Nr 18, z 5 maja 1883
Obraza p. Z. - Tanie mieszkania dla robotników francuskich. - Mądry szyldwach. - Pomysłowość nierozumu. - List obłąkanego, posiadający zalety artykułu wstępnego. - Łatwy zarobek. - Głosik gila w rozdźwięku z własnym chórem. - Raz biało, raz czarno. - Najpoczytniejsze pismo. - Cofnięcie biletów powrotnych. - Handel i grzeczność. - Mimowolna reklama. - Niemiłe odkrycie. - Nowa epoka.
Rząd francuski zawarł umowę z Crédit Foncier, mocą której bank ten udzieli przedsiębiorcom kredytu 50 milionów franków na urządzenie tanich mieszkań dla robotników, a 20 milionów franków na pobudowanie domków, które by drogą spłaty amortyzacyjnej mogły kiedyś przejść na własność rodzin robotniczych. Obu tych zdrożności nie może darować p. Waldeck-Rousseau jakiś "umysł głębszy" w "Kurierze Warszawskim", pieczętujący się literą Z. "Jeżeli - powiada on - pomieszkania w cenie 150 do 300 franków oddane zostaną w ten sposób robotnikom, obudzi się niebawem pokusa w kołach drobnych kupców, urzędników i wszystkich w ogóle niezamożnych do zażądania tegoż samego dobrodziejstwa od państwa." Obawa ta przypomina mi pewne zdarzenie. Podczas cholery u nas wystawiono za miastem barak, w którym składano umarłych podejrzanych o śmierć pozorną i którego pilnował szyldwach. Raz budzi się jeden z letargicznych i woła do szyldwacha przez okienko:
- Hej, przyjacielu, otwórz drzwi i wypuść mnie.
- Milcz i siedź - odpowiada żołnierz - gdybym jednego wypuścił, to by zaraz wszyscy wyleźć chcieli.
Z podobnym zrozumieniem swej powinności strzeże baraku społecznego p. Z. - nie chce dać robotnikowi taniego mieszkania, ażeby tegoż samego nie zażądali "wszyscy w ogóle niezamożni". A gdyby zażądali i dostali? Byłby to "socjalizm państwowy" - powiada dziwnie w gospodarstwie społecznym biegły p. Z. Biedak, widział przelatującą pajęczynę babiego lata i sądzi, że był to jedwab. Socjalizm państwowy bowiem jest to teoria, która dąży do przeprowadzenia własności w posiadanie państwa, a ściślej mówiąc rządu, nie zaś do otwarcia kredytu przedsiębiorcom mających zaspokajać potrzeby klas niższych. Ale mniejsza o tę pomyłkę, według której każdy wagon czwartej klasy, uwolniony od podatku kolejowego, służyłby socjalizmowi państwowemu; p. Z. gotów przebaczyć tanie mieszkania dla robotników paryskich, ale "domków z ogródkami" strawić nie może. "Nie ma nic zgubniejszego - powiada - jak przyzwyczajać mało rozwiniętego intelektualnie człowieka fizycznej pracy do łatwych nabytków. Przestanie on wierzyć wtedy, że tylko praca surowa zapewnia dobrobyt i stwarza własność... Uposażenie robotnika niewinnym domkiem przez państwo może snadno wzbogacić szereg czynników rozkładowych dzisiejszego ustroju społecznego we Francji, może stworzyć nowe źródło anarchii." Słyszałem już o krowach mówiących i o pchłach zaprzężonych do taczek, czytałem manifesty Chamborda i artykuły "samobytników", lecz przyznaję, że takiego rozumowania jeszcze nie spotkałem. Ostatecznie wierzę, że rozum nie jest nigdy tak rozmaity w pomysłach, jak nierozum, który na równi z czasem i przestrzenią granic nie ma. "Panie - pisał chory do lekarza domu obłąkanych - jeśli mnie stąd jutro nie wypuścisz, mój sąsiad-krawiec nie będzie mógł wziąć miary na spodnie dla Egiptu, który przecie musi w nowym garniturze dowodzić pod Waterloo." Czyżbym przypuszczał, że list tego filozofa nadawałby się jako