Nr l z l stycznia 1881
Strachy niańki i nauczycielki. - Upiór z Upity. - Ślub dziecinny. - Drzewo wiadomości złego. - Kto może "nie pozwalać". - Ludzkość idzie do liberum veto. - Katolicy pruscy, rekrut i obywatel. - Stańczycy. - Walewski i Lisicki. - Ziarnko piasku i piramida. - 1:9 999 999. - Tysiącletnia bitwa. - Turniej Ormuzda z Arymanem. - Białe dają mat czarnym. - Prawo jest ziemią. - Nawet Morze Martwe posiada sól. - Chór i sola, harmonia i kontrapunkt prasy. - Pokazywanie języka całemu światu. - Drabina do nieba. - U bram Watykanu.
Niańka kazała mi się bać strachów, nauczycielka czytywała następnie rozmaite przerażające legendy - więc się bałem umarłych, duchów, nietoperzów, puszczów, wilkołaków, a między innymi także ,,upiora z Upity". Nauczycielka opowiadała, że to był człowiek okropny. Zerwawszy sejm i dawszy przykład późniejszym tego rodzaju zbrodniom, uciekł z Warszawy przed ogólną wzgardą, ale nie uciekł przed karą bożą. Wkrótce bowiem dom jego zapadł się w ziemię, ojciec, matka i siostra zmarli ugodzeni piorunem, wreszcie on sam zginął od gromu. Ciało jego siedem razy ziemia wyrzucała, a duch włóczy się dotąd po Polsce. Do dziś w kościółku Upity stoi upiór nagi, żółty, z rękami na krzyż złożonymi, z pochyloną głową. Naturalnie po takiej lekcji, po której przez trzy noce oka zmrużyć nie mogłem, przysiągłem sobie raczej wszystko popełnić, niż zerwać jakikolwiek sejm, niż sprzeciwić się głosowi ogólnemu. Piękna rzecz zginąć od pioruna wraz z całą rodziną, być z ziemi siedem razy wyrzuconym, straszyć ludzi i pokutować jako upiór w kościółku! Nigdy! Dziecięcy ten ślub wzmocniły szkolne wykłady historii, z których dowiedziałem się, że naśladowcy posła upickiego byli zawsze potępiani, a czasem zarąbywani, i że oni to właśnie zgubili Polskę. Ale czego drapieżna myśl ludzka z serca nie wydrze!
Wydarła też i mnie pomału moją przysięgę. Poznawszy bliżej dzieje nasze, przekonałem się ku wielkiemu mojemu zdumieniu, że Siciński, jego siostra, matka i ojciec skończyli żywot bardzo spokojnie, że nie on pierwszy sejm zerwał i że wprawdzie rąbano później "nie pozwalających", ale tylko takich, którzy nosili przy boku dla obrony jedną karabelę i nie mieli za sobą ich setki. Kto bodaj raz ukąsił jabłko z drzewa wiadomości złego, ten pójdzie dalej drogą pierworodnego grzechu i coraz inne zakazane owoce pożywać będzie. I ja więc, przestąpiwszy przykazanie legendy co do posła z Upity, zacząłem pytać siebie: czemu piorun nie zabił, a ziemia nie wyrzuciła owego magnata, który na trzydzieści lat przed Sicińskim sejm zerwał? Czemu możnych słuchano pokornie, gdy krzyczeli: "nie pozwalam", a chudym pachołkom zatykano pięścią usta? Słowem, czemu - jak powiada Bobrzyński - "urażony w swej ambicji magnat lub nawet jawny swego kraju zdrajca, jeśli się umiał zręcznie płaszczem stróża wolności osłonić, jeśli liczną miał klientelę, znajdował zawsze miałkie umysły, które za nim stanęły i do zburzenia każdej lepszej myśli mu dopomagały"3, a czemu szlachcic ze zwykłej gliny musiał za toż .samo dźwigać brzemię hańby? Pytania te powiodły mnie do dwu, wyznaję, zdrożnych wniosków: l) że poseł upióki nie był gorszym od innych, których upiory w kościółkach nie pokutują i 2) że "źrenica wolności" nie była może tak ślepą, jak mniemają niezliczeni operatorowie historyczni, którzy zdejmują z niej kataraktę. Bo zapomniawszy o rozpasanych lub służalczych przedstawicielach tej "złotej wolności", która - według słów wspomnianego dziejopisa - "nienawidziła każdego, kto czy charakterem swoim, czy rozumem, czy nową myślą ponad tłumy wznieść się ośmielił" i która "przechodząc strychulcem całe społeczeństwo, wyciskała na nim rozpaczliwe piętno duchowej równości", zapomniawszy - mówię - o tych rycerzach dobrego stołu, rozważmy, o co szło