EPOS-NASZA

 

I

Z którego dziejów czytać się uczyłem,

Rycerzu! -- piosnkę zaśpiewam i tobie.

Wysoki, właśnie obrócony tyłem

Do słońca, które złoci się na żłobie

I, po pancerzu przebiegłszy promieniem,

Z osieroconym bawi się strzemieniem...

 

II

Liców twych -- wyznam -- opiewać nie mogę,

Bowiem rozlałeś profil swój na wielu.

Lecz serce? -- czuję, i podzielam trwogę

O bohaté rstwo... stary przyjacielu!

Podzielam, mówię, gorącość i zapał,

Których-em z dziejów twych usty nałapał.

 

III

Dziecina -- pomnę -- nad ciemnawą kartą

(Bo nawet odcień pamiętam papieru)

Schylony -- z głową oburącz podpartą,

O! ileż, ileż ciągnąłem eteru

Z czytania, z księgi, z możności czytania -- ?

I jak smutnawo było mi dokoła,

Kiedy już świeca gasła (rzecz tak tania!...)

Albo gdy z starszych kto nagle zawoła,

Albo gdy widzę już, że kilka tylko

Arkuszy -- tak, że końca dotkniesz szpilką!...

 

IV

Czylim cię kochał i czy prawdę piszę,

To wiedz ze wspomnień, które tu skreśliłem,

Bom niepiśmienny ja i mało grzé szę

Twórczością: piszę -- śpiewam -- tak, jak żyłem...

 

V

To tak!...więc stajesz mi znów przed oczyma,

Jak ongi, rdzawą osłonięty zbroją,

I smutek budzisz, co się wężem zżyma,

Bo i ja miałem Dulcyneę moją!

 

VI

To tak!... a śmiechu nie ma w tym, oj! nie ma,

Dla widzów chyba i dla czytelników,

Lecz dla nas? -- mówię, dla nas, co obiema

Rękami nikłych walczym rozbójników,

Oswobodzając księżniczkę zaklętą --

Ból, spieka, gorycz i marsz drogą krętą.

 

VII

A śmiech? -- to potem w dziejach -- to potomni

Niech się uśmieją, że my tacy mali,

A oni szczęśni tacy i ogromni,

I czyści, i tak zewsząd okazali...

 

VIII

A oni? -- że tak zniskąd nie zdradzeni

Po paradyzie latają w promieniach

Z Beatryksami swymi -- rozkochani --

W purpurze, w wieńcach i w drogich kamieniach,

Co odśmiechują się niebieskim ciałom

I oczom -- i otwartym w strop aż na wskroś Chwałom!

 

IX

Szczęść-że im, Panie. . . . . . . . . . . . . .

 

X

. . .a my -- kawalery błędne,

Bez giermków, z wstęgą na piersi czerwoną,

Przez mokre lasy, przez lasy żołędne

Ciągniemy przędzę z dala zaczepioną

U przekreślonych szyb żelazną kratą,

U najeżonych bram wściekłą armatą...

 

XI

Raz smoków stado, grzejące się cicho

Na wygorzałej od jadu darninie,

Drugi raz psotny gnom brzozową wié chą

Około nozdrza koniowi zawinie,

A indziej panna z wieży woła chustką,

A indziej szary wąż z żółtą wypustką...

 

XII

Przez jakich ścieżek bo chadzałem krocie

Z ogromną dzidą, co gałęzie kruszy,

Ty jeden wielki znasz to, Don Kichocie,

Jednego ciebie to wspomnienie wzruszy.

Bo gawiedź śmiać się będzie wielolica,

Niewarta ostróg z la Manczy szlachcica!

 

XIII

A Dulcynea moja -- o! prze-chrobry

Rycerzu -- wiedz, że w swojej ona

Osobie nigdy mi nie odsłoniona --

-- Chyba że wietrzyk jaki, wietrzyk dobry

Uchyli czasem kwefu i nad włosem

Rumianych grono gwiazd pokaże z dala

Albo obrączkę tęczową z opala,

Albo obuwia, co się bawi z wrzosem

Kwitnącym, rąbek mały, taki mały

Jak najdrobniejsza koncha perłowana...

 

XIV

-- To wszystko!... ptaki często mi śpiewały,

Że już zbudzona i odczarowana

Pomiędzy smoki wychodzi z wieżyce,

Że lampę trzyma w ręku, a potwory,

Nie mogąc światła znieść, w ziemię się ryją,

Skrzydłami w ciasne łopoczą piwnice

I klną, i gardła rozdzierają... wyją...

 

XV

Ale cóż? -- ptaki, co im się przywidzi,

To wyśpiewują, przysiadłszy na tarczy,

Albo na hełmie moim -- a duch widzi,

Że kłamią -- prawda jedynie wystarczy

Nam, co za prawdą gonim, Don Kichotom,

Przeciwko smokom, jadom, kulom, grotom!...