AKT 1

 

(Przy spuszczonej zasłonie, wśród nieprzebitych mroków, słychać jakby z oddali cichy, mistyczny śpiew):

Przez jakich mocy splot
Przecz upadł duch żywiący
W otchłanną ciemną głąb
Z jasności nieb promiennej?
Boć już w upadku drga
Wzlot duszy ku wyżynom...

(Zasłona podnosi się zwolna).

(Starodawna drewniana bożnica o zczerniałych murach. Strop wspiera się na dwóch słupach. W pośrodku stropu nad amboną stary wieloramienny mosiężny świecznik. Pochyły stół na ambonie pokryty ciemną kapą. W ścianie środkowej wysoko małe okienka z nawy niewiast[1]. Długa ława, przed nią długi stół, zarzucony księgami. Na nim, w glinianych lichtarzykach, ogarki dwóch woskowych świeczek. Na lewo drzwi do mniejszej izby bożnicznej. W kącie szafa z księgami. Ściana na prawo: w pośrodku arka rodałów, na lewo ołtarz, na którym płonie gruba woskowa gromnica ku zmarłych pamięci. Z obydwóch stron arki - dwa okna. Ławy wzdłuż całej ściany, naprzeciw nich kilka pulpitów. Ściana na lewo: wielki kaflowy piec, obok niego ławka. Naprzeciw niej długi stół, zarzucony księgami, kadź, ręcznik przymocowany do pierścienia. Szerokie drzwi na ulicę, za drzwiami skrzynia, nad nią w zagłębieniu płonie wieczysta lampa.

Blisko ołtarza przy pulpicie siedzi Henech zatopiony w księdze. Wokół stołu, przy ścianie środkowej pięciu do sześciu szkolarzy jesziby, w nawpół omdlałych pozach, studyuje w milczeniu szepcąc wersety rozmarzoną śpiewną rnelodyą. Przy ambonie stoi pochylony Meir i rozkłada woreczki z tefilin[2]i talis[3]. Wokół stołu przy ścianie lewej 1, 2 i 3 batlonim[4] nieruchomie patrząc przed siebie szeroko rozwartemi oczyma śpiewają w wizyjnej zadumie. Na ławie pod piecem leży Meszulach z workiem pod głową. Opierając się o szafę z księgami stoi Chonen bardzo zamyślony. Wieczór w bożnicy, mistyczny nastrój, po kątach błąkają się cienie).

TRZEJ BATLONIM (kończą śpiew)

Przez jakich mocy splot
Przecz upadł duch żywiący
W otchłanną ciemną głąb
Z jasności nieb promiennej?
Boć już w upadku drga
Wzlot duszy ku wyżynom...

(Długa pauza. Wszyscy trzej siedzą nieruchomo)

1 BATLON (jak się opowiada gadkę)

U reb Dawidka z Talnej, oby jego zasługę nam poczytano, stała w izbie złocista stobica, na której widniały wyryte słowa:

„Dawid, melech Izrael chaj wekajam”[5]. (Pauza).

2 BATLON (w tym samym tonie,)

A błogosławionej pamięci reb Izrael z Rożyny prowadził się jak istny władyka. U jego stołu grywała zawżdy kapela z dwudziestu czterech grajków, a gdy wyjeżdżał, to jeno sześciokonnym zaprzęgiem na szpic.

3 BATLON (z porywem)

O reb Szmulu z Kamionki opowiadają zaś, że zwykł nosić złote ciżemki (z zachwytem) ciżemki złote!

MESZULACH[6](dźwignął się z ławy i siadł wyprostowany. Spokojnie łagodnym głosem jak gdyby z oddali).

Świątobliwy reb Zysie z Anipola, po przez wszystkie dni żywota swego cierpiał niedostatek, zbierał jałmużnę, chadzał w chłopskiej sukmanie opasany powrozem, wżdy niemniejszych dokonał czynów od Dawida z Talnej albo od Izraela z Różyny.

1 BATLON (niezadowolony)

Wybaczcie proszę, nie wiecie o czem mowa a wściubiacie swoje trzy grosze. Gdy opowiada się o wielkości Dawida z Talnej albo Izraela z Różyny, zali bogactwo ich ma się na myśli? Mało-ć to na świecie wielmoży! Ot to trzeba rozumieć, że tak w złocistej stobicy, jak i kapeli i złotych ciżemkach ukryta jest głęboko - tajemnicza przyczyna ...

3 BATLON

Kto tego nie pojmuje!

2 BATLON

Kto miał oczy rozwarte, ten widział. Opowiadają, że gdy rabin z Opatowa pierwszy raz spotkał Izraela z Rożyny, rzucił się na ziemię i jął całować koła jego karety. A gdy go pytano, czemu to czyni, zawołał: „Głupcy, azasz nie widzicie, że to rydwan Zastępów”?

3 BATLON (zachwycony)

Aj, aj, aj!

1 BATLON

Zaprawdę sedno rzeczy w tem, że ani owa stobica złocista stobicą nie była, ni kapela kapelą, ni rumaki rumakami. Wszystko to jeno cień a złuda. One-ć to służyły za wierzchnią szatę, za powłokę dla ich wielkości.

MESZULACH

Prawdziwej wielkości nie lża w piękną stroić się odziewę.

1 BATLON

Cóż znowu! Prawdziwej wielkości dostojne przystoją szaty!...

2 BATLON (wzrusza ramionami)

Któż-ta zgłębi wielkość ich a potęgę?

1 BATLON

Żaliście słyszeli już opowieść o batogu? Warto posłuchać!

