ODSŁONA I
SPRAWA I
Teatr przedstawia z jednej strony cha
łupy wiejskie, wspośrzód nich widać karczmę z wystawą, po drugiej stronie pod laskiem młyn i rzeka, na której stoi mostek, w głębi widać wieś Mogiłę,
kościół i grobowiec Wandy.
Jonek siedzi na wierzbie i spogląda ku Wiśle.
Stach biega niespokojny.
DWU
ŚPIEWSTACH
Cós Jonku, nic tam nie widzis?
JONEK
Nic wcale, prózno się bidzis.
STACH
Patsaj jeno, mi
ły Jonku,Patsaj dobze pseciw s
łonku.Bo s
łysałem, ze dziś wcaleMają psypłynąć górale.
O niescęście tes to moje,
Jakze ja si
ę tego boję!JONEK
Nie l
ękaj się, miły Stachu,Wsakci nie umzem od strachu,
Toć górale nie są carci
A je
źli będą uparci,Tak ich tu gracko wyćwicem,
Ze się musą wrócić z nicem.
STACH
Ale jak mi porwą Basię?
JONEK
Jesceć im, od tego zasię.
Ale cicho! Co
ś spod góryP
łynie: kieby dwaj gąsiory.STACH
Ach, to oni pewniusienko!
JONEK
Nieinacej, mój Stasienko,
Teras widzę dokonale,
Zeć to oni są górale. (
skacze z drzewa.)STACH
Cós tu cynić?
JONEK
Cós pocniewa? (my
ślą.)STACH
Oto do ojca pójdziewa,
I nim górale psypłyną,
Padniem mu do nóg z dziewcyną.
I opowiem moje ch
ęciJONEK
Ja w tem za druzb
ę słuzę ci.(razem)
Id
źma, wsak on nie ze skałyWzrusy si
ę na me (twe) zapały,Wsak on kiedy
ś w młodym wieku,Musiał tes doznać nieboze,
Jak to wej doskwiera cłeku,
Kiej do swej lubej nie moze
(odchodz
ą obydwa.)(Stach zatrzymuje si
ę przed samym młynem.)STACH
Ach, nie mog
ę mój Jonku, jakoweś mnie moryPsechodz
ą i drzę cały.JONEK
Zwycajnie, jamory
Nie
śmiałym cłeka cynią, ośmielze się psecie.STACH
Wiem, ze m
łynaz najlepsa jest dusa na świecie,Ale jego zonecka, oj, ta, zadn
ą miarąNie pozwoli wej na to, wsak wies, miły bracie,
Ze go tak osiod
łała, jak kobyłę starą:W ustawicnej nieborak zyje tarapacie.
JONEK
Dobrze mu tak, na co stary, ozeni
ł się z młodą?Posed wej i on za mod
ą.Chcia
ł pewnie, azeby go sąsiedzi chwalili,Zeby go, jak po miaStach, karmili, poili,
Byle tylko wst
ęp mieli do ładnej zonecki:My
ślał, ze złoto złapie, dziś ma torbę siecki.Jak tylko pani Dorota
Wlaz
ła w dom - zaraz niecnota,Starca zawojowa
ła i córkę mu gryzie;A sama, jak zobacy zwawego ch
łopaka,To tak do niego lizie,
Kieby smo
ła jaka.STACH
Otós to, miły Jonku, moja bida cała,
Pani m
łynarka, tak się we mnie pokochała,Ze, kaj mie tylko spotka, w oboze cy w gumnie,
Zaras chce ca
łusa u mnie.Ongi, jak mie pod stogiem siana psycapi
ła,Tak mi
ę ściskała niecnota,Ledwie mnie nie udusi
ła.JONEK
Cy tak? no, wejcie to ta
Psycyna, ze ci Basi nie chce dać za zonę:
Wiesze co, to psed Bartkiem oskarzemy on
ę,A tak się wsyćo skońcy.
STACH
Oj nie, mi
ły Jonku,Nie psycyniajmy prózno staremu frasunku,
Mógłby się na śmierć zagryść, gdyby lepi
Męzowie na swych zonek figle, byli ślepi,
Wi
ęcejby spokojności między ludźmi było.JONEK
Mów racej, ze rozpustniejby się jesce zyło,
Ale wies co, te wsytkie matki korowody
S
ą furdą, jezeli mas słowo panny młody.STACH
Ej Basiać mnie lubuje i tak powiedziała,
Ze nie chce tego dr
ągala, Górala,Którego jej macocha za męza obrała:
Tylko, ze ociec stary, zapewne mu s
łowaZechce dotsymać, bo to jus dawna umowa.
Między niemi stanęna, ach otós jus płyną
Górale i Bryndusa zaręcą z dziewcyną.
Ja si
ę zabije, Jonku, jeźli ją postradam.JONEK
Cekajno, niech ja wpsódy z młynazem pogadam,
Kto wie, moze go jako w zdaniu pseonace,
Gdy mu nase racyje dobze wyonac
ę,Psecies to co swój, to swój; na cós tu obcego,
Kiej haw mamy i w domu, rodaka swojego.
Alboś to ty wej hołys, lub jaki mitręga,
Psecieć to i twój ociec seść kobył zapsęga
W furmank
ę, i niedawno woził kastelanaDo Warsawy, ba, nawet i samego pana
Wojewod
ę do Grodna, a jak się obrócił,W tsy niedziele go zawiózł, i nazad się wrócił.
I ty tes ctery konie p
ędzis jednym licem,Po w
ąwozach się kręcis, tsaskas łepsko bicem,Mas tes dwa morgi gruntu, dwa zupany syte
I ta
ńcujes najlepiej między parobkami,Mas i kozuch skalmieski, buty z podkówkami,
Dwie laski w srebro kute, ksemieniem obite,
A jezeli dotego dziewcyna ci spsyja,
To się nicego nie bój.
STACH
Ale nam cas mija,
Bo jak wej ci Górale psypłyną do młyna,
Jak si
ę upse Dorota, to za poganinaBart
łomiej wyda córkę, i stracę dziewcynę.JONEK
Jesce tutaj nie zd
ązą ani za godzinę.Basie tsa ze młyna zwabić, byśwa uradzili.
STACH
Nie wiem, jak to tu zrobić. (Basia w dymniku pokazuje si
ę.)JONEK (spostrzega Basi
ę.)Cyt, widzis ty Basie?
SPRAWA II
Stach - Jonek. - Basia.
STACH (biegn
ąc do Basi.)Basiu! moja dusecko, zle
ź tu do nas trocha.BASIA
Nie mog
ę, bo młyn wejcie zamknęła macocha.Ale patsajcie jeno, jest ona w stodole?
Jezeli jej nie widać, zejdę choć po kole.
JONEK
Nie mas jej, chwila temu, posła za ogrody.
STACH
Zejd
ź więc, tylko ostroznie, abyś sobie skodyNiezrobi
ła.BASIA
Nie bój się, nie pierwsy raz ci to.
(schodzi po kole, Stach jej rękę podaje, a Jonek patrząc śmieje się.)JONEK
Ba, ba, ba! nie musiałaby chyba być kobietą,
Zeby się nie umiała wykradać do gacha.
Ale jak zręcnie skace, jak koza, ha! ha! ha!
Mówią, ze nie tsa wiezyć po miaStach niewieście.
Diab
ła prawda, i nase to zrobią, co w mieście.STACH
Ach, Basiu! zycie moje, cós to będzie z nami?
BASIA
Abo co?
STACH
Juz dwie krypy p
łyną z Góralami.Niezad
ługo tu staną.BASIA
A to niech i ta stan
ą.STACH
To cie wej nic nie martwi, to chces być wydan
ąZa Bryndosa, Górala?
BASIA
Nic z tego nie będzie.
Wsak wies, kiej u nas by
ł tu po kolędziePowiedzia
łam mu wyraźnie,Ize ja si
ę z nim nie draźnie,Ale mu sceze mówię, że jak diabła, jego
Nie cierpie i, ze pójdę za Stasia mojego,
A ze on nie chce wiezyć, ze tak jest uparty,
Niech go biorą carty.
Jak psyjdzie tak pójdzie s kwitkiem.
STACH
Dobze to moja Basiu, ale gdy s tem wsytkiem
Ociec cię musić będzie, albo tes macocha?
BASIA
Ociec tego nie zrobi, bo mnie mocno kocha,
A matuli za
ś powiem: matulu słuchajta,Kiej wam tak Góral miły, to se go kochajta,
Ja zaś za górala niechce pójść i kwita,
A jak mnie gwałtem weźmie, pozna, zem kobieta,
Tak go gryść, tak cartowsko zyciem z nim gotowa,
Ze mu za jeden tydzień, jak kadź spuchnie głowa;
Otósto jej tak powiem, i na tym się skońcy.
