Co rok każda chorągiew pancerna i husarska odprawiała koło, to jest obradę w interesach chorągwianych i partykularnych; na takie koło zjeżdżali się towarzystwo, którzy chcieli, a którzy nie chcieli, przez innych swoje interesa zasyłali.
Towarzysz, ciągnący na koło, sadził się według możności jak najparadniej tam przybyć. Najuboższy towarzysz był, który jachał na koło karabonem, to jest wozem w skórę czarną obitym, w cztery konie zaprzężonym, od woźnicy w barwę ubranego kierowanym.
Na wozie siedział towarzysz, mający na sobie szarawary, ładownicę i niemal każdy krucyfiks za pazuchą lub obraz Matki Boskiej na taśmie jedwabnej lub wstążce na szyi zawieszony, z dwiema obdłużnymi końcami na plecy spuszczonymi. Szabla wedle niego była z jednej strony w wasąg utchwiona, z drugiej strony sztuciec lub rusznica; wedle wasąga była przywiązana dzida, grotem w tył obrócona, za koła zadnie na dwa łokcie stercząca, z kitajką, czyli chorągiewką, wedle drzewca obwiniętą, aby się nie szargała. Za wozem luzak, to jest służalec towarzysza, ubrany w barwę jednego koloru z woźnicą, siedząc na jednym koniu w ładownicy i szarawarach i mając także jak i pan jego krucyfiks lub obraz, powodował drugiego konia pańskiego wierszchowego, na którym była kulbaka z rządzikiem lub rzędem z pistoletami w olstrach; i to wszystko było przykryte dekiem tureckim czerwonym, zielonym albo pomarańczowym, wełnianym, w kutner tkanym; głowę także konia i kark przykrywał kutan, to jest kapa z białego sukna prostego, na którym były poprzyszywane innego sukna rozmaitego koloru płatki, wystrzygane w kwiaty, ptaki i różne figury; w tym kutanie były cztery dziury, otaśmowane czerwoną lub zieloną tasiemką albo sznurkiem, przez które wyglądały uszy końskie i oczy. Za wozem szedł uwiązany albo wolno puszczony chart albo wyżeł.
Majętniejsi towarzystwo z większą ciągnęli liczbą koni i ludzi. Służyli za towarzysz tak majętni obywatele, osobliwie młodzi paniczowie, że mogli paradować na koło karetą sześćma końmi. Wóz jeden i drugi za karetą sześciokonny, koni powodnych kilka, ludzi służących dworskich kilku i kilkunastu, z kucharzami, hajdukami, pajukami, prowadząc w wozach wina beczkę jednę i drugą, gorzałki gdańskiej kilka puzder i różnych porządków stołowych i żywności karabony z górą wypakowane, ponieważ tak się popisać u chorągwi było to zaszczytem szczególniejszym rycerstwa polskiego, do innych dzieł w kwitnącym pokoju pola nie mającego.
Zajechawszy do miejsca chorągwi, towarzysz stanął z całą swoją paradą przed stancją namiestnika, który wyszedłszy przeciwko niemu, przyjmował go jako gościa. Tam po pierwszych komplementach towarzysz upraszał namiestnika o kwaterę, który mu ją jakoby z urzędu swego naznaczał, choć już ta pierwej przez ludzi towarzysza, przodem wysłanych, była najęta i obstalowana.
Gdy dzień kołu naznaczony nastąpił, zeszli się wszyscy przytomni do porucznika albo chorążego, jeśli który byt z nich przytomny, albo do namiestnika, jeśli żadnego oficjera nie było. Tam zasiadłszy dokoła stołu porządkiem starszeństwa - prezydujący miał mowę do rycerstwa powitalną, w której ofiara życia i fortuny dla całości ojczyzny była najprzód wspominana, potem dzięki Najjaśniejszemu Panu za ojcowskie jego o dobro publiczne staranie; dalej płynęły z ust krasomówcy marsowego pochwały JO.hetmana, wodza i szafarza krwi żołnierskiej, nieustraszonego i niezwyciężonego wojownika, walecznych bohatyrów polskich, Żólkiewskich, Koryckich, Chodkiewiczów, Czarneckich, Sobieskich wykapanego sukcesora, dostało się na koniec po trosze pochwał jw. rotmistrzowi, porucznikowi, chorążemu, namiestnikowi i całemu godnych kolegów zgromadzeniu, przytomnym i nieprzytomnym.
