O benedyktynach

Benedyktyński zakon, z między wszystkich zakonów łacińskiego obrządku najdawniejszy, szczep swój od świętego Benedykta prowadzący, wielkimi słynie w Kościele bożym i ludzkim towarzystwie zasługami: oni nam dochowali wszystkich ksiąg boskich Starego i Nowego Testamentu, oni wypolerowali nauki, oni największe ciemności starożytnych dziejów mądrym i pracowitym piórem objaśnili. Tego zakonu syn, mąż wielce nauką stawny, Kalmet, w państwie cesarskim żyjący, z dobranymi pomocnikami dotychczas nie przestaje wydawać w największej obszerności tomowych ksiąg, miejsca przytrudne Pisma bożego objaśniających, kwestie rozmaite różnych rozumów z tegoż Pisma wyciągnione ułatwiających, przesądy ludzkie w rzeczach wielkich gruntownymi przyczynami tak w teologicznych, jako i w historycznych materiach zbijających, wielkie oświecenie literaturze przynoszących. Oni pracowitymi rękami swymi głębokie puszcze i dzikie pola w żyzne grunta przemienili i podawszy ludziom sposób rolnictwa, kraje puste w ludne i bogate zamienić, stali się autorami. Najdawniejsze ich dwa monastery: kassyński w Hiszpanii i kluniaceński w Francji, są głowami monasterów naszych benedyktyńskich polskich, których w Polszcze i w Litwie rachuje się dziewięć. Z Kassynu najpierwej sprowadzeni benedyktyni do Tyńca pod Krakowem, rozszerzyli się z czasem po nowo przybywających fundacjach: w Sieciechowie, na Łysej Górze (inaczej u Św. Krzyża zwanej), w Płocku, w Mogilnie za Gnieznem, w Nieświeżu, w Horodyszczu i Trokach w Litwie. Te osim monasterów składały najprzód prowincją (którą benedyktyni swoim terminem zowią kongregacją) benedyktyńską polską.

Każdy monastyr ma swego opata, który dogląda tylko, aby się w klasztorze, czyli monasterze, działo wszystko podług świętej reguły, ale w szczególne rządy i interesa zakonne nie wchodzi. Przeor i dyskreci, pod prezydencją opata obierani co trzy lata, wszystkim zawiadują. Opat w klasztorze nie mięszka i nic wspólnego z mnichami w rzeczach doczesnych nie ma. Ma swoje osobne dobra, z których się utrzymuje. Gdy jednak dla jakiej sprawy duchownej chce się zabawić w klasztorze, natenczas dają mu mnisi stancją i wszelką wygodę, oprócz wina, w które powinien się przysposobić, aby się i sam miał czym posilić, i mnichów starszych za okazaną sobie ludzkość poczęstować. Opat każdy jest dożywotni, wyjąwszy opata nieświskiego, który podług woli fundatorskiej bywa obierany co pięć lat. Nie ma dóbr ani stołu osobnego, tylko razem z mnichami, z przydatkiem na jego drobne potrzeby pięciuset złotych na rok, inne, większe, monaster mu opatruje. Przeorowie i wszyscy inni oficjalistowie zakonni są tylko trzechletni, lubo jeżeli się dobrze sprawują, mogą być na drugie i trzecie trzy lata od zgromadzenia potwierdzeni. Stopniów wyzwolonych od rządu pospolitego między sobą nie znają żadnych. Skończywszy na przykład przeorostwo albo lektorstwo szkolne czyli inny jaki urząd, nic więcej nie znaczy benedyktyn, tylko prostego mnicha, takiego jak i ten, który jeszcze żadnej funkcji nie piastował. Wygoda i powinność wszystkim równa. Starszeństwa zysk ten jest jedyny, iż przeorowi doradzać w jakich sprawach większej wagi i oprzeć się jego zdaniu - oni sami moc mają. Ale w elekcjach na urzędy kreski idą tak od starszych, jak od najmłodszych, i większość kresek przeważa. Stąd rząd benedyktyński możno nazwać rządem republikanckim.

Oprócz klasztorów albo monasterów formalnych, w których się rachuje po 40 i po 50 mnicha, trzymają także beneficja curata4, przy których mięszkają po jednemu, po dwóch i po kilku przy dostatniejszych. Na takie beneficja wysyłają zasłużonych i nie odmieniają ich co trzy lata, ale pospolicie w podeszłą starość zbierają ich do klasztoru, a innymi miejsca wakujące osadzają. Kiedy zaś nie umie się który rządzić na beneficjum albo się źle sprawuje, takiego czasem i w pierwszym roku rewokują. Prowizor u nich jest urząd najlepszy, znaczy ekonoma generalnego nad dobrami klasztornymi, które wszędzie mają znaczne. Prowizor mięszka na wsi, rządzi się polubownie z niejaką informującą bardziej niż radzącą się referencją do przeora. Ma naznaczoną dla siebie pensją i niektóre pozwolone pożytki, z których opatruje się w grosze na przyszłe mięszkanie klasztorne wygodne. Wolno albowiem benedyktynom mieć własne grosze za dozwoleniem przełożonego. Corocznie klasztorowi oddaje rachunki włodarstwa swego i kiedy się dobrze rządzi, a przy tym umie sobie ujmować mnichów, długo trwa na urzędzie, inaczej prędko z niego spada, gdy albo w rzeczy gospodarskiej nie wersal, albo też, co prędzej rujnuje, przyjaciół nie ma.