Nie bój się mój Stasieńku, nic nas nie rozłący,
Je
źli cię nie nawiną inne pseciwności.STACH
Basiu cylis ty nie znas, ca
łej mej miłości:Jako w
ągiel skropiony wodą, bardziej pazy,Jako wiatr rozdymaj
ąc, ogień, lepiej zazy,Tak me serce wi
ęksego doznaje płomienia,Kiedy na si
ę fortuna pseciwną zamienia.BASIA
Jus se wej nie gry
ź głowy, jus ja w to poradzę,Ze tego natr
ętnego Górala odsadzę;A jak b
ędzie uparty, zaśpiewam mu wreścieT
ę piosneckę, co to ją jakaś panna w mieścieSwemu kawalerowi psed
ślubem śpiewała,Kiej j
ą matka za niego gwałtem wyganiała.ŚPIEWKA
Mospanie kawaleze,
Nie ze
ń się, prosę, ze mną,Bo ja powiadam sceze,
Ze ci nie b
ędę wzajemną.Natura kochać kaze
I mnozyć swoje plemię,
Ja mam ku tobie odraz
ę,Pros
ę, zaniechajze męe.Gdzie jest w ma
łzeństwie zgoda,Tam s
łodko lata schodzą,Tam w domu jest swoboda,
Tam si
ę i ludzie rodzą.Lec gdzie w ma
łzeńskie łózkoNiezgod
ę djabeł wdmuchnie,Tam zonie schnie serdusko,
M
ęzowi głowa puchnie.Nie zda si
ę baran kozie,I kacka nie chce kruka,
Wabi
ą się ptaki w łozie,Kazde swojego suka.
Gdzie si
ę w niewoli zyje,Niemas tam wzajemno
ści,Pies na powrozie wyje,
Kazdy pragnie wolno
ści.Otóz to tak mu powiem.
JONEK
ł.)
(który dotychczas w pole patrzaEj, cicho!
Dorota wej tam idzie.
STACH
A cy j
ą tu lichoNiesie, uciekaj, Basiu, by ci
ę nie zocyła.BASIA
Ale jak
łatwom na dół s pod dachu zskocyła,Ale w górę nie mozna, a dzwi odemłyna
Zamknęła wej macocha, by snać starowina
Ociec nie wysedł patsyć, kędy ona chodzi,
Bo jak wejcie uwazam, ze ona co
ś godziNa jakiego
ś jamanta, s którym się wej wdaje,A musi jus mieć kogoś, bo raniutko wstaje,
I biega za stodo
ły -JONEK
(do Stacha cicho.)Ciebie pewnie suka,
STACH
(do Jonka.)Nie mówze nic.
(do Basi.)Idź
, Basiu, bo cie matka sfuka,Najlepiej id
ź do karcmy pomiędzy dziewcyny,Ta
ńcują tam, bo Pawła dzisiaj zaślubiny,Mają tu psyjść i ojca prosić na wesele
Ty se tes potańcujes z niemi -potem śmiele
Psyjdzies, pomiędzy gośćmi nie będzie cię łajać.
BASIA
Bywaj mi zdrów.
(odchodzi.)STACH
Ty tes Jonku, psestań bajać,
Gdyby dziewucha zwęchła te matki zaloty,
Mia
łzebym potem w domu cartowskie kłopoty;Idź za nią, wsak ty druzba, ty mas tańce wodzić.
JONEK
Podchlebiaj matce Stachu, bo ci moze skodzić,
Nie zawadzi dla zysku osukać nawjasem,
Wsak i panowie zonki tes zdradzają casem;
A próc tego s psybytku, wsak głowa nie boli,
Potrafis ty i matce i córce dowoli.
STACH
Nie baj, idź prędzej.
JONEK
Id
ę. Nim staną górale,Ja tu s ca
łą ceredą w tańcu się psywalę,Weźmiewa sobie sksypki i kozę maćkową.
SPRAWA III
Stach sam, potem Dorota.
STACH
A ja w moje obroty wezm
ę tu Bartkową,Jezeli się da wzrusyć, to o starca fraski,
Jak go wej rozkomosą weselne igraski,
Wtencas mu padn
ę do nóg i wsystko opowiem,Moze się da nakłonić.
DOROTA
ę na szyi.)
(biegnie i wiesza mu siAch, Stasie
ńku miły!Ty
ś moją dusą, tyś jest mojem zdrowiem!Jus ci
ę od świtu sukam, pewnie cię zwabiłyDziewuchy wej do karcmy - a ja bes cie konam!
STACH
Ale pani m
łynarko, na cós to nam?Te prózne swary;
Wacpani mąz stary,
Jakby si
ę wejcie o tym dowiedział, toby toDopiero biedy by
ło.DOROTA
Na cós się s kobietą
Młodą zenił, kiej stary, mógł mnie wej nie zwodzić,
Kiej w nicem młodej zonie nie umie dogodzić.
Zawse to chore, ksywe,
A jesce tak podejzliwe,
Chciałby mnie zbyć głaskaniem, a to nic nie nada:
On mnie osuka
ł, ja tes osukuje dziada.
SPIEWKA
Zadko to bywa na
świecie,By si
ę małzeństwo kochało,Chocias w m
łodości są kwiecie,Chocias si
ę dobrze dobrało.Tym gozej, gdy zona zwawa,
A mqz, ledwie ze si
ę chwieje,Prózno się praca zadawa,
Jak lód psy słońcu topnieje.
Stasiu, ty
ś zranił mq dusę,Ja ci prawdę wyznać musę,
Ze kiej mam starca przy sobie,
Wtencas ja my
ślę o tobie.O bodajbym ci
ę nie była znała!Nie by
łabym cię kochała,Ty mi
ę tak dręcys niebogę,Ze bes ciebie wytrwać nie mogę.
Wi
ęc się nademną uzałuj,Uzyc mi w mojej potsebie
Casem mnie tylko poca
łuj,Wsyćko ucynię dla ciebie.
STACH
Pani Bart
łomiejowa, gdy mi tak spsyjacie,Pochlebiam sobie wejcie, ze mi Ba
śkę dacie,Basia mnie bardzo kocha i ja j
ą wzajemnie.DOROTA
Ba
śki ci się zachciało zdrajco, a śmiesze mnieTakie zecy wbrew bajać, toćbym miała
Patsyć, jakby się Baśka do cię umizgała?
STACH
A wi
ęc tes, kiedy inną wybierę za zonę,Wi
ęcej mnie nie ujzycie, bo w daleką stronęPseniesę się, to i tak wam nic nie pomoze.
DOROTA
(na stronie.)Prawda i to.
łośno)
(g
Słuchajze, toć jesce być moze,Zebym ci Baśkę dała, ale mi obiecać
Musis, ze mi pozwolis sobie się zalecać,
Wsak ja młoda i zwawa.
STACH
Nie, Pani Bartkowa,
Niech nas Pan Bóg od takiej pokusy zachowa,
Nie słysycies to jak nas ksiądz o to strofuje?
DOROTA
O ba, niech sobie tam ksi
ądz zdrowiuchno zartuje,Pami
ętam ja, jak do mnie kopercaki palił,Kiedym wej chusty pra
ła, mało mnie nie zwaliłW Wisłę, a zem go chciała kijonką psemiezyć,
Nie ze wsyćkiem to pono trzeba księdzu wiezyć.
STACH
Ale się ludzie gorsą i śmieją się z tego.
DOROTA
Juz my nie zgorsem
świata zepsutego.Pami
ętam ci ja w mieście ową panią malowaną,Co
śmy to u niej byli z kasą tatarcaną:M
ąz koło kuchni chodził, a ona w pokojuLeza
ła na kanapie w tak cieniusieńkim stroju,Ze ją ledwie nie nago widzieć mozna było,
Dwóch młodych ohficerów psy niej się kręciło,
Takze jaki
ś kanonik i patron nadęty,Ten poprawia
ł pońcosek, ów ściskał za pięty,Azem parsch
ła ze śmiechu.STACH
To si
ę panom godzi,Bo takim, i samo z
łe, na dobre wychodzi,Ale my, zyć powinni, jak poćciwość kaze,
Ja nigdy mojej zony zdradą nie obraze.
DOROTA
Kiedy tak, to si
ę Baśki nie spodziewaj prózno,Dziś ją Górale wezmą, bądź zdrów.
(chce odejść.)
STACH
ąc za nią.)
(biegnA cyz mozna
Abyście mnie tak dręcyć chcieli? hej słuchajcie!