w zasadzie? O to, ażeby każdy obywatel kraju posiadał prawo nieuznawania woli większości lub nawet ogółu. Jeśli tak, to dziwiąc się wraz z innymi naiwnemu parlamentaryzmowi naszych przodków, który skrzywiwszy ową zasadę, pozwolił jednostce unieważniać wolę ogółu nie tylko dla niej samej, ale dla wszystkich, sądzę jednocześnie, że po najdłuższych walkach i podstępach, pozbywszy się ciemnoty, fanatyzmu, przedajności, samolubstwa jednostek, ludzkość dojdzie do liberum veto. Gdyby Siciński nie był stargał obrad sejmowych, tylko się z nich wyłączył i opatrzył je swoim protestem, byłby twórcą najwyższej społecznej zasady i najznakomitszym obywatelem w Polsce, tak jak nim został w sto dwadzieścia lat później jego współziomek. Nic lepszego, wyższego, słuszniej szego nad tę zasadę ród ludzki nie zdobędzie, a zdobywa ją ciągle. Bo czymże są ostatnie mowy katolickich posłów w parlamencie niemieckim, którzy otwarcie głoszą, że nie uznają tak zwanych a przeciw nim wymierzonych ustaw majowych6? Wprawdzie oświadczenie ich nie zrywa sejmu i nie obowiązuje ogółu, ale czyż ono nie jest wskrzeszonym, szlachetniejszym, bo nie wichrzącym liberum veto'! Niedawno w Toruniu na placu, wśród musztrujących się rekrutów, zauważyłem młodego chłopca, którego feldfebel kilkakrotnie szturgnął pod brodę kułakiem; chłopiec, widocznie wzburzony, uległ karności wojskowej, ale twarz jego wyrażała energiczne liberum veto. Innego razu byłem świadkiem oburzenia pewnego naczelnika, który poważnego obywatela za odmówienie mu w przejeździe powozu nazwał bydlęciem. Obywatel zniósł cierpliwie tę naganę, ale zaiskrzono jego oczy mówiły: liberum veto. Zresztą czy wśród nas samych nie odzywa się śmiało ten głos, ile razy go, jak dawniej, osłania, no, nie szereg karabel, ale szereg lokajów? Stańczycy krzyczą ciągle "nie pozwalam", a hr. Lisicki śmielej niż wszyscy Sicińscy zerwał jednomyślną uchwałę naszej polityki, chociaż ani go piorun wraz z rodzicami i siostrą nie zabił, ani mu ziemia pałacu nie pochłonęła, a jeśli kiedy stanie w kościółku krakowskim, to chyba po to, żeby ks. Golian odprawiał nabożeństwo przed jego relikwiami. Za daleko niewinniejszy protest niedawno jeszcze zwykłemu szlachcicowi, A. Walewskiemu, wybito w Krakowie szyby i zmuszono do czuwania po nocach z nabitą dubeltówką, tymczasem hr. Lisicki zupełnie bezpiecznie robi coraz nowe wydania swej "trzeźwej" pracy i nawet żadna dama nie powie mu przy spotkaniu: a fe, hrabio! Czyż więc i dziś, jak kiedyś, co wolno... Jowiszowi, tego nie wolno wołowi? Czy prawo jest brylantową spinką, którą tylko pan przy atłasowym żupanie, nie zaś chłop przy kapocie nosić może? Czy - jak powiada Voltaire - jedni rzeczywiście przychodzą na świat z ostrogami u nóg, drudzy z siodłami na grzbietach? Zarówno księga rodzaju religii, jak i księga natury nie mówią nic a nic o odmiennych gatunkach materiału, z którego urobieni zostali różni ludzie; zarówno przyroda, jak i Bóg nie stworzyli z prostej gliny jednych, a z pianki drugich. Nadto, ponieważ we wszechświecie nic nie ginie, każdy więc z nas może być pewnym, że najsłabszy jego głos nie przepadnie, chociażby przed nim wszyscy uszy swoje zatkali. Czy to was nie napełnia dumą? Mnie - wielką. Jestem przekonany, że każde moje, jak i wasze, tchnienie staje się przyczyną szeregu skutków w naturze, a kto wie, czy ono w odległym następstwie swego wpływu wspólnie z innymi czynnikami nie spędza chmur z nieba lub nie topi okrętów w morzu. A jeśli potężne wichry nie odbierają prawa wydobywania się lekkim oddechom, to dlaczegoż by potężni ludzie mieli pozbawiać małych możności objawiania swych myśli? Gdybym był ziarnkiem piasku leżącym u stóp piramidy i posiadał uczucie swego odrębnego istnienia, nie zrzekłbym się go dlatego, że ona jest wielką, a ja małym.
