4. O wolności sumnienia

 

Nota: jak Postrzeż się w rozumie obrany

 

Boska dobroć wolność mi dała,

A złość jedyna skrępowała.

Nie ma waloru wolność złota,

Gdy w sumnieniu grzechów jak błota.

 

Nie znam pokoju w mych pokojach.

Bez wojny strach skrzypi w podwojach,

Grzech dzień i noc na trwogę bije

Złe larum, póki w sercu żyje.

 

Boże umarłych i żyjących,

Jedyna nadziejo grzeszących,

Daj sumnieniu widzieć zginienie,

Strzec nad honor, złoto zbawienie.

 

Daj zważać, że niebo zawarte

W górze, w dole piekło otwarte,

Śmierć z kosą przed oczyma skacze,

W dzień Sądu przegrawszy, zapłaczę.

 

Oto ginę i tracę siebie,

Codziennie obrażając Ciebie.

Jawnie, skrycie, grzesznik mizerny

W mych parolach Bogu niewierny,

 

Niestały jak księżyc na nowiu,

W pełni grzechu ufając zdrowiu

Wraz stawam, choć życia kwadranse

Mówią: "Niepewne lat wakanse".

 

O cero twarzy! do Cerery

Podobna-ś kwiatu z manijery,

Lud wdziękiem łudzisz, zwodzisz wiele

Ust rumieńce grzebiąc w popiele.

 

Trwała-ś jak trawa, jak śnieg nikniesz,

Nad młodym i starym wykrzykniesz:

"Tuś mi grzybie i czerstwy rydzu,

Idź w grobu krobkę ślepowidzu."

 

Głupie wspieram się jak na trzcinie

Świata machinie, bo w godzinie

Wiek, bieg życia chorągiew zwinie,

Sto lat jak jeden moment minie.

 

Gwałtem fata popchną do truny

Z fałszywie wieczystej fortuny,

A ja wieczny nędznik ubogi

W niebo nie wścibię ani nogi.

 

Cieszę się słysząc "Rycerz z ciebie",

A nie dojadę kresu w niebie.

Czart zajeździł me animusze,

Gdy tak dzielną osiodłał duszę.

 

Cofnąć się w niebo sił nie stanie,

Bies silno trzyma na arkanie

Złych nałogów: trudno przestawię,

W co przewrotną naturę wprawię.

 

Nie ochrona oręż przy boku,

Gdy ja u Boga jak sól w oku,

Układ niepewny, płytkie szable

Przytnie sumnienie jak półdiablę.

 

Jęczeć musi w złościach zacięta

Wolność, nim zleczy skrucha święta,

Stęka pod grzechów cetnarami

Wewnątrz brząkając kajdanami.

 

Wszędy i wszystkim zdrowo radzę,

Przy talentach jestem w powadze,

W mym domu, ślepy idyjota

Nie trafię poprawić żywota.

 

Głowa innym, sobiem półgłówek,

Śpię w zginieniu jak od makówek,

Choć trwoży w boju i w pokoju

Grzech, ciągnący pomstę w konwoju.

 

Cóż mi czynić? co mam wykonać,

Nim pewnie wkrótce przydzie skonać?

Nim śmierć wyda hasło czy pozew,

Krzyknę: "JEZU! MARYJA! JOZEF!"

 

Ratujcie nędznego grzesznika,

Bo Wasza dobroć Was przenika,

Z Waszej łaski i sił ramienia

Dojdę pokoju i zbawienia.

 


SPIS WIERSZY