Nr 31, z l sierpnia 1885

Miasto bogów. - Za wiele małp. - Ich możliwa u nas kariera. - Naturalizm i pornografia. - Skutek moich prac. - Małpi język w Galicji. - P[an] Gorzkowski jako Mefisto Matejki. - List polityczny. - Polskie psy.

Prasa londyńska poświęcała przed kilku tygodniami obszerne artykuły następującemu wypadkowi. W Benares istnieje "miasto bogów", duża i czczona kolonia małp. Posiadają tam one nie tylko własną świątynię, ale także osobnych kapłanów. Ponieważ zaś używają nieograniczonej swobody, tak że wolno im łazić po mieszkaniach prywatnych i gmachach publicznych, ponieważ rozmnożyły się nadzwyczajnie, sami więc bramini przyszli do wniosku, że tych małp Benares ma już za wiele. Ludność przy tym od dawna szemrała przeciwko uciążliwej gromadzie "bogów", liczącej przeszło 20 tysięcy głów, a niszczącej pola i ogrody. Z prawdziwą też radością powitano wiadomość, że bramini postanowili połowę małp sprzedać i zawarli umowę z koleją żelazną o przewiezienie ich do odległego miejsca. Ale czwororęczni "bogowie" nie dali się podejść: przejechawszy z kapłanami na drugi brzeg Gangesu, skąd mieli dalej powędrować, uznali tę przeprawę za urządzoną dla nich "majówkę" i wdarłszy się na statki, wrócili do Benares.

Ktoś ze "Słowa", czytając powyższy opis, posądza mnie zapewne o chęć dowiedzenia, że albo ta gazeta jest w naszej literaturze "miastem bogów", albo że małpy, przewiezione na drugą stronę rzeki, nie wróciły wszystkie do Benares, lecz gromadka ich zabłąkała się do Warszawy. Nie, tego wcale nie utrzymuję. Przytoczyłem ów fakt dlatego jedynie, ażeby wykazać, że małpy widocznie nie czytają naszych dzienników i nie znają naszych stosunków, gdyż inaczej kazałyby się niezawodnie odwieźć do Warszawy, gdzie znalazłyby nie mniejszą dla siebie cześć, chociaż gorsze owoce, rośliny, wodę i gaiki. Nade wszystko zaś zyskałyby poważne zajęcie, którego w Benares nie mają - szczytne zajęcie kierowników opinii publicznej. Bo proszę rozważyć, co opowiem. Czytelnicy dawniej ze mną znajomi pamiętają może, iż nie byłem nigdy zwolennikiem tzw. "naturalizmu" w sztuce, chociaż go nie omazywałem idealnym błotem ani dobrowolnie, ani z polecenia wydawców. Pomijając moje nerwy całkiem niezdolne do wytrzymania wrażeń szpitalnych, rynsztokowych, rozpustnych, szynkownianych, wychodziłem z tej zasady, że materiał używany do utworów artystycznych nie jest dla ich wartości obojętnym, że np. dwa posągi Michała Anioła - jeden z gliny lub z drzewa, a drugi z marmuru lub brązu - nie będą sobie estetycznie równe. Stosując tę zasadę w własnych pracach beletrystycznych, narażałem je na ciągłe wygwizdywanie za to, że moje wątki są nienaturalne, nierealne, abstrakcyjne itd. Zgięty pod ciężarem tych zarzutów, idę sobie obraną drogą dalej.

Poezja całego świata jest wiosennym śpiewem słowików, wróbli, kosów przed połączeniem się, naturalizm zaś jest opisem milczących zabaw samców z samiczkami po połączeniu się w pary - zabaw, dzięki którym gniazdka nie są puste. Miłość, szlachetna lub sprośna, jest niewątpliwie najważniejszą może nicią w tkance życia ludzkiego, ażeby ona wszakże była całą jego osnową, do której przyczepiają się tylko inne węzełki, ażeby skutkiem tego poezja powinna być tokowiskiem roznamiętnionych ptaków, walczących z sobą lwów lub osłów - na to zgodzić się nie mogę. Zwłaszcza z rozwojem cywilizacji potężnieją inne czynniki, które nabierają wielkiej siły i wielkiego uroku. Tymczasem poeci (zaliczam do nich także powieściopisarzów i dramaturgów), ludzie po większej części bardzo mało ukształceni, wyszywają ciągle swoje pomysły na kanwie doboru płciowego, który nie wymaga uciążliwych studiów, a łechcze zwyrodniałą "inteligencję". Niektórzy z nich - jak np. Dumas-syn, człowiek z kogucim mózgiem - nie widzą nic poza tym doborem.