artykuł wstępny do "najpoczytniejszego pisma" w Warszawie? Bo posłuchajcie: jeżeli robotnik francuski będzie musiał przez trzydzieści lat oszczędnościami spłacać wartość domku, to - według p. Z. - jest "nabytek łatwy", który oduczy "czci dla pracy"; po wtóre, jeżeli robotnicy posiądą własność osobistą (wykluczoną z socjalizmu), przez to "otworzy się nowe źródło anarchii". "Panie, jeżeli mnie stąd nie wypuścisz" itd. Sądząc z innych, równie nieopatrznych słówek p. Z., który zamiast reform woli, ażeby zmiany społeczne przyszły "same z siebie, prostą logiką skutków i przyczyn", który własność przyznaje tylko pracy (usuwając spadkobranie), który w osobistym posiadaniu widzi nieszczęście - można by wnosić, że w pokrywach "Kuriera Warszawskiego" wylągł się jakiś Prudonik lub Marksik. Bynajmniej, tam świergocze zwykły swojski gil, któremu pomieszały się rozmaite melodie - kilka nut z wędrownej katarynki, kilka z pastuszej fujarki i parę wilczych tonów. Gdyby ów ptaszek, chcąc śpiewać konserwatywnie, znał tego rodzaju melodię, wiedziałby, że właśnie inicjatywa państwa w poprawianiu doli robotników i pomaganie im do nabycia własności leżą w logice konserwatyzmu, a nie "anarchii". Jean Paul słusznie powiedział: bieda jest jedynym brzemieniem, które staje się tym cięższe, im więcej ludzi je dźwiga; prawdę tę wyznaje każdy, tylko że socjalista pragnąłby zmniejszyć ten ciężar za pomocą zniesienia własności, postępowiec za pomocą stowarzyszeń sił drobnych i ograniczenia wielkich, konserwatysta zaś za pomocą filantropii możnych i rządu. Tego p. Z. nie rozumie i nie wie, że wprowadza rozdźwięk do własnego chóru, który niedawno jeszcze brzmiał pochwałami dla takiej samej myśli na gruncie naszym. Gdy ktoś błysnął projektem zbudowania tanich mieszkań dla robotników warszawskich, tenże "Kurier" dostawał czkawki z zachwytu, a dziś pod adresem Francuzów opluwa sobie brodę, która mu wtedy wyrosła. Tak zawsze bywa, gdy współpracownicy nie mają wykształcenia, a redaktor skontrolować ich nie umie.
Chociaż zwłaszcza w porze wynajmu letnich mieszkań "Kurier Warszawski" systematycznie przeglądam, wyznaję szczerze, że nie miałem przyjemności dostrzec p. Z., który jest podobno sprawozdawcą politycznym tego pisma, a na wzmiankowany jego artykuł zwrócono mi uwagę. Zakosztowawszy jednak rozkoszy, postanawiam karmić się nią częściej. Byłbym chyba nieprzyjacielem mojego i moich czytelników humoru, gdybym pomijał to drogocenne źródło. A czy nie lepiej byłoby całą tę krynicę pozostawić na uboczu? Ktoś, parafrazując zdanie Montesquieugo powiedział, że każdy naród ma takich Żydów, na jakich zasługuje. Parafrazę tę można by rozciągnąć i na pisma. Poza uciechą z głupstw kryje się smutne świadectwo dla naszego społeczeństwa, że jego "najpoczytniejszym" pismem jest "Kurier Warszawski", ten "Kurier Warszawski", który śmie (podobno) 20 tysiącom ludzi powiedzieć, że biedny robotnik nie zasługuje na to, ażeby mu rząd dał tanie mieszkanie i pomógł do nabycia domku trzydziestoletnią pracą. Jeśli to oddziaływa, jakże wpływać musi na nasze uczucia i zasady społeczne, które chciałyby zażegnać dziś gwałtowną rozprawę rozumnymi reformami albo po prostu objawić najzwyklejszą ludzkość? A propos, panie Z., czybyś pan czasem nie przyjął "domku z ogródkiem"? - Gdyby mi tylko dano - odpowiadasz. A jednak pan jesteś "mało rozwiniętym człowiekiem..." [...]