Albo mi zaraz dzisiaj swoj
ą córkę dajcie,Albo powiem m
ęzowi, ze wy mnie kochacie.DOROTA
Oho! próznać to praca, nie wskóras nic bracie,
Tak ja memu starcowi zakręciła głowę,
Zeby ci
ę jesce wyprał za takową mowę.Spróbujno, a zobacys, jak tam zecy chodzą,
Gdzie młode zonki, starych męzów za nos wodzą.
(odchodzi.)
STACH
Prózna widzę nadzieja, cós tu teraz pocnę,
(tu słychać strojenie skrzypców w karczmie.)
Ale otós i tańce zacynają skocne,
Niechze se tu ta
ńcują, ja ojca sprowadzę,I z nasym organist
ą trochę się naradzę;On, jak si
ę na perore do ojca wysadzi,Moze od mojej Baśki Górala odsadzi.
(odchodzi.)
SPRAWA IV
Pawe
ł, Zośka, Jonek, Basia, druchny, drużbowie (Jonek zwyczajem Krakowiaków stawa zawsze na przodzie, kiedy śpiewa zwrotkę. Jonek z panną młodą, a pan młody z Basią, reszta krakowiaków parami tańcują.)JONEK
śpiewa.)
(Oj dadada, dadada, ta
ńcujmy wesoło!Skaćcie chłopcy, skaćcie dziewki, skaćwa wszyscy wkoło.
(Tańcują.)Wyjd
źcie do nas Panie Bartku, Pan Paweł was prosiBo dzis jesce chciałby urwać rózyckę u Zosi. (tańcują.)
Zosia ceka niecierpliwie, rych
ło wiecór będzie,Bo dostanie ślicny cepek, choć rózy pozbędzie.
(tańcują.)Dzi
ś Pan Paweł pozna Zosię, cy mu zyła wiernie,Jeśli jesce u rózycki, ma kolące ciernie.
(tańcują.)I wy Panie Bart
łomieju, mieliście te gody,Kiejście kwiatek chcieli urwać u zonecki młody.
(tańcują.)A wi
ęc dłuzej nie wstsymujta nasej lubej pary,Bo to młody zywiej pragnie, niźli wejcie stary.
(tańcują.)
SPRAWA V
Ci
ż sami, Bartłomiej i Dorota (wychodzą ze młyna)BART
ŁOMIEJWitam was, moje dzieci, cegos - to z
ądacie?JONEK
Oto tu, Bart
łomieju, państwo młode macie,Które was psysło prosić, na swoje wesele.
Ja, jako pierwsy druzba do nóg wam się ścielę,
Byście swoją osobą udazyć ich chcieli,
Psytem, byście swą zonkę i córeckę wzięli,
Pokorniuchno uprasam.
łania się.)
(kBART
ŁOMIEJToć ty wej dziewecko
Nasego Pana Pawła zostaniws zonecką?
Winsuj
ę, zyjcie zgodnie w małzeńskiej psyjaźni,Zawse bes pseciwno
ści i bes zadnej kaźni;Zyjcie w tym stanie, który nam Pan Bóg spoządził,
Kiedy samemu cłeku źle być sądził.
Wi
ęc nie męza, nie brata, ani tes drugiegoJadama utwozy
ł mu, do zycia wspólnego,Ale mu zon
ę z jego uformował ziobra,Boć to zła zec jednemu zyć, a dwojgu dobra.
Zyj więc scęśliwie paro, z dusy zycę tego!
PAWEŁ
(kłania się.)Dzi
ękujemy Wasmości.BARTŁOMIEJ
(do Zosi.)
A ty kochas jego?
Powiedzze, nie wstyd
źno się, bo to bes miłościZa nic ma
łzeńskie śluby.PAWE
ŁSroma się Wasmości.
Niechce wej gadać.
DOROTA
Mówze.
PAWE
ŁNie bądźze tak płochąm.
BART
ŁOMIEJJakze, cy kochas Paw
ła Zosiu?ZOSIA
ąc się z prędkością)
(wstydzI toć kocham.
BARTŁOMIEJ
B
łogosławze więc Boze wase serca cyste!JONEK
Otóz wej i Stach z ojcem wiodą organistę:
Us
łysema tu zaraz ślicną oracyję.
SPRAWA VI
Ci
ż, WAWRZYNIEC, Stach, Organista.MIECHODMUCH
Witam, witam, zebran
ą całą kompanijęI proszę mi pozwolić, by w ten dzień wszpaniały
R
ęce moje na dźwięcznych cymbałach zagrzmiały.
(biorąc się pod boki, jak przystoi do oracji.)O Pawle, ch
łopczów ozdobo!Zochfija
łączy się z tobą.I tak si
ę łączy do szpółki,Ze kieby dwie jaszkółki:
Popl
ątawszy swe nogi, jak one we wodzie.Tak wy dzi
ś utoniecie w małżeńskiej szwobodzie!Kochajcie si
ę więc zawdy, jak szynogarlice,Pnijcie si
ę w górę razem, kieby chmiel po tyce.We dwa rz
ędy szadzony ogród, kształtniej sztoi,Dyjament wsadzon w z
łoto, jaśniej światło dwoi,I dwa sz
łowiki nawet śpiewają szwobodniej,Weselej zapalone gor
ą dwie pochodnie:Tak i wy w jedno
życie z obojga wcieleni,Z obydwóch sztron będziecie też błogosławieni!
A jak wam się szczęścić będzie,
Gdy ksi
ądz przyjdzie po kolędzie,Nie zapominajcie o Organi
ście,A ja wam za to ogni
ścieZagram przy
ślubie na całe organy.Sko
ńczyłem, dyksy, siądźmy, ty Panie kochanyPawle, każ nam tu przynieść miodu garczy parę.
WAWRZYNIEC
Siadajcie, gospodaze - ja zwycaje stare
Zachowuj
ąc, jako wej stryj pana młodegoNa miejscu ojca zmar
łegoMoje b
łogosławieństwo kładąc im na głowę,Tak
ą do nich cynię mowę:Zyjcie swobodnie, - mnózcie się płodnie,
Oby
ście wase widzieli prawnuki,Oby
ście od dzisiejsej psewrotnej naukiDalecy - poćciwe mogli wydać plemię.
Uprawiajcie w pocie co
ła wasą ziemię,Ona jest matk
ą wasą, ona was wyzywi;Nie b
ądźcie z nikim fałsywi,Kochajcie zawse bli
źniego,Nie odpychajcie od dzwi ubogiego.
Podzielcie si
ę chudobą s potsebnym sąsiadem,I zyjcie dobrych ludzi psyk
ładem.Nic wam wi
ęcej nie zycę - a teraz wy chłopcy,I wy starsi parobcy,
Stawcie si
ę w psemian z dziewcęty,I za
śpiewajcie himn małzeństwa święty.Nasa Pani Bartkowa, jako gospodyni,
T
ę nam łaskę ucyni,Ze w
łozy pannie młodej na głowę wianecek,Wy, druchny, rospuśćcie jej warkoce.
Tu panie młody za mną, w weselny tanecek.
Ja zacn
ę, zaśpiewajcie, niechaj se wyskocę.(Bart
łomiej, Dorota, Organista i kilku starych gospodarzy siedzą po prawej stronie, - chłopcy i dziewczęta śpiewają na przemiany; pod czas zwrótki dziewcząt chłopcy smutni, po skończonej podskakują na miejscu, śpiewają, tańcują, Jonek z panną młodą, a Paweł z Basią.)
HYMN WESELNY
1.
DZIEWCZ
ĘTAZosiu, ach! jus ci
ę traciemy,Jutro ci
ę panią ujzemy,Zblednie kolor twój rumiany,
Stracis wianecek ruciany.
1.
CHŁOPCY
Nie uwazaj, mi
ła Zosiu, lepsy chłopak świezy,Nis kwiatecek w pustym polu, co od
łogiem lezy,I wianecek, kiedy zwiędnie, nic niebędzie płacić,
A wy, co go załujecie, radybyście stracić.
2.
DZIEWCZĘTA
Jus matuchn
ę swq stradałaś,Jus do obcych si
ę wybrałaś,Jus nie uj
źrys swej dziedziny,Gdzie s
łodkie zyłaś godziny.2.
CH
ŁOPCYSkowronecek pod kamykiem,
łabędź wedle wody,A s
łowicek w chłodnym gaju uzywa swobody,Tak tes dziewce w domu m
ęza, znajdzie dobre mienie,Bo tak wejcie psykaza
ło mądre psyrodzenie. (tańcują)3.
DZIEWCZ
ĘTADot
ąd nie znałaś zgryzoty,Teraz poznas, co k
łopoty,Nie będzies mogła tańcować,
Bo musis na chleb pracować.
