ROZDZIAŁ VI. 
WYLĄDOWANIE DO NIŻSZEJ KAMCZATKI

 

Znalazłem nad brzegiem portu tłum ludzi, którzy powychodzili z całej niższej Kamczatki dla widzenia przybyłych gości na okręcie. Znajdował się między nimi komendant, nie można było go poznać, bo był w orientalnym tamecznym ubiorze. Wysadzono mnie z okrętu i stawiono przed nim: zrobiłem mu komplement, że w nieszczęściu obiecuję sobie w nim znaleźć ludzkość. Odpowiedział mi na to: że ja jestem człowiekiem; on podług swej możności starać się będzie osłodzić moje nieszczęście. Poszedłem z nim do jego mieszkania i częstował mnie herbatą najprzedniejszą z mlekiem jelenim. Znajdowało się tam kilka oficjalistów, ukazała się później nieszczęśliwa jego żona, która w tym miejscu dostała wariacji. On natychmiast porwał ją i zamknął. Była to kobieta z Małej Rosji dawnych Polaków. Po półgodzinnej zabawie kazał mi iść za sobą, powiadając, że pokaże mi moje mieszkanie; pokazywał na dom swój, gdzie cztery bierwiona tylko z ziemi wychodziły, powiada mi, że niech to mnie nie zadziwia, że moja stancja jest w ziemi, bo prawie my tu wszyscy tak mieszkamy.

Wprowadził mnie do mojego mieszkania gdzie znalazłem dwa okna okrągłe ze śludy (mika), stolik kamienny, ławki wkoło ścian, komin w pośrodku, który i za piec razem służył, bo gdy napalą drwami zatykają komin i od węgli ogrzewa się dom. Było okno jeszcze jedno w górze z bryły lodu, które się oblepia śniegiem i wodą i dość długo się konserwuje. Kazał komendant od siebie przynieść obiad i jadł ze mną. Wszystkie rzeczy moje były zniesione z okrętu, które pozostały, część sucharów, część krup, herbata, kamień tytuniu i cacka różne moje kupione w porcie Ochocku, co mi bardzo pomogło do mego utrzymania się.

Komendant pożegnał mnie zostawiwszy przy warcie dwóch tamecznych Kamczadałów i przy jednym majtku, a sam odszedł do siebie. Ukontentowany już byłem, że nareszcie mój los się odkrył, spałem prawie całą porę. Długi czas komendant nie był u mnie, zastępował staż mój gospodarz, w którego domu mieszkałem, gdyż przez jedną ścianę był tylko ode mnie. Był to człowiek posłany z Irkucka za karę do niższej Kamczatki, który się ożenił z tameczną Kamczadałką i miał dozór nad rekwizytami okrętowymi. Byłem bardzo kontent z niego, bo mnie informował i nauczał sposobu życia; zrewidował moje rzeczy, to jest tytuń i różne cacka i powiedział, że mogę tu żyć po pańsku. Wziął trzy funty tytuniu, porozdawał między Kamczadałów, i za procent tylko poprzynosił mi wiele produktów do życia, co tylko mogło być u nich najlepszego, to jest: ryb najprzedniejszych wędzonych i świeżych, ptactwa różnego, jagód i mleka jeleniego. Wpadłem zaraz w lepszą energię, że już z nędzy i głodu nie umrę.

Komendant często bardzo przysyłał mi ryb świeżych, mięsa jeleniego i po kilkanaście żytnich sucharów, bo ja moich już bardzo mało miałem. Suchary te nie można było rozróżnić od próchna drzewa, bo przez tyle lat, w transportach i przez żeglugę morską, cały smak ginie.

Najprzykrzej było dla mnie kilka dni czasem nie widzieć mojego gospodarza, gdyż dwaj Kamczadale do straży mi przydani nie umieli języka rosyjskiego i nie miałem z kim rozmawiać ani się zainformować o co. Zacząłem już swoje gospodarstwo: miałem własne naczynia z miedzi, rondelek mały i imbryczek miedziany.

Najprzód rano wstawszy i podniósłszy myśl do Boga, zaczynałem koło kuchni. Pierwsza potrawa była herbata z mlekiem jeleniem i trochę wrzuconych sucharów. Cukier miałem lodowaty, który po małym kawałku kładłem do ust. , i przy tym po kilka filiżanek piłem dla menażu. W tym miejscu wielu oficjalistów, niektórzy kupcy pijają herbatę, kiedy miewają gości ; cukier lodowaty w małych kawałkach jest przygotowany osobno, i każdy bierze po jednym kawałeczku, kładzie za dziąsła i wypiwszy przy tym cukrze kilka filiżanek, resztę wyjmuje z gęby i chowa na raz drugi. Wzdrygałem się tej fety, i podobnego zwyczaju nie naśladowałem.

