami.

 


OPIS OBYCZAJÓW