Nr 15, z 9 kwietnia 1881

Igrzyska w prasie rosyjskiej. - Spór osła z rumakiem. - Działanie artylerii. - Solowjow i Żukowski. - Skromne żądanie p. Aksakowa. - Szampańskie przeciw "oczyszczennoj". - Królestwo Polskie jako stacja tranzytowa. - Rany bezwarunkowo śmiertelne. - Rozmowa z ks. Bismarckiem o Polakach. - Cham. - Wurst!

Zacięta, jak nigdy może, walka dwu obozów gazet rosyjskich przedstawia niezmiernie ciekawy obraz. Gdybym był Neronem i posiadał moc urządzenia sobie okrutnych widowisk, kazałbym codziennie moskiewskim tygrysom potykać się z petersburskimi gladiatorami. Ryk, rozpaczliwe pasowanie się, duszenie za gardło, zapuszczenie kłów, bryzgi krwi i od czasu do czasu oklaski zachwyconego teatru - wspaniałe igrzysko! Czasem znowu staje się ono walką byków lub kogutów, a czasem po prostu Nowozelandczyk morduje Europejczyka, nadziewa go na rożen, opieka przy ogniu i zjada ze smakiem.

I jakiż cel tych zapasów, jeżeli one cel mają? Czy Rosja na rumaku liberalnym winna popędzić naprzód, czy na ośle reakcyjnym cofnąć się w tył? Obie strony wyczerpują wszystkie argumenta, każą świadczyć żywym i umarłym, przyjaciołom i wrogom, ażeby jeśli nie zwyciężyć, to przynajmniej utrzymać plac boju. We wszelkich kampaniach dziennikarskich naprzód się potyka lekka kawaleria literacka, a za nią idą działa poważnej nauki. W polemice gazet rosyjskich zaczęła właśnie operować artyleria.

"Russk[ije] Wiedomosti" wytoczyły armatę najcięższego kalibru, historyka Sołowjowa, który mówiąc o reakcji, w jaką wegnał Rosję przed kilkudziesięciu laty Metternich, tak pisze: "Rząd, chcąc nie bać się niczego, powinien być liberalnym i silnym. Liberalnym dlatego, żeby pielęgnować i rozwijać w narodzie siły żywotne, ustawicznie go skrapiać świeżą wodą, nie dopuszczać w nim zastoju i zgnilizny, nie zatrzymywać go w stanie dzieciństwa, niemocy moralnej, która czyni go niezdolnym do odbicia i spokojnego, jak na ludzi dojrzałych przystało, zastanowienia się nad każdym ruchem, wszelką nowizną, oraz krytycznego oceniania każdego zjawiska... Rząd silny ma prawo być bezkarnie liberalnym; tylko krótkowidze uważają rządy nieliberalne za silne i sądzą, że one moc tę zdobyły środkami nieliberalnymi. Gnębić i tłumić - rzecz bardzo łatwa, do tego nie potrzeba szczególnej siły." Obok Sołowjowa tenże dziennikarski kanonier postawił przeciw "Mosk[owskim] Wiedomostiom" inne, może jeszcze skuteczniejsze działo, poetę Żukowskiego, nauczyciela umarłego cesarza Aleksandra II, który takie dawał przestrogi swemu dostojnemu wychowańcowi: ,,Zwracaj uwagę na głos publiczny; on często bywa przewodnikiem monarchy, jego najwierniejszym pomocnikiem, bo najsurowszym i najbezstronniejszym sędzią jego woli wykonawczej. Głos publiczny jest zawsze po stronie sprawiedliwości."

Na granaty i kartacze prasy petersburskiej p. Katkow odpowiada pluciem. Zdaje się wszakże, że mu już ślin zbrakło.

Za to wypoczęty po trudach słowianofilskich p. Aksakow grzmi zawzięcie na liberalizm ze swej odtylcowej mitraliezy. Miły Jezu, jak temu skromnemu człowiekowi mało potrzeba. Chce cofnąć Rosję tylko do czasów przed Piotrem Wielkim. Od tej bowiem pory - według jego słów świeżo wypowiedzianych na zebraniu Towarzystwa Słowiańskiego - stara Ruś, uwiedziona przez postęp, napłodziła z nim tylko dzieci nieprawych. Wszystkiemu winien Zachód, który zalawszy Rosję szampańskiem, wyparł z niej dawną, poczciwą, "oczyszczoną". Przed paru laty znajdowałem się na kazaniu, w którym mówca, oburzony zepsuciem czasów obecnych, taką wywiódł genealogię złego: naprzód pojawił się spirytualizm, potem mormonizm, potem idealizm, potem masonizm, potem materializm, potem atawizm... i ten właśnie gospodaruje między nami. Dziś dopiero, przeczytawszy filipikę Aksakowa przeciwko Zachodowi i liberalizmowi, widzę, że ów kaznodzieja miał zupełną słuszność. Rzeczywiście bowiem w twierdzeniach szanownego słowianofila czuć atawizm, i to atawizm bardzo odległy, darwinowski. Zaznaczając ten fakt późnego dziedzictwa, jednocześnie winienem zwrócić uwagę moich ziomków na niebezpieczeństwo, jakie nam grozi ze strony p. Aksakowa. Wiadomo, że odznacza się on nieugiętą konsekwencją w rozprowadzaniu do krańców swej maligny. Ponieważ zaś, według niego, winnym nieszczęść Rosji jest Zachód, my zaś względem "Rusi" (organ p. Aksakowa) leżymy na zachodzie, kto wie zatem, czy pewnego pięknego poranku "Kraj Przywiślański" nie zostanie ogłoszony co najmniej jako stacja tranzytowa dla liberalnego dynamity, przybywającego z zagranicy. Po próbach wynalazczości p. Katkowa nie możemy być dość pewni, tym bardziej że słowianofile wyłączyli Polskę, jako wyrodną córkę, ze słowiańskiej rodziny.