Toteż gdyby nawet 9 999 999 ludzi powzięło jakąś jednomyślną uchwałę, która by się sprzeciwiała tylko jednemu mojemu przekonaniu, nie 'narzucając go nikomu, nie wahałbym się jednocześnie we własnym imieniu przeciwko niej zaprotestować. Ale nie lękajcie się, czytelnicy, nie będziecie świadkami walki Hercules contra plures. Walkę taką w całej historii udało się podjąć i wygrać zaledwie kilku największym geniuszom, którym ja myślę jedynie... rozwiązywać u nóg rzemyki. Co najwyżej więc patrzeć będziecie na starcia odmiennych zasad, odmiennych żywiołów, odmiennych szeregów, w których służę jako prosty żołnierz. Główni widzowie tej wielkiej tysiącletniej bitwy, toczącej się na całym obszarze cywilizowanego świata, w której i nasze pułki literackie udział przyjęły, stoją na wyżynach, ogarniają wzrokiem ruchy obu zapaśniczych stron, wydają rozkazy i hasła. Gdy z omdlałych rąk wypuści buławę Kopernik, podejmie ją i dalej hetmani postępowym rotom Kepler, Newton, Voltaire, Mili lub Darwin. Choć kierują z daleka, i do nas sięga ich komenda. Inaczej mówiąc, dzieje myśli ludzkiej są odmienną partią szachów, rozgrywaną przez Ormuzda i Arymana, ducha białego i czarnego, my zaś w niej, stosownie do uzdolnień, rozmaitymi figurami. Zwycięstwo przechyla się kolejno na jedną lub drugą stronę, giną pojedyncze figury, okupując swą ofiarą powodzenie innych, rezultat jeszcze daleki, ale zdaje się, jak gdyby nad tą nieskończoną partią błyszczał radosny napis: białe zaczynają i dają mat czarnym. W ilu posunięciach? Nikt nie obliczy, to tylko pewna, że obecnie czarne dostały na wielu polach jednocześnie bardzo niebezpieczny szach.
Na tych racjach, na tej podstawie, wbrew radom piastunek i nauczycielek, opieram śmiało moje liberum veto!
Przeciw czemu?
Przeciw bezprawiu, przeciw nieprawdzie oraz całemu ich niezliczonemu potomstwu.
Komu los nie pozwolił być prawodawcą, temu nie pozostaje nic innego, jak być prawobiercą. Może to dziwne, ja jednak na wszelkie ustawy zapatruję się tak jak gospodarz na ziemię. Uprawia ją i obsiewa; nie rodzi zboża, to sadzi na niej wierzby; mokra, to przeżyna ją rowami; sucha, to ją nawadnia; zachwaszczona, to piele - słowem, wyciąga z niej niemiłosiernie wszystko, co tylko mu wydać może. Gdyby wiedział, że zorana, zmęczona, rodzić będzie dukaty, siałby dukaty. Wytrwała praca jałowe piaski zamienia na warzywne ogrody, czemuż by ona nie miała najlichszego prawa przerobić na dobre? Nie ma na ziemi rzeczy bezużytecznej. I w Morzu Martwym, gdzie żadna ryba, żaden płaz utrzymać się nie zdoła, jest - sól. Na zgniłym torfowisku rośnie brzoza, karłowata, cienka, ale rośnie. Idzie więc tylko o to, ażeby mojego pola nikt nie niszczył i moich drzew nie wycinał. A jeśli niszczy, wycina, wtedy ja myślą czy słowem zakładam... liberum veto. Gdyby kto zaczął w moim stawie łowić ryby, a w moim lesie strzelać samy, to ja, korzystając z prawa swobody od dziesięcin na czyjąś korzyść, powiadam wyraźnie: "Nie pozwalam." Gdy pan nauczyciel zechce mi uderzyć dziecko w szkole, to ja również "nie pozwalam". Każde prawo jest moją ,,źrenicą wolności", której wyłupić sobie nie dam.
