Nr 29, z 16  lipca 1881

Smutne położenie przeciwników p. Donato. - Odkrycie nieznanych specjalistów. - Nasze ogólne zahipnotyzowanie. - Poszukiwanie prasy arystokratycznej przez sprawozdawcę "Biblioteki Warszawskiej". - "Pamiętnik Fizjograficzny". - Sąd jednorazowy. - Figiel Tow[arzystwa] Kred[ytowego] Ziemskiego. - Kongres literacki. - Pytanie do odpowiedzi z powodu Króla reporterów. - Szczególny sposób wykładu buchalterii w pewnej szkole żeńskiej. - Róża dla ks. Szyszkowskiego.

[...] Według wiadomości jednego z "Kurierów", cała Warszawa namiętnie się hipnotyzuje, tak dalece, że nawet powodzenie p. Morozowicza w uśpieniu p. Święckiej może szkodliwie oddziałać na losy ogródkowej Melpomeny. Uwaga wszakże o skłonności do magnetyzowania się jest spostrzeżeniem dość spóźnionym. Bo właśnie zahipnotyzowaliśmy się bardzo dawno i tak silnie, że pomimo silnych dmuchań ludzi czuwających nie zdołaliśmy się jeszcze obudzić. Można nam w ciało szpilki wsadzać, stężać członki, unieruchomiać wzrok, przymuszać do śpiewania lub płakania z rozkazu, a my nie tylko nie oprzemy się, ale nawet nie pamiętamy, co z nami zrobiono. Gdy patrzyłem na p. Lucyllę, zasypiającą pod wzrokiem magnetyzera, nieczułą na bolesne podrażnienia, posłuszną biernie jego woli, myślałem sobie: u nas to nic dziwnego. Braid , pierwszy apostoł hipnotyzmu, usypiał ludzi przez umieszczenie im na czole błyszczącego przedmiotu, na który przez pewien czas się wpatrywał. Metody tej użyliśmy dawniej z doskonałym aż dotąd skutkiem...

Nie dopowiadam swej myśli całkowicie, bo obawiam się przygany od sprawozdawcy "Biblioteki Warszawskiej", który, rozbierając książkę p. Chmielowskiego, twierdzi, że "różnica między prasą arystokratyczną a demokratyczną naukowo nie da się usprawiedliwić w naszej najnowszej literaturze", co znaczy, że u nas arystokratycznej nie ma. Chciałbym być równie przekonany tą uwagą, jak jestem nią zdumiony. Sądziłem bowiem, że prasa nasza, z wyjątkiem pięciu lub sześciu pism, jest cała arystokratyczną. Stosunek ten najlepiej uwydatnił się po odczytach Spasowicza o Polu. Gdy znakomity badacz nie wybił pokłonów przed szlacheckimi ideałami poety, dziennikarstwo nasze nie mogło mu przebaczyć tego demokratyzmu. A jakichże to "nieobecnych" wezwała "Niwa" do prowadzenia narodu? A komuż to, według katechizmu stańczykowskiego, Opatrzność dała posłannictwo przewodniczenia mu? Jakiejże to partii sługą jest "Echo'", "Gazeta Warszawska", "Wiek", w Galicji "Czas"? Jeżeli nawet w "Kurierach", przeznaczonych dla klasy średniej i ludu, opisy pańskich balów i zbytków, przyprawione zachwytem, rozpościerają się na całych stronicach; jeżeli w nich szlachcic posadzony na ławie oskarżonych występuje zawsze pod kryptonimem, chociaż idzie do ciężkich robót, a prostak pod całkowitym nazwiskiem, chociaż zostaje uwolniony; jeżeli w oskarżeniu b[yłej] ,,prasy młodej" za jeden z grzechów głównych policzono jej nieuszanowanie tradycji w stosunku stanów; jeżeli uwłaszczenie włościan dotąd przeważnie jest ilustrowane ogłaszaniem wypadków kradzieży chłopskiej, przeciwko której obywatel jest bezsilny; jeżeli najdrobniejsza łaska pańska dla kraju wywołuje w naszej prasie uroczyste fanfary - to doprawdy trudno pisma składające taką orkiestrę nazwać demokratycznymi.

Szanowny sprawozdawca "Biblioteki Warszawskiej" podnosi ofiarność naszych panów. Nie odejmujemy zasługi Działyńskim, Konarskim, Marcinkowskim, ale jednocześnie zapytujemy, kto to wydał leżący właśnie przed nami "Pamiętnik Fizjograficzny", dzieło olbrzymie, zawierające blisko 500 stron w ćwiartce, opatrzone kosztownymi mapami i rysunkami, które pochłonęło kilka tysięcy rubli nie zwróconego w znacznej części nakładu? Czy fundusz na to nieocenione wydawnictwo dali nasi hrabiowie i książęta? Nie, biedni nauczyciele, młodzi badacze, którzy żadnymi kapitałami nie rozporządzają i dla których 50 rubli więcej znaczy niż dla najbiedniejszego z wystawców inwentarza 5000. Nawet między stu kilkudziesięcioma prenumeratorami tego "Pamiętnika" nie wyśledziliśmy ani jednego wielkiego pana. A jednakże na wyścigach, przy totalizatorze lub zielonym stoliku ich hojności nie zbraknie. Źle w społeczeństwie, w którym materiały naukowe muszą wydawać ludzie ubodzy. Na nich u nas głównie spoczywa ciężar ofiarności publicznej. Przejrzyjmy listy składek dobroczynnych i policzmy, ile przypada na demokratów i arystokratów, a wtedy może przestaniemy palić możnowładcze kadzidła.

