JAK JASIEK Z USTUPU, HANUSIA OD KRÓLÓW I MARTA UHERCZYKÓWNA Z LIPTOWA ŚPIEWALI W JEDNO SŁONECZNE RANO KU SOBIE

Jasiek z Ustupu szedł z Ciemnych Smreczyn ku Zaworom. Z lasu on wychodził czarnego, gdzie taka głusza leżała, że aż bojno było posłuchać. Nic się tam nie odezwało, tylko dzik zaszuścił w maliniakach, jeleń zbeczał gdzie przy wodzie krótkim, urywanym, gwałtownym be-kiem albo cietrzew zafurczał w gałęziach. Na prawo od Jaśkowej drogi huczała siklawa z Niźniego Ciemnosmreczyńskiego Stawu w Piarżystej Dolinie. Tam kóz moc. Po Pośrednim Wierchu, po Cubrynie, po Liptowskich Murach chodzą kierdelami jak owce.

Kozicki, kozicki, wtorędyz hadzajom?
W Dolinie Piordzystej, tam one bywajom!

jest śpiewka.

Sucha, od piorunu uwiędła, czerwona limba popod Zawory rośnie, tam idzie Jasiek z Ustupu, a śpiewa po wesołemu, ze zbójecka. Ale od zbójeckiego wesela do szubienicy zawsze nie precz. Co zbójnik krok ukroczy, to ku niemu śmierć krokiem bliżej. Tak on śpiewał:

Ej moja freirecko, nie załuj mi gemby, Ej bo mi juz śmierztecka wyscyrzuje zemby!
Ej moja freirecko, nie zaluj mi dudka, Ej bo mi juz hań zwoni na zomecku klódka!
Ej moja freirecko, nie zaluj mi licka, Ej bo mi sie hań z wiersku iskrzy siubienicka!
Ej moja freirecko, nie trzymaj mie w sieni, Ej bo mi juz na truhłe ten jedlicke ścieni!
Ej moja freirecko, ni załuj mi ciała, Ej bo mie pohowajom, ty bedzies płakała!...
Ej ha!...

Myśli on sobie tak śpiewając o Hanusi Królównie, która się w nim mocno zakochała i niczego mu nie odmawia, owszem, sama się tuli i choć się wstydzi, nie może westchnień miłosnego pragnienia zatłumić, kiedy są ze sobą na szopie przy Gąsienicowych Stawach. Tam ona pasie krowy piękne, cisawe i czarne, siwe i czerwone. Nazywają się Brzezula. Cisula, Kawula, Łaciata, bo wiele na niej łat białych, czarnych i żółtych, Siwula i rozmaicie jeszcze inaczej. Piękne to są krowy, dobrze się pasą i dużo dają mleka. Miło jest patrzeć, kiedy pozberkując spiżowymi dzwonkami, stąpają po zielonej trawie i mchach pomiędzy kosodrzewiny, skubią trawę i mech lub ległszy rzędami. przeżuwają połknięty pokarm. Poją się one w czystym potoku, co z Zielonego Stawu spod Swinnicy płynie, a na noc zamykają do szopy, na strychu której jest posłanie Hanusi. Zaszła ona teraz het aż na Liliowe, poziera ku Tatrom i śpiewa kochająca:

Janickowa krasa rada owce pasa,
we dnie po dolinie, w nocy przi dziewcynie...

(Ale obecnie odbiegł on owiec w złodziejskim interesie na Liptowie koło Hradku).

Nie było, nie było nad wirsyk zielony,
od orawskiej strony cisem porośniony.
Nie było, nie było nad Jasia mojego,
kiek go uwidziala z wirsku zielonego.
Kiek go uwidziala, jaze mi zagrzmiało,
to moje serdecko skrzidłem sie mi stało.
Skrzydłem sie mi stalo, skrzydłem poleciało,
na Jaśkowej ceście słońcem zajaśniało.
Pozierojcie, dziewki, pozierojcie w pole,
jako se Janicek idzie między skole.
Darmo wy sie, dziewki, w niego wpatrzujecie,
bo on ino jedne mnie widzi na świecie!...