Pewnego razu zapozwał ubogi możnego przed sąd. Prawo między nimi czynił reb Szmelke z Nikolsburgu. Ów możny od tronu ród swój wywodził i przed nim drżał lud wszystek. Po wysłuchaniu obu stron reb Szmelke rozstrzygnął swadę, iż praw jest ów ubogi. Rozeźlił się tedy możny i rzecze: „Nie spełnię sądu !” Na to spokojnie reb Szmelke: „Spełnisz, rabin ci to nakazuje”. Gniew okrutny zdjął możnego: „Drwię sobie z waszej uczoności !” Wstał na to reb Szmelke i zawołał: „Natychmiast rozkazuję ci spełnić sąd, bo cię batogiem przyniewolę!” Aż tu

możny wpadłszy w srogą zapalczywość, jął miotać nań obelżywe słowa. Reb Szmelke skinął, a tu nagle wyskoczył Naszach hakadmoni[7] i kręgi swe owinął wokół szyi możnego. Nu, nu wyobraźcie sobie co się tam działo. Możny w płacz i biadanie: „Ratujcie rebe, wybaczcie-ż mi, wszyściuteńko spełnię, jeno gada zdejmcie!” Wtedy dopiero reb Szmelke zdjął mu węża z piersi.

3 BATLON

Ha - ha - ha! To ci dopiero batóg! (pauza)

2 BATLON (do 1-go)

Mylicie się pewnikiem, to nie z wężem odwiecznym się wydarzyło...

3 BATLON

Jakto? Dlaczego?

2 BATLON

W tem rzecz, że reb Szmelke z Nikolsburgu nie mógł używać węża odwiecznego. Przecie wąż odwieczny - Boże ulituj się nad nami - to zły, to sam szatan (spluwa).

3 BATLON

Niechta! Reb Szmelke wiedział zapewne co czyni!

1 BATLON (urażony)

Ot gadanina. Przecie to działo się na oczach wszystkich, jakże więc śmiesz jeszcze wątpić?!

2 BATLON

Uchowaj Boże! Przypuszczałem tylko, że nie masz takich Imion, Szejmot i Cejrufim[8], przy pomocy których możnaby wywołać szatana (spluwa).

MESZULACH

Wywoływać szatana można jeno przy pomocy wielkiego dwoiście wyrażonego Imienia, które w płomieniu swem stapia najwyższe turnie z głębokością dolin.

(Chonen podnosi głowę i przysłuchuje się uważnie)

3 BATLON (z niepokojem)
Aza to nie zbyt niebezpiecznie używać wielkiego Imienia?

MESZULACH (zamyślony)

Niebezpiecznie ?... Nie... Jeno gdy iskra pożąda płomię z wielkiego pożądania łatwie pęknąć może naczynie...

1 BATLON

W miasteczku mem rodzinnem mieszka pewien bal-szem[9], sławny i wielki cudotwórca. Imieniem zapala płomię pożaru, a wnetki drugiem Imieniem gasi ogień. Widzi sprawy, które dzieją się setki mil od niego, palcem dobywa wino ze ściany... Owóż sam mi wyjawił, że o takich wiadomo mu imionach, że przy ich pomocy można Golema stworzyć, wskrzeszać z martwych, uczynić się niewidzialnym, wywoływać Niedobrych... Nawet Szatana... (spluwa). Z własnych jego ust to słyszałem.

CHONEN

(który przez cały czas stał nieruchomie i przysłuchiwał się cały skupiony, zbliżył się o krok ku stołowi, spojrzał na Meszulacha, następnie na 1 batlona. Z oddali płynącym, zamyślonym głosem)

Gdzie on?

(Meszulachz utkwił wzrok w Chonenie i odtąd nieprzerwanie nie spuszcza zeń oczu)

1 BATLON (zdziwiony)

Kto?

CHONEN

Bal-szem.

1 BATLON

W mojem miasteczku, jeżeli żyje jeszcze.

CHONEN

Daleko stąd?

1 BATLON

Szmat drogi! Na głębokiem Polesiu?

CHONEN

Na piechotę?

1 BATLON

Na piechotę? Dobry miesiąc, jeśli nie więcej... (Pauza) A dlaczego pytasz o to? Chcesz-li udać się do niego? (Chonen milczy) Miasteczko zwie się Krasne, a bal-szem - Elchonen.

CHONEN (zdziwiony do siebie)

Elchonen? El[10] Chonen? Bóg Chonena?...

1 BATLON (do towarzyszy)

Zaiste powiadam wam, to cudotwórca!! W jasny dzień usiłował zapomocą Imienia...

2 BATLON (przerywa mu)

Dość już w tej materyi gawędzić w nocy! A zwłaszcza w miejscu uświęconem. Może - chroń nas Panie - wyrwać się komu Imię albo Cejruf i gotowe nieszczęście ... Bywały już - ulituj się Boże - podobne trafunki.

(Chonen powoli wychodzi. Wszyscy patrzą za nim. Pauza)

MESZULACH

Któż ten młodzieniec?

1 BATLON

Szkolarz jesziby[11]

(Meir zamyka drzwiczki ambony i podchodzi do stołu)

2 BATLON

Naczynie ducha, uczony!

3 BATLON

Tęga głowa! Pięćset stronic Gemary[12] zaśpiewa ci na pamięć !

MESZULACH

Skąd pochodzi!

MEIR

Gdzieś z Litwy. W naszej jeszibie zasłynął jako pierwszy wśród uczni, otrzymał nawet święcenie nabożnych urzędów. Nagle znikł i nie pokazał się przez calutki rok. Powiadano sobie, że w pokutną puścił się wędrówkę. Powrócił niedawno. Zgoła nie ten sam młodzieniec. Cięgiem zamyślony, odprawia mikwy[13] i nieustanne posty od szabasu do szabasu (ciszej). Mówią nawet, że się para Kabbalą...

2 BATLON (cicho)

Jakoż po mieście chodzą już o tem słuchy... Niejeden przyszedł go prosić o talizman[14], ale on się wzbrania...

3 BATLON

Kto tam może wiedzieć, może to jeden z wielkich. A śledzić to niebezpieczne... (pauza).

2 BATLON

Późno... czas ułożyć się do snu... (z uśmiechem do 1 batlona) Szkoda, że niema tu waszego bal-szema, który wino ze ściany dobywa... Pokrzepiłbym się kropelką gorzałczyny. Od rana jeszcze nic nie miałem w ustach!

1 BATLON

I u mnie dzisia kieby post. Tyle, żem po modlitwie rannej przełknął kęs hreczanego placka.