3.
CHŁOPCY
Wsakze kazdy c
łowiek w zyciu stwozony do pracyA ci, co nam chleb zjadaj
ą, są istni prózniacy,I wy dziewki, co w panie
ństwie swe troski macie,Lec w małzeństwie są roskose, których wy nie znacie.
(tańcują.)4.
DZIEWCZ
ĘTAPsyjdzie jesce k
łopot taki,Kiedy ci
ę obsiędą dziatki,Natencas b
ędzies slochała,Ze
ś się panną nie została.4.
CH
ŁOPCYChmiel si
ę ksewi, jabłoń rodzi i gniezdzą się ptaki,By si
ę wsytko nie mnozyło, nie byłby świat taki,Nikcemne s
ą takie dziewki, djabła nie wartają,Co się same tylko włócą, a męzów nie znają.
(tańcują.)WAWRZYNIEC
Dosyć jus tego chłopcy, łepskoście śpiewali,
I my tes nie najgozej Zo
śkę wychasali;I wy, druchny, sk
ładnieście tes nad nią płakały,Choć to takiego płacu i wy byście chciały.
Teras pójdźwa do karcmy, jak śniadanie zjemy.
To si
ę wej Panie Bartku, z sobą rozmówiemy.MIECHODMUCH
Bo mamy coś powiedzieć, dla dobra waszego.
JONEK
Dalej, duda! Zagraj nam marsa wesołego.
Pódźwa.
(Marsz, wszyscy wychodzą parami.)
WAWRZYNIEC
Ty pilnuj dobze i Bartka i zony,
Nalewaj im goza
łki miodem zaprawionej,Wsak wies, ze my, podobnie tak, jak i panowie
Najlepiej spraw
ę końcem, kiedy sumno w głowie.
(do Stacha.)A jak się jus zachłysną, w tem zacnij pomału
Prosić o łaskę dla się, pewnie o Góralu
Zapomn
ą.STACH
Ale ojce spie
ście się jak mozna,Bo, jak Bryndus psyp
łynie, to jus będzie prózna.WAWRZYNIEC
O! ani za godzin
ę jesce tu nie staną,Wysiedli, pod kościołem snać na msą śpiewaną.
Mamy jesce dość casu.
(idzie do karczmy.)STACH
Idźmy tatuleńku.
(chce iść, ale Dorota zatrzymuje go, która się była schowała za chałupę.)DOROTA
Ach! zacekajcie na mnie, zacekaj Stasie
ńku.Pójdź tutaj na ustronie, bo tam s karcmy widno.
STACH
Cegos chcecie, m
łynarko?DOROTA
Pocies ty mnie biedn
ą,Pocałuj mnie, choćby ras!
ę.)
(chwyta go za szyjSTACH
Ej! cy tes to licho,
Dajcie pokój, bo będę wzescał.
DOROTA
ąc mu usta.)
(zatykajAle cicho,
Bo stary wej us
łysy.STACH
Niech s
łysy.DOROTA
Choć ksynę.
STACH
Ani by.
DOROTA
Choć ras tylko!
STACH
Mam zdradzać dziewcynę?
DOROTA
Mój Stasiu!
ę.)
(chwyta go za szyjSTACH
ła głośno ku karczmie.)
(woBart
łomieju!DOROTA
ąc mu usta.)
(zatykajNie róbze hałasu.
STACH
Uciekajwa, bo oto kto
ś nadchodzi z lasu,Mógłby nas tu podsłuchać albo dojzeć okiem.
(ucieka.)DOROTA
Zjes mi djabła, bestyjo! Wyjdzie ci to bokiem.
(odchodzi.)
SPRAWA VII
Bardos sam wchodzi ubogo ubran, nogi
łykiem okręcone, z teką na ramieniu: torba jedna z książkami, druga z machiną elektryczną, kałamarz wielki cynowy przewieszony przez ramię, schodzi z góry po lewej stronie podskakując i śpiewa następującą piosnkę:ŚPIEWKA.
Świat srogi, świat przewrotny,
Wszystko na opak idzie,
Kto nie wart, pan stokrotny,
A cz
łek poczciwy w biedzie.Lecz rozum górę bierze,
Tym sobie
życie słodzę,I ja porosn
ę w pierze,Choć dziś bez butów chodzę.
Nie m
ądry, kto wśród drogi,S przestrachu traci m
ęstwo.Im sro
źsze ciernia, głogi,Tym milsze jest zwyci
ęstwo.Na górze mieszka Sława,
A Szcz
ęście jeszcze wyżej,Lecz gdy chęć nie ustawa,
Wnet się człek do nich zbliży.
Im sro
żej Los nas nęka,Tem mężniej stać mu trzeba:
Kto podle przed nim klęka,
Ten nie wart wzgl
ędów Nieba.Mnie, chociaz g
łód dojmuje,Lecz duszy mej nie szkodzi,
Śpiewaniem biedę truję,
Wesołość troski słodzi.
Prawda, że wesołość i smutek osładza,
Jednak
że nie ze wszystkiem brzuchowi dogadza,Widzia
łem s tej góry wysokiej,Że tu wesołe odprawiano skoki.
Dalej
że i ja w pląsy, nie źle się skakało,Ale też teraz bardziej jeść mi się zachciało.
Oj! Jad
łżebym, dwie mile uszedłszy o głodzie;Choćbym gdzie stanął w gospodzie,
Cóż? ani grosza nie mam.
(zbliża się do karczmy)
Ach, jakież to smaczneRozchodz
ą się w tej karczmie zapachy kołaczne,Coś, niby gęś,
i prosię, i pieczone cielę,Musi tu być wesele.
Gdyby się tam jak wkręcić, ale jak, to sztuka.
Wstydzę się niepomału, w tak liczną gościnę,
Jak pauper studiosus iść po żebraninę.
Jeszcze kto wypchnie, wyfuka,
Nie wiele teraz pop
łaca nauka!Oj! okpi
łem się srodze, myśląc, że talentaWykieruj
ą mnie kiedyś biednego studenta,Że dadzą sławę i dobre mienie,
Widz
ę, że próżne było moje omamienie.Djab
ła wskórasz i z rozumem,Kiedy zaćmienie w kieszeni,
Gdy się potrzeby zewsząd cisną tłumem,
W ten czas i rozum si
ę zmieni.Najwi
ększy mędrzec zgłupieje,Kiedy ze dwa dni nic nie je.
ę.)
(patrzy na tekI na cóż mi się zdacie,
Wy szumni szcz
ęścia ludzkiego malarze?Kiedy go tylko w przywidzianej marze
Ludziom wystawiacie.
Mamże was jeszcze dźwigać, kiedy sam zgłodniały
Jak trzcina chwieję się cały?
(rzuca książki.)Precz odemnie, przekl
ęte bestyje!Figury, Tropy, Sylogizmy, Chryje,
Niech was djabli bior
ą s teką!Precz i ty, Panie Seneko! -
ążki.)
(rzuca inne ksiPanie Demostenesie i Panie Platonie,
I ty tak wyszczekany djabli Cyceronie,
A wy najbardziej, wy, ga
łgańskie dusze,Owidiusze i Wirgiliusze!
A wy mi
łostki Safy, ody Horacego,Co
ście mnie tylko nauczyły tego,Że sam swoim językiem nie władam
I choć nie chcę, wierszem gadam.
Cóż mi s tego, żem Retor, Poeta, Fizykus,
Kiedym go
ły jak Bykus?Za te wszystkie wasze ba
śnie,Niech was jasny piorun trza
śnie!Raczej się głupim, podłym lub filutem zrobić,
Więcej tem można zarobić.
Ten, kto się z wami pobrata,
Nie zda si
ę dzisiaj do świata.I g
łodu się nacierpi, i tak w bidę wlezie,Że mu nie jeden robak dogryzie -
O! jak jest dziwna
życia ludzkiego odmiana,Kiedym się nie chciał z młodu uczyć, jak barana
Wyciągali na ławie, siekli, gdyby bydlę,
Dzi
ś, kiedy wszystko w głowie, szło mi jak po mydle,Kiedy nawet samego profesora zdanie
Na publicznej dyspucie zbi
łem, przez udanie,Przez plotki, tak mi
ę gryźli, tak mi bóty szyli,Że nareście jak łotra ze szkół wypędzili.
(patrząc na elektrykę.)
Oj, ty, ty elektryko, ty jesteś jedyną
Nieszczęścia mego przyczyną!
S ciebie to, ta dysputa by
ła wtenczas dana.Bodaj ci
ę!... ale masz szczęście, żeś szkla na,Schowam ci
ę, może jeszcze wlazłszy między gbury,Jak ich zacznę zabawiać twojemi figlasy,
Dostanę kawał kiełbasy.
