Dwie chorągwie janczarskie i trzy chorągwie węgierskie należały także do wojska Rzeczypospolitej, komputowym zwanego, i były płatne ze skarbu Rzeczypospolitej: jedna chorągiew janczarska asystowała zawsze hetmanowi wielkiemu koronnemu, gdziekolwiek on rezydował; druga wielkiemu litewskiemu.
Ubiór janczarów był taki, jaki widziemy po dziś dzień u janczarów tureckich. Nakrycie głowy wysokie, płaskie, z blachą mosiężną obdłużną, na przedzie przyszytą, dwa pręty drewniane pobok skroni, w tymże nakryciu zaszyte, utrzymowały jego wyniosłość; drugą połową toż nakrycie spuszczało się na plecy aż do pasa; cała figura tego nakrycia albo czapki wydawała rękaw długi, pod prostą linią z boków i końców przykrojony. Kolor tego nakrycia sukiennego był taki, jaki był żupan. Odzienie takowe: na wierszchu kiereja sukienna z rękawami po łokieć krótkimi, wprost ściętymi, do kolan długa, w stanie kroju żadnego nie mająca, obszerna, z kołnierzem małym stojącym, sznurkiem koloru żupanowego po szwie, kołnierz z kiereją łączącym, przyszytym, niczym nie podszyta; pod kiereją żupan sukienny z rękawami pod pięść długimi, przestronnymi, na haftki koło ręki zapinanymi, takimiż haftkami pod szyją i na brzuchu aż do pasa zapięty, w stanie do miary człowieka przykrojony, za kolana długi, na bokach od dołu aż do pasa rozcięty, na przednich połach wyszywany sznurkiem włóczkowym koloru kierejowego, wydającego, jakoby te poły były jeszcze raz tak długie i dlatego pod pas zakasane. Pod żupanem portki szerokie i długie, do pół cholew wiszące, koloru kierejowego, boty na nogach polskie, do ordynaryjnego używania czarne, do parady żółte. Pas na żupanie rzemienny, mosiężnymi sztukami z przodu po póty, po póki wyglądał spod kierei, powleczony; na kierei po lewej stronie szabla prosta z turecką rękowieścią rogową, mosiądzem nabijaną, z prawego ramienia pod lewym bokiem na pasie rzemiennym, mosiężnymi sztukami powleczonym, wisząca; na drugiej stronie ładowniczka mała, czarna, na takimże pasie pod prawy bok z lewego ramienia zawieszona. Taki był strój janczarski do parady; do odprawiania zaś warty miał karabin z bagnetem, tak jak inna piechota, którego pochwy mieściły się przy pasie pod kiereją; w pochodzie karabin zawieszali na plecach na flintpasie prostym, z czarnej skóry.
Dobosze u janczarów byli ciż sami, co i żołnierze, bęben janczarski albowiem był dwa razy tak ogromny jak u innej piechoty, a do tego suknem mundurowego koloru nakryty; nosił go dobosz na brzuchu, na szyi rzemieniem zawieszony tak, jak zwykli nosić Niemcy wielki rękaw z niedźwiedzia. Więc za takim gmachem małego człowieka albo chłopca, jacy są pospolicie dobosi w regimentach, nie widać by było. Do bębna komenderowani bywali żołnierze za koleją, do którego wielkiej nauki nie potrzeba było, ponieważ jednym tonem szło zawsze bicie w bęben; dwa razy raz po raz uderzał pałką w jednę stronę, a raz prętem cienkim drewnianym w drugą, z tą różnicą, iż gdy bił na salutacją albo w gwałtownym jakim przypadku, na przykład podczas ognia wszczętego, bił prędzej, gdy zaś wartę zaprowadzał, to wolniej i z pauzami.
Oficjerowie janczarscy nosili podczas powinności tym samym krojem i takiegoż koloru suknie jak i żołnierze, wyjąwszy głowę, którą przykrywali zawojem, tak jak Turcy, do którego zawoju używali czasem pasa bogatego, czasem muślinu białego z złotą frandzlą u końców nad lewym uchem wiszących. Na przedzie także głowy, tam gdzie się zawój dzieli, czyli zwęża, przetykali pierścień z jakiego kamienia świcącego, a na prawej stronie zakładali nad zawojem kitę lśniącą z egretką kamelizowaną, sama zaś czapka, którą opasywał zawój, była aksamitna, koloru żupanowi odpowiadającego, z kutasem na wierszchu złotym. Szabli także nie mieli- wiszącej z ramienia tak jak janczarowie, ale do boku przypasaną; pas perski lub turecki bogaty, w ręce prawej pika, czyli szponton długi, czarno farbowany, drewniany, o dwu konarach, u wierszchu mosiężnych pozłacanych, z dwiema dzwonkami takimiż.
Extra powinności oficjerowie janczarscy nosili się po polsku w rozmaitych sukniach albo w mundurach pancernych lub usarskich, jeżeli który z nich byt towarzyszem pod którym znakiem. Wygodniejszą mieli służbę oficjerowie janczarscy niż innych regimentów, ponieważ im godziło się podług mody tureckiej, na powinności zostającym, odziewać się futrem, a innym nie. Dlatego też janczarscy oficjerowie, profitując z tego przywileju, stawali zimą do parady w kierejach, czyli szubach, kunami, krzyżakami i innymi ciepłymi podszytych futrami; latem takiemu przywilejowi derogując kierejami kitajką tylko lub atłasem na lisztwach przednich, a w tyle wiatrem podszytymi.
