ROZDZIAŁ XVI
A zostawszy sam Anhelli, zawołał smutnym głosem: więc koniec już!
Cóż robiłem na ziemi? Byłże to sen?
A gdy rozmyślał Anhelli o tajemnicach przyszłych, zaczerwieniło się niebo i wybuchnęło wspaniałe słońce; a stanąwszy na kręgu ziemskim, nie podniosło się, czerwone jak ogień.
Korzystały z dnia krótkiego ptaki niebieskie i białe mewy, którym Bóg uciekać kazał przed ciemnością, i wielkiemi tłumami leciały jęcząc.
Więc spojrzał na nie Anhelli i zawołał: Gdzie wy lecicie, o mewy?
I zdawało mu się, że w jęku ptaków usłyszał głos odpowiadający mu: Lecimy do ojczyzny twojej!
Czy każesz nam pozdrowić kogo? czy usiadłszy nad jakim miłym domem zapiać w nocy pieśń nieszczęścia?
Aby się obudziła matka twoja, lub który z krewnych twoich, i zaczęli płakać w ciemności z przerażenia:
Myśląc o synie, którego pożarła kraina grobowcowa, i o bracie, którego pochłonęło nieszczęście.
Taki był głos ptaków, i rozkruszyło się serce w Anhellim, i upadł.
A słońce utonęło pod ziemią, i tylko jeszcze najwyżéj lecące ptaki świetniały na szafirowem niebie, jak róż białych girlandy ulatujące ku południowi.
Anhelli był umarły.