Drugą potrawą była ryba świeża, którą potrzeba było odgotować i jeść na zimno, bo kiedy para jej zaleciała, wielkie sprawowała nudności. Miałem też wiele jagód za procent kilku funtów tytuniu: jagody te były podobne ze smaku do naszej brusznicy, z których robiłem kwas i używałem do ryb zamiast octu. Miałem czasem mięso jelenie, i wiele ptactwa, którego tam moc niezmierna. Pospolicie krajowcy w miejsce chleba mają rybę wędzoną nazwiskiem Czewycza wielkości potrójnej jesiotra; łuskę ma karpiową w konchach wielkich, mięso jej czerwone poprzerastałe z tłustością przewyższa wszystkie ryby smakiem w Azji i Europie; głowy tej ryby mają smak najprzedniejszych śledzi holenderskich, solą je i konserwują. Sól robią z drzewa na brzeg wyrzuconego, które palą na ług i tą wodą zalewają głowy do zasolenia.

Kamczadale i drugie narody mało używają soli i wcale jej nie lubią. Znajdują się jeszcze w tym miejscu niektóre produkta jakie wykopują z ziemi od szczurów, większe niż żołędzie a smak orzechowy mające. Drugi rodzaj jest mniejszy, smaku kartofli, i tego wiele na wiosnę osobliwie wykopują, co oni zowią Serena. Mają czosnek polowy bardzo śmierdzący; mają też orzechy wodne bardzo wielkie, które rosną po jeziorach na najwyższych górach.

Są u nich takoż orzechy cedrowe i bardzo wiele innych jagód tam znajduje się. Jedna atoli jagoda jest najdystyńgowańsza, którą nazywają Morożka. Rośnie ona po kępach błotnistych, podobna do naszej maliny, lecz trzy lub cztery razy większa; używają jej w gorączkach i w innych chorobach.

Głowy ryby czewicy i jagody morożki zwane posyłają w prezencie jenerał-gubernatorowi Irkuckiemu.

Przepędzając w takiej sytuacji dni nieszczęśliwe, nie miałem żadnej książki, papieru ani atramentu, zwłaszcza, że nikt tych rzeczy nie miał oprócz komendanta.

Nabyłem czarnej hipokondrji i przyszedłem do największego osłabienia.

Komendant później gdy mnie znalazł w takim stanie, pozwolił trzy razy w tydzień przechodzić się na brzeg oceanu, co mi wielką ulgę przyniosło, a później i większą znalazłem powolność chodzenia. Gospodarz mój nauczył mnie po rusku czytać; schodził mi czas na czytaniu, dopóki wzroku nie osłabiłem przez dymy od wulkanów, wapory morskie, które tak są gęste, iż zdaje się, że ręką można je dotykać. Przechadzając się po nad Oceanem, przypatrywałem się dziwnym widokom natury; zawsze straż nieodstępna mojego boku ostrzegała mnie, żebym unikał bałwanów przychodzących, które mogą wciągnąć do morza. Było moją zabawą zbierać różne kamyki, bursztyny i konchy morskie: znachodziłem czasami konchy z perłami ale bardzo drobnymi i płaskimi, które nawet do kraju z sobą przywiozłem. Było też największą satysfakcją dla mnie, zostawać na brzegach morza przed nadchodzącą burzą, bo tysięczne stworzenia z morza ukazywały się, jako to: wieloryby, Morze czyli lwy morskie, Siwucze albo konie morskie, krowy, Nerpy, i psy tysięczne morskie. Krzyk niezmierny ptactwa, osobliwie jest rodzaj nurków, większe od gęsi naszych i krzyczą nieustannie najprzeraźliwiej, które oni zowią Gagary. Suknie z ich skór robią bardzo piękne, kolor mają osobliwszy, i nigdy nie ginie ich piękność.

Kiedym się czasem wydalił brzegiem na pół ćwierci mili od kolonii i bawiłem się zbieraniem moich konch wydarzyło się tak, że blisko mnie wielki upadł kamień; rozumiałem że z obłoków. Był też obecny przy mnie majtek, rozważamy co by to było? kiedy on wtem spogląda na wyniosły brzeg nad nami i postrzega niedźwiedzia spuszczającego na nas te kamienie. Usunęliśmy się z tego miejsca i odtąd już nie chciałem się oddalać od kolonii.

W jesieni morze jest najrozhukańsze: słychać ustawiczne bałwany i szum największy Oceanu. Kiedy się bałwan o brzeg rozbija, natenczas cała ta niższa Kamczatka się wstrząsa. Dni bywają szare a noce najciemniejsze. Skoro uderzą bałwany i powstanie szum morza, zaraz kilkanaście tysięcy psów, które przez lato żywią się rybą na brzegach morskich, zawyją wszystkie w tym czasie a niejakiej odległości podobnież niedźwiedzie odezwą się ze swym głosem. Wulkan brzmi nieustannie i wyrzuca ognie: co za okropny wtenczas spektakl i sytuacja człowieka! Psy dopiero późną jesień wracają do swych gospodarzy, którzy już dla nich przyspasabiają ryby suszone na zimę, bo latem psy nie są dla nich użyteczne. Niedźwiedzie żywią się rybami, dopóki nie dojrzeją jagody i cedry (orzechy tameczne). Niedźwiedzi Kamczadale niewiele bardzo niewiele biją prócz najwyborniejszych czasem do zakrycia sanek, bo lepsze futra mają w wielkiej obfitości.

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

DZIENNIK PODRÓŻY...

NASTĘPNY ROZDZIAŁ