PIEŚŃ TRZECIA

 

Nie masz takiego smoka ani dziwoląga,

Który sztucznie wydany oka nie pociąga.

Trafny pędzel, który się na wszystko sposobi,

Z rzeczy najokropniejszej najpiękniejszą zrobi [1]

Natura - farb skarbnica, sztuka - ich mistrzyni.

Czy to mi straszny obraz, czy przyjemny czyni,

Jeżeli zręcznie udany, wart on u mnie tyle;

Czy śmiejąc się, czy płacząc, rozerwę się mile.

Tak dla naszej zabawy trajedyja smutna

Stawia, jak boleść dręczy Edypa okrutna,

Jakie z Orestem czyni fortuna igrzyska,

I bawiąc nas, nie chcącym łzy z oczu wyciska.

Wesoła komedyja zbiera ludzkie wady,

I wykrętne podejścia, i pochlebne zdrady,

I bezecne brzydkiego łakomcy zmindactwo [2],

I głupią podejźrzliwość, i chytre matactwo.

A gdy takie na scenę wyprowadzi dzieje,

Śmiejąc się z drugich, człowiek sam z siebie się śmieje.

Więc ty, co śmiało idziesz w teatru zawody

I tam wspaniałych wierszy twych szukasz nagrody,

Chcesz dla powszechnej dzieła poświęcić zabawy

I chlubne zyskać całej poklaski Warszawy,

Co tym piękniejsze będą, im częstsze na scenie

I po dwudziestu leciech zostaną w swej cenie -

Niech namiętność, wysokich robót twoich dusza,

Przedziera się do serca, niech umysły wzrusza.

Jeźli rozpacz okropnym częstokroć zamachem

Nie przejmie nas bojaźnią, nie napełni strachem

Lub do politowania serca nie nakłoni -

Próżny pewnie głos tylko na scenie twej dzwoni.

Zimne gadania zwykły pospolicie nudzić.

Trzeba zagrzać słuchacza, trzeba go pobudzić!

Inaczej, mimo twojej największej wymowy,

Wszyscy ziewać będziemy, pozwieszamy głowy.

Podobać się i wzruszyć - na tym sekret cały.

Znajdziej takie sprężyny, co by mię wiązały!

Niech zaraz w pierwszym wstępie roboty cel widzę,

Niechaj, sam go dochodząc, próżno się nie biedzę.

Źle trzymamy o tego dziele i rozumie,

Co nam rzeczy zamiaru sam skazać nie umie.

Kto się pląta w zaczęciu - zamiast co miał ludzi

Zabawić na teatrze, on jeszcze ich strudzi.

Lecz doskonały pisarz jasno rzecz wyłoży,

Czym do ciągu dalszego ciekawość pomnoży.

U niego się osoby nie znają na scenie

Ani wiedzą, jakie je czeka przeznaczenie.

Spektator coś przegląda - to go więcej miesza,

To w nim silniej ciekawość do końca zawiesza.

Niech będzie czas i miejsce oznaczone sceny.

Pewien śmiało rymopis zza śnieżnej Pireny [3]

Długie lata w dniu jednym na scenie wywodzi.

Tam często w pierwszym akcie bohatyr się rodzi,

W następujących staje dojźrzały mąż z laty,

A w ostatnim - już starzec wygląda brodaty.

Lecz my, którzy rozumu słuchamy nauki,

Całą rzecz podciągamy do prawideł sztuki,

By w jednym dniu, na jednym miejscu koniec wzięła,

A spektator zupełnie kontent wyszedł z dzieła.

We wszystkim się należy pewnej trzymać miary.

Czasem prawda nie będzie podobna do wiary;

Nic więc nad podobieństwo nie stawiaj do prawdy -

Cud w dziełach rymotwórczych podejźrzany zawdy.

Ludzkim działaj sposobem. W ostatniej potrzebie,

Gdy ziemskie siły słabe, szukaj zemsty w Niebie.

O czym nie jestem mocno przekonany w duszy,

To ująć mię nie może, to mię nie poruszy.

Względem miejsca największa teatru jest wina.

Podobna-li do prawdy, aby Katylina

Tam o zgubie ojczyzny z spiskowymi radził,

Gdzie dopiero co konsul senat był zgromadził?

Tam, gdzie się o złożeniu namyślał korony

August, może-li knować Cynna rozjątrzony

Zamach na życie jego? [4] Póki nie zostanie

Tak ułożony teatr, że w każdej odmianie

Rzeczy - odmiana miejsca będzie się stosować,

Trudno ściśle podobność do prawdy zachować.

Czego widzieć nie trzeba, to powiedz dokładnie.

Prawda, że rzecz na oczy mocniej w umysł padnie,

Lecz są takie przypadki, które sztuka gładko

Uszom powie, a oczom wystawia je rzadko.

Niechaj się nigdy teatr krwią ludzką nie broczy:

Nie mogą cierpieć tego delikatne oczy.

Kiedy widzę przyczyny wielkie do niechęci,

Wniosę, na co się ludzie odważą zawzięci.

Niech trudność coraz większa, kiedy już dosiąże

Przyzwoitego kresu, gładko się rozwiąże.

Nic tak dzielnie umysłów ludzkich nie porywa,

Jako gdy prawda, która w sztucznym się ukrywa

Powiązaniu, nagle się pokaże na jawie

I w niespodzianej wyda rzecz całą postawie.

Akcyja idzie zawsze - i na tym zależy,

Że bliżej końca swego z większym pędem bieży,

Jak oderwana skała od góry wierzchołka.

Różnie się w tym zamiarze obracają kołka:

Dobrym cnoty zamysłom złość chytra przeszkadza,

Jednę tamę złamawszy, to druga zawadza.

Ale dowcip szczęśliwy, mimo przeszkód wielu,

Zawsze rzeczy prowadzi do swojego celu,

I gdy już miał dobrego pognębić los srogi,

Cnota tryumf odnosi, złość pada pod nogi.

Ani akty być mają długości jednakiej,

Jako próżno wyciąga krytyk lada jaki.

Tu idzie o uczucie, a ty liczysz wiersze!

Cóż stąd, że jedne węższe akty, drugie szersze,

Kiedy nie wykroczono nic w układzie rzeczy?

