MARQUIS DE BOISSY
Co chce Boissy? -- męczę się pytaniem,
Jak w Izbach lewa i jak prawa strona?
Śmiech jest konwulsją, konwulsje -- skonaniem;
Markiz Boissy -- to przeszłość, co kona!
Każda myśl jego podobna do bogów,
Które zawrócił w ziemię Egipcjanin,
Jako przedwczesnych owoce połogów --
A wywiał z piasku wiatr -- drugi poganin!
Stopy bałwanków tych wzgardziły ruchem,
Od kolan będąc zrosłe jak
kolumna;Głowy ich ptasie, lecz złączone z brzuchem,
Coś niby pisklę... i coś niby trumna.
Gdzie to poleci?... i czy to poleci?...
Nie wiesz -- i znowu męczysz się pytaniem:
Czy Markiz lubi czasem straszyć dzieci?
Czy jest wcielonym Epok urąganiem?...
Tak ci rubaszni grabarze w Hamlecie,
Co w rzecz tragedii bynajmniej nie wchodzą:
Wszystko im jedno -- czy koście, czy śmiecie,
Czy zaprzeczają sobie, czy się godzą...
Gdyż -- scen-następstwo, nie Szekspir, ich wzywa
Do zasłonięcia zmiany dekoracji...
Tak Twój, Markizie, geniusz się odzywa
Między aktami łez... dla rekreacji!
1863, grudzień