Lekkimi znakami, czyli chorągwiami, nazywali jazdę polskiego autoramentu, nie używającą żadnej zbroi ani pancerza. Składała się ta jazda, tak jak usarska i pancerna, z towarzystwa i pocztowych. Broń towarzysza była: szabla, pistolety i dzida z małą kitajkową chorągiewką; ubiór: kontusz, żupan, pas, a na tym szarawary, na głowie czapka z barankiem siwym albo czarnym. Broń pocztowego: karabin, pistolety i szabla; ubiór: katanka do kolan krótka, żupan, pas, szarawary, na głowie czapka z baranem czarnym, dwa razy tak wysokim jak u towarzysza; oprócz którego odzienia, przestronnym krojem robionego, od słoty i zimna pocztowy miał płaszcz, towarzysz zaś jeden płaszcz, drugi opończą, inny burkę, jak się któremu podobało i na co którego stać mogło; długi albowiem czas i lekkich znaków towarzystwo nie używało mundurów, wyjąwszy pocztów, których już zaznałem w mundurach. Prędzej atoli daleko lekkie towarzystwo wzięli mundury - niżeli usarscy i pancerni. Kolor mundurów lekkich znaków był niemal jeden w Koronie i Litwie: żupan siarkowy, kontusz albo katanka błękitne z wyłogami żupanowymi.
Różniły się chorągwie jasnością lub ciemnością większą lub mniejszą, jedne od drugich, pomienionych kolorów. A nawet pod jedną chorągwią bywała pstrokacizna, albowiem iż takowe kolory z natury swojej prędko pełzną, przy tym nie będąc mundury z jednego postawu krajane, ale każdy towarzysz, sprawując sobie i pocztowemu swemu mundur podług upodobania i potrzeby, tyle się różnił jeden od drugiego, ile na jednym nowszy, na drugim wytarłszy znajdował się mundur.
Pod te znaki nie dobierano na towarzystwo koniecznie samej szlachty; wolno tu było być towarzyszem i nieszlachcicowi, i Tatarowi; dlatego też wielu tu bardzo służyło Tatarów. Wielu jednak znajdowało się i szlachty chudych pachołków, których fortuna pod znakami usarskimi i pancernymi pomieścić nie raczyła, a którzy mając gust być żołnierzami, nie lubili jednak zostawać pod rygorem cudzoziemskiego autoramentu, w regimentach zachowanym. Nie zważano także na urodę; mógł pod tymi znakami służeć i stać w szyku garbaty i jednooki.
Płaca rocznie na towarzysza i szeregowego tudzież dwa konie była sześćset złotych, z których musiał wszelkie potrzeby swoje i szeregowego opatrywać. Była to płaca dosyć szczupła; w głębokim atoli pokoju, ile przy leżach nieodmiennych, w pastwiska i żywność obfitujących, dosyć wystarczająca. Byle się towarzysz skromnie obchodził i nie doznał upadku w koniach, mógł się dobrze trzymać, osobliwie, który umiał handlować końmi albo był zręczny do myślistwa. Takowy, szczując i strzelając lisy, okrył nimi grzbiet albo skórki przedając Żydom, nazbierał na suknią, zające zaś, sarny, kuropatwy i inną rozmaitą zwierzynę stołową jednę do swojej kuchni adresując, drugą sąsiadom szlachcie podarunkiem rozsyłając, wypasał konie wet za wet darowanym owsem i sianem.
Dwie atoli wady były w tym regulamencie, które wielu z towarzystwa tego ciemiężyły. Pierwsza, iż płacą odbierali razem rocznią i że każdy towarzysz wszystkich swoich potrzeb byt opatrzycielem. Namiestnik tu nie miał żadnej opieki o stole towarzyskim i pocztach, tak jak w chorągwiach poważnych, przeto który towarzysz był pijaczek albo kostera, albo się nie umiał rządzić, prędko roczną płacą stracił; skąd potem nie stać go było na potrzeby przystojne tak dla siebie, jak dla szeregowego. U takowego też pospolicie koń gałgan albo pożyczony od kogo na odbycie powinności przypadłej; pistoleciska złe, na szabli półpochew, kulbaka skrzypiąca, mundur podarty, zgoła cała figura jeźdca i konia odartusa jakiego borowego, nie żołnierza reprezentująca.