Wielokrotnie zabierałem głos w sprawie obnażonego "naturalizmu" i protestowałem przeciwko lubieżności poetycznej, a wiecie, jaki osiągnąłem skutek? Taki, że mnie "Słowo" umieściło na liście apostołów naturalizmu i malarzów rozpusty. Święte małpy z Benares, czemuż wyprawione przez braminów nie przybyłyście do Warszawy, jakże byście ślicznie pisały o naturalizmie i pozytywistach! Wasza znajomość rzeczy i ludzi tutejszych, wasza rzetelność literacka, wasze zdolności krytyczne wystarczyłyby do odegrania tej roli. Bo jeżeli literat warszawski może puszczać w świat takie brednie, to jakiejże swobody używałaby małpa indyjska, mająca prawo zasłonić się niedawnym śród nas pobytem! Zaiste, redakcja "Słowa" powinna by posyłać darmo swój dziennik "kolonii bogów", a może w zamian otrzymywałaby od niej artykuły o pozytywistach.

Byłoby to zaś fatalnym nieporozumieniem, gdyby czwororęczni literaci wstrzymywali się od udziału w naszej prasie z powodu nieznajomości nadwiślańskiego języka (czysty polski bowiem jest używany zaledwie przez szczupłą garstkę marudziarzów). Tak pisać, jak większość naszych "publicystów", w krótkim czasie nauczyłaby się każda małpa z Benares. Kwiatki z tej babilońskiej gwary okazywałem już niejednokrotnie: "Gazeta Warszawska" zebrała maleńki ich bukiecik na niwie galicyjskiej. Uposażenie duchowieństwa nazywa się tam kongruą, urządzenie - adaptacją, poganiacz bydła - hajdajem, oczyszczenie - sanacją, stały bilet jazdy na kolejach - permanentką, sprawdzenie budowy drogi - kollaudacją; marka (moneta niemiecka) i belka są rodzaju męskiego (markbelek); "nie robić pakości" jest wyrażeniem dziennikarskim dobrego stylu. I wszystko to wypowiada się w przerwach między jedną a drugą skargą na męczeństwo polskiego języka albo nawet w niej samej. Małpy z Benares, co wam jeszcze stoi na przeszkodzie w przybyciu do nas, wszakże możecie nawet używać mowy, jaka wam się podoba! Nie robicie "pakości".

Gdybym się modlił, modliłbym się tak: Panie Boże, dziękuję Ci, żeś nam stworzył Matejkę, ale nie dziękuję Ci za to, żeś mu dał p. Gorzkowskiego. Mąż ten bowiem, który byłby wybornym kapłanem świątyni w Benaresie, jest sekretarzem krakowskiego mistrza, objaśniaczem jego obrazów i doradcą politycznym. Wiadomo, jakie to są objaśnienia, pamiętamy następstwa przemowy Matejki w Akademii Malarskiej przeciw artystom-Żydom, teraz mamy znowu jego list polityczny do jednego z dzienników petersburskich. Autorem czy współautorem tego pisma był znowu Mefisto Matejki, p. Gorzkowski. Gazety niemieckie i rosyjskie utrzymują nawet, że złapany Faust, na którego spadł grad wyrzutów, sam uznał za stosowne ustąpić z posady dyrektora Akademii Malarskiej. Jeśli tak jest, to doprawdy należy zapytać: co p. Gorzkowski wyrabia? Największego z żyjących geniuszów naszych, który z dala od wszelkich jarmarków mógłby tworzyć wiekopomne dzieła, wikła w procesy i awantury polityczne, a wreszcie skompromitowanego wydziera szkole. Tych figlów za dużo. Ale cóż na nie poradzić? Wysłać p. Gorzkowskiego do Benares? Ani on nie pojedzie, ani tam go nie przyjmą. Rzecz szczególna, są w Krakowie ludzie, którzy mogą, gdy chcą, nakłonić Matejkę do umieszczenia św. Stanisława nad bitwą grunwaldzką, a nie ma ludzi, którzy by go zabezpieczyli przeciwko pokuszeniem p. Gorzkowskiego. Zwłaszcza stańczycy, na których łonie mistrz spoczywa, w polityce kuci na wszystkie nogi, konsekwentni i przestrzegający w swojej drużynie karności, powinni by go ustrzec od błędów na tym polu. Czyżby p. Gorzkowski miał być podobnym do jednej z owych starych, brzydkich i złych niewiast, które cały świat odstraszają, a do których młodzi, piękni i dobrzy mężowie mają jakąś niewytłumaczoną słabość? Chyba...

Są zagadki. Czytelnicy przypominają sobie owego handlarza Niemca, który wypędzał ze sklepu nieobiecujących gości, chrzcząc ich "polskimi psami". "Kurier Warszawski" nazwał to "arogancją"; uraczeni nią, przytulili uszy i odeszli; mnie się zdawało, że w tym wypadku "polskie psy" okazały zbyt wielką bojaźli-wość i pokorę. Teraz widzę, że to była roztropność. Pewien zwierzchnik fabryczny - jak donosi "Kurier Codzienny'' - uczęstował w podobny sposób robotnika, za co ten wypłacił mu się natychmiast gotowizną, z której żyje. Znieważony podał skargę do sądu - "polski pies" został skazany na areszt. Ta więc postać odpowiedzi na obelgę jest niepraktyczną. Jaką wybrać inną, która by była zarazem skuteczną i nie pociągała za sobą złych następstw? Nad tym biedne "psy polskie" teraz pomyśleć muszą.

 


LIBERUM VETO