Litwin z krwi, kości i ducha, potomek zapewne po kądzieli Podbipięty, jak skoro w r. 1831 na Litwie powstańcze poczęły się szykować oddziały, do oddziału najbliższego wstąpił niezwłocznie. I sumiennie obowiązki powstańcze pełnił, mordując Moskali, gdzie ich jeno dopaść mu się udało. Doczekawszy się wkroczenia wojsk z Korony, dostał się pod dowództwo Dębińskiego i pod generałem tym wziął udział w odwrocie, niewiele ustępującym odwrotowi dziesięciu tysięcy Greków pod Ksenofontem. Przybywających w momencie owym do Warszawy Litwinów, spotkało - jak z dziejów wiadomo - entuzyastyczne ze strony mieszkańców stolicy przyjęcie. Niebawem później przyjęcie podobne towarzyszyło powstańcom litewskim w nowym, smutnym niestety, odwrocie z Polski do Francyi przez Niemcy. Niemcy z zachwytem przeprowadzali bojowników za wolność. Ugruntowało to w umyśle i sercu Litwina pojęcie o Wysokiem bojowania za wolność Polski znaczeniu. Przejął się niem, pokochał je, przyjął na się w odniesieniu do pojęcia tego obowiązki ślubu zakonnego.
Natura też zakonnym obdarzyła go wyglądem, dawszy mu wzrost duży, kości grube, ruchy niezgrabne, oblicze o rządkiem, na policzkach, brodzie i wardze górnej zaroście, jakby na przekór głowie,gęsto płowym poszytej włosem, oczy bez wyrazu, minę pokorną. Chodząc, szyję nieco wyciągał, co mu, ponieważ go habit zakonny nie okrywał, dawało pozór sługi księżego. Żołnierskością się zgoła wygląd jego nie zalecał, ale mówił o uporze nie do złamania.
Upór stanowił grunt moralnej jego istoty, nie podkarmionej wiedzą naukową, Są na Litwie Jagminowie bogaci, mogący sobie pozwalać na edukacyę wykwintną, nauką podszytą. On był nie z tych; snadź kształcić go umysłowo nie było za co, wszedł więc w środowisko Europy ucywilizowanej, wynosząc z Litwy skromną czytania i pisania umiejętność, opartą, jak na skale Piętrowej, na przekonania o konieczności naprawienia na drodze orężnej krzywdy, Polsce i Litwie zadanej, a na pozbawieniu ich wolności polegającej. W przekonanie to wlał się jego upór; z nim do Francyi przyszedł, do Towarzystwa demokratycznego dla tego, że cel jego wyraźnie wojnę o niepodległość wskazywał, wstąpił i w fabryce jakiejś do roboty stanął. Pracował, zarabiał, oszczędzał, na posiedzenia sekcyjne, co sobota regularnie się stawiał, regularnie podatek płacił, "Demokratę Polskiego" czytał i "Regulaminu" wojskowego na pamięć się uczył, dołączając do teoryi praktykę musztry, jaka się w pierwszych latach pobytu emigracyi polskiej we Francyi, po zakładach odbywała.
Pracował, uczył się, podatek płacił i na zawołanie do walki czekał, nie mieszając się do owych osławionych i dziś jeszcze osławianych sporów i kłótni emigracyjnych, bez porównania we względzie kolorytu, jaskrawości i wyrazistości bledszych, łagodniejszych, aniżeli obecne dziennikarskie i parlamentarne spory i kłótnie, wiedeńskie zwłaszcza. Nie uznawał arystokracyi, wielką miał do niej pretensyę za wyprawianie emigrantów do Portugalii na uczestniczenie w wojnie domowej, do Algieru na pozbawienie wolności Arabów, do Ameryki na wygnanie bezpowrotne. Inaczej nie obchodziła go ona.Za waór demokracyi podawany, Jagmin czekał, czekał - czekanie mu praca skracała - i doczekał się. Nadszedł rok 1848. Wiadomości o organizowaniu gwardyi narodowej, do Galicyi go pociągnęły. Z tornistrem na plecach i z Regulaminem w tornistrze, z zaoszczędzonym w trzosie groszem do Polski pociągnął. Wyruszyli we dwóch - obaj Litwini. Podróż im poszła pomyślnie. Wkrótce po przybyciu ich do Galicyi zadeklarowała się wojna pomiędzy Węgrami a Austryą i rozeszły się o formowaniu Legionów polskich słuchy. Ponieważ nie zanosiło się na to. ażeby gwardya narodowa Rosyi wojnę wydała, Jagmin do Węgier się udał i do Legionu w Budzie wstąpił, w przyznanym mu przez weryfikatorów stopni oficerskich we Francyi stopniu podporucznika.