MEIR ( jakoby zwierzając sekret, zadowolony)

Poczekajcie, wnetki zda się, pokrzepimy się dobrym napitkiem. Sender wyjechał za chosenem[15] dla swej jedynaczki. Niech tylko spisze w dobrą godzinę zaręczyny, a postawi nam wyborny kubek[16] na intencyę młodej pary.

2 BATLON

Aj! Jakoś mi się w głowie pomieścić nie może, by tak rychło przyszło do czego. Trzy razy wyjeżdżał już za chosenem i zawżdy wracał z niczem. To młodzieniec za mało urodziwy lub uczony, to familia mu nie w smak, to znów skąpo oprawy... Nie godzi się tak przebierać!

MEIR

Sender może sobie na to pozwolić! Bez uroku bogacz, z dobrej rodziny, a córeczka dorodna i wdzięcznej postaci...

3 BATLON (z zachwytem)

Sendera lubię! Prawdziwy chasyd[17] miropolski, żarliwy co się zowie ! ...

1 BATLON (chłodno)

Chasyd z niego dobry, niema o czem mówić, ale jedynaczkę swą mógłby wydawać na inakszą modłę.

3 BATLON

Co? Co takiego?

1 BATLON

Ongiś, przed laty, gdy bogacz z możnej rodziny szukał męża dla córki, nie zwykł był kłaść wagi ni na złoto, ni na pochodzenie, lecz w samym młodzieńcu szukał zasług wielkiego umysłu. Wyjeżdżał tedy do wielkiej jesziby, przełożonemu wręczał sowity podarek, a ten już wskazywał mu młodzieńca ze wszech miar doskonałego. I Sender łacno mógł tak uczynić.

MESZULACH

I tu w jeszibie znalazłby może godnego chosena.

1 BATLON (zdziwiony)

Skąd wiecie!

MESZULACH

Tak mi się widzi.

3 BATLON (prędko)

Nu, nu, nu, nie utyskujcie mi tylko na naszych ludzi... Z tym zawiera się małżeństwo, kto od Boga przeznaczony.

(Drzwi gwałtownie się otwierają i wpada starsza kobieta, prowadząc za rękę dwoje małych dzieci)

STARSZA KOBIETA (podbiega z dziećmi do arki rodałów i krzyczy płaczliwie)

Aj, aj, rybono szel olam[18]! Dopomóż mi! Dziateczki! Otworzymy świętą arkę, przypadniemy do ksiąg tory i nie odejdziemy wprzód, aż nie wypłaczemy ratunku dla waszej matuli! (otwiera arkę przypada do niej i woła płaczliwym recytatywem) Boże Abrahama, Izaaka i Jakóba, wejrzyj na moją niedolę, wejrzyj na łzy tych drobnych dzieciątek i nie zabieraj im młodej matki ze świata. Święte Tory! Wstawcie się za wdową ciężko utrapioną! Święte Tory, świątobliwe mateczki, spieszcie do rybono szel olam, wołajcie, proście, aby nie wydarto z korzonkami tej kwitnącej drzewinki, aby nie wyrzucono z gniazdka tej młodej turkaweczki, aby tej łagodnej owieczki nie porwano z pośród trzódki !... (histerycznie) Będę krzyczała, aż światy się wstrząsną, aż załamią się niebiosa i nie odejdę stąd, aż mi się nie wróci korona głowy mojej!

MEIR (podchodzi do niej, dotyka jej lekko i mówi spokojnie)

Chane Ester, a gdyby tak posadzić dziesięciu ludzi[19], by odmawiali psalmy?

STARSZA KOBIETA (wyciągnęła głowę z arki, patrzy nań nie rozumiejąc, a potem szybko)

Każcie im mówić psalmy, każcie! Ale raźniej, raźniej! Każdziutka chwilka droga! Już dwa dni, jak odjęło jej mowę, jak leży i zmaga się ze śmiercią.

MEIR

Natychmiast posadzę dziesiątek ludzi! (proszalnym głosem) Wszelako, godziłoby się trud im co nieco wynagrodzić... ubodzy ludzie...

STARSZA KOBIETA (szuka w kieszeni)

Naści złotówkę! Ale przypilnujcie, by rzetelnie odmawiali.

MEIR

Złotówkę... po trzy grosze na osobę... trochę za skąpo...

STARSZA KOBIETA (nie słuchając)

Pójdźcie dziateczki, pobiegniemy do inszych bożnic! (wychodzi szybko)

MESZULACH (do 3 batlona)

O świcie rozwarła arkę niewiasta dla córki, która od dwóch dni rodzi i nie może powić dziecięcia. A ninie rozwarła arkę kobieta dla córki, która dwa dni zmaga się już ze śmiercią...

3 BATLON

Nu? I co z tego?

MESZULACH (zamyślony)

Gdy dusza człowieka, który jeszcze nie pomarł, wejść ma w ciało, które jeszcze na świat nie przyszło, wywiązuje się walka. Jeśli dotknięty niemocą wyzionie ducha, przychodzi na świat dziecię, zaś gdy chory ozdrowieje, urodzi się płód martwy.

1 BATLON (przerażony)

Aj, aj, aj! Jaki to człowiek ślepy! Nie widzi, co się wpobok niego dzieje !

MEIR (podchodzi do stołu)

No, zesłał nam Najwyższy kubek na intencyę chorej. Zmówić psalmy, trącić się kieliszkiem „lechajim”[20], a Najwyższy wejrzy miłosiernie na chorą i powróci jej zdrowie.

1 BATLON (do młodzieńców, którzy siedzą zaspani przy wielkim stole)

Chłopcy! Kto chce odmawiać psalmy! Każdy z was dostanie po hreczanym placku. (Młodzieńcy wstają. Trzej batlonim, Meir i szkolarze jesziby prócz Henecha wychodzą do sąsiedniej izby bóżnicznej. Za chwilę dochodzą stamtąd płaczliwe słowa psalmu: „Błogosławiony mąż”... Przy mniejszym stole pozostaje przez cały czas Meszulach, który nie spuszcza wzroku z arki. Długa pauza. Wchodzi Chonen).