Dla objaśnienia wreszcie śmiertelnych skutków liberalizmu pozwolę sobie użyć drobnego przykładu.

Przed kilku dniami toczyła się w jednym z sądów warszawskich sprawa kryminalna: mąż, złapawszy kochanka ze swą żoną, strzelił do niego i zranił. Ranny jednak wyzdrowiał. W czasie posiedzenia sądu obrońca oskarżonego w zapale badawczym pyta biegłego lekarza:

- Czy zadane rany były bezwarunkowo śmiertelne, czy też warunkowo?

- Ależ zlitujże się pan - odpowiada lekarz - jakże mogły być bezwarunkowo śmiertelne, jeżeli zraniony siedzi zdrów w sali.

Podobnie p. Aksakow w chwili, kiedy jego ojczyzna stała się potężnym mocarstwem, dowodzi, że rany, jakie jej zadał Piotr Wielki, były bezwarunkowo śmiertelne.

W jednym z pokątnych dzienniczków niemieckich, w "Markisches Intelligenzblatt", jakiś poseł (podobno von Below) pomieścił małą rozmówkę z ks. Bismarckiem przy kufelku piwa. Są w niej sądy smakosza o rozmaitych gatunkach gambrynusowego napoju, są w niej poufałe żarty z pijących i nie pijących deputatów, ale nareszcie jest kilka słów o... Polakach. Mianowicie gdy poseł wspomniał nagannie o wystąpieniu niejakiego Hundtas7 w sejmie, książę odparł:

"- Nie rozumiem tego, kochany von X., Hundt miał bardzo dobry instynkt. Czytałeś pan wczorajszą "Norddeutsche Allgemine Zeitung?

- Czytałem, ale...

- Żadne ale, trafił w sedno. Nie będę tego stanowczo utrzymywał, że jezuicka tresura wykształciła w Polakach talent spiskowania, trudno wszakże zaprzeczyć, że jest to formalnie ich wada narodowa. Berezowskich istnieje cała masa. Kullmann jakiś czas należał do stowarzyszenia polskiego w Pszczynie. Pierwiastki polskie wszędzie mi przeszkadzają, a przy tym postępują tak zręcznie, że nie można ich złapać. Weź pan dra Polakowskiego, antysemitę, i Żyda, Kantorowicza, który wszczął taką burdę w tramwaju; powiesz pan, że to ogień i woda, a jednakże jestem przekonany, że oni noszą jedną skórę i przeszkadzają mi do zgody. Że walka wyznaniowa (Kulturkampf} zaszła tak daleko, głównie zawdzięczać to należy Polakom. Znam całe to społeczeństwo, które nas dopóty drażniło, aż musieliśmy chwycić się ostatecznych, moim zdaniem nieszczęsnych, środków. O Ledóchowskim nie potrzebuję mówić, potem wystąpił nuncjusz Czacki, Koźmian, kanonik Borowski, niebezpieczne indywiduum... zresztą nie chcę wymieniać nazwisk. Zbytecznym również byłoby mówić o polskich redaktorach "Germanii", obecny jej redaktor główny, zręczna sztuka, wszystko to się wiąże jak łopiany i tak szalenie agituje, że ostatecznie musimy się wdać. Najchętniej wpakowałbym ich do rot aresztanckich [Strafkompagnie].

- Czy mogę rozmowę naszą ogłosić? - spytał poseł.

- Das ist mir ganz Wurst - odrzekł kanclerz."

Z powyższej rozmowy jednak tryska dla nas źródło pociechy: jeszcze coś ważymy na świecie, kiedy wszechmocny Bismarck nie daje sobie z nami rady. Do pewnego więc stopnia możemy również powiedzieć, że on dla nas jest Wurst. Bez przesady. Ks. Bismarck może jeszcze pożyć w najlepszym razie lat dwadzieścia, a my... Jeśli więc go nie zwyciężymy, to przeżyjemy. Smutna okoliczność dla junkra!

Tak nas dziś zajęły sprawy zewnętrzne, że wewnętrzne odłożyć muszę do następnego tygodnia, w którym może p. Katkow, Aksakow, Pindter i Bismarck - piękne towarzystwo - ochłoną z delirium polakożerstwa.

 


LIBERUM VETO