Bywają żołnierze z prezencyą, pokorni, waleczni, ale lepszych i waleczuiejszyoh nad Jagmina nie znaleźć chyba. Służbę znał na wylot mimo, że po krótkiej w oddziale powstańczym praktyce, przez lat siedmnaście nie postał w szeregach wojskowych. Radził sobie jednak. Codziennie rano, przed wyjściem z mieszkania, ustęp z regulaminu odczytywał i zastosowane do zaznaczonych w ustępie tych obrotów komendy wygłaszał. Odnośnie do komend tych, w wyobraźni, przed oczami jego przesuwały się w obrotach odpowiednich składowe jednostek bojowych części: sekcye, pól plutony, plutony, kompanje, dywizjony, rozwijały fronty, formowały kolumny, rozsypywały tyraliery, kształtowały czworoboki, ćwiczenia te powtarzał codziennie rano, naprzód we Francyi przez lat siedmnaście, następnie w Konstantynopolu pomiędzy wojną węgierską a wschodnią (1853-56), dalej pomiędzy tą ostatnią a powstaniem polskiem (1863-64), w końcu od powstania do ostatniej wojny moskiewsko-turechiej.
Sposób prowadzenia wojen teraźniejszych rząd ko daje okazyę odznaczania się ludziom pojedynczym. Mechanizm masowy zabija inicyatywę indywidualną. Mimo to Jagmin odznaczał się - odznaczałsię: nieznużonaścią, gorliwością, formalizmem, no i odwagą ślepą, niepowściągnioną.
W marszach forsownych, kiedy żołnierze nogami ledwie plątali i ze znużenia upadali, zwłaszcza gdy marsz taki w słotę się trafił i w błocie grzęznąć trzeba było, jemu nic do kroczenia swobodnie nie przeszkadzało. Trzymając się wyznaczonego regulaminowo miejsca, krokiem miarowym szedł w szeregu, gdy zaś z szeregu wyjść na chwilę musiał, wychodził, odliczał w bok, jak regulamin nakazuje, kroków ośm i po chwili, krukiem zdwojonym na miejsce swoje wracał. W obozach, gdy dowództwo kompanii objął, żadna kompania tak porządnie miejsca nie zajmowała i służby nie pełniła, jak jego. Dopilnował wszystkiego: znoszenia drew i słomy, rozpalania ognisk, fasowania żywności, kolei wart, broni w kozłach - wszystkiego i więcej nawet, bo gdy w kompanii jego przy którym z karabinów sprężyna osłabła, lub osada lufy w łożu się zluzowała, poty spokoju nie miał, póki ukradkiem karabinu tego na niepopsuty w kompanii innej nie wymienił. O podkomendnych swoich dbał, upominał się o nich, troszczył się o to, ażeby nakarmieni, wypoczęci i zdrowi byli. W swój jednak, osobliwy sposób, choroby traktował. Na tej podstawie, że wszystkich ich siedliskiem jest żołądek, utrzymywał, że tak zapobieganie chorobom, jak leczenie onych na czyszczeniu żołądka polega. Ponieważ zaś pomiędzy radiem a żołądkiem takie zachodzi pokrewieństwo, że co pierwszy zaczyna, to drugi kończy i ponieważ radlę czyszczą się popiołem, zatem i żołądki popiołem czyszczone być winny. Każdemu przeto choremu radził: kieliszek wódki z popiołem, doświadczeniem własnem ręcząc za niechybną lekarstwa tego skuteczność.