CHONEN (bardzo umartwiony, pogrążony w myślach podchodzi bezwiednie do arki. Staje przerażony na widok rozwartej arki)

Święta arka rozwarta? Kto ją otworzył? Przed kim rozwarła się o północy? (zagląda do wnętrza). Zwoje Tory... Przytulone do siebie, nieruchome, milczące. A w nich ukryte wszystkie misterya, wszystkie cejrufim od sześciu dni stworzenia aż do kresu wszystkich pokoleń. A jak ciężko zgłębić tajemnicę, jak ciężko rozsupłać węzeł misteryów! (liczy zwoje) Jedna, dwie, trzy, cztery, pięć, sześć, siedm, ośm, dziewięć ksiąg. Liczba słowa „emet”[21]. A w każdym zwoju - cztery „drzewa żywota”[22]... I znowuż 36! Niema godziny, bym się nie natknął na tę oto liczbę - a co oznacza nie wiem. Ale czuję. że w niej mieści się wszystko. 36 to liczba Lei. Chonen to trzy razy 36. Leah „Lo-h”[23] nie Bóg... nie Boską siłą... (zadrżał) Co za straszliwa myśl, jak ona mnie ciągnie...

HENECH (podnosi głowę, wpatruje się bacznie w Chonena) Chonen! Wiecznie jakoś chadzasz zadumany...

CHONEN (odstąpił od arki, podchodzi powoli do Henocha, staje w zamyśleniu)

Tajemnice, misterya bez kresu i końca, a prostej drogi nie widać... (Mała pauza) Miasteczko zwie się Krasne... Zaś bal-szem reb Elchonen.

HENECH

Co mówisz?

CHONEN (jakby budząc się ze snu)

Ja? Nic... zgoła nic... Zamyśliłem się ...

HENECH

Za bardzo zagłębiłeś się w Kabbali Chonenie... Od czasu powrotu księgi nie wziąłeś jeszcze do ręki.

CHONEN (nie rozumiejąc)

Księgi nie miałem w ręce? Jakiej księgi?

HENECH

Gemary !...

CHONEN (nie ockną? się wciąż jeszcze)

Gemary?... Gemara jest zimna, oschła... zimne i oschłe są wywody Talmudu (ocknął się nagle, żywo). Pod powierzchnia Ziemi istnieje świat zupełnie równy naszemu. Ciągną się rozłogi i lasy, morza i puszcze, miasta i sioła. A po borach i stepach tłuką się mocarne orkany. Na morzach płyną wielkie korabie a w gęstwie ostępu króluje wieczysty strach i biją gromy... Brak tam jeno wysokiego nieba, po którym-by przebiegały płomieniste łyskawice, z którego-by promieniowała olśniewająca tarcza słońca... Ot, to jest Gemara. Głęboka, potężna, wspaniała, ale skuwająca z ziemią i wiążąca skrzydła, które pragną wzlecieć ku wyżom (z egzaltacyą). Zato Kabbala! Kabbala! Wyrywa dusze z ziemskich oków, podnosi człowieka do najwyższych chramów, roztwiera oczom wszystkie nieba, wiedzie prosto do raju na brzeg nieskończoności! Odchyla błam wielkiej zasłony ... (opada) Sił mi brak, serce mdleje...

HEN ECH (bardzo poważnie)

Prawda. Ale zapominasz, jakto niebezpiecznie wzlatywać w płomiennym porywie ku wyżynom. Łacno spaść i runąć w bezdnię... Gemara podnosi duszę, ale zwolna, czuwa nad człowiekiem jak oddany strażnik, który nie zamruży oka dla drzemki, Żelazną zbroicą opancerzy ciało, nie pozwoli zboczyć ni w prawo ni w lewo... A Kabbala? Wszak pomnisz ów rozdział Gemary (z intonacyq talmudyczną). „Czterem udało się wtargnąć do Sadu Pardes[24]: Ben Azajowi, Ben Zomie, Achejrowi i Rabi Akibie. Ben Azaj spojrzał i wyzionął ducha. Ben Zomo spojrzał i postradał zmysły. Achejr spojrzał i zniszczył w sobie kwiat wiary. Jeden tylko Ben Akiba wszedł i wyszedł z powrotem nietknięty”.

CHONEN

Nie strasz mnie ich losem, nie wiemy jak weszli i z czem. Może ulegli i dosięgła ich zguba, ponieważ szli, nie by ducha oczyścić i podnieść, lecz wiodła ich chęć tylko próżna. Toć widzimy, że po nich inni poszli, święty Ari[25] i święty Bal-szem-tow[26], a jednak nie ulegli.

HENECH

Ty z nimi się mierzysz?

CHONEN

Przenigdy! Ja idę własną drogą.

HENECH

Jaka?

CHONEN

Nie zrozumiesz mnie.

HENECH

Zrozumię. I moja dusza wyrywa się ku wysokim sferom.

CHONEN (zamyśliwszy się na chwilę)

Obowiązkiem jest sprawiedliwych oczyszczać dusze ludzkie, zrywać z nich powłokę grzechu i podnosić je ku krynicy świetlanej. Ciężki to trud, albowiem „grzech czyha u bram”. Na miejsce jednej oczyszczonej duszy przychodzi inna, jeszcze więcej grzechem splamiona, a na miejsce pokolenia nawróconego do pokuty, drugie jeszcze krnąbrniejsze... A pokolenia słabną, a grzech potężnieje, a sprawiedliwych coraz mniej...

HENECH

Przeto, według ciebie, co czynić należy?

CHONEN (cicho ale bardzo stanowczo)

Nie należy walki prowadzić z grzechem, jeno go poprawiać. Jak złotnik w płomieniu uszlachetnia kruszec, jak górnik oddziela sitem ziarna złota od piachu, tako należy grzech oczyszczać z plugawej skazy, by ostała w nim sama świętość.

HENECH (zdziwiony)

Świętość w grzechu? Jak to możliwe?

CHONEN

Wszystko, co Bóg stworzył, nosi w sobie iskrę świętości.

HENECH

Nie Bóg stworzył grzech, tylko Szatan.

CHONEN

A kto stworzył Szatana? Także Bóg. Szatan, to drugie oblicze boskości, a więc w nim jest świętość.