Demokratyzm naszej prasy! Twarz mimowolnie układa się do ironicznego uśmiechu. Dosyć przywieść sobie na myśl sposób traktowania u nas służebności. Uciążliwe one są, nikt nie zaprzeczy; chłop nadużywa często praw swoich - i to prawda, ale czyż prasa " demokratyczna" powinna urządzać przed swymi czytelnikami sąd, który tylko jednej strony słucha? Wypadków, w których chłop pana skrzywdził i u komisarza sprawę wygrał. znamy mnóstwo, zdobią one co dzień szpalty wszystkich dzienników, ale takie, w których pan chłopa krzywdzi, są nam zupełnie nie znane. A jednakże jeśli pisma mają tak dobrych reporterów, że ci zawiadamiają je o każdej gałęzi skradzionej w dworskim lesie, dlaczego milczą o pretensjach drugostronnych? Miałżeby to być dowód ich demokratycznego charakteru?

Kiedy mowa o tej naszej demokracji, niechże mi wolno będzie uczcić jeszcze jeden jej objaw, zapisany przez "Nowiny", a zamilczany przez wszystkie pisma "demokratyczne". Najbogatsza, a więc najarystokratyczniejsza z naszych instytucji finansowych, Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, podwyższyło pensje swym urzędnikom ku wielkiemu uradowaniu naszej prasy. Gdy wszakże ci, którzy doznali błogich skutków owego podwyższenia, policzyli przybytek, okazało się, że Towarzystwo Kredytowe, zamiast uszczęśliwić swych pracowników pierwszym działaniem arytmetycznym, uszczęśliwiło ich drugim. Wielkie wynalazki są zawsze proste, prostą też jest i ta operacja finansowa. Urzędnik, pobierający dawniej np. 600 rubli pensji, otrzymywał przy tym procenty - na mieszkanie około 133, nagrodę roczną 75 rubli i gratyfikację dwuletnią 150 rubli, razem rubli 900. Uniesione dobroczynnością Towarzystwo podwyższyło mu pensję z rubli 600 na 800, ale obcięło dodatki. Środek arcydowcipny. jedynie zdolny pogodzić wspaniałomyślność z oszczędnością, podwyższenie pensji z jej zniżeniem. Zauważyć przy tym trzeba, że Towarzystwo Kredytowe Ziemskie, nauczone doświadczeniem, umie oszczędzać kapitały, ażeby... no, ażeby ich potem nie miało.

Dnia 20 września ma się odbyć w Wiedniu kongres literacki, który porzuci jałowe pole zabezpieczania własności autorów i zajmie się wypracowaniem projektu "wszechświatowej między nimi łączności". Zaiste temat wdzięczny, tym przyjemniejszy, że kłopotami o rozwiązanie tej zagadki nie przeszkodzi prawdopodobnie powodzeniu uczt i wycieczek w piękne okolice Wiednia. Uchwał tego kongresu wyglądam z niecierpliwością, bo nie mogę sobie wyobrazić, jakim on sposobem zdoła zaprowadzić łączność między mną - przepraszam, nie należę do kongresu - między p. Szymanowskim, urzędowym przedstawicielem naszej literatury, a Brandesem lub Bret Hartem. Gdyby mi wolno było zabrać głos w tym przedmiocie, starałbym się zadanie kongresu znacznie uprościć i poddać jego światłemu sądowi myśl zaprowadzenia łączności między literatami pojedynczych krajów, a przede wszystkim naszego. Jeśli śród dziesięciu autorów warszawskich rzadko znajduje się jeden, który by nie chciał zjeść przynajmniej sześciu, to doprawdy, mając taki kłopot w domu, trudno zajmować się "łącznością wszechświatową". Nadto względom szanownego naszego delegata polecam następującą kwestię. Jeden z teatrzyków ogródkowych zamierzył przedstawić farsę polską pt. Król reporterów. Już były przygotowane kostiumy, muzyka i uzyskane pozwolenie cenzury urzędowej, gdy nagle dyrektor teatrzyku otrzymuje od jednego z pism wpływowych zawiadomienie, że operetka nie może być przedstawiona, gdyż w niej mają być jakoby pomieszczone wizerunki dwu tego pisma współpracowników. Daremnie autor tłumaczy się, że tych panów nie zna, daremnie dyrektor odwołuje się do poniesionych kosztów, cenzura prywatna ustąpiła wtedy dopiero, gdy przejrzała rękopis i wykreśliła z niego zakwestionowane ustępy. Otóż rad bym zapytać kongresu literackiego, czy podobne terroryzowanie własnej literatury jest godziwym i czy instytucja cenzury prywatnej nie zasługuje czasem na zaszczepienie w innych krajach? Wolałbym, ażeby kongres przez usta delegata polskiego odpowiedział mi, że legenda ta jest złośliwym wymysłem. Zdaje mi się jednak, że jestem dobrze powiadomiony i że fakt powyższy stanowi niezaprzeczoną własność naszej chwały. Jakie to jednak szczęście dla Europy, że Gambetta, Gladstone, Taaffe mniej dbają o swój honor niż nasi reporterowie, inaczej musieliby nie tylko zakazywać tysiące gazet, karykatur i operetek, ale nawet wypowiadać wojny międzynarodowe. Niechże jednak ci panowie w przyszłym Ziarnie zapiszą aforyzm: literatura jest szkodnym koniem, który po pastwisku winien chodzić spętany. [...]

 


LIBERUM VETO