Insze względy na większej potrzeba mieć pieczy.

Niech wszystkie dzieła idą porządnie sprężyny,

Niech nikt sceny nie widzi bez słusznej przyczyny

Ani z niej nie wychodzi. A to już naganie

Strasznej podpada, próżna gdy scena zostanie.

Niech w pobocznych ustępach żadnej zwłoki nie ma.

Kryje rzecz przed naszymi zasłona oczyma,

Lecz możnaż, aby wtenczas aktorowie spali,

Gdy spektator spoczywa? Nie, muszą iść dalej.

Chociaż widok tak dzielnie ciekawość w nas budzi,

Długo prostota pierwszych nie znała go ludzi.

Wskoczył kozieł w winnicę i narobił szkody;

Za ten go grzech zabito. Odtąd gdy jagody

Corocznie obierano, dla Bacha ofiary

Bito kozła, a prosząc go o hojne dary,

By winnicę staraniem krzepił dobroczynnym,

Śpiewano pieśni, sokiem zagrzawszy łby winnym;

Najlepszy kozła w wierszy swych odbierał zysku.

Różne czyniono skoki na takim igrzysku

Dla prostej, grubijańskiej hołoty uciechy.

Lada żart huczne ściągał spektatora śmiechy.

Tak dawni ludzie byli zabawiać się radzi,

Tak liche trajedyja początki prowadzi.

Pierwszy Tespis przewoził swój teatr po miastach,

Gdzie przy licznie skupionych mężach i niewiastach

Aktory, winnym lagrem namaściwszy pyski,

Błazeńskimi lud prosty bawiły igrzyski.

Eschil potem w przystojny strój przybrał osoby,

On wymyślił na twarzy maski dla ozdoby,

On z drzew teatr ułożył, dał na nogi obów,

On na scenę rycerzów wyprowadził z grobów;

A Eumenid widok wystawiwszy srogi,

Niesłychanej nabawił patrzających trwogi [5].

Sofokl z Eurypidesem dzielili Ateny,

Długi z sobą spór wiodąc o pierwszeństwo sceny.

Oba wielcy, zarówno dziwiono się obu,

Chociaż się nie jednego trzymali sposobu.

Każdy swą sztuką sobie poklaski zapewniał,

Ten zadziwiał umysły, ten serca rozrzewniał.

Ci akcyi moc dali, scenie okazałość,

Wybór rzeczy, aktorom wdzięk, mowie wspaniałość,

I w tak wysokim teatr zostawili stanie,

Że im nigdy wyrównać nie mogli Rzymianie [6].

Plaut i Terency pisał sztuki teatralne.

Pierwszy miał trefną szydność, drugi naturalne

Sceny komicznej wdzięki, lecz nie doszli Greków.

Wiele innych sztuk pogryzł żarłoczny ząb wieków.

Seneka przyszedł do nas; wysokie myśli ma,

Ale gdy chce być górnym - często się nadyma.

Czas, co wszystko silnymi zdolny wstrząsnąć barki,

Który zsyła kolejno światłości szafarki

W różne świata narody i różnymi zwroty

Rozum głupstwem przegradza, światłością - ciemnoty,

Zatarł nauk pamiątki, a Gotów szablice

Zagnały gdzieś trwożliwe Parnasu dziewice.

Leżały w zagrzebaniu nieśmiertelne dzieła,

Gruba ciemność powłokę czarną rozciągnęła.

Rozum, w ścisłe ujęty więzy perypatu,

Głupią mądrość przedawał w dzikich słowach światu.

Spadły na koniec z czasem zrdzewiałe okowy,

Ocknęły się nauki i podniosły głowy.

Nachylone dowcipy spojźrzały do góry,

Udały się do skarbnic swej matki natury.

Wstał teatr, gdy błysnęła jasność nauk szczera,

Włochy Metastazego, Anglija Szykspira,

Francyja Molijera, Kornela, Rasyna

I Woltera wydała [7]. Już nowy zaczyna

K sobie szalę wiek chylić. Ale do tej chwały

Nie przyszedł, aż z dawnymi poszedł w przegon śmiały.

U nas przez długie lata był teatr ubogi.

Miejsce jego trzymały szkolne dyjalogi,

Gdzie w niezgrabnym układzie, dla prostej zabawy,

Kiedy pozasiadała liczna szlachta ławy,

Żaki różne czyniły widowiska z siebie,

Udawały, co w piekle, co dzieje się w niebie.

Cała się rzecz kończyła na wrzaskach i śmiechach.

Potem Bachus, w rzęsistych spełniany kielichach,

Weselej jeszcze gości niż aktor zabawił;

Jeźli diabeł przestraszył, Bach dobrą myśl sprawił.

Widzieliśmy niedawno tych widoków szczątki

I tych, gdzie śmieszne grano role w Wielkie Piątki:

Annasza, Kaifasza, Heroda, Piłata,

Chcąc uczcić obchód śmierci Zbawiciela świata.

Dawniej był Kochanowski napisał Odprawę

Posłów greckich, ale ta niewielką ma sławę;

Same w niej są rozmowy, nie masz zawikłania

Rzeczy, nie masz trudności, nie masz rozwiązania.

Tym się tylko robota od winy odjęła,

Że się zacny mąż przyznał do słabości dzieła [8].

Później Morsztyn wśrzód strasznych zamieszań narodu,

Wśrzód burzy od północy, południa i wschodu,

Gdy złe wrogi po wrogach szły na nas wyścigiem,

Pięknym smętnego króla rozerwał Rodrygiem [9],

Nie znał naród teatru i tylko u dworu

Grano sztuki obcego obcą mową tworu.

Przebrał kilku trajedów dobry Epifani,

Lecz na widok publiczny nie byli stawiani [10].

Dopiero ten, co mądrym być ważył się z wiela,

Wywiódł na teatr polski Woltera, Kornela [11].

A imię swe do mistrzów tych przydając znaków,

Wydał pogromcę Sparty na przykład Polaków [12],

Jako służyć ojczyźnie, biec za piękną sławą,

W złym razie całość ludu za pierwsze mieć prawo.

