Nr 22, z 29 maja 1886

Niepożądani świadkowie. - Odnalezione ogniwo. - Kraosi. - Ludzie czy małpy, a może małpo-ludzie. - Krzywdzenie zwierząt porównywaniem z ludźmi. - Tapety w fajczarni Mackaya. - Co drażni. - Oszuści wścieklizny. - Grzeczność Pasteura. - Nasza arystokratyczna skóra. - Z dwojga złego.

W państwie birmańskim żyło plemię, które Opatrzność długo zasłaniała przed bluźnierczym wzrokiem darwinistów, a które bezbożna ciekawość wreszcie wyśledziła i ukazała Europie. Plemię to, zwane Kraosami, posiada znamiona, odgadywane przez Darwina w zaginionych przodkach rodu ludzkiego, małpoludach, stanowiących brakujące ogniwa w łańcuchu biologicznym. Poczciwcy ci mają budowę ciała bardzo zbliżoną do małp, są całkowicie porośnięci włosem, nie znają ani związków społecznych, ani mieszkań, ani nawet ognia. Naturalnie żadnych gazet i książek nie czytywali wcale, zatem nie wiedzieli, że komuś bardzo by się przydali na "świadków". Gdy uczeni europejscy obejrzeli jedną dziewczynę z tych antropologicznych zabytków, wyznawcy Darwina orzekli, że Kraosi są ludźmi zatrzymanymi w rozwoju, przeciwnicy, że przedstawiają rasę zwyrodniałą. Ta wszakże "rasa zwyrodniała" popsuła nieco humor kapłanom tradycji stworzenia, a nawet "Gazeta Warszawska", pisząc o niej i ciesząc się "zwycięstwem prawdy umiejętnej", ma kwaśną minę i widocznie wolałaby, ażeby tych włochatych potworów nie wydobywano. Nic to nie znaczy, co szanowna staruszka powiada: "Na podstawie dotychczasowych badań stwierdzono całkiem stanowczo, że Kra osi nie są małpami, lecz ludźmi." Właśnie taki wniosek płynie na koło darwinizmu tym więcej, że łatwo obie strony pogodzić z korzyścią dla teorii rozwoju, nazywając ich małpo-ludźmi.

Tyle razy skrzywdzono zwierzę porównywaniem go z człowiekiem, że i ja rad jestem z tytułu ludzkiego, przyznanego Kraosom. Głupiec nazywa się (rozumnym) osłem, bałwan (pracowitym) wołem, złośnik i łotr (uczciwym i wiernym) psem; wszystkimi niecnotami człowieka obarczono zwierzę, niechże ono przynajmniej w tym wypadku będzie wolnym od cudzej niesławy. Zresztą skala ujemnych i dodatnich uzdolnień naszych jest tak rozległą, że w niej zmieści się geniusz z kretynem, bohater uczciwości z opryszkiem. Po co więc zapisywać ludzkie długi na hipotece moralności zwierzęcej, kiedy własna wystarczy? Niegodziwców mianujemy płazami, ale czy jest taki płaz, taka gadzina, taki złośliwy wąż, który by swą jadowitością wyrównał nikczemnemu człowiekowi? Całą swą rozmaitość natura wysiliła na odmiany najwyższego gatunku swych tworów, dla scharakteryzowania więc ich niżej sięgać nie należy. Wszystkie grzechotnicze zęby są żądłami komarów wobec jednego języka oszczercy. Człowiek zarówno w złym, jak dobrym, przez żadną istotę przewyższonym nie został.

Kraosi zatem mają wszelkie prawo do godności ludzkiej, chociaż jedzą surowe ryby, mają skórę włosami obrosłą, a umysł "nieprzystępny dla wielu objawów wyższych procesów intelektualnych". Takich umysłów nie potrzeba szukać aż w Birmie, a trochę więcej włosów... Alboż to nagość pod tkaną wełną jest już cywilizacją! Ręczę, że żaden Kraos nie popełnił nigdy takiego występku, jakie my nie tylko popełniamy, ale podziwiamy. Gazety bez nagany, owszem, z pewną zazdrością donoszą, że słynny bogacz amerykański, Mackay, urządził sobie zbytkowną fajczarnię, w której ściany tapetowane są banknotami różnych krajów. Na obicie spotrzebował ze sto kilkadziesiąt tysięcy dolarów tego "papieru" - wtedy kiedy jego ojczyzna była polem zaciekłych starć ubogiej pracy z rozpustnym kapitałem. Czy można zuchwałej obrazić i wyzwać do walki głodne instynkty mas? Rozmaitymi przyczynami usiłowano wytłumaczyć rozruchy amerykańskie i niewątpliwie zasiewał je los różnorodnym ziarnem, ale tam i wszędzie nie należy zapominać o takich podrażnieniach. Niejednemu z biedaków krew zawre, gdy nie mając chleba, widzi, że Mackaye, zbogaceni trudem cudzym, tapetują sobie fajczarnię banknotami. Tego nie zrobiłby z pewnością Kraos. Ani wielu innych sławnych czynów naszej cywilizacji, i to może właśnie dlatego, że stoi bliżej zwierzęcia. Pies, wilk, koń, pokąsany zaraźliwie, wścieka się, ale ani mu na myśl nie przyjdzie udawać wściekliznę. Tymczasem zaledwie Pasteur rozpoczął szczepienia, a już uwijają się oszuści, którzy wynaleźli sobie w tej sprawie interes. Pisma nasze zaznaczyły już kilka wypadków podstępu, mianowicie "rycerze przemysłu", zraniwszy się dobrowolnie, usiłują wyłudzić zapomogi na podróż do Pasteura. Już nie Kraos, ale czy takiego paskudztwa dopuści się lis, wilk, kuna, szakal, kot? Jest to sztuka czysto ludzka. Na nieszczęście oka sieci moralnej i prawnej są tak wiązane, że tego rodzaju ryby zawsze się przez nie przemykają. Bezwładna czy ubezwładniona sprawiedliwość słyszy tylko ich plusk w błotach życia, ale rzadko łowi te miętusy (przepraszam miętusa za to porównanie). Ścigane umieją schować się w nory, złapane - wyślizgnąć się z palców. I cokolwiek umysł ludzki wspaniałego stworzy lub wynajdzie, na wszystko pada ta gryząca rdza występku, która nie oszczędza ani genialnego dzieła, ani wielkiej boleści.

