O PANU JEZUSIE I ZBÓJNIKACH

Seł raz Pon Jezus ze świentym Pietrem Pawłem bez las i spotkali ig zbójnicy. To było kajsi w górak, na Luptowie cy kajsi.

- Nieg bedzie pofalony - powiada Pon Jezus i ukłonił się kapelusem.

- Niegze bedzie na wieki wieków. Jamen - pado har-naś zbójecki, herśt. - Ka idziecie?

Kciał Pon Jezus cosi rzec, ale mu świenty Pieter Paweł nie dał, ba pilno gwarzy: Po pytaniu.

Ze to niby po prośbie, wiecie, śli.

A to bez to, bo widział torby, a łakomy był, jako to z biednego stanu, hoć i świenty.

Przypatrzył sie do nik obu harnaś dobrze i pado;

- Podźcie s nami.

I obrócieł sie do swoik towarzisów, i gwarzy:

- Ten stary bedzie dobry torbe nosić i drwa rąbać, a ten młody ogień kłaść i posługować koło jadła.

I pyta sie: Idziecie?

Skrobnon sie świenty Pieter za uhem, bo poznał, ze to zbójnicy, zbrój na nik był, flinty, ciupagi, nie rzec mu sie to widziało, jako świentemu, ze zbójnikami hodzić, a jesce s Pane Jezusem wraz. Ale sie ta moc za uhem nie skrobał, bo sie bał, i patrzy do Pana Jezusa: Co bedzie?

A Pon Jezus kiwnon głowom i pada:

- Dobrze.

Straśnie sie to cudnie świentemu Pietrowi Pawłowi zdało, ale sie prociwić nie śmiał. Jedno sie zbójników bał, drugie Pana Jezusa słuhać musiał.

Zaraz mu torbe na plecy przypieni, a Pon Jezus ino sakwe z hlebe dostał. Mało mieli jeść, bo z daleka śli.

Idom.

Uśli kęs drogi, gorąc piók, polegali zbójnikowie do cienia i pospali sie .

Gwarzi świenty Pieter Paweł do Pana Jezusa:

- Uciekojmy, bo jesce do kłopotu przy nik przydzieme!

Ale Pon Jezus kiwnon głowom, ze nie.

Kie sie zbójnicy pobudzili, idom dalej. A było tyk zbójników trzok.

Ku wiecorowi poceno hybiać jedzenia. Bo ta i Pon Jezus co nieco zjad, a świenty Pieter Paweł se nie załował. Jeść sie sytkim fciało, co jaze marli od głodu idęcy.

A tu patrzom - lezy pod drzewe stary cłowiek.

- Coz ci to? - pyto sie harnaś.

- Głodnyk jest - pado ten stary.

I ten zbójnik dał mu swój kawołek hieba ostatni, co go jesce sowany miał.

Idom dalej, bez pola, pocon prać grad z lodem, a zimno przysło takie co cud!

Patrzom: zaś dziecko małe w polu płace.

- O coz płaces? - pyto sie go drugi zbójnik.

- Zimno mi. i ten drugi zbójnik sjon ze sobie kozuch i odział to dziecko, i w kosuli ino ostał, jaze go trzęsło.

Idomz zaś znowa dalej, patrzom: dom gore. Dzieci płacom, wołajom: mamo! mamo!

I trzeci z tyk zbójników hipnon w ogień i wyniós dzieciom matke spośród płomienia, jaze włosy osmendzieł.

Pośli dalej i zaśli do jednej karcymy przenocować. A tam ig kacmarka poznała i posłała odkaz do wójta, do ryktara. Przyleciał wójt z przysięznymi i z ludziami - i tyk zbójników powiązali. A ś niemi i Pana Jezusa z Pietrem Pawłem.

Wyprowadzili ig z karcymy, zawiedli ku śpiklerzowi gromadzkiemu i hań ig zawarli.

Świenty Pieter Paweł wzion płakać i godo po cihu do Pana Jezusa:

- No nie padałek Ci, Panie Jezu, ze jesce przy tyk hucfutak do kłopotu przydzieme? No to my juz w nim. Cos teroz bedzie?