Gdy mąż ten trwożył teatr duchem tchnąc wysokim,

Bohomolec komicznym wsławiał go widokiem [13],

Grając podstęp Figlackich, Głupskich podejźrzenie,

Sól attycką w dowcipnej widać jego scenie;

Lecz gdyby był chciał więcej poprawiać niż śmieszyć,

Mógłby się większą sławą ten zacny mąż cieszyć.

Dziś dramatyka rośnie, śpieszem na nie radzi,

Ale ta, co do śmiechu, nie do łez prowadzi.

Wyznać potrzeba - w sztuce traicznej-śmy mali;

Niech Rzewuskich, Wybickich przykład nas zapali [14],

Niechaj się dowcip duchem wspaniałym zagrzeje,

Niech przetrząśnie ojczyste bacznym okiem dzieje,

A dla króla mądrego i narodu sławy

Nowe dziwy utworzy na widok Warszawy.

Charakter bohatyrom naznacz przyzwoity.

Między pierwsze wyniosłość duszy kładź zaszczyty.

Mniej by pewnie Achilles pociągał do siebie,

Jeźliby był cierpliwy, uważny w potrzebie.

Nie ten jego charakter, lecz waleczny, krwawy;

Tysiące trupów ścieląc dobija się sławy,

Nikomu nie ustąpi, dzielnej ufa dłoni

I nigdy się z hardego umysłu nie skłoni.

Niech gadatliwy Nestor, Uliss chytry będzie,

Agamemnon wyniosły i uparty w błędzie,

Żwawy Ajaks, tchórz Parys, Hektor zawołany

Rycerz, Eneasz ze czcią ku bogom wylany.

Natura nas różnymi przymiotami darzy,

Nie masz dwóch dusz podobnych, jako nie masz twarzy.

Tego pycha nadyma, tym porywczość włada,

Ten wszystko oślep czyni, tym kieruje rada.

Wszystko to mieć wysokie trajedyja żąda,

A wtenczas najwspanialej na scenie wygląda,

Gdy przez moc namiętności i wysokie zdania

Porywa serca ludzkie, umysły nakłania.

I na krajów, i wieków zważaj obyczaje -

Różny tok czucia różny rząd i wiek nadaje.

Zatem trzeba brać ludzi w przyzwoitym względzie.

Niechaj cnotliwy Kato pedantem nie będzie [15]

Ni mówca-konsul czczemu rówien gadaczowi.

Niech Rzymianin po rzymsku. Grek po grecku mówi,

Niechaj król po królewsku wynurza swe myśli.

Tak doskonały pędzel charaktery kreśli,

Nie miesza z sobą stanów, nie łączy narodów.

Inną spiekłym od słońca, inną wpośrzód lodów

Zmarzłym mieszkańcom, inną jęczącym pod młotem

Samowładztwa, a inną cieszącym się złotym

Darem wolności duszę dało przyrodzenie.

Chcesz-li nową osobę pokazać na scenie -

Niech będzie z sobą zgodna, niechaj jednakowa

Od początku do końca charakter zachowa.

Niechęć zmieni się w miłość, lecz nie bez przyczyny [16];

Dzielnej wielce do tego potrzeba sprężyny.

Czyż może złość ku temu twarde chować serce,

Który dobrocią same oblewa morderce?

W tym razie czarna dusza, w swej zemście zaciekła,

Nie ludzkiego jest tworu, lecz wyziewem piekła.

Człowiek dobry z natury, cnota go pociąga;

W rodzie ludzkim takiego nie masz dziwoląga,

Co by - choć na natury głos zatyka uszy -

Żadnej czucia iskierki ku niej nie miał w duszy.

Każda namiętność swego używa języka.

Szczęśliwy, co sprężyny serc ludzkich przenika

I w robotach swych bierze farby od natury!

On wyda żal - pochyły, a smutek - ponury;

Straszną rozpacz - w postaci odmaluje śniadej,

Boleść - z głową zwieszoną, nędzę - w twarzy bladej,

Gniew - w słowach popędliwy, zemstę - z groźnym czołem,

Śmiech - w słodkich ustach, radość - w ruszeniu wesołem.

Tak namiętność, wydana podług przyrodzenia.

Wszystkich duchy ożywia mocą swego tchnienia:

Śmieją się i wzdychają, i płaczą, i jęczą.

A jak słońce odwrotną maluje się tęczą

I wszystkie w niej wyraża skarby swej istoty,

Tak pisarz doskonały, co przedziwnej cnoty

Pióro wziął od Muz darem, czym się sam zagrzewa,

Czym tchnie - czucia swe w serce słuchacza przelewa.

Lecz jeżeli nie umie wydać w swej postaci

Natury - całą korzyść pracy swojej traci.

Podobnaż, by Hekuba, widząc w prochu Troję,

W nadętych wyrażała słowach nędzę swoję? [17]

Czyliż takim się tonem natura tłumaczy?

Inny u niej głos szczęścia, a inny rozpaczy.

Zapłacz wprzód, a zapłaczę i ja nad twą biedą,

Lecz wiem, że słowa z serca nadęte nie idą.

Próżno je puszczasz w uszy, nikogo nie złudzą;

Zamiast uczucia żalu, do śmiechu pobudzą.

Jakaż prawdziwa chwała dobrego poety?

Nie chciejmy szukać w samych poklaskach zalety.

Jeźli zmieszasz umysły, nabawisz je trwogi,

Jeźli drżą, jakby wisiał nad nimi cios srogi,

Jeźli ich nędza ludzka tak jak własna gnębi,

A po długim milczeniu westchną z serca głębi

I to jakąś im folgę na duszy sprawuje -

Wygrałeś! Tobie wieniec Talija gotuje,

Tobie dar najpiękniejszy dało przyrodzenie.

Błądzi ten, który mniema, że traicznej scenie

Wielkich imion potrzeba i te tylko role

Mogą na nas wycisnąć łzy, gdzie wchodzą krole.

Czyż tylko berła same, czyż same wielkości

Dla swoich nieszczęść godne serc naszych litości,

A ludzie pospolici są w tym upodleni?

Nie krzywdźmy przyrodzenia, przesądem zaćmieni.

Ich ci to są największe nieszczęścia na świecie,

Ich ci to bezprzestannie okrutny los gniecie.