Druga wada, że pod tymi znakami towarzystwo nie należało do likwidacji ani egzakcji płacy chorągwianej. Zwykle pan rotmistrz odbywał tę funkcją i wypłacał towarzystu żołd należący. Przyjechawszy z pieniędzmi do chorągwi, dal dla towarzystwa obiad jeden i drugi, podpoił należycie, a wprowadziwszy w dobry humor, wytargował na nich, iż za fatygę podjętą w egzakcji zrzucili mu się z konia po czerwonym złotym jednym i drugim; to w karty wywabionych poogrywał; to fantem jakim, koniem, szablą, pistoletami lub jakim odzieniem podszarzanym - we troje drożej, niż był wart, w żołdzie potrąconym - tego i owego zarzucił; albo też pod pozorem nie wybranej całkowitej sumy chorągwianej po kilkadziesiąt złotych między towarzystwo rozdawszy, a sam resztę na pijatykę i zbytki straciwszy, na kredyt nigdy nie uiszczony, ale od czasu do czasu rozmaitymi sztukami łudzony, puścił. Jeżeli się chorągiew krzywdzona odważyła zapozwać rotmistrza do komisji radomskiej, śmielszych i obrotniejszych co prędzej na swoją stronę ujął, za faworem których reszcie słabszej groźbą i obietnicą gębę zatkał, niektórych sobie nienawistnych pod wyszukanymi pretekstami za niezdatnych do służby podał i z regestru wymazał.
Wszystko to uchodziło w chorągwiach lekkich, mianowicie w tych, gdzie był rotmistrz szlachcic, kreatura hetmańska, jego interesów po sejmikach i sejmach tudzież reasumpcjach trybunalskich żwawy obrońca, do korda zawołany junak. Ten talent nadgradzał i zastępował wszystkie inne wady. Bywali też pod lekkimi znakami rotmistrze i inni oficjerowie Tatarowie; pod takimi bywała pewniejsza dla towarzystwa płaca. Tatarowie albowiem, kochając się w trzeźwości i oszczędności, nie wpadają w potrzebę krzywdzenia innych żołdu i gdyby się był znalazł takowy, prędka z niego byłaby sprawiedliwość, nie mającego tych względów u zwierszchności krajowej ani mocnych przyjaciół co szlachcic.
Lekkie chorągwie dzieliły się istotnie na pułki, mając rzeczywistych pułkowników, a tymi pułkownikami w Koronie bywali sami szlachta, w Litwie Tatarowie i szlachta.
Kiedy na jaką wyprawę ściągano w obóz lekkie pułki, wtenczas pułkownik komenderował chorągwiami do swego pułku należącymi; kiedy zaś pojedynczo chorągwiów używano, ordynanse szły prosto do rotmistrza, nie zatrudniając pułkownika. Te zaś wyprawy, do których wzywano całych pułków, dwa razy się, ile pamiętam, pod panowaniem Augusta III zdarzyły; raz, kiedy Józef Potocki, hetman wielki koronny, z nieukontentowania do Sasa chciał przeciw niemu podnieść rokosz i na ten koniec ściągał wszystkie regimenta i chorągwie polskie lekkie i ciężkie, który rokosz za staraniem książęcia Jana Lipskiego, biskupa krakowskiego i kardynała, został odwrócony; drugi raz, kiedy Jan Klemens Branicki, po Potockim hetman wielki koronny, zajechał książęciu Januszowi Sanguszkowi, marszałkowi nadwornemu litewskiemu, ordynacją dubieńską i ostrogską, utrzymując ją od podziału na familie, przez wspomnionego książęcia Sanguszka w grodzie sendomirskim uczynionego.