Do znakomitego badacza francuskiego ciągną ze wszech stron pokaleczeni. Spieszą też i lekarze: jedni uczą się u mistrza, a drudzy odwiedzają go i po powrocie do kraju wypisują mu w "Kurierach" świadectwa grzeczności. Nic to nie szkodzi, że Pasteur jest grzecznym i przystępnym, ażeby to jednak miała być jego zaleta, godna publicznego hołdu, nie sądzę. My w ogóle, jako "Francuzi Północy" i jako ludzie łatający chętnie inne braki "dobrym wychowaniem", kładziemy wielką wagę na elegancję obejścia. Mamy znakomitości słynne tylko "przyzwoitością". W społeczeństwie arystokratycznym, jakim dotąd jest nasze, etykieta musi być cnotą niezbędną, przed którą szczerość rubaszna zawsze wygląda poślednie. Z dwu ostateczności zawsze przeniesiemy grzecznego głuptasa nad rozumnego prostaka. Nic bardziej w Goethem nie raziło gości polskich, jak bezbożność i szorstkie obejście. Dobrych "manier" wymagamy nawet od Goethego, nawet od Pasteura, a nie przebaczymy nigdy Amerykanom tego, że witając się nie uchylają kapeluszów i w kawiarniach zakładają nogi na stół. Chociaż Polak zdemokratyzuje się wewnątrz, zwykle arystokratycznej skóry nie zrzuca. Wystrojonemu i nie zdejmującemu rękawiczek Lassallowi "przebacza", gotów nawet przyznać mu dużo słuszności, ale brutalny Marks jest dla niego tylko chamem. Musset to poeta, ale Heine to łobuz. Sam Shakespeare, boski Shakespeare, mógłby być dla nas przyzwoitszym. My nie "ulica", my "salon" - zawsze i wszędzie. Cóż dziwnego, że Pasteur podobał nam się również, jako człowiek grzeczny. W oświetleniu dobrego tonu piękniej się przedstawia jego strzykawka z jadem wścieklizny.

Słyszałem również pochwały, że Józio Hofman jest chłopczykiem grzecznym, a wielu osobom podobał on się głównie z tej strony. Bo to w dziewiątym roku życia ślicznie gra, komponuje, rozwija bez namysłu trudne tematy, a przy tym bardzo dobrze wychowany. Na jego wychowanie chciałbym właśnie zwrócić uwagę. Nie idzie mi wszakże o to, ażeby się zręcznie kłaniał i w porę uśmiechał, ale o to, ażeby wyrósł na znakomitego muzyka. Trudno doprawdy publiczny morał wtykać w tak ścisły stosunek, jak ojca do syna - ojca, który świetnym rezultatem złożył dowód, że go kształcił umiejętnie. Szanując wszakże nietykalność praw rodzicielskich, pozwolę sobie tylko nadmienić ogólnie, że wychowawca ma tu do rozwiązania zadanie bardzo trudne. Utrzymać taki delikatny, wyjątkowo wrażliwy organizm w prawidłowym rozwoju, nie nadwyrężyć go, nie złamać, nie popsuć to przedsięwzięcie wymagające nadzwyczajnej troski i umiejętności. Częste zawody stwierdziły, że tzw. "cudowne dzieci", postępując z początku szybko, nagle ustają i przez resztę życia pozostają bardzo zwykłymi ludźmi. Ponieważ jednak niektóre (jak np. Mozart, Chopin i inni), objawiwszy wcześnie genialne zdolności, zachowują je i później, kwestia wychowania nabiera tu szczególnej wagi. Jakich środków używać trzeba, na to ogólnej recepty nie ma, gdyż sposoby muszą być zastosowane do szczególnych własności organizmu. Ale w każdym wypadku zdaje się być słuszną zasada, ażeby nie pędzić zbyt mocno młodych latorośli. A takim pędzeniem jest za wczesne i za częste wprowadzanie małych muzyków na estrady koncertowe. Józio Hofman występował już dwukrotnie, podobno ma występować częściej - ostrożnie! Strun arfy eolskiej szarpać nie należy. Tym piękniej ona zagra, gdy te struny się wzmocnią i nie popękają.

 


LIBERUM VETO