A Pon Jezus nie mówi nic, ino palcem po ziemi pisał.

Na drugi dzień rano wójt i przysięzni tyk zbójników i Pana Jezusa z Pietrem Pawłem do miasta na wozie zawieźli. Do sądu.

Obstompiły ig ziandary w sądzie, hajducy węgierscy, i powiedli do sądowej sale, a tam na stolcak siedzieli sędziowie.

Było ig samo tak, jak i tyk zbójników, trzok.

- Wyście kradli? - pyta sie nostarsy sędzia.

- My.

- Wyście podpalali?

- My.

- Wyście zabijali?

- My.

A o Pana Jezusa i świentego Pietra Pawła sie nie pytał, bo ci zbójnicy zaroz pedzieli, ize ig ino po drodze ze sobom zajeni i ze musieli ś niemi iść kcęcy nie kcęcy.

- Co im sądzić? - pyto sie ten nostarsy sędzia sędziego po prawej rency.

A ten niewiele myślęcy pado:

- Smierzć.

- Co im sądzić? - pyto sie ten nostarsy sędzia sędziego po lawej rency.

A ten niewiele myślęcy pado:

- Smierzć.

- Wy trze bedziecie wisieć - pada nostarsy sędzia do zbójników - a wy dwa mozecie iść du domu - zaś sie obyrtnon do Pana Jezusa i Pietra Pawia.

Swienty Pieter Paweł sie zaroz z ławy porwał, iść gotowy, ale Pon Jezus sie shylił i po podłodze palce pisał.

- Coz pises? - spytał sie go głowny sędzia. A oni nie poznali nic, jeze to Pon Jezus, ani ci sędziowie, ani niwto iny.

- Pisem was wyrok - pado Pon Jezus.

- Jakoz to nas wyrok sędziowski po kurzu po podłodze palce pises?!

A Pon Jezus dźwignon głowę i rzók:

- Coś wcora wiecór zrobieł?

Zbladnon ten sędzia, jaze zbielał na twarzy, a Pon Jezus powiado:

- Głodnegoś kije ode drzwierzy twoik odegnał. Pojźreli na niego jego dwa kolegowie i sytka w Izbie, a Pon Jezus zaś sie do tego po prawej rency obzywo:

- Coś wcora wiecór zrobieł?

Zbladnon ten sędzia, jaze zbielał na twarzy, a Pon Jezus powiado:

- Dziecko małe jeś bił, jaze krwiom zesło. Pojźrał na niego jego kolega i sytka w izbie, a Pon Jezus obrócił sie do tego po lawej rency i gwarzi:

- Coś wcora wiecór zrobieł? Zbladnon ten sędzia, jaze zbielał na twarzy, a Pon Jezus powiado:

- Matke jeś własnom z domu wygnał.

Pojźreli na niego sytka w izbie.

I stało sie ciho w izbie sądowej, co jaz muhy brzęceć beło słyhać.

A Pon Jezus wte stanon na nogi i obyrtnon sie ku świentemu Pietrowi, i pado:

- Podźme tustela.

I światło mu ponad głowom zagorzało, a ci zbójnicy piersi Go poznali, ize jest Pon Jezus, i padli na kolana, wołajęcy:

- Panie Jezu, Ojce świata, pożegnaj (1) nas! I Pon Jezus krziz nad niemi ucynił, a oni sie zamienili w trzi drzewa jabłonne.

Pote zaroz ze świentym Pietrem Pawłem zniknon. I zrozumieli ludzie, jeze tu Bóg beł, i zburzili ten sądowy dom, coby w nim już nik więcyl po Panu Jezusowi nie sądzieł, a przed jabłonnymi drzewami postawili krziz i on do dziś hań stoi. A tyk trzok sędziów wygnali z miasta. Tak wej bywowało drzewiej - ale teroz ani zbójników nie mas, ani Pon Jezus po świecie nie hodzuje.

_____________________________

(1) pozegnaj - poblogosław

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

NA SKALNYM PODHALU

NASTĘPNY ROZDZIAŁ