Wiedziała ona. że ku Jaśkowi wiele dziewcząt we wsi serce obraca. Nie wiedziała jednak, że w polanach popod Krywaniem, pod Doliną Ważecką, skąd widać wysoki, pochylony, zielony szczyt Krywania, potargane turnie Ostrej i Krótkiej i wyniosły, zębaty grzbiet Soliska, gdzie rosną ogromne trawy, człowiekowi pod pachy, i moc ziół i kwiatów bujnych i woniejących, swobodnym słońcem z ziemi dobytych: piękna i smutna Marta Uherczykówna (z pokolenia tych Uherczyków, z których jeden Janosi-kowym towarzyszem był i przy jego boku w walce z żołnierzami cesarskimi zginął) serce swoje i młode i gibkie. i pachnące żywicą ciało ofiarowała Jaśkowi na miękkich mchach w podkrywańskim lesie, w południową spiekotę słońca, kiedy moc ludzi odchodzi, a członki same się wyrywają do uścisku. Opowiadał on jej o swoim bogactwie, jako mu sie sto własnych owiec po Kościelcu pasie, strzeżonych przez psy wielkie i silne, których jest sześć. I tym bogactwem ją zalśnił i przyniewolił. Naprawdę zaś miał on owiec sześć, a psa żadnego. Ale używszy jej skuszonej opowiadaniem krasy, odszedł i co miał powrócić. nie wrócił. Więc piękna i smutna Marta Uherczykówna, której lica smagłe wyhodowała zimna woda kryniczna z Ważeckiego Potoku, a krągłe, czarowne biodra wykołysał wiatr z Krywania wiejący, zna swoją dolę i śpiewa pełna żalu:

Hej Krywaniu, Krywaniu
wysoki!
Płyną, lecą spod ciebie
potoki! -
Tak sie leją moje łzy,
jak one,
hej Izy moje, łzy niezapłacone...
Hej Krywaniu, Krywaniu
wysoki!
Płyną, lecą nad tobą
obłoki -
Tak się toczy moja myśl,
jak one,
hej te myśli, te myśli stracone.
..
Hej Krywaniu, Krywaniu
wysoki!
Idzie od cię szum lasów
głęboki,
a mojemu idzie żal kochaniu - -
hej Krywaniu, Krywaniu, Krywaniu!.
..

Zaś Jasiek z Ustupu, rad z siebie i wesoły, jako zwykle parobek góralski, któremu się wszędzie równo zdaje i który się nie czuje idąc, wyszedł był właśnie na Zawory i pogląda ku polskiej stronie. Mało ma już drogi? przekiełźnie po zboczu pod Walentkową, śmignie po trawach popod Swinnicę i już jest na Liliowem, skąd widać szałasy przy Stawach Gąsienicowych i szopę Hanusiną, gdzie jest słodko spać, a słodziej jeszcze nie spać. Rozejrzał on się wkoło i tak sobie zaśpiewał, aż zahuczało po Gołych Wierchach nad Wierchcichą i Koprową Doliną:

Hej! na mojej polanie sto owiecek stanie!
Ty, moja dziewcyno, pozieroj se na nie!
Ej polana nie moja, owiecek nie było,
Ej ale mie śwarne dziewce zalubilo.
Kohała mie jedna w podkrzywiańskim lesie,
Druga mi od Stawów serce w piersiak niesie!
Cekojze mie, Martoś, w Ważeckiej Dolinie,
Bo mi Hanka z zolu dobrze nie zaginie!
Wyzieraj mie, Hanuś, przy tym Comym Stawie,
Bo mi pod Krziwaniem kwiotek zróś na trawie!
Kany sie wywine, kany sie obróce,
Jedne se pociese, drugom se zasmuce!
Nie bedem pas owiec, nie bedem robieł nic:
Minon mie Mikułas, cos mi powie Wiśnic?
Ej niek mi ta powie, jako mu sie fcialo:
Mojej fantazyji siedem zomków mało!
Powiadali na mnie: Popuść fantazyjom!
Jo jej nie popuscem, hociaj mie zabijom!
Niek mi kat sablicku na osełce brusi;
Dy i orel w niebie jedno zginonć musi.
Bruśze mi, kacicku, sable na osełce:
Lepi brusi dziewce serce swe o serce!...

Tak on śpiewał, bardzo śmiały i nie dbający o wiele, ani o dziewczyny, których Pan Bóg nasiał po świecie jak jodeł, ani o życie własne, które i tak zabierze, a dbający tylko o honorność i uciechę życia. Tak śpiewali ku sobie w jedno słoneczne rano Jasiek z Ustupu i jego kochanka, Hanusia od Królów, i piękna i smutna, woniejąca żywicą, Marta Uherczykówna z Liptowa, która na mchach podkrywańskich swoje młode ciało z miłości omglewające oddała.

 


POPRZEDNI ROZDZIAŁ

NA SKALNYM PODHALU

NASTĘPNY ROZDZIAŁ