HENECH (wstrząśnięty)

Świętość w Szatanie!! Nie... nie mogę... zrozumieć: Daj mi pomyśleć... (opuszcza głowę ukrytą w dłoniach, na pulpit, pauza).

CHONEN (podchodzi, pochyła się nad nim, drżącym głosem)

Która z pokus jest najsilniejszą? Którą pokusę trudniej niż wszystko inne przezwyciężyć? Pożądanie ku niewieście? Tak?

HENECH (nie wznosząc głowy)

Tak...

CHONEN

A gdy ot ten grzech oczyścić w wielkim płomieniu, największa nieczystość zmienia się w najwyższą świętość, w „Szir-Haszirim”[27] (z zapartym tchem) „Szir-Haszirim”! (wyprostował się i w zachwyceniu, cicho nuci).

Odwróć odemnie rychło Twoje oczy;
Oneć sprawiły, że mnie tęskność tłoczy...
Jak z gór Galaad kóz pędzących stada,
Tak ci na barki butny warkocz spada,
A zęby twoje - białych owiec trzody,
Co po strzyżeniu świeżo wyszły z wody!

(z drugiej izby bożnicznej wchodzi Meir. Ciche stuknięcie we drzwi, które otwierają się niepewnie. Wchodzi Leah wiodąc za rękę Fradę. Za niemi Gitla. Przystają przy drzwiach)

MEIR (widokiem ich bardzo zdziwiony, przymilając się)

Kogo ja widzę? Córeczka Sendera?... Leinka...

LEAH (onieśmielona)

Przyrzekliście mi pokazać stare haftowane zasłony.

(Na dźwięk tych słów Chonen przerwał śpiew. Wpatruje się w Leę szeroko rozwartemi oczyma lub też stoi w ekstazie ze spuszczonemi powiekami)

FRADE

Pokaż jej Meirku zasłony, te stare dawne, najpiękniejsze jej pokaż. Leinka obiecała na rocznicę śmierci matuli wydziergać jedwabiem zasłonę na arkę. Wyhaftuje szczerem złotem na najdroższym aksamicie jak niegdy haftowano, z lwiątkami, orłami. A gdy zasłonę tą zawieszą na świętej arce, czysta dusza jej mateczki uraduje się w ogrojcu rajskim.

(Leah rozgląda się niepewnie, zauważyła Chonena, spuszcza oczy i pozostaje tak przez cały czas, walcząca z uczuciem i przejęta)

MEIR

O, chętnie, bardzo chętnie. Dlaczegóżby nie? (podchodzi do skrzyni przy drzwiach wchodowych i wyjmuje z niej zasłony)

GITLA (chwyta Leę za rękę)

Leinko, czy nie boisz się w bożnicy o nocnej godzinie?

LEAH

Jeszcze nigdy nie byłam w nocy w bożnicy... Prócz w Symchat Tora[28], ale w Symchat Tora jest radośnie i jasno, a teraz... Jak tu smutno, jak smutno!

FRADE

Córeczki, w bóżnicy musi być smutno. O północy wstają zmarli z mogił, modlą się w bożnicach i ostawiają w nich swą żałobę...

GITLA

Babuniu, nie mówcie o nieboszczykach, ja się boję.

FRADE (nie słuchając jej)

Dzień w dzień zaś o brzasku, opłakuje Wszechmocny zburzenie Świątyni, a łzy jego padają na progi bożnic. I dlatego ściany w starych bożnicach zawsze zapłakane. A bielić ich nie wolno, bo wtedyby gniewnie ciskały kamieniami.

LEAH

Jaka ona stara. Od zewnątrz wcale tego nie zauważyłam.

FRADE

Bardzo stara, córeczko, bardzo stara. Powiadają nawet, że naleziono ją pod ziemią już wybudowaną. Ile klęsk przeszło nad miastem, ile razy płomień strawił domostwa, lecz ona jedna ocalała. Raz tylko ogień chwycił się krokiew, ale wnet zafrunęły gołąbki, siła gołąbków i jęły trzepotać skrzydełkami, aż ugasiły płomienie...

LEAH (nie słuchając jej, jakby do siebie)

Jak tu smutno i jak lubo. Jakaś nieprzeparta moc przykuwa mnie do tych ścian, chciałabym przypaść do zabłąkanych murów, przytulić je do serca i zapytać: czemu tak smętne i zadumane, tak ciche i żałobne. Pragnę... Sama niewiem czego, ale me serce krwawi się w litosierdziu i tkliwem uwielbieniu...

MEIR (przynosi i rozpościera zasłony)

Ot, ta jest najstarsza. Ma już więcej jak dwieście lat ale tylko w Pesach[29] osłania arkę.

GITLA (zachwycona)

Patrz Leinko co za przepych. Na bronzowym brokacie wyhaftowane złotem dwa lwy. W ich łapach „magin Dawida”[30]; po obu zaś stronach rózgi migdałowe, a na nich gołąbki. Lecz dziś nie kupi ni takiego brokatu, ni złota.

LEAH

Zasłona też serdeczna i smętna (gładzi ją i całuje)

GITLA (chwytu Leę za rękę, cicho)

Spójrz Leinko, tam stoi młodzieniec i patrzy na ciebie! Jak dziwnie on na ciebie patrzy!

LEAH (jeszcze bardziej spuszczając oczy)

To szkolarz jesziby... Chonen... Jadał u nas w dnie wyznaczone[31] dla ubogich młodzieńców.

GITLA

Tak patrzy, jak gdyby cię przyzywał wzrokiem. Chce zapewne zbliżyć się do nas, ale nie śmie.

LEAH

Jakże chciałabym wiedzieć, dlaczego taki blady i smutny. Pewnie był chory...

GITLA

On wcale nie smutny, to-ć błyszczą jego oczy.

LEAH

One zawsze błyszczą. On ma takie oczy... A kiedy mówi ze mnną, to słowa mu więzgną w gardle. I we mnie dech zamiera... Wszak to nie godzi się, by dziewczyna mówiła z obcym młodzieńcem...

FRADE (do Meira)

Pozwól nam Meirku ucałować świętości. Jakże to wypada być w gościnie u Pana Boga, a nie ucałować Jego czystej Tory.