Żeby tylko na chwilę wyszedł tu z nich który.
Oto idą, słuchajmy, co to są za jedni.
(chowa się.)
SPRAWA VIII
Stach, Basia i Bardos ukryty.
STACH
Ach Basiu, moja dusko, jakześmy my biedni,
Nic macochy nie wzrusy, tak si
ę wej uparła.BASIA
Ani by, gdyby j
ędza jaka się rozzarła,Ani se gadać nie da. - Alem uwazała,
Ze wej djabelnie ocy na ci
ę psewracała,Cy ona za
ś niecnota nie kocha się w tobie.STACH
Ej! cós ty myślis Basiu? Cós to znowu tobie,
Ot, zwycajnie kobieta, jak koby
ła w błocie,Jak si
ę upse, ani by.BASIA
A cós w tym kłopocie
Pocniewa?
STACH
Ja dalibóg nie wiem co tu pocąć.
(spostrzega Bardosa.)Ale któs to tam idzie, chce snać widzę spocąć
I siadł se.
(przypatrując się.)
Och! coś mi się ochapia pseklęcie.
On, nie on? Jakze si
ę mas, mój Panie skubencie?Cós ty tu robis?
BARDOS
A kłaniam Panie Stanisławie.
Sk
ądżeś się tu wziął.STACH
Tuć ja mięskam; z nieba prawie
Zjawi
łeś nam się Wpan.BARDOS
W czem
że pomódz mogę?STACH
Ja Basiu z Jegomo
ścią jeździłem ras w drogę.Wzi
ąłem go w Małogoscu z proseforem jego,Sam Pan mu s
łuzył, lec on słyse nie wart tego,Bo go sam Pan w naukach duzo psewyzsali,
Jak mi mówili ludzie, co wej Pana znali.
Ej! rozum tes to rozum.
BARDOS
Bodaj go nie miałem!
Za to te
ż chleba i szkół postradałem.STACH
Wejcie!
BARDOS
Powiedz mi prosz
ę, czy to ty się żenisz?Bo tu widz
ę wesele.STACH
To wej mój bratanek
Bieze zonkę.
(skrobie się po głowie.)BARDOS
Oboje was jaki
ś frasunekDr
ęczy, ty się po głowie skrobiesz, a ty się czerwienisz.STACH
Bo to wej moja luba.
BASIA
ę.)
(rumieni siA ty mój kochanek.
BARDOS
Czemuż się nie żenicie?
STACH
Matka nie pozwala.
BARDOS
A to czemu?
BASIA
Bo mnie chce wydać za górala.
BARDOS
Za górala?
BASIA
A juści.
STACH
Juz z ni
ą drugi dzbanekMiodu mój ojciec pije, ale nie wzrusona,
Jak wejcie góra w Tatrach skalistych.
BARDOS
ąc na Basię.)
(wskazujA ona
Ma
ż ojca?STACH
Ma, mój Panie, ale już jest stary,
M
łoda zonecka nad nim psewodzi bez miary.BARDOS
A on przecie przystaje
ż?BASIA
Onciby i psysta
ł,Aleby w domu jednej godziny nie wysta
ł,Wygna
łaby go zona.STACH
Ratuj nas mój Panie.
BARDOS
Będzie to, ale wprzódy muszę zjeść śniadanie.
Wy czy
ście już śniadali?BASIA
Dopiero do sto
łuZastawiaj
ą.BARDOS
Tym lepiej.
STACH
Będziem jeść pospołu.
BARDOS
Mniejsza o to, s
łużę wam.STACH
Co chces, to ci damy.
BARDOS
Nie gardz
ę niczem.STACH
Tylko wpsód do Basi Mamy,
Młynarki, obróć Waspan swoje perswazyje,
Mas wielki rozum, to ją psekonas.
BARDOS
U
żyjęCałej mojej wymowy, tylko podjem wprzódy:
Ale s
łuchajże, aby rzecz mi się udała,Porzuciwszy niewczesne ze mn
ą korowody,Powiedzcie mi, jak się ta wasza miłość zawiązała
I jak daleko zasz
ła, trzeba mi to bowiemWiedzieć.
STACH
Oto tak.
BASIA
ąc mu.)
(przerywajCyt no, ja to lepiej powiem.
ŚPIEWKA
BASIA
Ras na pniu mi
ędzy dębamiSiedzia
ły w paze turkawki,Nie wiem, dla jakiej zabawki,
Tsepota
ły sią sksydłami.Pats
ąc na to ich rusanie,Taka mnie lubość psejena,
Zem srodko Stasia ścisnen.
J st
ąd wsceno się kochanie.STACH
Ras nam si
ę krówka ganiała.A Basia psy mnie siedzia
ła,Nie wiem, co si
ę to zrobiło,Ze mi się w ocach zaćmiło.
BARDOS
Wybornie! A potem?
STACH
Boj
ąc się jakiej zarazy,Scisnanem Basie dwa razy.
Ona mi
ę także ścisnena,I stąd się miłość pocena.
DWUŚPIEW
STACH I BASIA
Odt
ąd, jak się kaj spotkamy,Zaras o krówce gadamy,
Lub się turkawki wspomina,
A tak si
ę znowu pocyna.Kiedy siedzimy we dwoje,
Kiedy si
ę s sobą bawiemyZzda si
ę, ze wtencas obojeJedn
ą dusycką zyjemy.BARDOS
No, s tego
Pocz
ątku, łatwo się już domyślę wszystkiego.
(n.s.)Nie trzeba tu w popiele zasypiać tych gruszek.
Rzecz ta nie cierpi zwłoki.
(głośno)Gdzie teraz staruszek
Ojciec wasz jest?
STACH
Tu w karcmie.
BARDOS
Idźcież tedy przodem,
Ja tam zaraz nadejd
ę.STACH
Cekamy z dobrym miodem
I s kawa
łkiem kiełbasy.BARDOS
Id
źcie moje dziatki,Ja tu jeszcze wprzód moje zabierę manatki
I zaraz przyjd
ę.STACH
(do Basi)Id
źma.SPRAWA IX
BARDOS
(sam.)No, cóż wy panowie!
Uwie
ńczeni laurami, wielcy autorowie.Miałżebym was zostawić krukom na dziubanie?
Nie - z waszej łaski dzisiaj będę miał śniadanie:
Znaj
ąc, że coś oleju z was mam w głowie mojej,Za porad
ę, wieśniak mnie nakarmi, napoi.Pogódźmy się więc z sobą. Nuż panowie Grecy,
Poniewa
ż nóg nie macie, pójdźcie na me plecy -Ponios
ę was: a kiedy dzisiaj mędrców wielaU
żywa was na wsparcie zdań Makijawela,Ja was na wsparcie bli
źnich cierpiących użyję.Id
źmy. Ach! Zdaje mi się, że już jem i piję.(Id
ąc do karczmy, spostrzega statek na Wiśle.)Ale cóż to za mnóstwo góralów tu płynie?
To pewnie rywal Stacha, bie
żmy, nim czas minie.Trzeba mu tu tak zręcznie sidełka nastawić,
Żeby go nie rozgniewać i z niczem odprawić.
(Zabiera wszystkie książki i odchodzi do karczmy.)
SPRAWA X
(S
łychać najprzód muzykę góralską, - a wkrótce przypływają dwie krypyz góralami i z góralkami niosącymi różne rzeczy, jakoto: ser owczy, ryby suszone, kwiczoły i szpaki, bryndzę.)CHÓR GÓRALÓW
My mieskańcy Tatrów górnych,
Idziem do was Krakowiaków.
Niesiem w daze worek spaków
I sto serów psewybornych.
KOBIETY
Jest i bryndza, i eipienie,
Sq kwicoły, jemiołuchy,
Niechajze to nasycenie,
B
ędzie dla wasej dziewuchy.GÓRALE
Psyjmijcie nas do gościny,
I otwóscie wase chaty,
A my poślem nase swaty,
By dziś końcyć zaręcyny.
SPRAWA XI
(Ci
ż sami, Bartłomiej, Dorota, Stach, Basia, Janek, Miechodmuch pijany, Krakowiacy i Krakowianki - wszyscy wychodzą na przywitanie Góralów. Basia i Stach są smutni, Dorota ma minę tryjumfującą. Bardos trzyma kawał pieczeni przy ustach.)BART
ŁOMIEJWitamy go
ści do nas.MIECHODMUCH
Witamy! witamy!
Za wasze zdrowie duszkiem szklanki wychylamy.
