Nr 13, z 29 marca 1884
Poważna kwestia. - Mickiewicz czy Sienkiewicz. - Homer, Tasso, Dante, Shakespeare itd. w jednej osobie. - Nie myślący, ale myśliwy. - Radziwiłł w krytyce. - Głosy z grobu. - Pigułki Guyota w literaturze. - Skutki reklamy. - Zamiast poważania śmiech. - Fidibusy Mickiewicza i nasza zasługa w jego kieszeni. - Przyjęcie Spielhagena i jego skromność. - Bieda, Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych. - Nieco o nieśmiertelności różnych dusz.
Po odczytach hr. Tarnowskiego o powieści Ogniem i mieczem musimy teraz bardzo poważnie namyśleć się: czy zamiast Mickiewiczowi nie należałoby raczej postawić pomnika p. Sienkiewiczowi? Niech więc nasi rzeźbiarze zechcą się wstrzymać z wypracowywaniem projektów, dopóki naród, a przynajmniej komisja, nie rozważy, co następuje:
Ostatecznie Mickiewicz był tylko Mickiewiczem, podczas gdy p. Sienkiewicz, według zapewnień hr. Tarnowskiego, jest jednocześnie Mickiewiczem, Homerem, Shakespearem, Dantem, Tassem, a może nawet Edisonem i Bismarckiem, tylko profesor krakowski tych i innych nazwisk zapewne sobie podczas wykładu nie przypomniał. Daleko więc słuszniejszą byłoby rzeczą uczcić posągiem męża, który łączy w sobie siły najpotężniejszych umysłów, niż jednego, choćby najgenialniejszego poetę. Zresztą Ogniem i mieczem stoi na równi z Panem Tadeuszem, a p. Sienkiewicz może napisać utwór jeszcze znakomitszy, Mickiewicz zaś nic już znakomitszego nie napisze. Z tych względów pytanie, czy zebranych składek nie należałoby użyć na pomnik dla redaktora "Słowa", nabiera pierwszorzędnej wagi. Zdaje mi się nawet, że nie tylko stańczycy krakowscy, którzy nie kupili ani jednego albumu Kopernika, przyczyniliby się do pomnożenia ofiar, ale otworzyłyby chętnie swe kieszenie nawet inne narody europejskie. Bo przecież żaden z nich nie posiada takiego olbrzyma, który by był i Homerem, i Shakespearem, i Dantem, i Tassem itd. Czy wyobrażasz sobie, czytelniku, nieskończoność? Zapewne nie, ale się przed nią korzysz, chociaż więc obaj nie zdołalibyśmy objąć myślą wielkości p. Sienkiewicza, jednakże na pomnik dla niego składkę damy, gdy ją hr. Tarnowski zbierać zacznie.
Nie żartujmy wszakże, a zwłaszcza nie każmy p. Sienkiewiczowi opłacać kosztów tego żartu. Sądziłem, że p. Tarnowski mimo swej słabości do autorów dobrze urodzonych i mimo klerykalno-stańczykowskich gustów jest umysłem dość trzeźwym i nigdy zbyt daleko poza granice ścisłego krytycyzmu nie przejdzie. Tymczasem jego odczyty o powieści Ogniem i mieczem przekonały mnie, że w swych pogadankach umie być nie myślącym, ale myśliwym. Gdym czytał jego żywe obrazy, w których Homer, Shakespeare, Dante, Tasso i Mickiewicz wieńczą p. Sienkiewicza i wręczają mu lirę od Apollina, przypomniały mi się anegdoty o wyżłach, które stają do kuropatw wymalowanych na porcelanowej fajce, i o kaczkach nadzianych wystrzelonym stemplem, a nawet chwilami stawał mi przed oczyma Radziwiłł Panie Kochanku, jak przejeżdżał konno przez lufę armaty. Że hr. Tarnowski w krytyce będzie naśladował ks. Radziwiłła, nie sądziłem, bo mógł przecie wybrać sobie za wzór równie dostojnego, a mniej facetnego przodka. Kłamać - rzecz ludzka, ale tak pływać, jak profesor krakowski na cześć p. Sienkiewicza, to już - bez pretensji do humorystyki i bez lekceważenia rozsądku słuchaczów - niepodobna. Gdybyśmy takich "krytyków" posiadali trzech, Mickiewicz zawołałby z grobu: "Mili potomkowie, jeśli mój Pan Tadeusz jest dla was tyle wart, co Ogniem i mieczem, to doprawdy żałuję, żem go wam zostawił", a stary Will krzyknąłby niezawodnie: "Niech mi teraz lada baba rynkę na głowę włoży!" W całej tej farsie najbardziej żal mi