Kapela janczarska była tak odmienna od innej kapeli włoskiej, po wszystkich regimentach używanej, jak samiż janczarowie odmienni byli strojem od innych regimentów. Składała się ona z sześciu, a najwięcej ośmiu oboistów, a raczej piszczków, na szałamajach do oboju podobnych przeraźliwie piszczących, z sześciu doboszów, z dwóch palkierów, w dwie pary kociołków na ziemi postawione bijących, i z dwóch brzękaczów, tacami mosiężnymi w środku wypukłymi, w brzegach płaskimi, okrągłymi, uderzaniem jednej o drugą tęgi brzęk czyniących. Palkierowie i brzękacze, dopiero opisani, byli chłopcy małe. Strój mieli janczarski, na głowie zawój płócienny biały. Doboszami zaś i oboistami tejże kapeli, do nauki nietrudnej, byli samiż janczarowie.
Co dzień rano, około godziny dziewiątej, stanąwszy szeregiem na dziedzińcu przed oknami pana hetmana w odległości na pięćdziesiąt kroków, grali mu na dobry dzień dwie sztuki na kształt symfonii i drugie dwie na kształt mazurków. Primierkapelmajster zaczął najpierwej solo pierwszą strofę na piszczałce, po której zrozumiawszy inni, jaką sztukę grać mają, odzywali się wszyscy według przypadającego taktu, piszczkowie, zacząwszy, bez przestanku w swoje fujary przeraźliwe dmuchali, aż im się gęby jak bochenki chleba od tęgiego dęcia wydymały i oczy na wierszch wysadzały. Palkierowie po kociołkach patkami nieustannie chrobotali, a brzękacze tacą o tacę w pewny takt uderzali; dobosi zaś ogromnym głosem bębnów niejako bas w tej kapeli trzymali bijąc raz prącikami, drugi raz pałkami; ale to wszystko nie miało żadnej muzycznej harmonii, tylko jakiś pisk i łoskot, z daleka nieco miły, z bliska przeraźliwy. Gdy się miała kończyć muzyka, przestawały tace i bębny, a tylko same piszczałki i kociołki szybkim gongiem i turkotem jednym tonem kończyły kuranta.
Hetmani zazwyczaj dawali janczarom taki kolor mundurów, jaką dawali swemu dworowi liberią. Jan Klemens Branicki, zostawszy hetmanem wielkim koronnym-, odmienił kolor i krój munduru janczarom swoim. Dwór bowiem jego nosił liberią popielatą z czerwonym, janczarom zaś dał mundur: paliowe żupany, spodnie czerwone, zamiast kierejów dawnych kurtki czerwone w stanie wcinane, z krótkimi po łokieć rękawami.
Węgierska chorągiew jedna służyła buławie polnej koronnej, druga buławie polnej litewskiej, trzecia, najokrytsza, marszałkowi wielkiemu koronnemu. Kolor mundurów chorągwi węgierskich służących buławom byt: czerwone zwierszchnie suknie, granatowe kamizelki i spodnie; na głowach kapuzy, cyframi blaszanymi chorągiew od chorągwi różniące. Chorągiew laski wielkiej koronnej miała kolor czerwony z zielonym i kapuzy bez blach, żółtym pasamonem włóczkowym obszyte, bo też Bieliński, marszałek wielki koronny, dawał dworowi swemu liberią czerwoną z zielonym. Krój we wszystkich trzech chorągwiach węgierski, który ponieważ się oczom i dziś prezentuje na Węgrzynach, którzy chodzą po kraju z olejkami, i na Morawcach, którzy nam na wiosnę i na jesień rokrocznie mniszą prosięta i źrebięta, dla tego opisem jego nie fatyguję Czytelnika.
Musztra tak u janczarów, jak u węgrów była językiem niemieckim, taż sama, co u innych regimentów autoramentu cudzoziemskiego. Lenug dwa złote na tydzień. Węgrzy jednak marszałkowscy mieli podsycenie niezłe szczupłego lenugu z komornego od aresztantów, bez których ich kordygarda, osobliwie w czasie sejmu, nigdy nie była, jako się już wyżej o tym wspomniało. I gdyby im ich oficjerowie karbonki nie podbierali, mieliby się nieźle; ale oficjer, który dzielił gemejnów, zawsze najlepiej pamiętał o sobie, atoli na miejsce tego uszczerbku pozwalał im żywić się z aresztantów, którym kiedy przyjaciele posyłali jakie posiłki w napoju i jadle, albo sami sobie aresztanci po takowe posiłki posyłali, to ponieważ nie mogło ich dojść inaczej, tylko przez ręce żołnierskie, za czym ledwo się im pokosztować dostało trunku albo potrawy przed gęstą żołnierską ręką, przez którą podawany im był posiłek. Z czym poniekąd na drugą stronę i dobrze było aresztantom, ponieważ nie mając obciążonego żołądka, nie mogli ekshalacjami i wyrzutami gęstymi kazić zapachu kozy, dymem tytuniu żołnierskiego dosyć śmierdzącego.
Węgrzy marszałkowscy mieli też oprócz zwyczajnej warty przy kordygardzie i rontów nocnych jeszcze jeden ciężar, że podczas każdego sejmu musieli dzień w dzień trzymać wartę przy izbie poselskiej w liczbie kilkudziesiąt, od rana do nocy; do nich także należało wyprowadzać na plac osądzonych na śmierć, ale tylko tych, którzy szli z dekretu marszałkowskiego; tych zaś, których osądził magistrat miejski albo gród, wyprowadzała na śmierć milicja miejska albo starościńska. Jeżeli więzień był jaki dystyngwowany, o którego obawiano się, aby nie był odbity przez koligatów i przyjaciół, natenczas przydawano gwardią pieszą koronną: ta opasowała sobą węgrów lub milicją dwiema glejtami ściśnionymi, mając w tył wytchnięte karabiny z bagnetami.