BRYNDUS
Dzi
ękujemy.MORGAL
Dzi
ękujemy.MIECHODMUCH
O jak si
ę cieszemy,Że przecie dzisiaj tańczować będziemy.
Dzi
ś pierwsze zaręczyny, a niedługim czaszemBryndusz
łączy się z Basią, a Basia z Brynduszem!Obym wam pr
ędko zagrał! obym też kubanyDoszta
ł, aby was, abym! obym!BART
ŁOMIEJSko
ńc-ze, mój kochanyPanie Miechodmuch, dosyć, niech racej panowie
Spocną sobie s podrózy.
MIECHODMUCH
Zgoda, ja za zdrowie
Ichmościów tylko jeszcze choć jedną szklanicę.
BRYNDUS
A ja, za pozwoleniem panacka mojego
I godnej we matuli, niech oblubienic
ęPsywitam,
łuje ją w rękę.)
(caprawda, tęskniłaś bes swego.
MORGAL
Jamanta.
BASIA
Nie.
BRYNDUS
Jak to nie?
BART
ŁOMIEJMa dosyć zabawek.
BARDOS
Czasem też pasie krówki, lub szuka turkawek.
Oj, ju
ż ten nie dla ciebie przysmaczek nieboże,Którego ty tu szukasz.
MORGAL
Oto mi wej spacek, jednak casem moze
Wspomniała panienecka na swego Brydndusa?
BASIA
Ras tylko.
MORGAL
Bo nowego pewnie umizgusa
Dosta
ła panna.BASIA
Moze.
DOROTA
ągnąc ją za suknię.)
(ciCyt-ze!
STACH
Mów wyraźnie.
DOROTA
Milc-ze! Bo je
ślis z głupiem słówkiem się wyślizniesTo ci
ę tak palnę w papę, ze się az obliźnies.MORGAL
To si
ę panna Barbara pewnie tylko draźni,Zwycajnie si
ę panienki psed ludźmi sromają,Nigdy nie mówią tego, co w serdusku mają.
BRYNDUS
Ja tes tak my
ślę. Bo tes Bogu wejcie dzięki,Tak dobze jak i drugi wartem Basi r
ęki.Wsak ja psecie nie wypad
ł sroce s pod ogona.Ras mi Baska pses ojca by
ła pseznacona,Tego się tsymam: dla niej, choć z niemałą stratą,
Odzuci
łem niedawno dziewcynę bogatą,A wsyscy mnie z nią chcieli poswatać Górale.
Miałać tes i dobytek, miała i korale,
I spore stado owiec, i p
łócien niemało,Aleć mi się to wsytko lichem w ocach zdało
Jakem wspomnia
ł na Basię: daby na Panusko,Na cós się to s tym taić, co cuje serdusko?
Wiem, ze mnie kochas, bo tes mas co kochać we mnie,
Psypatrzno się, jak zewsąd wyglądam psyjemnie.
ŚPIEWKA
Kazda mi mówi dziewcyna,
Zem chłopak chozy i rosły,
Wysmuk
ły jestem jak tscina,Chodz
ę jak zuraw wyniosły.W
ąs carny, wargi zwiesiste,Ustecka, kieby malowa
ł.Cia
łecko białe i cyste,Boh si
ę na mlecku wychował.Kiedy siekierk
ą charcuję,Wsyscy odemnie zmykaj
ą.Dziewki mnie okiem zmiezaj
ą,Kiej im z w
ęgierska tańcuję.Będzies się mogła pochlubić,
Ześ se chłopacka dobrała.
Po ślubie mnie bedzies lubić,
Byleś mnie lepiej poznała.
STACH
Nie wytsymam i gzmotn
ę w kark samochwała.JONEK
Cicho, b
ędzie cas na to.BASIA
Nie wiele dobrego
Mówią sąsiedzi o tym, co się sam wychwala.
MORGAL
Panienko, nie mas u nas zadnego Górala,
Co by nie psyznał prawdy panu Bryndusowi,
On pierwsy rej prowadzi pomi
ędzy chłopaki,On to najzr
ęcniej pstrągi i lepienie łowi,On, jak kot
łapie w sidła kwicoły i spaki.Biega wej kieby jele
ń mil pietnaście na dzień,Do Warsawy tes c
ęsto chodzi z obrusami,Co si
ę on tam nasalał! oj, jemu z nas zadzienNiesprosta, ma tes olej w g
łowie.ŚWISTOS
On wej z nami
Dwa razy w rok na odpust chodzi do Krakowa.
On kompanije wodzi, jako pierwsa g
łowa.A gdy do Karmelitów psychodziem na Piaski,
On nas zawse tak suto cęstuje s swej flaski,
Ze, jak po naboze
ństwie s kościoła wyjdziewa,Co do ksny wsyćką zepę w Krakowie wyjewa.
MORGAL
Łatwo mu mieć psyjaciół, bo tes ma i grose,
A wi
ęc ja, jako pierwsy druzba panny prosę,Aby nie zw
łocąc dłuzej chwalebnego dzieła,Do serca i do chaty swojej nas psyj
ęła,Wpsódy jednak, jak kaze zwycaj bądźcie gzecni,
Psypatrzyć się, jak wasi sąsiedzi zazecni
Śpiewają i tańcują wedle swojej mody,
Kiej we swaty psychodz
ą ,do obcej gospody.Nus ch
łopaki do skoków, siądźcie gospodaze,Ja psyśpiewywać będę, zagrajcie dudaze.
MAZUR GÓRALSKI
Darmo Ba
śka od nas stroni,Bo jus Góral za nią goni,
Góral ma nogi bocianie,
Kogo zechce, to dostanie.
Prózno więc nie uciekajta,
Lepiej si
ę same poddajta.Raz si
ę Dosia Bartka bałaI na górę uciekała,
Ale tes za to z wiescho
łkaWywróciła w dół koziołka
Pasteze si
ę śmieli z Dosi,Bo widzieli u niej cosi.
Łapał góral Jemiołuchy,
Skraść mu je chciały dziewuchy.
A ze sid
ła porusyły,Same si
ę siatką nakryły.On tes z niemi, jako z ptaski
Obsed si
ę za te igraski.Sta
ła panna nad strumykiem,I nazwa
ła Jonka bykiem,On za takie bzyćkie słowo,
Nawzajem j
ą nazwał krową.Teras p
łace i nazeka,Nie nazywaj bykiem c
łeka.BART
ŁOMIEJProsiemwa teraz z nami wspo
łem na śniadanie,Potem z sob
ą o zecy pomówiewa.DOROTA
Panie
Bryndus, we
źcie za rękę swoją nazeconą,Wsak ona jus nie d
ługo będzie wasą zoną.
(cicho do Basi.)Dajze mu rękę, ani słowa piśnij.
STACH
Dziwy,
Ze jesce dot
ąd zyję.BARDOS
(do Stacha.)B
ądź tylko cierpliwy.STACH
Ej, daj mi Waspan pokój, niemądry, kto ceka.
Zw
łasca wtencas, kiedy mu wej bieda dopieka.BART
ŁOMIEJProsiemy.
DOROTA
Prosiem z sobą.
(Górale i Bartłomiej odchodzą.)
STACH
ę)
(zatrzymuje DorotEj, Pani Doroto!
Zmi
łujcie się nade mną.DOROTA
Nic s tego, niecnoto,
A dałeś mi całusa? cierp teraz.
(odchodzi.)
WAWRZYNIEC
(do Krakowiaków).Wy nasi
Państwo młode i wielebni goście,
Za Góralami do karcmy powróćcie.
Nie dajcie tes pod niebem zostać organiście.
Obud
źcie go, niech wstanie.STARA BABA
Ochla
ł się wiecyście,A samo tylko pije, nikogo nie prosi,
(budzi go.)Hej, panie miechodmuchu!
MIECHODMUCH
(rozespany.)Wiem, z Zosi
Wesele, wiem, winszować trzeba, panno
Śliczna! młoda i żywa! Obyś nieusztanną
Roskosz miała! obyś! obyś...
(mając oczy zamknięte, rozumie, że panna młoda przed nim stoi, a tu baba za każdem słowem kłania się.)BABA
Skońćcies oracyje,
Wypijcies psecie do mnie, ja do was wypije.
MIECHODMUCH
Podźma do karczmy.
(Odchodzi.)
BABA
Zgoda.
SPRAWA XII
Wawrzyniec, Stach, Jonek, Bardos.
STACH
Ach! ojce kochany,
Co tes s tego b
ędzie?WAWRZYNIEC
Juzbym by
ł ządanejDobi
ł wreście ugody, gdyby się GóraleNie tak pr
ędko zjawili, ociec-ci chce, aleMacocha - ani gadaj.
