99. Jaskinia pod Czerczą

Niedaleko Smotrycza jest miasteczko Czerczą; pod Czerczą jar skalisty, w głębi jaru w połowie skały jaskinia. Wchód do niej z kapliczki w skale wykutej, ale tak niski, tak ciasny, że na rękach i nogach trzeba się do jaskini wczołgać. Jaskinia niewielka, niewysoka, jednak osób dwadzieścia stojących w niej pomieścić się może; w kilku miejscach po ścianach otwory do nowych jaskiń prowadzą: wszystkie do siebie podobne, wszystkie kościami ludzkimi wysłane! A lud okoliczny takie o nich zachował podanie:

Tatarzy byli niedaleko; zwiastowała ich złowieszcza łuna pożarów; mieszkańcy uciekali z wiosek, kryli się, gdzie komu łatwiej przyszło. Jedna gromada cała schroniła się do tej jaskini, aby kilka dni trwogi przeczekać, póki nie przejdą Tatarzy. Byli tam starce i dzieci, młodzi i kobiety, było ludzi dwoje... młodzieniec i dziewczyna... Kochali się czule; już po dziewosłębach było; kapłan miał ręce ich stułą powiązać, gdy Tatarzy nadeszli i wszystkich za życia jeden grób pożarł.

"O mój Hryciu — powtarzała czuła Hanka — czemu nas ziemia nie połknęła przed ślubem; dlaczego nie weszłam do tego grobu z nazwiskiem mołodycy i twojej żony! Zła myśl serce mi gryzie; już nie będziesz moim mężem! Może w innej zakochasz się dziewczynie!" I Hanka rzewnymi łzami płakała i targała ciemne warkocze włosów splecione taśmą czerwoną.

A Hryćko smutną narzeczoną pocieszał i łzy jej gorącym pocałunkiem osuszał. "Nie płacz, Hanko, nie płacz, czarnobrewa; nadto dobrze przebiłaś mię czarnymi oczkami, nadto dobrze związa- łaś mię czarnymi warkoczami, abym mógł o tobie zapomnieć, czarownico, a zalecać się do innej. Ale mnie także serce źle szepce; może nie tak prędko z tego grobu wyjdziemy. Słuchaj, Hanko, w nocy, kiedy część mołodźców za żywnością wychodzi, pójdę z nimi i księdza Cyryla przyprowadzę. Wiem, gdzie jego kryjówka, on wszystko dla mnie zrobi, i jutro Hanka moją mołodycą będzie."

I tak się stało, jak obiecał Hryćko; przed rankiem kapłan był w jaskini. Ale Hanka jeszcze smutna siedzi; daremnie wybrane drużki wesoło krzątają się koło niej i chcą jej ciemne warkocze rozplatać. Hanka je odpycha. "Jakimże wiankiem pokryjecie rozpuszczone włosy mołodycy? Gdzie mój barwinek weselny?" Zmieszały się drużki i nie wiedzą, co począć. Daremnie ją Hryćko pociesza, daremnie do ślubu wzywa; Hanka nie pójdzie do ślubu bez wieńca z barwinka. I nikogo nie słucha, i wymyka się spomiędzy tłumu, i ciasnym otworem, jak jaszczurka, już wyśliznęła się z jaskini. Pędem leci ze wschodów kamiennych i po jarze ponad rzeczułką biegnie; i schyliła się nagle i zerwała duży pęk barwinku, i co tchu pobiegła nazad i na wschody, i tam dopiero obejrzała się lękliwie, czy jej kto nie widział... Tuż na dole Tatarzyn smagławy jedną ręką kiwał na nią, aby do niego zeszła, w drugiej trzymał łuk napięty z strzałą na cięciwie. Biedna dziewczyna krzyknęła z rozpaczy; strzała świsnęła tuż koło niej i gdzieś w szczelinie skał utknęła. Hanka rzuciła się do kaplicy i wpełzła do jaskini, i wbiegła z barwinkiem w ręku pośród drużek i bez przytomności na ziemię upadła.

W przeciągu dwóch godzin cały hufiec tatarski stanął w jarze i drapał się po wschodach kamiennych i kapliczkę napełniał. Przez otwór po jaskini słychać było gwar wielki; czasem dochodziły dźwięki wyraźne, płacz i narzekanie. A Tatarzyn ten sam, którego strzała biedną Hankę chybiła, kazał przynieść słomy i napchał całą kapliczkę, i zapalił.

I śmiech głośny, śmiech szatański rozlegał się po jarze, a z jaskini odpowiadał jeden wielki okrzyk rozpaczy. Dym zjadliwy napełniał jaskinię; Hanka jeszcze bez przytomności leżała, a Hryćko uwieńczył jej głowę uplecionym z barwinku wieńcem. Wtem po raz ostatni otworzyła oczy i po raz ostatni uściskała kochanka... i jęki ustawały powoli, i umilkły zupełnie. Dotąd ich kości w czerczeńskiej jaskini bieleją.

 


PODANIA I LEGENDY