Oprócz tych dwóch razów ruszały się czasem wojska polskie i regimenta niektóre na koła rycerskie, które hetmani, pokazując czułość swoją, czasami naznaczali. Tam ściągnione pułki, chorągwie i regimenta popisowali się z dzieł rycerskich, w owym czasie tryb wojskowy i powinną umiejętność zawierających, o których więcej uczynię wiadomości Czytelnikowi tam, gdzie będę pisał o hetmanach. Tu zaś ciągnę rzecz dalszą o lekkich znakach.
Na hajdamaków najwięcej zażywano lekkich chorągwi, ale z trudna kiedy ruszano całe chorągwie, tylko od tej i owej po trosze na przemianę, aby tak szkody lub zdobyczy każda chorągiew doznawała pod miarą. Bywało jednak, że i całe chorągwie ruszano, gdy rotmistrz, ochoczy do wojny, sam się o to starał albo kiedy nagła jaka potrzeba nie dozwalała zbierać od chorągwiów, daleko od siebie stojących, potrzebnego podjazdu. Na przykład: kiedy kazano łapać jakiego infamisa mocnego, na gardło osądzonego, który z desperacką rezolucją miał się do obrony; albo jaki zbójca zebrawszy partią najeżdżał dwory; albo Cygani w licznej kwocie obrąbali się gdzie w lesie, wychodząc z takiego legowiska na plądrowanie pobliższych wiosek, młynów i łupienie kościołów. W takich i tym podobnych przypadkach dawano ordynanse całkowitym chorągwiom pobliższym.
Prócz tych ekspedycji wojennych, nie bez szwanku żołnierstwa, czasem i znacznego, podejmowanych, chorągwie lekkie zażywane bywały do konwoju hetmanów, kiedy się na sejm do Warszawy i Grodna z ogromnym dworem prowadzili albo w innej jakiej okoliczności do króla przyjeżdżali; w takim razie jedna chorągiew porządniejsza konwojowała hetmańską karetę, samego hetmana wiozącą, towarzystwem z znaczkami, czyli dzidami, przed karetą, szeregowymi z karabinami za karetą paradującymi. Druga i trzecia chorągiew - mniej porządne - rozerwane były do innych wozów, karet, kolasek i bryk hetmańskich konwojowania.
Lekkich także chorągwi powinnością było biegać z listami hetmańskimi i regimentarskimi, dla której szczególnie potrzeby zawsze przy hetmanie znajdowała się jedna chorągiew lekka, a przy rejmentarzu komenderowanych po kilku od każdej chorągwi jego regimentarstwa. Zażywano także lekkich chorągwi czasem i do wjazdów publicznych, pogrzebów wielkich panów i koronacyj cudownych obrazów, żeby z rozmaitego gatunku żołnierstwa większa się okazałość aktu publicznego wydawała.
Na koniec rozstawiano chorągwie lekkie po kresach, gdy hetman lub regimentarz, interesowany do trybunału, chciał prędko wiedzieć, jak się udała jego reasumpcja. Zgoła nie tylko do wojskowych powinności, ale też do wszelkich innych usług hetmańskich służeć musiały lekkie chorągwie; te nazywano pospolicie przednią strażą.
Póki nie nastały mundury w chorągwiach usarskich i pancernych, żaden rotmistrz lekkiej chorągwi nie starał się być za towarzysz pod znakiem poważnym. Lecz gdy, jako się wyżej rzekło, poważne znaki przyjęły mundury, wszyscy rotmistrze lekkich znaków (wyjąwszy Tatarów) ubiegali się o regestr pod znakami usarskimi lub pancernymi, a to dlatego, że jako rotmistrz mając przy szabli pour tepe, to jest namiecznik, a wdziawszy na się mundur pancerny lub usarski, udawał człowieka poważniejszego, niż był w samej rzeczy; i gdzie nie był znany, uchodził za oficera znaku wysokiego. Toż samo uczynili porucznicy i chorążowie przedniej straży, acz nie wszyscy. Wielu bowiem z nich, obligowanymi będąc do ustawicznego znajdowania się przy chorągwiach, nie mieli sposobności zażycia munduru innego znaku, którym tylko się wtenczas krasić mogli, gdy byli extra służby; przeto którzy swoim chorągwiom ustawicznie służyli, o taką ozdobę, której zażyć nie mogli, nie starali się.