Podobny użytek robię z mojego liberum veto w sprawach domowych. Śród większości naszych czasopism panuje głęboki a przekonanie, że w nich nie powinny się odzywać głosy solowe, lecz chóry, i to chóry śpiewające unisono. Różnić się mamy tylko brzmieniem naszych gardeł; można z nich wydobywać basy, barytony, tenory, alty, soprany, ale, broń Boże, odmienne melodie. Prasa nasza rozumie jedynie harmonię, ale nie wzniosła się jeszcze do pojmowania kontrapunktu, który jej się wydaje rozdźwiękiem. Jak to można - pyta ona - ażeby Piotr śpiewał co innego, a Paweł co innego, i ażeby z tych sprzeczności splotła się całość zgodna? Ponieważ wierzę, iż to jest zupełnie możliwym, ponieważ jestem wyznawcą kontrapunktu w dziennikarstwie, więc, niezależnie od prawideł prawomyślnej harmonii, zanucę sobie czasem odrębne solo.
Jednym z jej warunków jest bałwochwalstwo dla siebie i pokazywanie języka całemu ucywilizowanemu światu. Najprzyjemniej dla naszego ucha brzmi pieśń wysławiająca naszą wielkość i poniżająca małość Niemców, Anglików, Amerykanów, Francuzów, Włochów itd. Pierwsi nie mają dostatecznej wiary, drudzy uczucia, inni wyższych upodobań, inni na koniec moralności. Wcieleniem wszystkich cnót jesteśmy, według tej teorii, tylko my. Jeżeli jaki Weinstok z Dusseldorfu, wspominając o naszej Bochotnicy, pomieści ją w powiecie olkuskim, natychmiast wybuchamy gwałtownym śmiechem i drwimy z niemieckiego "nieuctwa", ale gdy który z naszych profesorujących badaczów nie wie, co Niemcy przez ostatnie pół wieku w jego nauce zrobili, gdy który z naszych zasłużonych nie wie, że Lifiandia jest tym samym, co Inflanty, to nic a nic nie szkodzi. My bowiem, jako lud wybrany, odbieramy naszą wiedzę za pośrednictwem natchnień prosto z nieba. Niebo to wyobrażamy sobie jako wielki strych, który wprawdzie wznosi się nad całym światem, ale otwór do niego przebity nad naszą jedynie ziemią i my też głównie mamy na tej górze prawo suszyć swoją bieliznę. Posiadając zaś taki przywilej, oparliśmy na nim swoją polityczną, społeczną i umysłową karierę. Nie zginiemy, bo... śpimy i śni nam się, że. od nas do nieba wznosi się Jakubowa drabina, po której aniołowie zniosą nam szczęście; nie zginiemy, bo gdy zadzwonimy u bram Watykanu, zawsze wyjdzie kardynał Ledóchowski, spojrzy na nasze ręce; jeśli pełne, odbierze świętopietrze i pobłogosławi; jeśli puste, powie, że Ojciec drzemie, i zamknie drzwi przed nosem. Mamyż wiecznie wędrować po te błogosławieństwa i odpusty z napchaną kobiałką?
Liberum veto! Weto przeciwko niewolnictwu myśli, samochwalstwu, poniżaniu innych, bladze, kłamstwu, obłudzie, ultramontanizmowi i innym cnotom "podwójnej buchalterii" duchowej. Niech będzie pochwalona swoboda przekonań, sprawiedliwość, nauka, tolerancja i prawda.
Złożywszy wam, czytelnicy, ten list uwierzytelniający, obejmuję mój urząd jako
Poseł Prawdy.
__________________________________________________________
1 Pierwszy felieton cyklu Liberum veto, drukowanego w "Prawdzie" pod kryptonimem Poseł Prawdy.
2 Świętochowski relacjonuje legendy związane ze śmiercią i pośmiertnymi losami ciała Władysława Sicińskiego (zm. 1664), posła z Upity, który na polecenie Janusza Radziwiłła zerwał w 1652 r. sejm na mocy liberum veto.