MEIR

Dlaczegożby nie? Chętnie! Chodźcie! (idzie naprzód, Gitla wiedzie Fradę, za nimi Leah, Meir wyjmuje z arki rodały i podaje Fradzie do ucałowania)

LEAH (przechodząc obok Choncna, przystaje na chwilę, cicho)

Dobry wieczór Chonen... Powróciliście?

CHONEN (z zapartym tchem)

Tak...

FRADE

Pójdż Leinko, ucałuj świętości! (Leah podchodzi do arki. Meir podaje jej Torę. Leah obejmuje ją, przywiera do niej wargami i całuje z zapamiętaniem). Dość już córuchno, dość! Świętości nie wolno zbyt długo całować. Bo święte tablice spisane są czarnym płomieniem[32] na białym płomieniu! (nagle bardzo przerażona). Oj, jak późno już, jak późno! Dziewczątka, chodźmy do domu, prędzej! (wychodzą spiesznie. Meir zamyka arkę i wychodzi za niemi)

CHONEN (stoi przez chwilę z zamkniętemi oczyma, poczem znów zaczyna śpiewać „Szir-Haszirim”)

„Jako granatu owoc rozpękniony
Tak twe jagody błyszczą z pod zasłony !”

HENECH (podnosi głowę i patrzy na Chonena)

Chonenie, co ty śpiewasz? (Chonen zamilkł, otworzył oczy i spoglqda na Henecha) Twe kędziory wilgotne, wracasz pewnikiem znów z mikwy.

CHONEN

Tak.

HENECH

A podczas zanurzań używasz żarliwie Imienia Jedynego Boga wedle księgi Razyel Hamałach[33]?

CHONEN

Tak.

HENECH

I nie boisz się?

CHONEN

Nie.

HENECH

I pościsz od szabasu do szabasu! Czy cię to nie męczy?

CHONEN

Zaiste, łatwiej mi pościć przez cały tydzień, niźli w szabas przyjąć posiłek. Postradałem ochotę do jadła. (Pauza)

HENECH (serdecznie)

Na co to wszystko czynisz? Co pragniesz tem uzyskać?

CHONEN (jakby mówiąc do siebie)

Chcę... pragnę osiągnąć jasny, promienisty djament, roztopić go we łzach i wchłonąć w mą duszę... Chcę sięgnąć promieni trzeciej sfery, sfery Świetności i Blasku... Chcę... (nagle bardzo niespokojnie) Tak! Muszę mieć także dwie beczki dukatów dla niego, co tylko dukaty liczyć umie...

HENECH (zdumiony)

Co? Zważ Chonenie, strzeż się, to ślizka droga... Świętemi siłami tego wszystkiego nie osiągniesz...

CHONEN (patrzy nań czelnie)

A jeśli nie świętemi? Ha? A jeśli nie świętemi siłami?

HENECH (przerażony)

Boję się mówić z tobą, lękam się stać obok ciebie! (wychodzi szybko, Chonen pozostaje nieruchomie z czelnym wyrazem twarzy. Z ulicy wchodzi Meir, z mniejszej izby bożnicznej 1 batlon)

1 BATLON

1 Zmówiłem ośmnaście psalmów i basta. Co? cały psałterz za złotówkę?? Oni zaś jak siedli, tak cięgiem jeszcze odmawiają. (Wbiega Aszer bardzo zakłopotany)

ASZER
Co dopiero spotkałem krawca Borucha. Wraca z Klimówki, gdzie Sender zjechał się z ojcami chosena.Opowiada, że nie zdołali dojść do ładu. Sender domagał się ze strony chosena dziesięciu lat wiktu, ojcowie ofiarowali jeno pięć – rozjechali się tedy z niczem...

MEIR
Już po raz czwarty!
3 BATLON
Aż ściska za serce!

MESZULACH (do trzeciego batlona z uśmiechem)

Wszakże samiście rzekli, że małżeństwo zawiera się z tym, kto przeznaczony.

CHONEN (wyprostował się z najwyższem przejęciem)

I znów zwyciężyłem! (pada bez sił na ławę z wyrazem uszczęśliwienia na twarzy)

MESZULACH (wyjmuje z worka latarkę)

Czas ruszyć w drogę.

MEIR

Czego wam tak spieszno?

MESZULACH

Jam przecie wysłannik, Meszulach. Przenoszę panom ważne wieści, osobliwe sprawy. Przeto kwapić się muszę. Czas nie do mnie należy.

MEIR

Zaczekalibyście chocia, aż zacznie świtać.

MESZULACH

Do brzasku jeszcze daleko, droga moja zasie daleka. O północy wyjdę.

MEIR

Na dworze ciemno choć oko wykol.

MESZULACH

Latarka oświeci mi drogę, bym nie zbłądził. (Z izby bożniczej wchodzą 2 i 3 batlonim, tudzież szkolarze jesziby)

2 BATLON

Mazel tow ![34] Oby Najwyższy wrócił chorej zdrowie!

WSZYSCY

Daj Boże, amen!

1 BATLON

Teraz za złotówkę godziłoby się kupić gorzałki i placków.

MEIR

Wszystko już narządziłem. (wyjmuje z za pazuchy flaszkę i placki) Chodźcie do przedsionka, popijemy tam „lechajim”. (Szeroko roztwierajq się drzwi i wchodzi Sender wesoło w rozpiętym chałacie, w odsuniętym wysoko kaszkiecie. Za nim trzech do czterech Żydów)

MEIR i BATLONIM (razem)

O, reb Sender! Baruch haba![35]

SENDER

Przejeżdżam koło bożnicy - myślę sobie, wstąpię, obaczę, co robią nasi ludzie (zauważył flaszkę u Meira) Mniemałem, że ślęczą przy nauce, abo wiodą dyszkur w nabożnych sprawach. Aliści oni biorą się do kieliszka na dobrą intencyę! Ha, ha, ha, istni miropolscy chasydzi!

1 BATLON

Wszelako spuścicie z nami kropelkę, reb Sender.