tego, na którego benefis ona się rozgrywa. P[an] Sienkiewicz to pisarz nienadzwyczajnego i nieoryginalnego, ale w każdym razie dużego talentu, artysta niepotężny i niegłęboki, ale umiejący ze świeżym wdziękiem kreślić miłe obrazki, tymczasem prawdziwie amerykańska reklama, sięgająca od "Gazety Rolniczej" aż do katedry publicznej i omal nie wysyłająca na Warszawę komisjonerów z wyszytymi na ubraniu okrzykami jego sławy, przebrawszy miarę, zamiast go podnosić, tylko ośmiesza. Dzięki tej reklamie stał się on Guyotem naszej literatury, a jego utwory pigułkami uzdrawiającymi wszelkie choroby. Można było przewidzieć, że ta niepowściągliwa chwalba wywoła na koniec reakcję i rzeczywiście wywołała ją. P[an] Sienkiewicz, autor pięknych nowel i szerszego malowidła powieściowego, który - chociaż pokrywa swym nazwiskiem figle warszawskiego Stańczyka i nie umie nakreślić sceny uroczystej bez odmówionego przez bohaterów pacierza - nie rozlewa w swych utworach tak wstecznych zamiarów i pojęć, ażeby go nawet przeciwnicy cenić nie mogli; ten pisarz, który zdobył sobie zaszczytne stanowisko w literaturze i posiada wszelkie warunki, ażeby był ogólnie lubianym i poważanym, dzięki p. Tarnowskiemu i spółce, dzięki śrubie kliki, która go wraz z sobą ponad głowy śmiertelnych gwałtem wypycha, bywa nieraz przedmiotem ironicznych w prasie uśmiechów. Żałuję go - szczerze żałuję, chociaż dozwolono mu z góry patrzeć na Homera, Shakespeare'a i Mickiewicza. Wyrzucony tak wysoko, musi spaść tym prędzej. Więc panowie Radziwiłłowie, czyby dla dobra waszego protegowanego nie należało umiarkować nieco blagi, tym więcej gdy podobno wszyscy zgadzamy się na to, że geniusza śród nas obecnie nie ma, że Mickiewicz miałby prawem zapalać sobie naszymi dziełami fajkę, a całą zasługę p. Sienkiewicza i nas, współczesnych, mógłby włożyć do kieszeni od kamizelki i niezbyt byśmy mu nią ciążyli.
Podczas gdy nasz autor dowiadywał się w Krakowie, jak jest bezmiernie wielkim, słynny powieściopisarz niemiecki, Spielhagen, usłyszał w Petersburgu, jak jest małym. Jedna część prasy przygotowała mu owację, a druga kocią muzykę. Ta ostatnia nie pojmuje nawet, jak można było pochylać dumne czoła przed człowiekiem, który ostatecznie aż nadto jest wynagrodzonym, jeśli kilka jego utworów przetłumaczono na język rosyjski. Me Hercle, i ja tak sądzę! Spielhagen! Przeciągnąwszy drobno wiązaną sieć przez literaturę rosyjską, można by takich płotek na-łowić korcami - nawet w samym łożysku "Nowoje Wremieni". Na przykład p. Burenin lub Zasminow! Wolne żarty, odpowie p. Suworin, chociaż dostrzeżona różnica na niekorzyść własnych współpracowników nie powtrzymuje go od skalpowania Spielhagena. Tego wymaga prawdopodobnie polityka, która uczy: jeżeli jesteś słowianofilem, bądź słowianożercą i głoś, że cudze bogi w twojej ojczyźnie kominy wycierają. Chociażbyśmy wszakże uwierzyli publicystom petersburskim, że słynny autor niemiecki niewart jednego toastu alembikówką, musimy przyznać, że jest to człowiek dziwnie skromny. W chwili, gdy mu składano hołdy, nie dał do zrozumienia, że w jego głowie, jak ziarnka w makówce, siedzą: Homer, Dante, Tasso, Shakespeare i Mickiewicz, ale pomimo europejskiego rozgłosu oświadczył, że jest talentem "średniej" miary, że do genialności pretensji nie ma i że dowody uznania wcale go nie zaślepiają. Gdyby go witał p. Tarnowski, powiedziałby niezawodnie: mylisz się, Herkulesie, Tezeuszu, Cezarze, Napoleonie literatury! Prawą brwią przypominasz Hannibala, lewą - Goethego, czołem - Kolumba, półbródkiem - Sofoklesa, a i w kołnierzykach twoich nietrudno dostrzec Shakespeare'a, tak jak znowu w chustce na szyi - Byrona! [...]