3 Cytat (z drobnymi zmianami stylistycznymi) z Bobrzyńskiego Dziejów Polski w zarysie (Warszawa 1879, s. 350). Świętochowski recenzował tę książkę Michała Bobrzyńskiego (1848-1935), reprezentanta tzw. historycznej szkoły krakowskiej, w "Nowinach" (1879, nry 106-107), biorąc wówczas udział w szerokiej dyskusji, wywołanej interpretacją przeszłości Polski w tej książce.
4 Tamże, s. 347. W 'całości u Bobrzyńskiego zdanie to brzmi: "Złota wolność nienawidziła każdego, kto czy charakterem swoim, czy rozumem, czy nową myślą ponad tłumy wznieść się ośmielił, strącała go z wyżyny, przechodząc strychulcem całe społeczeństwo, wyciskała na nim rozpaczliwe piętno duchowej równości, to jest głupoty, a rozwijała materializm aż do ostatecznego cynizmu."
5 Tadeusz Rejtan (1746-1780), od r. 1772 poseł nowogródzki, sławny z protestu przeciw legalizacji rozbioru Polski na sejmie w r. 1773.
6 Represyjne ustawy, uchwalone przez sejm pruski z inicjatywy rządu Bismarcka w dniach 11-14 V 1873 r. oraz 31 V 1875 r., których celem było przyspieszenie podporządkowania kościoła państwu w związku z polityką kulturkampfu (1871-1878). Przeciw ustawom majowym występowała w parlamencie Rzeszy partia katolicka Centrum (Zentrumspartei), z którą współdziałali m. in. posłowie polscy.
7 Świętochowski ma tu na myśli program polityczny historyka i publicysty konserwatywnego, zbliżonego do obozu stańczyków, Henryka Lisickiego (1839-1899), oparty na zasadzie tzw. trójlojalizmu w stosunku do państw zaborczych. Program ten przedstawiał Lisicki w artykułach drukowanych w "Czasie", "Przeglądzie Polskim" i "Unii" oraz w publikacjach książkowych (m.in. Stówo o stanowisku Polaków wobec sprawy wschodniej, 1876; Aleksander Wielopolski, 1803-1877, Kraków 1878-1879; Odpowiedź na uwagi nad dziełem pt. "Aleksander Wielopolski", 1878; Domowe sprawy. Odpowiedź hr. Stanisławowi Tarnowskiemu z powodu biografii Aleksandra Wielopolskiego, Kraków 1880).
8 Zygmunt Golian (1824-1885), głośny kaznodzieja związany z obozem konserwatywnym, w kazaniach i broszurach występował przeciw pozytywistycznej myśli filozoficznej i społecznej. W czasie pobytu Swiętochow-skiego w Krakowie w r. 1876 organizował bojkot jego prelekcji, zwłaszcza czytania rękopisu Ojca Makarego. Świętochowski nazywał go polskim Arbuezem i wielokrotnie wspominał w felietonach drukowanych w "Nowinach" i w "Prawdzie".
9 Prawdopodobnie dotyczy Antoniego Walewskiego (1805-1876, historyka, profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego, skrajnego legitymisty, oraz reakcji na koncepcję trójlojalizmu w polityce narodowej w jego rozprawach i dziełach historycznych (m.in. Pogląd na sprawę Polski ze stanowiska monarchii i historii. Lwów 1848-1849; Filozofia dziejów polskich i metoda ich badania, Kraków 1875).
10 Zasada sformułowana według głównej tezy rozprawy Milla O wolności (którą Świętochowski nazywał swoim katechizmem): "Gdyby cała ludzkość z wyjątkiem jednego człowieka sądziła to samo i tylko ten jeden człowiek był odmiennego zdania, ludzkość byłaby równie mało uprawniona do nakazania mu milczenia, co on, gdyby miał po temu władzę, do zamknięcia ust ludzkości" (J. St. Mill, Utylitaryzm, O wolności. Warszawa 1858, s. 139).
11 Kardynał Mieczysław Halka Ledóchowski (1822-1902) przebywał wówczas w Rzymie w służbie papieskiej (członek licznych kongregacji). Kosmopolita i reprezentant skrajnego ultramontanizmu, w okresie pełnienia funkcji arcybiskupa gnieźnieńskiego i poznańskiego (1865-1874) współpracował początkowo z rządem pruskim, ograniczając udział polskiego duchowieństwa w działalności narodowej, lecz w okresie kulturkanapfu wystąpił zdecydowanie w obronie praw kościoła katolickiego, za co został uwięziony przez władze pruskie w r. 1874.