Po skończonej mowie, jeżeli nowy jaki towarzysz miał podjeżdżać pod znak kupiwszy sobie regestr, bo inaczej bardzo było trudno dostać się do tych znaków, chyba za wielką jaką promocją lub wysługą rotmistrzowi, porucznikowi albo chorążemu, tedy wysyłano po niego dwóch młodszych towarzystwa, którzy go imieniem całej kompanii do koła zapraszali. Ten, w wszelkiej już gotowości na to czekający, jechał na koniu w zupełnym moderunku i za nim pocztowy jeden albo dwóch, jeżeli nie osobiście, lecz przez sowity poczet miał służeć. Szeregowi stanęli w paradzie, wyniesiono chorągiew, pod którą stanął nowy towarzysz, obrócił się na koniu i machnął proporcem w jednę i w drugą stronę, po której ceremonii zsiadł z konia, którego odebrawszy masztalerz poprowadził na kwaterę wraz z szeregowymi. Towarzysz zaś, obstąpiony od drugiego towarzystwa, przy powinszowaniach był wprowadzony do izby, gdzie oddawszy ukłony należyte oficjerom in quantum przytomnym i kolegom, rekomendował się perorą, ułożoną do rzeczy, albo też tylko słowy, jakie mu naprędce przyszły, braterskiej przyjaźni. Potem wyszedł do którego pobliższego domu lub do izby drugiej, jeżeli była, rozebrał się z zbroi, gdy ją miał; gdy zaś nie, to tylko z ładownicy i szarawarów, powrócił do kompanii i zasiadł miejsce swoje u stołu po ostatnim towarzyszu.
Następowała potem rada wojskowa, czyli chorągwiana, na której deputat przeszłoroczny składał pieniądze wybrane na chorągiew z podatków do niej należących, podawał delatę wsiów i miast, które podatku nie zapłaciły, i czynił rachunek z ekspensy, jeżeli miał jaką na przeszłym kole zleconą. Resztę gotowizny oddawał namiestnikowi, który każdemu towarzyszowi wypłacał jego należytość, wytrąciwszy pieniądze stołowe wyżej powiedziane, strawne dla szeregowego i inny wydatek zdarzony na naprawę rynsztunku lub konia upadłego; tym zaś towarzyszom, którzy na koło nie zjechali, odsyłał przez przyjaciół, jeżeli tak żądali.
Po uprzątnionych rachunkach przystępowano do obrania nowego deputata, który lubo powinien był iść za regestrem z góry na dół, dla wielu jednak nieprzytomnych albo nie chcących się tym zatrudniać, dostawała się ta funkcja częstokroć najmłodszym, kiedy mieli za sobą mocne instancje albo miłość u kolegów. Na Dostatku obierali plenipotenta na komisją do Radomia i dwóch rezydentów na asystencją do rotmistrza albo dawnych potwierdzali. Tym dziełom byty trzy dni naznaczone, po których już obrady miejsca nie miały, ale zjazd trwał czasem tydzień i drugi, póki tego, co poprzywozili z sobą, możni nie wyczęstowali, a chudsi nie wyjedli i nie wypili. Przez cały czas zjazdu szeregowi zaciągali wartę, formowali obwach i gdy ich panowie wytrząsali kielichy za zdrowie króla, hetmanów i oficjerów, oni dawali ognia, a za to odbierali od niektórych wspanialszych na beczkę piwa jednę i drugą, na garniec gorzałki jeden i drugi. Co zebrawszy i odbywszy kampanią, gdy się koło rozjechało, sprawiali sobie ucztę albo też, jeżeli nie chcieli, to się pieniędzmi podzielili. Niemal każdy albowiem szeregowy miał żonę i dzieci w miejscu, w którym chorągiew stała, która nigdy leży swojej nie odmieniała; więc szeregowy pobywszy w takim miejscu rok jeden i drugi, wprędce postarał się o żonę i o gospodarstwo, pewny będąc, że się po świecie tłuc nie będzie, a choćby go potkała wyprawa na jakich rabusiów, że się skończy wprędce i on do swojej leży powróci; za czym kiedy takich żeniatych szeregowych więcej bywało niż bezżennych, częściej woleli podział pieniędzy do ręki niż traktament.
Póki trwało koło, póty znać było, że tam stoi chorągiew; jak się koło rozjechało, szeregowi do kwater się i do gospodarstwa porozchodzili, mundury z siebie pozdejmowali, już więcej nie było znaku chorągwi. Przed panem namiestnikiem warta nie stała, na ordynansie nie był, tylko jeden szeregowy za koleją, a dobosz co dzień jako sługa domowy, który czasem bywał kucharzem jw. pana namiestnika. Trębaczów jednak, których po dwóch bywało przy każdej chorągwi, obowiązkiem było co poranek na pobudkę i co wieczór na wczas trąbić przed stancją namiestnika, także wytrębować wiwat, kiedy namiestnik gości częstował; prócz tych więcej nie było znaków chorągwi przez cały rok. Każdy słodko spoczywał w swojej kwaterze, a pan namiestnik przechadzał się tędy owędy po mieście lub po wsi, z obuchem w ręku i lufką w gębie, dla utrzymania subordynacji i dojrzenia porządku.