Leci sobie drapieżny sęp, leci, leci, wreszcie siada wśród skał, przy sokolim gnieździe i poczyna krakać na sokoła:
- W imieniu moich praw, słuchaj mnie.
- Czego chcesz? - pyta sokół.
- Chcę cię zabić i pożreć - powiada sęp.
- A cóż ci po mojej zgubie?
- Co za głupie pytanie i co za brak wykształcenia! Ciasno mi jest w rodzinnym gnieździe, więc chcę zabrać twoje, abym miał gdzie umieścić moich młodszych synów; po wtóre, mam swoją sępią politykę, której twoje istnienie zawadza; a po trzecie, kraczesz innym głosem niż ja i nie kochasz mnie.
- Co do mego głosu, odzywam się takim, jaki mi Bóg dał, a co do mych uczuć, za cóż ja mam cię kochać?
- Mniejsza o to. Wiem tylko, że mam prawo zabić i pożreć każdego, kto mnie nie kocha.
- Więc gdybym cię kochał, nie zabijałbyś mnie?
- Ach! - rzecze sęp - gdybyś mnie kochał, oddałbyś mi dobrowolnie swoje gniazdo, a również dobrowolnie dałbyś mi się pożreć, aby moja osoba mogła nieco zaokrąglić się i utyć.
- W każdym razie nie uniknąłbym zguby?
- Rozumie się: jednakże śmierć z poświęcenia przyniosłaby ci większy zaszczyt.
Chwila milczenia.
- Co ma być, to będzie... - mówi wreszcie sokół. - Ale powiedz mi też, mój kochany, kto cię nauczył tak rozumować?
Usłyszawszy to sęp podnosi głowę i rzecze z wielką dumą:
- Prostaku, to chyba nie wiesz, że ja przez dwa lata byłem na edukacji w ogrodzie zoologicznym w Berlinie!
- Tak?... - mówi sokół. - Ha! to w takim razie nadzieja moja tylko w Bogu - i trochę także w... dziobie.