SENDER

Głupcze! Ja sam postawię kubek i to wyborny. Oddajcie mi mazel tow! W dobrą godzinę zaręczyłem córkę. (Chonen wstrząśnięty zerwał się z miejsca)

WSZYSCY

Mazel tow! Mazel tow!

MEIR

A nam dopieruśko doniesiono, żeście nie doszli do ładu z ojcami i że sprawa poszła w niwecz.

3 BATLON

Jakże ta wieść nas zmartwiła!

SENDER

Niewiele już brakowało, ale w ostatniej chwili ojcowie przystali na moje żądania i szczęśliwie spisaliśmy tnaim[36].

CHONEN

Tnaim?!... Tnaim?!... Jakto? Jak to się stać mogło? (w wielkiej rozpaczy) Więc na nic, na nic się nie zdały ni posty, ni mikwy, ni cejrufim, ni umartwiania? Wszystko to na darmo? A co teraz?... Jaką drogą?... Jakiemi siłami? (chwyta się za piersi, wyprostowuje się, z promieniejącem obliczem) A-a-a... Przedemną roztwiera się tajemnica wielkiego dwoiście wyrażonego Imienia!!! Widzę ją... Ja... ja... ja zwyciężyłem! (pada na ziemię)

MESZULACH (otwiera latarkę)

Dopaliła się świeczka. Inszą trzeba zaświecić. (przerażająca pauza)

SENDER

Meir, czego tu tak ciemno? Każ światła zapalić. (Meir świeci)

MESZULACH (podchodzi cicho do Sendera)

Z ojcami przyszliście do ładu?

SENDER (patrzy nań zdziwiony, nieco przestraszony)

Tak...

MESZULACH

Zdarza się, że rodzice przyrzekają, wżdy łamią później słowa. Nieraz przychodzi nawet do Sądu Tory. Należy przeto osobliwie mieć się na baczności...

SENDER (przerażony do Meira)

Kto zacz ten człowiek? Nie znam go!?

MEIR

To przechodzień, Meszulach...

SENDER

Czego chce odemnie?

MEIR

Nie wiem.

SENDER (ochłonąwszy)

Aszer! Skocz do mego domostwa i powiedz, że poleciłem przygotować trunek, konfitury i dobrą przekąskę. Ale szybko na jednej nodze. (Aszer wybiega) A tymczasem pogwarzymy sobie trochę... Może zna kto jakie nowe słówko naszego rabbi, przypowieść abo cud. Każde jego słóweczko cenniejsze jest od pereł.

1 BATLON (do Meira)

Schowaj flaszkę, przyda się na jutro. (Meir chowa flaszkę)

MESZULACH

Opowiem wam jedną z jego przypowieści. Do naszego rabbi przybył razu pewnego chasyd możny, wzdy srogi kutwa. Rabbi odprowadził go do okna i rzecze: „Co widzisz ?” Odeprze ów: „Widzę ludzi”. Zaprowadził go tedy rabbi przed zwierciadło i powiada: „A co widzisz ninie ?” Odpowie możny: „Teraz widzę siebie”. Na to rabbi: „Tak w oknie jako i w zwierciedle jest szyba, ale szybę w zwierciedle nieco posrebrzono. A skoro jeno posrebrzona, przestaje się widzieć ludzi, a widzi się tylko siebie samego.

3 BATLON

O! o! o! Słodsze od miodu.

1 BATLON

Święte słowa.

SENDER (Do Meszulacha)

Ha? Co? Do mnie pijecie?

MESZULACH

Uchowaj Boże.

2 BATLON

Zdałoby się co zaśpiewać (do trzeciego batlona) Podaj melodyę naszego rabbi! (3 batlon zanucił cichą, mistyczną, chasydzką melodyę. Wszyscy mu wtórzą)

SENDER (zerwał się z miejsca)

A teraz w tan! Co? Nie zatańczyć, gdy Sender wydaje jedynaczkę? Jacybyśmy to byli chasydzi miropolscy! (Sender, trzej batlonim i Meir położywszy sobie nawzajem ręce na ramiona, łączą się w kółko. Wśród monotonnego śpiewu, w zachwyceniu tańczą zwolna w jednem miejscu. Sender wyrywa się z koła, ochoczo) A teraz wesołego obertasa, wszyscy do mnie!

2 BATLON

Dalej chłopcy! Wszyscy do nas! (zbliża się do nich kilku młodzieńców) Henech! Chonen! Gdzie się podziewacie? Wesołego obertasa!

SENDER (nieco zmieszany)

A, a, Chonen! Mój Chonen przecież tu jest! Gdzie on? Nuże dawać go tu!

MEIR (zoczywszy Chonena leżącego na ziemi)

Zasnął nieboraczek na podłodze.

SENDER

Obudź go, obudź-że go!

MEIR (budzi go, przerażony)

Nie budzi się! (wszyscy zginają się nad Chonenem i potrząsają nim)

1 BATLON (z okrzykiem przerażenia)

Umarł!

3 BATLON

A z ręki mu wypadła księga Razyel Hamałach! (wszyscy wstrząśnięci)

MESZULACH

Przez nieziemskie moce porażony został!!

(Zasłona).


[1]Nawa niewiast - religia żydowska zabrania kobietom modlić się wspólnie z mężczyznami.

[2]Tefilin - używane przy modlitwie rannej rzemienie na rękę i głowę: tekturowe małe skrzyneczki, przytwierdzone do rzemieni zawierają spisane na pergaminie wyznanie wiary.

[3]Talis - chusta modlitewna; w niej składają Żyda do grobu.

[4]Batlon - l. mn. batlonim) ubogi, nędzarz; w dalszem znaczeniu ludzie o przekonaniach, odbiegających od ogólnie przyjętych zasad i porządku społecznego, ludzie bez zawodu, którzy skupiają się koło domów modlitwy i zrzeszeń religijnych; tu nędzarze bez zawodu, oddający się żarliwie nauce Talmudu i Kabbali.

[5]Dawid, melech Izrael, chaj wekajam - „Dawid król Izraela, żyw po wieki”. Reb - kładzie się przed nazwiskiem poważnego i poważanego ojca rodziny: Raw - rabin, przełożony duchowny gminy, stąd rabbi - używane w przemowie do rabina. Rebe - wychowawca, nauczyciel. Wszystkie słowa mają wspólny źródłosłów.

