Limba

 

Wysoko na skały zrębie

Limba iglastą koronę

Nad ciemne zwiesiła głębie,

Gdzie lecą wody spienione.

 

Samotna rośnie na skale,

Prawie ostatnia już z rodu...

I nie dba, ze wrzące fale

Skałę podmyły u spodu.

 

Z godności pełną żałobą

Chyli się ponad urwisko

I widzi w dole pod sobą

Tłum świerków rosnących nisko.

 

Te łatwo wschodzące karły,

W ściśniętym krocząc szeregu,

Z dawnych ją siedzib wyparły

Do krain wiecznego śniegu.

 

Niech spanoszeni przybysze

Pełzają dalej na nowo!

Ona się w chmurach kołysze -

Ma wolne niebo nad głową!

 

Nigdy się do nich nie zniży,

O życie walczyć nie będzie -

Wciąż tylko wznosi się wyżej

Na skał spadziste krawędzie.

 

Z pogardą patrzy u szczytu

Na tryumf rzeszy poziomej...

Woli samotnie z błękitu

Upaść strzaskana przez gromy.

1880


ADAM ASNYK: POEZJE