O deputacji do egzakcji

Wyznaczonemu do egzakcji nie godziło się prowadzić z sobą więcej ludzi, koni, jak tylko tyle, ile towarzyszowi należało, co obacz. W takowej tedy wyprawie ciągnął od wsi do wsi lub miasteczka, chorągwi jego podatek płacącego. Powinien był ujeżdżać po dwie mili na dzień i po trzech dniach takowej ciągłej podróży wypoczywać przez trzy dni w miejscu dostatniejszym; ale tego przepisu nie słuchał żaden deputat, odprawiał wszędzie trzydniówkę, gdzie mu się podobało, choć z jednej wsi do drugiej nie ujechał więcej nad pół mili. Skoro wjechał do wsi, oświadczył się dworowi lub starszemu chłopu we wsi, gdzie nie było dworu, a w miasteczku burmistrzowi. Lokował się czasem we dworze, czasem u chłopa, jak mu gdzie dano kwaterę, stosując się w tym do woli zwierszchności miejscowej, zachowując jakoby prawo skromność nakazujące. Ale w innych wygodach w cale się trzymał opodal tego prawa: kazał sobie szafować tyle owsa i siana, ile tylko jego konie na miejscu i przez drogę aż do drugiej stacji umyślonej zeźrzeć mogły, tyle kur, gęsi, kapłonów, jajec, masła, sera, chleba, mąki, kaszy, słoniny, ile dla niego z czeladzią potrzeba było i do woza okroić się mogło. Pamiętał także wszędzie, gdziekolwiek baczył dwór porządny, aby jego puzderko podróżne wódką dobrą przepalaną i baryłkę okowitką dla czeladzi w tyle] kwocie, ile wysuszył przez drogę tam, gdzie takiego trunku nie znajdował do smaku, dopełniono; z piwem się nie woził, jako trunkiem prędko wietrzejącym, na miejscu pił go, co chciał, z swoją czeladzią; i to, co napił, gromada kaczmarzowi płaciła.

Gdzie założył trzydniówkę, bawił koniecznie, choć mu zaraz pierwszego dnia podatek oddano, na który dawał kwit ręczny i nawzajem brał drugi od zwierszchności miejscowej, jako się skromnie obszedł z obywatelem i żadnej mu krzywdy nie uczynił; acz nieraz chłopek, a czasem i podstarości oberwał po grzbiecie obuchem od jmci pana deputata albo gandziarą od jego szeregowego lub ciury, gdy albo furaż dla koni nie na wybór przedni lub skąpy, albo prowiant kuchenny takiż był zniesiony. Najwięcej zaś bywało zatargi około pieniędzy; że albowiem w kraju bardzo mało znajdowało się monety srebrnej, a i ta była dużo wytarta, jako jeszcze za Jana Kazimierza bita, dlatego deputat nie chciał przyjmować podatku w złocie, dopominając się monety; w tej znowu czynił brak wielki, więc stąd często przychodziło do kłótni. Posiadacz uparty posyłał do kancelarii, tam składał podatek z manifestem przeciw deputatowi o ekstorsją. Towarzysz siedział we wsi, przewodził i dokuczał, pokąd z manifestem z kancelarii nie powrócono i pozwu mu nie położono, po odebraniu którego, zazwyczaj na wozie deputackim kładzionego, ruszał ze wsi, tego i owego na pożegnanie obuchem wyłechtawszy lub batogiem wykropiwszy.

A że się między ludźmi alternata szczęścia i nieszczęścia trafiać zwykła, bywało i to, że pan deputat z hańbą, guzami albo i ranami został ze wsi ekspediowany, z których przypadków, z pierwszej i z drugiej strony zdarzonych, rodziła się sprawa na komisją radomską z sukcesem od szalbierstwa, obrotu w prawie i mocy strony zawisłym. Kto nie lubił kłótni, ujmował deputata dobrymi sposobami, godził się z nim o cenę pieniędzy, na przykład dając szóstak bity, w którym liczyło się groszy miedzianych 12 i szelągów 2 za groszy 11 albo 12 zupełne; czerwony złoty, po 18 złotych kurs mający, za złotych 17, 16-według zgody. Pieniądze, w kancelarii złożone, deputat czasem namyśliwszy się odbierał, czasem podawał wieś na delatę, według nadziei wygrania sprawy lub przegrania.

Naładowawszy deputat furażem i żywnością skarbnik, póty nie odprawiał nigdzie trzydniówki, póki go nie wypróżnił. Lecz w każdej wsi, do której przybył po podatek, godził się na pieniądze za trzydniówkę, którą skoro mu wraz z podatkiem zapłacono, natychmiast ze wsi ustępował. I ten tylko jeden sposób był pozbycia się prędkiego tego gościa: ułatwić jak najprędzej podatek, zapłacić mu trzydniówkę albo zamiast pieniędzy próżny wóz wyładować furażem i prowiantem tudzież grzecznymi manierami i dolaniem gardła i bukładów wozowych, pod pretekstem ubogiego poddaństwa, wyprawić go do innej wsi najbliższej, królewskiej lub duchownej.

Deputat miał zysk trojaki: najprzód na pieniądzach, biorąc ich w niższej cenie, a oddając chorągwi w większej podług kursu krajowego; po wtóre na trzydniówkach, pieniędzmi opłacanych; po trzecie z pensji, na którą się chorągiew deputatowi składała z konia po taleru bitym. Czwartego zysku nie wszyscy się chwytali, a ten był, że te same szóstaki, brane po 11 lub 12 groszy, przemieniali między Żydami i kupcami w cenie zupełnej groszy 12 i szelągów 2, dając za czerwony złoty ważny obrączkowy po złotych 16 lub 17, a czasem, gdy było złoto obrzynane, to i mniej, chorągwi zaś oddając go po zupełnych złotych 18. Więc funkcja deputacka z tych wszystkich akcydensów wynosiła do trzech i czterech tysięcy, nie rachując, że przez ćwierć roku albo i dalej nic go nie kosztował wicht własny, ludzi i koni.

 


OPIS OBYCZAJÓW