[6]Meszulach - dosłownie wysłannik. Postać, która towarzyszy akcyi, ale w niej udziału nie bierze.

[7]Naszach hakadmoni - wąż odwieczny, który skusił Ewę, szatan.

[8]Szejmot i Cejrufim - Imiona i skróty. Kabbala uczy, że imię Boga, które u Żydów występuje w niezliczonem brzmieniu, posiada tajemną nadprzyrodzoną moc. Imię to może być zrozumiane przez żarliwe zagłębianie się w jego treści i dźwięki lub przez wszywanie i wkładanie kart, zawierających Imię lub litery Imienia i t. d. Abecadło hebrajskie służy zarazem za cyfry. Kabbaliści więc przez zliczanie liczb, jakie przedstawiają litery pewnych słów, dochodzą do tajemnych wniosków o istocie Boga, świętych sprawach i t. p. Liczbom tym przypisują kabbaliści nadprzyrodzoną siłę. Tę samą moc posiadają skróty Imienia innych słów, wreszcie liczby skrótów, lub modlitwy i psalmy odmawiane w pewnym określonym porządku.

[9]Bal-szem - słynny człowiek, Pan Imienia, golem - cud Kabballi:

stworzenie człowieka z gliny, którego ożywia się przy pomocy Imienia.

[10]El - Bóg.

[11]Jesziba - wyższa szkoła kształcąca na uczonych w Piśmie, rabinów i dajonim.

[12]Gemara - Talmud.

[13]Mikwy - umartwiania i żarliwe praktyki polegające na zanurzaniu się we wodzie. Podczas zanurzań (nieraz zimą w rzekach) wymawiają imiona

i kabbalistyczne słowa.

[14]Talizman - poświęcane pieniążki lub inne rzeczy, nawet kwitki papieru, na których napisano kabbalistyczne słowa lub skróty.

[15]Chosen - narzeczony, pan młody, oblubieniec.

[16]Kubek na intencyę - wychylanie kieliszka odbywa się z wewnętrznem nabożeństwem na intencyę wyzdrowienia chorego, pomyślności oblubieńców i t. p.

[17]Chasydzi - kierunek stworzony przez cadyka, zwanego Bal Szem Tow, przeciwstawia on ekskluzywności scholastów talmudycznych, którzy odgradzali się od gminu, deokratycznymi poglądami i demokratyczną formą rytuału. Chasydzi bez względu na stan skupiają się w wspólnych praktykach i religijnych ucztach wokół cadyka, który przoduje im mocą swego ducha. Współczesny chasydyzm z dawnych prądów zachowuje tylko odmienny strój i rytuał.

[18]Rybono szel olam - panie świata.

[19]Dziesięciu ludzi - dopiero w obecności dziesięciu ludzi wolno odprawiać wspólne nabożeństwa i inne praktyki religijne. W szczegółowo przewidzianych czynnościach wystarczy trzech.

[20]Lechajim - na zdrowie.

[21]„Emet” - prawda. Suma głosek 1+4+4=9.

[22]Drzewa żywota - drewniane wałki, na których zwinięty jest pergamin rodału, zakończone są rączkami, które wystają ze zwoju. 4*9=36 Leah=30+1+5=36 Chonen=108=3*36. Słowo „emet” ma nadto szczególne kabbalistyczne znaczenie. Składa się z 3 liter hebr. alfabetu: alef (a) mem (m) i taw t, które zarazem stanowią pierwszą, środkową i ostatnią literę abecadła. Literom i cyfrom przypisuje Kabbala niezwykłą wagę. Trzy przeto kardynalne litery alfabetu złączone w słowo „Prawda” uważają kabbaliści za syntezę istoty Boskiej.

[23]Leah Lo-h - Imię Leah składa się ze zgłoski lo, która oznacza „nie” oraz z litery „hej” (h), Litera hej stanowi skrót Imienia Boga. Stąd wniosek Chonena: nie Bóg.

[24]Sad Pardes - Pardes (stąd niem. Paradies) dosłownie sad, raj. W tem miejscu nie tyle fizyczne wtargnięcie do raju, jak raczej wtargnięcie do sadu, raju Poznania. Słowo Pardes bowiem składa się z czterech skrótów: pszat - zwyczajne znaczenie: r, remes - misteryum; d, drusz - rozumowanie i wykład: s - sod - tajemnica.

[25]Święty A`r`i - skrót Admur Reb Icchok Luria - słynny Kabbalista w Saffed, admur stanowi również skrót: adonenu, morenu werabenu - pan nasz, nauczyciel i rabbi.

[26]Święty Bal-szem-tow - założyciel chassydyzmu.

[27]Szir-Haszirim - pieśń nad pieśniami.

[28]Symchat Tora - święto nadania Tory, obchodzone radośnie. Podczas pląsów z Torą, wyjątkowo wolno niewiastom znajdować się w nawie mężczyzn.

[29]Pesach - wiosenne święto przaśników (Pascha).

[30]Magin Dawid - tarcza Dawida.

[31]W dnie wyznaczone - ubodzy szkolarze jadają przy stole bogaczy codziennie u innego w oznaczony dzień tygodnia.

[32]Czarnym płomieniem - Legenda żyd. Agada podaje, że tablice, które Mojżesz otrzymał na Synaju spisane były czarnym płomieniem na białym płomieniu. Mojżesz spisał je, a pióro otarł o włosy, stąd głowa jego otoczona aureolą promieni.

[33]Księga Razyel Hamałach - systematyczny podręcznik kabbalistyki zawierający szczegółowe pouczenia, wedle tradycyi wręczony przez anioła Razyela Adamowi.

[34]Mazel tow - życzenie pomyślności (mazel - planeta, gwiazdozbiór w zodyaku).

[35]Baruch haba - błogosławiony niech będzie przybyły.

[36]Tnaim - dosł. warunki, akt zaręczyn w rytualnem prawie żydowskiem.

 

OSOBY

DYBUK

AKT DRUGI