O Akademii Lwowskiej

Acz jezuici mieli w zakonie swoim mężów wielce uczonych, nie mieli jednak doktorów, ponieważ ten tytuł w innych szkołach żadnemu profesorowi nie mógł być dany, tylko w akademii, gdy kto albo się go przez stopnie nauki dosłużył, i taki doktor zwał się: persona promota, albo też przez pieniądze dokupił, którym to drugim sposobem otrzymujący doktorską godność zwany był doctor bullatus. Takimi doktorami bullowymi zostają najwięcej prałaci i kanonicy katedralni, biorący prelatury albo kanonie doktoralne, to jest: na doktorów św, teologii, filozofii, medycyny i prawa kanonicznego fundowane, którzy tych nauk mało co albo wcale nic nie umiejąc, czynią zadość woli fundatorów samym tytułem doktorskim, przez bullę otrzymanym, którego dostępują pospolicie dawszy akademikom kilkadziesiąt czerwonych złotych. Ci naznaczają mu dzień do egzaminu publicznego, który musi starający się o doktorstwo odprawić. Dają mu pytania, które na egzaminie mają mu być zadawane, i zaraz odpowiedzi na nie, których powinien się nauczyć jak pacierza. Odprawiwszy taki examen właśnie jak sprawę kondyktową, wszyscy mu winszują doskonałej nauki i wybornego z niej popisu. Wypijają potem za zdrowie i kosztem doktorującego się kilkadziesiąt butelek wina albo czasem i obiad dobry lub kolacją z łaski jego zjedzą i dają mu bullę, iż się na doktorstwo w tej a w tej sciencji rite et legitime promowował; to trochę odstępnie od Akademii Lwowskiej dla zabawy Czytelnika napisałem, za co przepraszam wracając do materii.

Lecz jezuici, którzy mając swoje szkoły mieliby sobie za wstyd w cudzych terminować, a tym bardziej pieniędzmi dokupować się doktorstwa, ile gdy szydercy na doktorów bullowych złożyli wierszyk uszczypliwy: "doctor bullatus, asinus coronatus", z tym wszystkim, chcąc koniecznie dopiąć przez inny sposób zaszczytu doktorskiego, postarali się u Augusta III o przywilej podnoszący szkoły ich lwowskie do tytułu i prerogatyw akademii. Co im z łatwością przyszło, gdyż królowa, żona Augusta III, święta wielce pani, miała rządców sumnienia swego jezuitów, którzy dla zakonu swego, co chcieli, przez nią u króla wyrabiali.

Skoro się objawiła na polskim horyzoncie Akademia Lwowska, natychmiast powstały przeciw niej Akademii Krakowskiej pióra, dowodząc pismami publicznymi, iż w całej Koronie Polskiej nie może być i nie powinna inna akademia, która by nie była szczepem i odnogą Krakowskiej Akademii, tak jak wywodzili być szczepami swymi akademie zamojską, poznańską i wszelkie inne tu i ówdzie szkoły lub szkółki przez akademików trzymane, koloniami nazwane.

Po takich wywodach i odwodach przeciwnej strony, dzielących na dwie partie panów, do których się po protekcją to jezuici, to akademicy udawali, zapozwała Krakowska Akademia jezuitów lwowskich do asesorii o skasowanie przywileju na założenie akademii w Lwowie, otrzymanego podstępnie z krzywdą praw kardynalnych Akademii Krakowskiej. Lecz że jezuici mieli po sobie króla i kanclerza, a do tego sprawa o tę akademią, niedawno zjawioną, wytoczyła się jakoś na dwa lub trzy lata przed śmiercią Augusta III, więc będąc z umysłu dla przyjaźni jezuitów zwłóczoną, nie wzięła końca. Król, wyjechawszy do Saksonii, tam wkrótce umarł; za czym Akademia Lwowska została w swojej istocie do czasów Stanisława Augusta, następcy po Auguście III.

Zdaje mi się, żem wypisał wszystko, a może aż do uprzykrzenia Czytelnikowi, cokolwiek do nauk, gatunku szkół i obyczajów studenckich za czasów Augusta III należało.

Teraz mi należy młódź szkolną wyprowadzić spod rózgi i ukazać ją w różnych stanach, do których się taż młodzież udawała. Te zaś stany były i są po dziś dzień: stan duchowny, stan prawnicki, pod imieniem palestry rozumiany, stan żołnierski, stan dworski; do tych pospolicie stanów rozchodziła się młódź z edukacji pierwszej, wyjąwszy, że się czasem jaki młodzik, mędrszy nad lata albo od rodziców lub opiekunów tym traktem poprowadzony, dla familii albo fortuny prosto ze szkół ożenił; a co się częściej trafiało, że dyrektor, przytarłszy zębów nad łaciną, poślubił dożywotnią służbę jakiej ciepłej wdówce, u której syna służył za dyrektora. Lecz to były przypadki, nie zwyczaje. I ja teraz nie mam woli opisywać stanów ludzi doskonałych, tylko te, do których się młodzież garnęła, wyżej wyrażone, a idąc porządkiem zaczynam od duchownego.


OPIS OBYCZAJÓW