Wydaj dobrze ich nędzę! Za tak piękną pracę,

Cny pisarzu, tysiącem łez ci się wypłacę!

Lecz dzieło to nie lada talentu wyciąga.

Mierność nie ma w nim miejsca. Próżno się ten wprząga

Do szlachetnej roboty wzruszenia serc, który

Nie wziął dowcipu, nie wziął serca od natury.

Kogo poruszać ludzi piękna żądza kusi,

Wiele znać, dobrze myśleć i żywo czuć musi.

Niełatwo się spektator do pochwały skłania,

Owszem, czego nie zrobi, temu rad przygania.

Kupił sobie, gdy wejście zapłacił, to prawo.

Więc byś był powszechności z honorem zabawą,

Chciej się podobać, ujmij serca obojętne,

Niech raz myśli wysokie, wspaniałe i świetne

Zadziwiają umysły, niech drugi raz tkliwa

Scena rozrzewnia dusze, niech serca porywa.

Niech szlachetność z skromnością zachowa wzajemność,

Niechaj i strach przeraża, i łechce przyjemność,

Niech w trafach niespodzianych zdumiewa słuchacza,

Niech z nieszczęśliwym płacze, niech z nędznym rozpacza,

A przez sztuczne do końca wiedzion kołowroty

Widzi karę występku i nagrodę cnoty.

Wstręt od złego i silne do cnoty pobudki -

Oto są doskonałej trajedyi skutki [18].

Ta, która czyny wielkich bohatyrów głosi,

Wyższym się jeszcze tonem epopeja wznosi.

Zawsze dążąc do celu jednej wielkiej sprawy,

Tysiącem bajek długiej ciąg zdobi postawy,

Zmyśleniem się zasila, zmyśleniem się tuczy.

Tak słodko nas rozrywa, tak przyjemnie uczy,

Że jej mocy i wdziękom nikt nie zaprze ucha.

Wszem użycza istnościom i ciała, i ducha,

I twarzy, i języka, i miłej postaci,

Całą wzrusza naturę i życiem bogaci.

Każda w niej cnota - bóstwa nazwisko przybiera:

Roztropność jest Minerwa, a piękność Wenera,

Wojnę krwawy Mars znaczy, a na zgubę świata

Z piekielnej paszczy wściekła Niezgoda wylata.

Pioruny nie są skutkiem ziemnego wyziewu -

Jowisz przez nie oznacza pogrom swego gniewu;

Kiedy nawałność miota odmęty niezgłębne,

Znać Neptun rozdąsany wstrząsł berło trójzębne;

A gdy smutnym rozgłosem powietrze rozlega,

Jest to jęk nimfy, która za Narcyssem biega.

Tak szlachetnym poeta dowcipem bogaty

Zewsząd zbiera do robót swych przydatne kwiaty.

Martwa istota kształtną wyjdzie z jego ręki,

I kamień ma swa piękność, i głaz swoje wdzięki.

Wszystko zręcznie w przystojne okrasy przywdzieje,

Wszystko u niego rośnie i wszystko się śmieje.

Homer bohatyrskiego wiersza jest autorem.

W tysiąc lat Wirgilijusz poszedł jego torem,

A po nim w drugi tysiąc odważnymi kroki

Udał się Tass przyjemny i Milton wysoki.

Można-li mniejsze równać dla sztuki z wielkimi?

Idzie cny autor pięknej Myszeidy z nimi.

Wielu bardzo próżnymi biegało zawody.

Tak rzadkie są wielkiego genijuszu płody!

Że nawałność powstała i trojańskie łodzie

Jedne w wzburzonej wichrem zatopiła wodzie,

Inne wbiła na piaski, innym starła wiosła,

Inne w dalekiej kraje Afryki zaniosła -

Nic tu dziwnego nie masz. Ktokolwiek się kusi

Śmiałym wiosłem pruć morze, flag doznać tych musi.

Lecz że mściwej Junony gniew nieubłagany

Bez odetchnienia ściga nieszczęsne Trojany,

Eolus na jej prośby, na jej obietnice

Wypuszcza z jamy wiatry, wznieca nawałnice,

Wody, ziemię i niebo, i powietrze miesza,

A Neptun jednym wszystko skinieniem ucisza,

Spycha ze skał okręty, bałwany uśmierza -

To nas i miło bawi, i mocno uderza.

Bez tych ozdób się wlecze wiersz twardy, niemiły,

W obrazach nie masz wdzięku, w rymach nie masz siły.

Zimny autor, co same dzieje goło prawi,

Unudzi czytelnika, nie słodko zabawi.

U dawnych bóstwa były wszystkiego sprężyną.

To greckiej, to trojańskiej krwi strumienie płyną,

Palą się nawy, Greków trojańska młódź siecze,

Mści się Achill Patrokla, z Hektora krew ciecze -

Wszystko idzie od bogów wsparcia i obrony,

Ci dla tej niosą pomoc, ci dla tamtej strony.

Mściwa Juno z Palladą, że minął je chlubny

Honor piękności, Troi gotują los zgubny,

A Wenus, co wygrała zaszczyt pożądany,

Za przychylnymi sobie stawia się Trojany.

Nie lubiąc się w zaciętych kobiet mieszać zwady

Jowisz u odwiecznego Fatum szuka rady.

My, którzy inne mamy Boga wyrażenie,

Wiemy, że jest Istnością mądrą nieskończenie,

Nie ma granic swej mocy, jak wszystko z niczego

Wyprowadził, tak wszystkim rządzi wola Jego

I cokolwiek w przedwiecznych wyrokach układa,

To będzie, to odmianie żadnej nie podpada.

Przez winne wielmożności Jego poważenie

Nie możem Go, jak dawne bogi, kłaść na scenie.

Z tych miar więcej Wirgili i Homer korzysta.

Jednakże rozum zdrowy, religija czysta,

Wielki serca charakter, niezłamane męstwo,

Odniesione w zapale nad sobą zwycięstwo,

Cnota zawsze wysoka, ufność w Bogu szczera -

Może u nas wielkiego zrobić bohatyra.