STACH
Bieda tes to moja.
JONEK
Pocies si
ę tem, ze Baśka pierwej była twoja.BARDOS
No, moi przyjaciele, widz
ę, że tu trzebaDopomodz wam, i s
ądzę, za pomocą Nieba,Że mi się to i gładko i pomyślnie uda;
Porwać komu dziewczynę, to nie wielkie cuda.
Stachu, do Basi r
ęki ty masz prawo wprzódy,Bo tego żywe możesz postawić dowody.
(Cicho do Stacha.)Owa krówka i owe turkawki na pniaku,
Jużbym ci był dopomógł dotychczas, biedaku,
Chciałem z Dorotą mówić, gdy stała przed sienią,
Lecz wa
żną miałem wtenczas przeszkodę, pieczenią.
(Głośno.)Teraz tedy słuchajcie, taka moja rada:
Już tu cierpieć i taić dłużej nic nie nada,
Otwarcie działać musim. Wam ojcze koniecznie
Trzeba teraz pójść z synem, głośno i statecznie
Oświadczyć: że, ponieważ już to wam jest jawno,
Że Stach z Basią nieżartem kochają się dawno,
Wi
ęc na to żadną miarą wy nie pozwolicie,By dwoje ludzi zgubić na całe ich życie.
Basia te
ż s swojej strony niechaj się przyłączyDo was, niechaj wbrew powie,
że Stasia samegoKocha, i
że nie pójdzie nigdy za innego.WAWRZYNIEC
Lec to, mospanie student, cicho si
ę nie skońcy.To narobi ha
łasu i wrzasku.BARDOS
Cóż bez niego
Ko
ńczy się dziś na świecie? ale po chałasieZnowu, zgoda i pokój nastąpi; już ja się
Tem zatrudnię, i wszystkich rozumu mojego
Poruszę sprężyn, by was pogodzić.
STACH
A kiedy
Psyjdzie z nami do bitki?
JONEK
A cóżby to biedy
By
ło?BARDOS
To próżna trwoga, nigdy, ani was tu
Nie zarw
ą, przecie ich tu ledwie kilkunastu,A gdy ujrz
ą brak siły, będą się was bali,I muszą wreszcie przystać. Spieszcie jeno dali,
Bo to z czasu korzystać trzeba.
WAWRZYNIEC
Mój Jegomość,
Jaka się tylko w domu znalezie ruchomość,
Parę butów - półsetek płotna, capkę nową.
Damy ci, byle
ś tylko radził swą głową.STACH
Znajdzie si
ę i gros w kazie, jeźli chces pieniędzy.BARDOS
Ju
ż ja niczem nie gardzę, tylko idźcie prędzy.WAWRZYNIEC
Więc pódźwa.
(odchodzi ze Stachem.)
SPRAWA XIII
Jonek i Bardos.
BARDOS
Ty tu Jonku zosta
ń się mój bracie,Wy si
ę, jak widzę, bardzo ze Stachem kochacie;Wi
ęc ty najlepiej wiesz wszystkie skrytości.JONEK
Gdyby z rejestru.
BARDOS
A wiesz te
ż co o miłościDoroty ku Stachowi?
JONEK
Wsytko wiem mój Panie.
BARDOS
(n. s.)Ha, teraz w domu jestem, to ciche szeptanie,
Te jej gróźby, ten upór, już wiem, s kąd pochodzi
(głośno.) A Basia wie też o tem?
JONEK
Co
ś trochę dochodzi,Bo jus Stachowi nie ras wyzuca
ła,Ze mu Dorota w ocy figlarnie patsa
ła.BARDOS
Więc ją to musi martwić?
JONEK
A juści.
BARDOS
Wi
ęc i tęZazdrość uprzątnąć trzeba, bo kiedy w małżeństwie
Podejrzenie i zawiść poduszcza kobietę,
Cz
ęsto mężowska głowa jest w niebezpieczeństwie.JONEK
Oj! prawda, prawda.
BARDOS
Ale powiedz jeno szczerze,
Czy te
ż Stach dla swej Basi wierny jest w tej mierze,Czy nie przyjmuje czasem Doroty karesów?
JONEK
Juści on teras wierny, póki kocha Basię,
Ale jak m
ęzem będzie, kto wie, cy nie da sięUwieść, bo te kobiety gorse są od biesów,
A najbardziej te m
łode męzatki, co starychM
ęzów mają, takie wej lubią straśnie chłopców jarych,I choć się cłowiek broni, ony wej tak musą
Onacyć i onacyć, ze chłopaka skusą.
BARDOS
To wi
ęc ty tak o Stachu sądzisz?JONEK
Ja, mój Panie,
Nie myślę, ze on chultaj, jeno ze kochanie
Jest to sid
ło na ptaski, a wędka na ryby,Kto go tylko skostuje, zginie bez ochyby,
Moja ciotka, co m
ęza tes starego miała,S
łuchaj Waspan, jak sobie cęsto śpiewywała.PIOSNKA
Kiej si
ę kobieta usadzi,Choćby był chłopak ze skały,
Taki ci w
ęgiel podsadzi,Ze si
ę cłek rospali cały.W
ęgiel ten natura daje,Pses niego wsytko si
ę rodzi.On c
ęsto swazy i godzi,Z niego ca
ły świat powstaje.Tak
ą to wejcie broń mają,Wsystkie kobiety na
świecie,Prózno ich chłopcy nie chcecie,
Gdy na was ockiem zucaj
ą.Choćby najtęsse chłopaki
Nigdy im w boju nie starc
ą,Bo ony maj
ą wej tarcą,Co wsystkie zmoze junaki.
BARDOS
Widz
ę, twa ciotka miała wielkie doświadczenie,Musiała bywać w różnych obrotach.
JONEK
Jakze nie?
Przecieć była u dworu za garderobianą.
BARDOS
A no, to co innego.
JONEK
Pono tes latego,
Spiesno j
ą za staruska włodaza wydano,Ze mia
ła nabozeństwo do syna pańskiego.BARDOS
Wi
ęc niedziwota.JONEK
Oj! zna
ła ona psie figlasy.BARDOS
Cicho, bo już tam widzę zaczęte hałasy.
(hałas opodal.)
Oj, b
ędzie to tu wrzasku.JONEK
Sko
ńcy się to biedą.BARDOS
Nie l
ękaj się niczego.JONEK
Otós wsyscy idą.
SPRAWA XIV
Dawni, Bart
łomiej, Dorota, Basia, Stach, Wawrzyniec, Bryndus, Morgal, Świstos, Krakowiacy, Krakowianki, Górale, Góralki.BRYNDUS
łością.)
(ze zChoćbym miał stracić wsystko, a wreście i duse,
Nie daruję swojego i pomścić się musę.
MORGAL
Taką obelgę cynić, tak słusnemu cłeku?
BARDOS
(n. s.)Oj b
ędzież s tem szubrastem sprawa, jak w Osieku!BART
ŁOMIEJAles mój Bryndusie!
BRYNDUS
To się nie skońcy na ale,
Bo to nie dadzą s siebie psedrwiewać Górale.
MORGAL
Wkrótce my tu panacku pokazemy tobie,
Ze sobie grać na nosie nie damy - i kwita.
BARTŁOMIEJ
Ales trudno psymusać, kiej nie chce kobita.
BRYNDUS
Po co mnie było zwodzić, co?
BARTŁOMIEJ
Wsak my to sobie
Tak wymówili, ze gdy córka moja
Nie zechce, ja jej musić nie będę.
BASIA
I ja to
Dawnom ci powiedzia
ła, ze nie będę twoja.STACH
A gdy waści nie kocha, cós ją winić za to?
BRYNDUS
żając mu.)
(do Stacha, odgraOj! ty ty!
DOROTA
Tak, ty
ś spacku, wsystkiego narobił,Ale pocekaj.
BRYNDUS
Jam si
ę o wsytko prsysposobiłNa wesele, kosule, saty, dwa łuzecka.
MORGAL
Stoj
ą dwie becki piwa.ŚWISTOS
I madery becka.
BRYNDUS
A mi
ęsiwo?MORGAL
A sad
ło?ŚWISTOS
A wiepsak karmiony?
BRYNDUS
Nie, tego nie daruje, niechaj mie pioruny
Ubij
ą, jezeli się nie pomsce za takąKsywdę: dalej chłopaki na krypy! do wiosła!
BARDOS
(n. s.)Muszę ja tu uzdeczkę wdziać na tego osła,
Bo coś brykać zaczyna. (g
łośno.) Mospanie, wszelakoNależy się posłuchać, kiedy dobrze radzą.