Musztry takiej zażywały chorągwie lekkie albo przedniej straży, jakiej zażywały chorągwie usarskie i pancerne; szeregowi sami należeli do tej musztry, towarzystwo nie należeli. Musztry konnej nie znano w chorągwiach lekkich, a nawet wszelkich innych autoramentu polskiego; maszerować parami i stanąć w szeregu pod linią podług regestru, nie podług wzrostu, to była cała musztra konna. Piesza zaś składała się z niektórych handgryfów: jak wziąć karabin przed się, na ramię, do nogi i tym podobnych; ale to wszystko szło rozwioźle, nieostro i nie razem. W czym się najbardziej ćwiczyli szeregowi, to w tym, aby ognia dawali razem, jak gdyby orzech zgryzł; i wiele razy trafiło się polskim chorągwiom dawać ognia po kolei z żołnierzami autoramentu cudzoziemskiego, jak to na komisjach radomskich, na kołach rycerskich, na wjazdach i pogrzebach wielkich panów, zawsze się lepiej popisali polscy niż cudzoziemscy, ale też za to w nabijaniu broni nie byli tak sprawni jak żołnierze regimentowi. Po jednym wystrzeleniu trzeba było kilka minut czasu, nim się do wydania drugi raz ognia przygotowali; której zwłoki po części przyczyną były stemple drewniane u karabinów, długi czas pod panowaniem Augusta III tak u chorągwiów polskich, jak u regimentów używane. Żelazne stemple w wojsku polskim generalnie i karabiny w każdym regimencie jednostajne nastały dopiero około roku 1759, kiedy Moskale, wojujący z królem pruskim, Fryderykiem II, wielką moc broni, tak Prusakom w różnych bitwach zabranej, jako też swojej własnej, po zginionych swoich sołdatach, w Polszcze zostawili. Niemało także dostało się Polakom broni takiej od dezertorów, a że u tej broni były stemple żelazne, więc stąd regimenty i chorągwie polskie wzięli okazją i sposobność do stemplów żelaznych.
U pistoletów jednak nie mieli Polacy stemplów żelaznych, tylko drewniane, i to tylko dla proporcji: do nabijania których mieli stemple dłuższe od pistoletów, pobojczykami zwane, do ładownicy na obdłużnej taśmie jedwabnej albo rzemieniu przywiązane, czasem wiszące, czasem za pas z tyłu zatchnięte. Takie pobojczyki bywały u niektórych żelazne, u niektórych trzcinowe, w miarę kalibru pistoletowego grube. Towarzystwo majętniejsi u wszystkich polskich chorągwi, lekkich i poważnych, pobojczyki swoje oprawiali skuwkami srebrnymi i gałkami takimiż z drugiego końca od ładownicy wiszącego, z kołkiem takimże. Niemniej także sadzili się na ładownice sute, które były dwoiste: jedna zwała się blachmalowa, ta była z czarnej lub czerwonej skóry, po wierszchu srebrem lub złotem w kwiaty haftowanej, na boku od pola blachą srebrną szmelcowaną obita; a czasem w tej blasze były sadzone kamienie turecką modą, czerwone, zielone i błękitne. U takiej ładownicy szła taśma na dwa alce szeroka, szmuklerską robotą srebrem lub złotem przerabiana, jedwabna. Druga była z łosiej skóry, mająca czasem całkowitą srebrną blachę, jasno polerowaną, w różne figury przyozdobioną; czasem zamiast blachy szła obwódka srebrna, w środku obwódki krzyż kawalerski z herbem towarzysza; zamiast taśmy był pasek z takiejże łosiej skóry jak i ładownica, na którego przedzie była przybita gwiazda srebrna, czyli-róża, mająca w sobie mały werblik i kółko, od którego kółka wisiały dwie małe przetyczki, jak iglice na łańcuszkach; spodem różyczki na odległość dłoni była druga sztuka gładka albo fugowana, w miarę paska szeroka, na pół ćwierci długa, w załomki zakończona, dwie rurki okrągłe przez blachę wzdłuż idące mająca, w które rurki wtykano iglice. Te iglice, czyli przetyczki, nie służyły do przetykania zapałów, ponieważ były przygrubsze, ale tylko służyły do ozdoby ładownicy. W tyle ten pasek zapinał się na sprzączkę szeroką i grubą, jednym fasonem z przednią sztuką wyrobioną; u końca paska, wychodzącego spod przączki, był wypustek suty, w kształcie wprzód opisanym sztukom równy; wszystkie zaś sztuki byty z srebra.