Zamiast bajek pogańskich - w rzeczy przedsięwziętej

Można poruszyć piekło, gdzie w złości przeklętej

Pragną duchy buntowne zniszczyć dobroć Nieba;

Ale im nadto mocy przyznawać nie trzeba:

By chytrością i siłą prawicy swej wsparci

Na swą stronę wygraną przeważali czarci,

Byłoby to zniżeniem Bóstwa majestatu.

Tass i Milton szczęśliwie okazali światu,

Jak się duchy piekielne siliły na zdrady,

A jak Najwyższy dumne zawstydził ich rady.

Grzech mieszać prawdę z fałszem, jakby mogło właśnie

Iść razem objawienie i pogańskie baśnie.

Kto nierozmyślnym piórem prawdę z fałszem braci,

Ten samę prawdę w bajki wystawia postaci.

Wzywać na pomoc Panią z górnego Syjonu,

Znowu prosić o wsparcie córek Helikonu -

Nie może w chrześcijańskiej materyi wieszczek [19],

Ani babę na stołku zrobionym z trzech deszczek

Nie idzie kłaść z prawymi za równo proroki.

Trzeba dobre mieć zdanie, rozsądek wysoki,

Świętym dawnych bożyszczów nie przyznawać chuci.

Niezgoda szczęścia w niebie wiecznego nie kłóci,

Nie masz w zdaniach różności, nie masz w radzie sporów,

Nie masz rozpustnych biesiad ni skocznych wieczorów,

Ni śmiechów nieprzystojnych. Bóg nasz, Bóg prawdziwy,

Zawsze mądry i święty, wielki i szczęśliwy,

Skarby dobroci swojej z stworzeniami dzieli.

Jego twarzy widzeniem szczęśliwi anieli

I te błogosławione duchy, które złote

Domy wzięły dziedzictwem w nagrodę za cnotę.

On sam panem wszystkiego, On karze, nagradza,

Jego nieokreślona wszystkim rządzi władza,

On pełni w czasie swoje wieczne przeznaczenia,

A wszyscy ze czcią Jego przyjmują skinienia.

Jednak nie wcale bajki znosimy użycie,

Od niej bowiem rzecz bierze i postać, i życie.

Nie odbieramy państwa Trytonom nad wodą

Ni Parkom płytkich nożyc, ani z siwą brodą

Przewoźnikowi piekła nieszczęśliwej krypy,

W której wraz pławi króle i dziady ze stypy.

Dyjana z łukiem, Pallas niech będzie z puklerzem,

Ni Bachowi szklenicy, ni ogromnej bierzem

Herkulowi maczugi, zostawiamy złoty

Wóz Słońcu, którym roczne sprawuje obroty.

Można zręcznie połączyć te wszystkie ozdoby

I cnoty, i występki przekształcić w osoby:

Sprawiedliwości panią wydać z szalą w rękach,

Ślepą losów szafarkę; Nędzę - w gorzkich jękach,

Szumnym Wiatrom przyprawić bystrolotne skrzydła,

Zabójcze ująć Gniewy w hartowne wędzidła,

Straszną Wojnę z miedzianym odmalować czołem,

Czas - ważący niechybnym losy królestw kołem,

Przed Zwycięstwem Strach puścić, za nim Spustoszenie,

Z Pokojem nieść Wesele i Uszczęśliwienie.

Piękna przenośnia cechą rymotwórczej sztuki.

Słodko przyprawne lepiej smakują nauki.

Na to tylko powstajem, na to tylko walczym,

By w wierszu chrześcijanem nie być bałwochwalczym.

Jeżeli epopeja chce mile zabawić

I nigdy czytelnika w tęsknotę nie wprawić,

Niech dzieje bohatyra wielkiego opiewa,

Takiego, co się chwały miłością zagrzewa,

Który przez cnoty swoje, przez broni swej dzielność

Sprawiedliwie zarobił sobie nieśmiertelność;

Niechaj w nim coś wielkiego same wady mają.

Przystoiż mieścić tego między podłą zgrają

I z najlichszym pospólstwa za równo kłaść gminem,

Którego wprzódy boskim uczyniłeś synem

I dawszy wielkie jego cnót wyobrażenie

Poświęciłeś mu trąby bohatyrskiej pienie?

Także cnoty pomiernej nie uchodzi chwalić.

Czyliż może nas taki bohatyr zapalić,

W którym nic szczególnego nie widzim nad ludzi?

Cnota tylko, a cnota wysoka nas budzi.

Nie znajduje się w sercu ludzkim doskonałość.

Może w nim świecić wielkość, powaga, wspaniałość,

Męstwo nieprzełamane, ale trudno, aby

I największy bohatyr nie był czasem słaby.

Te są Homerowego Achilla zaszczyty,

Lecz nawet i w słabościach swych niepospolity,

I mimo wad swych więcej Achilles nas wzrusza

Niźli stała w Wirgilim Trojańczyka dusza.

Niech wielkość serca wszystkie postępki ożywia,

Ta sprężyna dzieł wielkich najbardziej zadziwia.

Cny pisarz Wyzwolonej Tass Jerozolimy,

Tass tak wybornie w polskie przestrojony rymy,

W tym dzieło upośledził, w tym sobie zaszkodził,

Że bohatyr w nim mały. Godfred ci dowodził,

Godfred wygrywał bitwy na nieprzyjacielu,

Lecz naprzód - mało znaczy wśrzód rycerzów wielu,

Którzy dokazywali cudów dzielną dłonią,

Potem - czyni modlitwą więcej niźli bronią.

Wszystko źle bez porządku, jak w matni się zgubię.

Wszakże prostego rzeczy wykładu nie lubię,

Gdy mi z pewnych początków pewne czynisz wnioski.

Kogo zagrzał do dzieła wielkiego duch boski,

Co w silnym obejmuje rzecz całą rozumie,

Ten w samym nieporządku porządnym być umie.

Jako w pięknym ogrodzie wiele jest pościeży,

A każda do najpierwszej różną stroną bieży,

By rozmaitość milszym bawiła widokiem -

Tak w dziele doskonałym kryją się przed okiem

Różne sprężyny, ale wśrzód ustroni wielu

Idzie sztucznymi drogi rzecz do swego celu;

Zdaje się coś być obcym, choć do niego zmierza.

Jednak niech się w ustępach zbytnie nie rozszerza.