Je
śli WPan masz szkodę, to i Pan Bartłomiej,I przysz
ły mąż, sowitą nagrodę Wam dadzą,Byleś się chciał pogodzić.
MORGAL
ą).
(patrzy na Bardosa z pogardOt! to mi
C
łek do rady?BRYNDUS
Cy djabe
ł psyniósł tego łajdaka.BARDOS
(n. s.).O, ten cz
łowiek wcale się nie zda na dworaka,Coś nie umie pochlebiać.
łośno)
(gAle mój Mospanie!
Cycero tak powiada.
(wchodzi pomiędzy Górali.)MORGAL
ąc do niego).
(przyskakujCicho! ty ga
łganie!Ba jak cię tym obuskiem zacne wej okładać,
To ty i twój Psycerok psestaniecie gadać.
łomiej zdejmuje kapelusz zmączony, i zasypuje mu oczy).
(w tym BartBARDOS
Cóż robić na takowe niewolące prośby?
Trzeba ustąpić.
STACH
Ale Mospanie Bryndusie,
My tu nie wiele zwazamy na groźby,
Prosę psestać, bo my tes wej zacniemy.
BRYNDUS
Da si
ęTo widzieć, dalej za mną bracia! Nic niedbajcie,
I, w
żadne się jus z niemi rozmowy nie wdajcie.(Górale zabierają się do kryp.)
ŚPIEWY
BRYNDUS
Wnet poznacie zemst
ę moję,Ja si
ę tych groźbów nie boję,Nic gorsego nad Górala,
Gdy go słusny gniew zapala.
STACH I JONEK
Psecie chciejcie tylko słuchać,
Wsak my nie chcem wasej skody.
Nie damyć se w kase dmuchać,
Ale skłonniśwa do zgody.
BRYNDUS I MORGAL
My nie chcemy zgody z wami,
Wnet tu b
ędziem, lec nie sami,W krótce załować będziecie,
Ze nas tak zniewazać chcecie.
GÓRALKI
Mój ty Panie Bryndus miły,
Niechciej sprawiać nam boleści,
Wsakze my cię zawse ćciły,
Jak psystoi p
łci niewieści.BARDOS
I ja także choć wziętości,
Niedozna
łem u was wiele,Jednak się poddać ośmiele,
T
ę uwagę dla Waszmości,Że kiedy się dwaj pokłócą,
MORGAL I ŚWISTOS
(przerywając mu.)To tseciemu gzbiet wym
łócą,Pats, by ci
ę to nie spotkało.BARDOS
(na stronie).O zuchwa
łe, głupie gbury,Gdyby mi si
ę to udało,Jak
żebym wam łatał skóry.GÓRALE WSZYSCY.
Dalej bracia! nie cekajcie,
I od lądu odbijajcie.
Wnet my tutaj pokazemy,
Jak się ksywdy mścić umiemy.
KRAKOWIACY WSZYSCY
Stójcie, bracia! zacekajcie!
Racej z nami tu zostajcie,
Wsakze my się zgodzić chcewa,
Chocias pobić was mozewa.
(Wszyscy Górale i Góralki wsiadaj
ą na krypę i odpływają z krzykiem.)SPRAWA XV
Pozostali
DOROTA
Zjes djab
ła, mas ta teras, będzie tutaj biedy,Pewnie do dworu jad
ą.BART
ŁOMIEJI cós s tąd?
DOROTA
A kiedy
Nam kazą wej płacić wsystkie pretensyje,
Które do nas porobią te wściekłe bestyje,
To c
łowieka z ostatniej zedrą kosuliny,A wsystko dla psich figlów tej głupiej dziewcyny.
BARDOS
(n. s.)Bardziej pewno dla twoich.
BART
ŁOMIEJAle, moja zono
Kiej si
ę jus wej tak stało, niech będzie skońcono.JONEK
Moja pani m
łynarko, jus się nie spsecajta,B
ądźcie gzecni i Basię Stachowi oddajta.DOROTA
Nie, nigdy nie pozwol
ę, idź sobie do carta.JONEK
A, jaka
ś to złośnica, jak djabeł uparta.BARDOS
(n. s.)Stachu, ju
ż ty jej, widzę, inaczej nie zbędziesz,Przyrzecz jej, że po ślubie kochać się z nią będziesz,
A jak dostaniesz Basi
ę, już ja w to poradzę,Że ją gładkim sposobem od ciebie odsadzę.
STACH
(do Doroty).Moja Pani Doroto, poruscies si
ę psecie.DOROTA
(do Stacha).A da
łeś mi całusa?STACH
Dam, wiele zechcecie.
DOROTA
B
ędzies mnie kochał?STACH
B
ędę.DOROTA
Chyba, ze das s
łowo?STACH
S
łowo.DOROTA
S
łuchajcie, kiedy jus wselka pseskodaZa
łatwioną została, ja jestem gotowaPsystać na to, by Stach miał Baśkę zoną.
BARDOS
Zgoda!
Wiwat! wi
ęc wygraliśmy, teraz tedy pójdźmy,I dzie
ń ten w wesołości powszechnej obchódźmy,Górale tu już więcej pewno nie przyjadą,
Chyba chcieliby napaść na was jaką zdradą.
Ale ja s pewnych znaków kalendarskich wróżę,
Że już uciekli.
SPRAWA XVI
PASTUCH
łynie szybko na łodzi, głośno krzyczy.)
(pRatuj! kto s
łysy!BASIA
O Boze!
Cós to jest?
(pastuch wchodzi zadyszany.)PASTUCH
Dalej, prędzej zbiezcie się, kto cuje,
Niechaj biegnie, swe byd
ło cym prędzej ratuje,Wsak Górale na ludzi nasych się porwali,
Zwi
ązali ich, i wsystko bydło im porwali,P
ędzą go tam do lasu, nic nie zostawili,Nawet owce i
świnie do kupy spędzili.JONEK
Dalej ch
łopcy do pałek! siadajwa do łodzi,Bierzcie siekiery, cepy, niech kazdy psychodzi.
PASTUCH
Ale oni ru
śnice i sturmarki mają,Kto si
ę do nich psyblizy, jak w dziki stselają.STACH
Strasny ozug w d
łoni, gdy kto swojego broni.(Krakowiacy odchodz
ą.)BASIA
Ach! moja krowa
łysa.ZOSIA
A moja srokata.
BASIA
Id
źmy za niemi.DOROTA
Ale jakze chata
Tu b
ędzie? Idź ty Basiu, ja w domu zostanę.BASIA
Pójdę, pobudzę dziewki, niech się wspólnie biją,
Wsakze to ich dobytek, wsakze z niego zyją.
(Odchodzi.)
SPRAWA XVII
Bardos, Pastuch.
BARDOS
Jakże tu teraz wstrzymać chłopstwo rozhukane?
Obym mógł co takiego znaleść w mojej głowie
Żeby ich zgodzić można! bo mojej wymowie
Niechcą wierzyć, gdybym mógł cud pokazać jaki!
śli.)
(MyHola! jest cud, cud dobry na takie prostaki.
Mam s sobą elektrykę! użyję jej teraz
Na zdurzenie szale
ńców, wszakże nią przed latyWiele rozumnych nawet odurzono nieraz,
Nim cz
łowiek, do dzisiejszej podniósł się oświaty.Mnie si
ę moja fatyga tym chojniej zapłaci,Kiedy wstrzymam rozlew krwi moich współbraci.
(Do Pastucha.)Hola! mój przyjacielu, weź mię do swej łódki,
Staraj się, byśmy mogli uprzedzić Górale,
A ja, i bydło zyskam, i ludzi ocalę.
PASTUCH
Z dusy, Panie, siadajmy.
ływają)
(odp
SPRAWA XVIII
Mnóstwo Krakowiaków i dziewek z wid
łami, siekierami, cepami, grabiami, pałkami, na czele ich Miechodmuch s kapturkiem do gaszenia świec.MIECHODMUCH
Gdzie s
ą te wyrodki,Co się nam ważą mieszać w uciechy weszelne?
Dam ja im, niechby sobie brali dobra cyje,
Ale niechaj zostawią w czałości kościelne,
Mnie tylko o to chodzi, bo s ko
ścioła żyję,Jak mi byd
ła nie wrócą, te wyschłe profoszy,To im wnet tym kapturkiem, poucieram noszy.
CHÓR JENERALNY
Nuze bracia, dzieci, zony,
Idźmy wsyscy, idźmy śmiało,
Nich ten b
ędzie zawstydzony,Kto dzi
ś miał męstwa mało.Gdzie o wszystkich idzie ca
łośćTam najpierwsa cnota śmiałość.
(Wszyscy siadaj
ą na łodzie i odpływają od lądu, zasłona spada.)