Udział Polaków w kampanii węgierskiej trwał od listopada r. 1848 do sierpnia r. 1849. W dowodzonej przez Jagmina kompanii pozostawałem do maja r. 1849, całych pięć miesięcy. Razem do bojukilkanaście stawaliśmy razy - o jego przeto zachowywaniu się na placu bitwy mówię, jako świadek naoczny. W niego waleczność wcielała się w sposób, jaki wciela się w lwa n. p., w istotę, nie zdającą sobie z niebezpieczeństwa sprawy. W kuł ulewie chadzał, jakby o tem, że kule zabijają, nie wiedział. Oblicze jego jak w marszu, jak na placu musztry, jak na przechadzce, zachowywało Spokój i cechujący go wyraz pokory, wyraz, który się szczególnie uwydatniał, gdy się bitwa rozpoczynała i po uszykowaniu linii bojowej, następował moment wykomenderowywania tyralierów. Wówczas Jagmin do majora podchodził, dwa palce wyciągnięte do góry podnosił i nastrajając minę potulnie, głosem niepewnym, lękliwie o wysłanie go w tyraliery prosił. Wygląd miał studenta, doznającego bólu brzucha, proszącego nauczyciela o pozwolenie wyjścia z klasy, a wstydzącego się do powodu prośby przyznać.
- Panie majorze...
- A co tam P...
- W tyraliery...
- No, no... idź, idź... - odpowiadał mu zazwyczaj, brodą siwą wzorem francuskim przystrzyżoną, naprzód rzucając, Czernik, dowódzca batalionu.
Nam, podkomendnym jego, podobało się to raz, drugi; za każdą jednak bitwą było tego dla nas za wiele z powodu bieganiny, jakiej tyralierka wymaga. Protestowaliśmy. Protestu wysłuchał, ale swoje robił.
Niekiedy się zapałowi uwlekaó dawał, nie okazując tego po sobie. Zapał nie wybiegał mu na twarz, nie bił z oczów, krył się w istoty jego głębi i pchał go naprzód. Przejawiał się tem jeno, że się rozszerzały jego kroki. Porwał go w pierwszej, jakąśmy na Węgrzech stoczyli, bitwie polowej, pod Solnokiem. Najmocniej atoli istotę jego przeniknął pod Hafcwańią, gdzie na huk bliskiej, a z powoduzasłaniających perspektywę domów niewidnej bitwy, postradał umysłu przytomność. O przepisach regulaminowych zapominając, z oczów kolumnę stracił, biegiem pluton naprzód uwlókł, wpadł na rynek, z którego bataliony węgierskie nie śmiały na zrywany pod ochroną strzelającej kartaczami bateiyi austryackiej nawet nosa wytknąć i pod kartacze nas poprowadził. Przy okrzykach: "Eljen a Lengiel! - eliure!... Es leben die Polon!-vorwarts!"... (znajdował się tam bowiem jeden batalion niemiecki) na most rzuciliśmy się, owachlarzeni kartaczami pontonierów, spędziliśmy i zmusiliśmy wojska austryackie do przyśpieszenia odwrotu. Za świetny ten, w rozkazie dziennym zaznaczony czyn, Jagmiii za karę na maszerowanie dzień cały bez pałasza przy boku wskazanym został.
W czasie wojny wschodniej (1853-56) zaszła w przekonaniach jego zmiana, tem spowodowana, że demokraeya udziału w niej nie wzięła. Z demokratycznego przeto do arystokratycznego przeszedł obozu i w stopniu majora wstąpił do piechoty w polskiej na żołdzie angielskim dywizyi, formowanej przez generała W. Zamojskiego. Dywizya ta nie występowała na linię bojową.
Z kolei przyszło powstanie. Jagmin - mimo, że mu się to mocno, z racyi zgwałcenia porządku awansów, nie podobało - pod mojem znalazł się dowództwem, pod dowództwem demokraty, nie pytającego tych, co do walczenia o Polskę do szeregów śpieszyli, jaką kto religijną, polityczną, społeczną, filozoficzną etc. wyznaje wiarę. Pod dowództwem mojem bez zarzutu się do boju i w boju prowadził.
Następnie znów się do nowej o Polskę wojny sposobił, regulamin codziennie zamiast pacierza powtarzając, i czekał. Doczekał się ostatniej wojny rosyjskotureckiej, na linię bojową z garstką kilkudziesięciu ludzi, nazwaną legionem polskim, wystąpił i zginął.
Niechże przynajmniej pamięć o nim nie zaginie!...