Mnóstwo różnych widoków przyjemnie mię nęci,

Ale mi główny zamiar wytrąca z pamięci.

Jeden gniew Achillesa pod piórem Homera

Osnowę Ilijady całej rozpościera;

Różne się stąd odmiany, różne losy rodzą,

Wszystkie atoli z jednej przyczyny pochodzą.

Tak w Maronie Junony gniew nieubłagany

Na tyle różnych stawia przypadków Trojany.

W tym sztuka - umieć związać treść całego wątku,

Żeby wszystko z jednego płynęło początku.

Niedużo taki zyska, co się rozprzestrzeni

I dom mały nadstawić chce wielkością sieni.

Czasem ubóstwo rodzi zbyteczną obfitość

I tam niesmak nastąpi, gdzie zupełna sytość.

Zwięzłość i żywość pierwsze zalety powieści.

Niech się i nic zbytniego nigdy w niej nie mieści,

I płynnego jej toku grube nie rwą rysy.

Wspaniałość i powagę kochają opisy.

Tu rymotwórcze pióro maluje obrazy:

Wszystko wydane kształtnie, żadnej nie masz skazy.

Ciągiem rzeczy strudzony, tu sobie odpocznę.

Precz stąd, okoliczności podłe i poboczne,

Którymi, kiedy wątku urwało się w głowie,

Chudzi zwykli napychać pisma autorowie!

Niechaj rzecz ma rozciągłość sobie przyzwoitą.

A niech będzie tak w myśli, jak w słowa obfitą.

Wielkość przystojna z dobrym złączona porządkiem,

Piękna postawa równym przeplatana wątkiem

Wyborne czyni dzieło; kiedy i wymowa,

I charakter, i cała dobrana osnowa,

Kiedy wszystko jest tokiem wydane szczęśliwym,

A dla większej zabawy okraszone dziwem [20].

To w nas wzbudza ciekawość, a bez tego dzieło

Upadnie, choćby w inne ozdoby świeciło.

Część piękna się podoba, ale próżna praca,

Gdy całą sztukę jedna nić droga pozłaca.

Natenczas ma zupełną dzieło doskonałość.

Gdy i części w nim piękne, i piękna z nich całość.

Proste, skromne powinno być dzieła zaczęcie,

Bez najmniejszej wysady. Ten, który nadęcie

Hukliwą trąbą dzieje opiewać zaczyna

Swojego bohatyra, i Latony syna

Śmiało na pomoc wzywa, cóż godnego dalej

W dziele swoim nam powie, żebyśmy nie spali?

Czy się równie potrafi utrzymać w robocie?

Ledwie co podniósł skrzydła, jużci leży w błocie;

Nie dotrzymał nam słowa, choć obiecał siła,

Tak drobną mysz w połogu góra urodziła.

Jak mi się ten podoba, co się nie nadyma,

Co mało obiecuje, a wiele dotrzyma!

Podając bohatyra czasom wiekopomnym,

Tak zaczyna swe dzieło, tonem prostym, skromnym:

"Walki i męża powiem, który naprzód z Troje

Zjechawszy, na brzeg włoski przybił nawy swoje.

Wiele ten był i ziemią, i morzem trapiony,

Gwałtem bogów i gniewem okrutnej Junony".

Potem się coraz wyżej do góry podnosi,

Szumy wiatrów i srogie flagi morza głosi,

A dalej śmielszym jeszcze postępując rymem,

Tajne bogów wyroki ogłasza nad Rzymem,

Jak nad całym obejmie światem panowanie.

Toż się w czarne spuściwszy Erebu otchłanie,

Liczy straszne piekielnych dziwolągów mary

I okrutne bezbożnych ludzi w piekle kary,

I sędziów nieujętych wyroki straszliwe.

Wreszcie wszedłszy na pola Elizu szczęśliwe

Stawia duchów wybranych orszak znakomity,

Którym winien Rzym rady i miecza zaszczyty.

Nie zawsze trzeba górno na Pegazie latać,

Lecz wspaniałość słodyczą, wdzięk mocą przeplatać,

Tysiączne z rozmaitych stron ozdoby ściągnąć,

Wspaniałość z przyjemnością słodkim węzłem sprzągnąć;

Wystawić bohatyry podziwienia godne,

I w szczęściu, i w nieszczęściu zawsze z sobą zgodne,

Wspaniałym tchnące sercem, w urazach otwarte,

A nawet, mimo swoich wad, szacunku warte.

W tym Homer jest przedziwny. Homer niezrównany [21]:

U niego jedne idą po drugich odmiany;

W wszelkie bujny piękności i - cudowną cnotą -

Czego się tylko dotknie, to przemieni w złoto.

Umie wydać naturę, umie wydać ludzi,

Zawsze bawi przyjemnie i nigdy nie nudzi.

Nie znając niewolnego w swych dziełach porządku,

Idzie prostym do końca biegiem od początku.

Sama się rzecz wykłada, a w długiej osnowie

Nic zdrożnego od swego zamiaru nie powie.

W nim więc sobie smakujmy, on naszym jest wzorem,

Kto go kocha, ten będzie niepodłym autorem.

Już ojciec ten poetów polskie suknie wwleka,

Już wspaniały Wirgili Sarmatą od wieka,

Już Tass lepiej niż w włoskim wygląda w tym stroju,

Już i Milton mieć będzie suknie tegoż kroju,

Już w słowiańskim ubiorze chodzi Henryjada [22]

(Tylko czemu tak długo w ukryciu być rada?).

Ale kto twórczy dowcip dostawszy udziałem

Na coś większego piórem odważy się śmiałem?

Kto przykładem Chocimskiej wojny zapalony

Głośne ku bohatyrów czci nawiąże strony?

Cne narodu dowcipy, którym się dziwimy,

Które pięknymi dotąd wsławiacie się rymy! -

Niech kogo z was odwaga zagrzeje szczęśliwa,

Niech sarmackiego wodza dzieje nam opiewa,

Niech tak szacownym dziełem język ubogaci!

Zaiste, on korzyści prac swoich nie straci,

On sobie wieniec chwały niezwiędły zarobi;

Pięknym go Bakciorelli pędzlem przyozdobi,

Lebrun go wyrznie dłutem na miedzi lub stali,

A naród wdzięczen pracy szacownej pochwali.