Mają benedyktyni przy monasterach swoje studia, ale nie wszystkich do nauk górniejszych aplikują, wyjąwszy teologią moralną, której przed dostąpieniem kapłaństwa wszyscy się uczyć muszą; do spekulatywy i filozofii nie przymuszają nie mających ochoty. Strój benedyktynów jest trojaki: w klasztorze, w celach i do refektarza, jako też i za klasztor niedaleko chodzą w spodnim habicie, który jest: suknia czarna, w zimie sukienna, w lecie kamlotowa, do ziemi długa, fałdzista, na przodku od nóg do pasa zaszyta, z rękawami opiętymi, z kołnierzykiem wąskim, białym płótnem obszytym. Pas czarny, roboty pasamońskiej, włóczkowy, na sukni szkaplerz długi, przez głowę zawdziewany, z przodu i z tyłu wiszący. Głowa ogolona, z wąską jak sznurek koroną. Na nogach trzewiki albo boty. Na habicie kaptur maty, spiczasty, na kształt muceta. Pod kapturem na głowie czapka wykrawanka z futrem albo bez futra, według pory czasu. Idąc do chóru lub na procesją, kładą na siebie wielkie kapy czarne, rasowe, niezmiernie fałdziste, niemal nad wzrost dłuższe, z kapturem wielkim, z kapą zszytym, i rękawami wielce szerokimi, aż do ziemi wiszącymi. Kiedy są w drodze, używają na wierszch habita palendronów takich jak świeccy księża i czapek okrągłych z szerokimi czarnymi lub siwymi barankami.

Nabożeństwo w ich kościołach jest każdemu stanowi i płci otwarte, miewają kazania, procesje i bractwa, najwięcej szkaplerzne albo różańcowe. Chór śpiewają bardzo wyniosłym głosem, tonem łamanym, z niejaką jednak odmianą klawiszów, czyli nut chórowych, na płaczliwy pochodzącą. W każdym niemal monasterze mają kapelę, która w dni uroczyste gra msze śpiewane, oprócz wielkiego postu, w który sami tonem chórowym mszą śpiewają. Od Trzech Króli aż do wielkiego postu miewają co wtorek i co czwartek kolędy w refektarzu; jest to schadzka dla różnej zabawy zakonników, przy której kapela im przygrywa. Adwent poszczą na rybach, ale tylko sam adwent od pierwszej niedzieli adwentowej, nie od Wszystkich Świętych, jak ten post zaczynają zakonnicy reguły św. Franciszka. Te osim monasterów wyżej wyrażone formowały kongregacją, czyli prowincją, długi czas pod rządem jednego prezydenta, z między opatów na tę godność znaczącą prowincjała obranego. Dziewiąty monaster, lubieński, w Wielkiej Polszcze, mil trzy od Leszna, zaszczepiony od mnichów sprowadzonych z Klunjaku, nie należał do prowincji, rządził się sam sobą, pod swoimi opatami. Ma też tę osobliwość od innych benedyktynów różną, że wśród klasztoru nie używa kaptura i czapki nosi bobrowe, wysokie, takie jakich używają jezuici. W innych wszystkich okolicznościach stroju i rządu stosują się z drugimi monasterami. W takim odszczepieniu albo niezłączeniu się z prowincją benedyktyni lubieńscy zostawali aż do roku około 1750, około którego przyjęli jedność z prowincją, czyli kongregacją. Strój jednak swój dawny utrzymują.

Szkół swoich także długi czas nie mieli, posyłali zazwyczaj kleryków swoich do szkól jezuickich do Poznania. W takich szkołach wydoskonaliwszy się, Franciszek Starzeński, brat rodzony starosty brańskiego, stawnego sekretarza hetmana wielkiego koronnego Jana Klemensa Branickiego, uformował w swoim monasterze szkoły; lat kilkanaście pracując nad młodzieżą zakonną tyle dokazał, że potem nie tylko swoich profesorów miał ten monaster, ale też i do innych po przyjęciu unii z kongregacją onych udzielał. Za co monaster, odmierzając się mu wdzięcznością, długi czas po Rozdrażewskim, opacie swoim zmarłym, rządząc się przeorami, jego opatem obrał. Lecz ten mąż wypracowany i pobożny na lat kilka przed śmiercią wpadł w jakieś pomięszanie rozumu, które go do niczego niezdatnym uczyniło. Cierpiał go atoli monaster w tej słabości do samej śmierci, przydawszy mu kuratorów do pilnowania jego zdrowia i rządu dóbr.

Kapitułę generalną obyczajem innych zakonów składają co trzy lata za koleją monasterów podług ich dawności. Na kapitułę taką zjeżdżają opaci, przeorowie i po dwóch z każdego monasteru wokalisów, którzy reprezentują swój monastyr i od niego zlecone interesa traktują. Dlatego zaś przeor i dwóch wokalisów musi się znajdować na kapitule z każdego monasteru, iż monaster bez przeora, a przeor bez monasteru żadnych interesów promowować nie może. Na kapitule z opatów obierają jednego prezydentem do wizytowania monasterów i z przeorów obierają dwóch wizytatorami do wizytowania plebaniów i probostwów. Co też gdzie potrzebuje poprawy albo nowej jakiej instytucji, na kapitule odbywane bywa. Co się zaś tycze urzędów szczególnych monasterskich, jako to przeorstw, lektorstw i prowizorstw, tych kapituła nie obiera, ale każdy monaster z osobna w swoich czasach, jako się wyżej napisało.


OPIS OBYCZAJÓW