Ładownice takowe srebrne czy blachmalowe najwięcej były używane w czasie bezpiecznym; i już to był towarzysz albo zbyt ostry surowości żołnierskiej obserwant, albo w takim stopniu skąpy, albo zbytnie ubogi, który nie miał ładownicy sutej albo przynajmniej jako tako w sreberko oprawnej.
Podczas podjazdów na hajdamaki wystrzegali się towarzysze brać na się ładownic bogatych. Jeżeli bowiem potyczka nieszczęśliwie padła i uciekać przyszło, hajdamak blaskiem ładownicy zapalony póty dojeżdżał towarzysza, ubranego w blachmal lub srebro, póki go nie dogonił i nie skłuł, pomijając i opuszczając innych, błyskotki na sobie nie mających. Jedna rączość konia, przechodząca hajdamackiego, mogła towarzysza unieść od zawziętości hajdamaki, albo też chcąc się pozbyć doganiacza, trzeba było zerwać z siebie ładownicę i porzucić. Towarzystwo nosiło ładownice na prawym boku, szeregowi ładownicę na lewym, flintpasy od karabinów na prawym.
Towarzystwo, wojując z hajdamakami, używali także małych karabinków albo sztućców, zawieszając je z lewego ramienia na prawy bok jak i szeregowi, nie przekładając ładownicy na drugi bok, ale na jednym mając ładownicę i sztuciec, a to dla różnicy od pocztowych. Kiedy zażywali karabinków albo sztućców, wtenczas nie zażywali dzidów, albowiem karabin straszniejszy był hajdamakom niż dzida, którą to hultajstwo dziwnie zręcznie i daleko lepiej od Polaków szermować umiało. Jeden hajdamak, wpadłszy między polskich, mógł czterdziestu w momencie rozpędzić, każdemu zadawszy ranę albo śmierć. Dzidy, po rusku spisy zwane, hajdamacy mieli krótkie, nad cztery łokcie nie dłuższe, grotem ostrym żelaznym z obu końców opatrzone; ta spisa i samopał były całym hajdamaki uzbrojeniem, kulbaka na koniu, lęczek goły i wojłoczek, strzemiona drewniane, uzdeczka cieniuchna rzemienna albo parciana. Koń szybki i zwrotny jak wiatr na wszystkie strony; sam jeździec podobnież lekki; ubiór jego: koszula gruba, czarna, łojem kozłowym od gadu wysmarowana, szarawary płócienne, na nogach boty lekkie albo kurpie, na koszuli kontusz kusy do kolan, z cielęcej skórki z szerścią wyprawnej, nie przypasany pasem, ale na wierszch zawdziany, rękawy z wylotami dużymi wiszące albo na plecy założone, na głowie czapka takoż jak kontusz cielęca, w formę worka spiczastego uszyta, końcem swoim na prawe ucho zwieszona; łeb cały ogolony jak kolano, kosmek włosów długi nad czołem zostawiony, za ucho zakręcony; wąsy opuszczone, broda u niektórych ogolona, u niektórych zapuszczona.
Ci hajdamacy mieli swoje siedlisko w Siczy, kraju do Moskwy należącym, przy granicy Tatarów krymskich; a że często wspominam o tych hajdamakach, traktując o wojsku polskim, za rzecz słuszną sądzę opisać ich gniazdo tyle, ile mi się o nim dostało wiadomości, zwłaszcza gdy teraz panująca Katarzyna II, cesarzowa moskiewska, zupełnie z Siczy tych hultajów wypleniła.