Gdy trajedyja swojej używała sławy

Wystawując ludowi bohatyrskie sprawy,

Zwróciły się dowcipy do innej uciechy.

Nie samą tylko trwogą, lecz trefnymi śmiechy

Starały się lud bawić i genijusz wprawny

Został w Atenach twórcą komedyi dawnej [23].

Greczyn, trefny z natury, lubił z drugich szydzić,

Nikomu nie darować, każdego zawstydzić.

Do szyderstw Eupol, Kratyn, Arystofan skory

Tego, kto niezasłużne odbierał honory,

Kto się wyniósł tą drogą, którą nie należy,

Kto swą zrobił fortunę z publicznej kradzieży,

Kto przyszedł do ubóstwa przez głupie utraty,

Kto rzucając swe łoże, cudze zrywał kwiaty,

Kto na drugich zbójeckim napadał żelazem -

Wolno grali na scenie. I gdyby wyrazem

Szpetnym nie wykraczali a złością bezwstydną,

Granych osób nie brali mask na scenę szydną

I oszczędzali ludzi, karcąc ludzkie wady,

Daliby wielkie sceny komicznej przykłady.

Lecz zbyt wolne teatru otworzyli wrota,

Nie uszła ich szyderstwa ni mądrość, ni cnota,

A nawet sam Sokrates, mąż nieporównany,

Przed głupim był pospólstwem na teatrze grany.

Trzeba było aż prawem swawolą poskromić

I poetów ukarać, i aktorów zgromić,

Zakazać twarz udawać, wymieniać nazwiska.

Stały się przystojniejsze zatem widowiska,

Gdy przed dowcipem znikła bezczelność obmierzła.

Komedyja bawiła, lecz osób nie gryzła;

Karciła obyczaje, wyszydzała błędy,

Lecz szanowała cnoty, zasługi, urzędy.

W skromnym wierszu Menandra dokładnie wydany

I skąpiec nieużyty, i oszust doznany,

I bezecny łakomca, i kostera goły

Szedł na scenę. Każdy się śmiał z innymi wspoły,

Śmiał się z takich widoków, żartował i szydził,

A znalazłszy ich w sobie obraz, sam się wstydził.

Tak zręczną komedyja przyprawiona sztuką -

Była razem zabawą ludu i nauką.

Kto więc bawić i karcić na teatrze żąda,

Niechajże bystrym okiem w serce ludzkie wgląda,

Niech zna jego słabości, co dziwak, co sknera,

Co skąpiec nieużyty, co brzydki przechera,

Co łgarz z wytartym czołem, co zuchwalec butny,

Co rozrzutnik, co podły, co filut wierutny,

A co człowiek poczciwy. Biegły w świata szkole,

Pewnie dobrze każdego potrafi grać rolę.

On wszystkim stanom własne nada charaktery,

On ludzkich obyczajów obraz wyda szczery.

Jedna słabość nad tego przewodzi umysłem,

Druga tamtego serce w jarzmie trzyma ścisłem,

Ten się za tym ugania, czym się tamten brzydzi,

Jeden to lubi, czego drugi nienawidzi.

Każdy ma swe zamiary, każdy ma swe żądze;

Dumny lubi ukłony, łakomy pieniądze.

W jednym oka rzuceniu dusza z nas wybiega,

Ale nierównie każde oko ją postrzega.

W ciasnej duszy zamknięty łakomiec nieczuły

Na same tylko patrzy z pieniędzmi szkatuły,

Nie zna dobroczynności i byle miał więcej,

Byle kilka do skrzyni przygarnął tysięcy,

Nie dba, że go przeklina człowiek nieszczęśliwy;

Ni z niego obywatel, ni człowiek poczciwy.

Zabobonnik fałszywą napojony cnotą

Nie dba o zyski ziemskie, za nic waży złoto,

Ale gdy w niebo patrzy - zabija na ziemi.

Obłudnik mami oczy pozory zwierzchnemi,

Lecz mu się przypatrz dobrze: ta odmiana twarzy,

To zdradne oko wyda, jakie złości warzy.

Filut grzecznie się kłania, słodkim tonem mówi,

A gdy zwiedzie głupiego, gdy się zeń obłowi,

Z swoich sztuk się przechwala, z prostoty się śmieje.

Płochy wielkie na piasku zakłada nadzieje,

Które jednym podmuchem lada wietrzyk ściera.

Jedną daje rozrzutnik ręka, drugą zdziera.

Człowiek poczciwy wszystko dla Boga i ludzi

Gotów uczynić, jego nędza bliźnich budzi;

Chętnie się z nieszczęśliwym majątkiem swym dzieli,

Kiedy dobrze uczyni, z tego się weseli;

Upadek ma w nim wsparcie, smutek pocieszenie,

Zdrową radę wątpliwość, przyjaźń zasilenie;

Dobro ludzi jedynym starań jego celem,

On prawdziwym ludzkiego rodu przyjacielem.

Tak trzeba wydać wady, trzeba wydać cnotę,

Za taką sprawiedliwy dank weźmiesz robotę.

Wszystko z następstwem czasu mieni się - i z wiekiem

Człowiek coraz to innym staje się człowiekiem.

Dziecię, co już na ziemi krzepkie stawia kroki,

Na kiju z rówienniki płoche czyni skoki;

Niesposobne do statku, z lada czego płacze,

Znowu, lada łakotką utulone, skacze.

Młody, gorący w chuci, niestateczny w myśli,

Coraz inne układy w pustej głowie kreśli,

Nowa coraz odmiana idzie za odmianą,

Tego w wieczór nie lubi, w czym się kochał rano;

Mało zważa na przyszłość, wolno puszcza żądze,

Traci płocho na próżne uciechy pieniądze;

Jak wosk przyjąć na siebie wszelkie zdolny wady,

A niechętnym przyjmuje uchem starszych rady.

Człowiek dojźrzały wszystko roztropnie poczyna,

Chciwie się na honory i urzędy wspina,

Rad pomnaża fortunę, gdy ma, więcej żąda,

I uważnym się okiem na przyszłość ogląda.

Zimny starzec łakomie lubi zbierać skarby,

A pod ścisłe zamyka dostatki swe karby,

Długo myśli i wszystko na dal rad odkłada,

Przeszłe lata wychwala, na dzisiejsze gada,

Twardy młodych poprawiacz, wszystkiemu przygania,

Czego użyć nie może - młodości zabrania.

Trzeba znać, jakie wieku każdego przywary.

Nie tak ma mówić młody, jak zwykł mówić stary,

Albo znowu przeciwnie. Znać dwory, wsie, miasta;

Inne dziś obyczaje, a inne za Piasta,

Gdy na obranie króla stany do stolicy

Zgromadzone, miodem się poiły w Kruszwicy.

Inaczej ten, co ziemię rznie ostrymi pługi,

Inaczej, co dla zysku świat przebiega długi,

Inaczej mówi dworak w różne sztuki płodny:

Każdy - ton ze swym stanem powinien mieć zgodny.

Do tego - wady w różnych nie jednej natury:

Nie te ma lekki Francuz, co Anglik ponury,

Nie te Niemiec opiły, które Włoch złośliwy,

Nie te skrzętny Holender, co Hiszpan leniwy.

Znajdęż tam narodowych charakterów znaki,

Gdzie mi z mieszczan paryskich wystawiasz Polaki? [24]

Nie dosyć do udania przyzwoitej roli,

Że się Francuz zaczesze, a Polak ogoli.

Trzeba sięgnąć do serca, zwierzchność mię nie zwodzi,

Sama wydana dobrze natura dogodzi.

Na to ściśle pamiętał w dzieł swych wykonaniu

Wysoki autor Kawy z Panną na wydaniu [25].

Tak wystawując ludzi w przyzwoitym względzie,

I uczyć nas, i bawić komedyja będzie,

Ponurej trajedyi płaczem nie rozrzewnia,

Wesołym sobie tonem przychylność zapewnia.

Ale chroni się albo grube czynić żarty,

Albo kopami z piekła wywoływać czarty

Ani tłustym prostoty nie rozśmiesza słowem.

Z czego pospólstwo boki rwie, mądry takowem

Człowiek gardzi widokiem. Gdzie się dowcip miesza

Delikatny do żartów, to mądrych rozśmiesza,

Bo tam się i żart trefny, i przystojność łączy.

Niech akcyja odprawia przy końcu bieg rączej,

Niech w scenach przerwy nie ma, niech wszystko dosadnie

Wydane, naturalnym obrotem wypadnie.

Wszystko tak czyń, jakoby nie było słuchacza.

Ciężko ten przeciw sztuce poeta wykracza,

Który się doń obraca. Rzecz dzieje się w domu

Między swymi, przystoiż mieszać się w nią komu?

W tym względzie być powinien spektator, że świadkiem

Nie jest umyślnie sceny, lecz tylko przypadkiem.

Nie muś się, żeby były na scenie przeciwne

Osoby w charakterach. Prawda, że stąd dziwne

Zdają się płynąć skutki, gdy chytrość z prostotą,

Płochość ze statkiem, zbrodnią razem stawiasz z cnotą,

Ale to bez wątpienia jawny przymus znaczy.

A nawet sam żak szkolny, gdy gniewną obaczy

Na scenie twej osobę: "Będzie zimna" - rzecze,

I całego obrotu twej sztuki dociecze.

Różne zawsze bywają w ludziach charaktery,

Ale przeciwne rzadko. A więc kiedy szczery

Obraz chcesz obyczajów wystawić człowieka.

Unikaj tej mniemanej korzyści z daleka.

Na tym sztuka największa - ukryć sztukę gładko.

Dlatego dobrą widzieć komedyją rzadko.

Nie dosyć jednak umieć ludzkie wyśmiać wady -

Trzeba nam jeszcze cnoty wystawić przykłady.

Tego niezwiędły wawrzyn w potomności czeka,

Który nas powinności nauczy człowieka,

Który wyda ludzkiego towarzystwa związki,

Jakie są ojca, jakie syna obowiązki,

Jakie dobrego męża, jakie dobrej żony,

Jakie tych, którym dozór młodych powierzony.

Więcej bowiem przystojność sprawuje uciechy

Niźli, co na wzgardliwe zasługuje śmiechy.

Tu rozsądku, powagi, tu potrzeba zdania,

Tu mocy, która serca do dobrego skłania,

Tu zgłębić serce ludzkie, poznać należycie,

Co szczęśliwe uczyni między ludźmi życie.

Tak napisana sztuka, chociażby się blaskiem

Wybornego dowcipu ani wynalazkiem

Nowym szczycić nie mogła, lepiej lud zabawi

Niż ta, co tłuste żarty i szyderstwa prawi.

Śmiech prędko niknie - czułość wskroś serca przenika.

Ten, co wydał człowieka, którego dotyka [26]

Ludzkość, że jest człowiekiem, i przez to poklaski

Wzbudził całego Rzymu, nie dbał o te wrzaski,

O te śmiechy, co tylko puste serca łechcą.

Innego, prócz wzruszenia, czucia dobrzy nie chcą.

A jeźli pospolita rzecz będzie porządna,

W ułożeniu swym kształtna, w zdaniach swych rozsądna,

Może się powszechności widoku nie lękać.

Nie będzie się pospólstwo na niej z śmiechu pękać,

Lecz zdrową da naukę i młodym, i starym,

Co pierwszym ma być zawsze poety zamiarem.

Tak z pożytkiem ten całą Warszawę zabawił,

Co na scenę Panicza gospodarza stawił.

Nade wszystko niech widzę dobry koniec w dziele:

Niechaj się poróżnieni zgodzą przyjaciele,

Niechaj zagniewanego ojca syn przeprosi,

Niechaj przewrotność hańbę, złość karę odnosi,

Niech zawsze należytą ma cześć wiek sędziwy,

Niechaj góry nie bierze człowiek niecnotliwy;

Niech złość, chytrość, bezczelność, na co serce boli,

Nie grają same brzydkiej, jak w Dziedzicu, roli.

Wtenczas za pożyteczne twe dzieło uznaję,

Gdy szanujesz przystojność, gdy czcisz obyczaje.

 


SZTUKA
RYMOTWÓRCZA

PRZYPISY DO PIEŚNI TRZECIEJ